„7 lat czekałam, aż Hubert dorośnie i poprosi mnie o rękę. Wpędził mnie tylko w lata, a potem wymienił na inną”

kobieta załamana rozstaniem z ukochanym fot. Adobe Stock
„Świat mi się zawalił. W dodatku musiałam zamieszkać z dużo młodszym bratem, studentem, który ciągle wypominał, że mam już 35 lat i na pewno nikogo nie znajdę...”
/ 26.02.2021 11:44
kobieta załamana rozstaniem z ukochanym fot. Adobe Stock

Byłaś obejrzeć to mieszkanie? – młodszy brat szturchnął mnie łokciem.

Spojrzałam na niego nieprzytomnym wzrokiem, a potem zerknęłam na wiszący w kuchni zegar. Cholera, całkiem zapomniałam! Przecież dzisiaj miałam oglądać kawalerkę! Nie mogłam się przyznać Jankowi do sklerozy, bo od razu by się wkurzył. Zachowałam zimną krew i popijając kawę poinformowałam brata, że byłam na spotkaniu, ale mieszkanie nie spełniło moich oczekiwań. Braciszek przewrócił oczami i głośno westchnął.

Od tygodnia dawał mi do zrozumienia, żebym się wyprowadziła

Nie miałam mu tego za złe. Znajdowaliśmy się na różnych etapach życia. Janek dopiero wkraczał w dorosłe życie i zamiast na studiach skupiał się na imprezowaniu. Ja miałam te czasy dawno za sobą. Aktualnie potrzebowałam stabilizacji i spokoju, a mój brat i jego kumple zachowywali się jak nieokrzesane goryle. Wśród tych małolatów czułam się jak matrona. Tyle że bezdzietna.

Janek co chwila mi przypominał, że mam na „te sprawy” coraz mniej czasu i szans.

– Chcesz powiedzieć, że w starciu z dwudziestolatką przegrywam na starcie?
– No raczej!

Smarkacz był bezlitośnie szczery, ale czego się spodziewać po niedojrzałym studenciku? Buzowały w nim hormony. Mogłam mieć tylko nadzieję, że za kilka lat dojrzeje i się zmieni. Oby nie był taki jak Hubert. Siedem długich lat czekałam, aż ten Piotruś Pan dorośnie i poprosi mnie o rękę. I co? Zamiast ślubu dostałam kubeł zimnej wody na łeb.

Pewnego dnia Hubercik wystawił mi walizki za drzwi

Bo? Powiedział, że się zakochał, a w naszym związku tkwił tylko z przyzwyczajenia. Każde jego słowo bolało jak diabli, ale po pewnym czasie przyznałam mu rację. Między nami od dawna nic nie było. Zachowywaliśmy się wobec siebie jak współlokatorzy, a nie para. Jeśli przez resztę życia miałabym się budzić obok człowieka, którego nie kocham, to dobrze się stało, że nasze drogi się rozeszły.

– Co tym razem było nie tak? – Janek przerwał galop moich myśli. – No, w tym mieszkaniu! – dodał podirytowany, widząc, że go nie słucham.

Złościł się, bo miałam zostać u niego przez chwilę, a siedziałam mu na głowie już trzy tygodnie. Oczywiście nie robiłam tego celowo. Marzyłam o wyprowadzce, ale w naszym mieście ciężko było coś wynająć. Większość tych fajnych, czyli ładnych i tanich mieszkań zajmowali studenci.

– Lokalizacja była do kitu, wszędzie miałabym daleko – zmyśliłam na poczekaniu.

Przeprosiłam brata i wyszłam na balkon zapalić papierosa. Może powinnam zadzwonić do właścicielki mieszkania i spytać, czy może się jeszcze ze mną spotkać? A nuż okaże się, że jeszcze z nikim nie podpisała umowy? Co mi szkodzi. Wystarczyło zadzwonić. No już, zrób to, ponagliłam się w myślach, nie masz nic do stracenia. Sięgnęłam po telefon i wystukałam numer.

– Halo? – odezwał się głęboki męski głos.

Zbiło mnie to z tropu. Przez chwilę zastanawiałam się, czy wybrałam dobry numer, bo wcześniej rozmawiałam z kobietą.

Dzwonię w sprawie mieszkania do wynajęcia. Czy to nadal aktualne?
– Tak, osoba, która miała dzisiaj oglądać mieszkanie, nie przyszła.
– Ja jestem tą osobą. Przepraszam. Nie mogłam przyjść rano, wypadła mi bardzo pilna sprawa – wyjaśniłam.

Znowu skłamałam. Jak tak dalej pójdzie, wejdzie mi to w krew.

W takim razie powinna mnie pani poinformować, zadzwonić, wysłać SMS-a. Czekałem na panią dobrą godzinę.

Ups, chyba go wkurzyłam.
– Możemy się spotkać teraz, jeśli to panu odpowiada? Bardzo proszę. Bardzo zależy mi na tym mieszkaniu.

Ciężkie, głębokie westchnienie... Facet się zastanawiał. Może się wahał, bo myślał, że rozmawia z jakąś niedojrzałą gówniarą.

– Wie pan, jak to jest mieszkać kątem u grupy studentów? – zapytałam retorycznie. – Mam trzydzieści pięć lat, nie dla mnie już huczne imprezy. Dla dobra mojego zdrowia psychicznego muszę się wyprowadzić… – rzuciłam.

Mój rozmówca się zaśmiał.

– Już dobrze, niech pani przyjedzie – jego głos nabrał aksamitnych, łagodnych tonów.

Czy można się zauroczyć głosem? Można. Stąd popularność radiowców. Podziękowałam mu i zaczęłam zbierać się do wyjścia. Powinnam się porządnie uczesać i przebrać, ale nie chciałam marnować czasu.

Mój gospodarz miał być na miejscu za pół godziny. Nie mogłam znowu się spóźnić. Wsiadłam w auto i wróciłam myślami do rozmowy z właścicielem kawalerki. Miał niesamowity głos. I dziwnie znajomy, w ten melancholijny, tęskny sposób.

Brzmiał podobnie jak chłopak, na którym dawno temu bardzo mi zależało

Ale dość tych sentymentalnych bzdur, nakazałam sobie w myślach i z tym postanowieniem dotarłam na miejsce. Tym razem byłam punktualnie. Okolica bardzo mi się spodobała. Osiedle było strzeżone, a budynek zadbany. W dodatku tuż za rogiem znajdował się piękny park. Szybko znalazłam właściwe mieszkanie. Nacisnęłam dzwonek i czekałam.

Kiedy drzwi lekko się uchyliły… zobaczyłam męską twarz. Znajomą! Poczułam uderzenie gorąca, serce zaczęło mi łomotać jak szalone. Przede mną stał Sławek. Moja pierwsza miłość. Chodziliśmy ze sobą pięć lat. To z nim przeżyłam swój pierwszy raz, to on tańczył ze mną poloneza na studniówce. Pamiętam, jak razem uczyliśmy się do matury, jak sobie obiecywaliśmy, że to, co nas łączy, będzie trwało zawsze.

A potem przyszła proza życia. Sławek dostał się na medycynę w Szczecinie, a ja wybrałam rachunkowość w Rzeszowie. Dzieliła nas spora odległość. Pierwsze dwa lata jeszcze jakoś dawaliśmy radę. Z czasem robiło się coraz gorzej. Prawie się nie spotykaliśmy, bo studia Sławka były wymagające i miał mnóstwo nauki. Czasem miałam wrażenie, że mu przeszkadzam, że zaprzepaszczam jego przyszłość. W końcu obydwoje stwierdziliśmy, że taka nerwowa relacja na odległość nie ma sensu.

Rozstaliśmy się, przyrzekając sobie, że będziemy przyjaciółmi. Niestety to też nie wypaliło, ponieważ nadal byliśmy o siebie zazdrośni. Kiedy tylko próbowałam się z kimś spotykać, Sławek przez telefon mącił mi w głowie. Nie byłam mu dłużna, gdyż ledwie wspomniał o jakiejś dziewczynie, obiecywałam mu, że przeprowadzę się do Szczecina. Ta emocjonalna huśtawka nas wykańczała i wreszcie zerwaliśmy na dobre, ucinając wszelkie kontakty.

– Co, nie poznałaś mnie, aż tak się zmieniłem? – zapytał, kiedy wreszcie odważyłam się przekroczyć próg.
– Nawet jeśli, to na plus – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Nie wiedziałam, że mieszkasz w Warszawie.
– Nie mieszkam, kupiłem tylko tutaj lokal. A to niespodzianka! Spotkaliśmy się w połowie drogi. – Zaśmiał się. Chyba nieco nerwowo. – Myślałem, że zostałaś w Rzeszowie... – wyjaśnił.
– To jak, mogę obejrzeć mieszkanie? – zapytałam, zmieniając temat.

Wolałam za bardzo się nie rozgadywać. Nie chciałam mu mówić, że przyjechałam do stolicy z facetem, który wymienił mnie na inną. Dla takiego palanta zdobyłam się na wyprowadzkę, a dla Sławka nie, chociaż był tego bardziej wart. Za młoda byłam, by to zrozumieć i docenić. Postanowiłam, że będę uprzejma, ale chłodna.

Poprosiłam, by oprowadził mnie po mieszkaniu. Udawałam, że podziwiam kolor ścian i nowoczesne meble, ale tak naprawdę ukradkiem patrzyłam na Sławka. Czas był dla niego łaskawy. Zmężniał, wyprzystojniał. Pewnie ma idealne życie. Dobra praca, piękna żona, dzieci…

– Wczoraj rozmawiałaś przez telefon z moją żoną – wypalił.

Poczułam, że się czerwienię. Rozszyfrował mnie. Zawsze wiedział, co myślę.

Zresztą to nieistotne, rozwodzimy się. A mieszkanie jest tylko moje, więc bez problemu mogę ci je wynająć.

Nie wiedziałam, jak zareagować. Powiedzieć, że mi przykro? Dopiero trawiłam info o żonie, a on mi mówi, że właśnie się rozwodzą. To nie moja wina, więc czemu czułam się winna? I czemu tak się ucieszyłam?

– Aha… – rzuciłam niewyraźnie. A jakie będę opłaty? – zapytałam sztywno.

Chciałam za wszelką cenę być oficjalna. Zapomnieć o tym, co nas łączyło. Wymazać z pamięci wszystkie wspólne noce. Nie do końca mi się to udało. Wychodząc z kuchni, niechcący otarłam się o Sławka. Przejście do pokoju było dość wąskie. Momentalnie znowu zrobiło mi się gorąco, a moje serce zatrzepotało.

– Wiesz, dlaczego odebrałem? – Sławek przerwał ciszę. – Wiedziałem, że to ty dzwonisz. Minęło tyle lat, a ja ciągle znam numer twojej komórki na pamięć.
– Ja twój też znałam, ale potem go zmieniłeś. Nie chciałeś, żebym dzwoniła – wytknęłam mu z żalem.

Sławek położył mi palec na ustach. Usiadł obok mnie i zaczął mówić. Opowiadał mi, co robił przez te lata. Mówił, że nigdy nie wywietrzałam mu z głowy, że nie powinien się żenić, skoro wciąż kochał kogoś innego. Ale duma nie pozwalała mu do mnie zadzwonić.

– Na szczęście los postanowił dać nam drugą szansę. Widać jesteśmy sobie pisani. Z przeznaczeniem nie wygrasz – puścił do mnie oko, uśmiechając się.

I tak nasze drogi ponownie się złączyły

Wynajęłam od Sławka mieszkanie, a gdy po paru miesiącach dostał rozwód, przeprowadziłam się do niego do Szczecina. Nie czułam, że rzucam wszystko na jedną kartę. Byłam starsza, mądrzejsza, widziałam, że to żadne ryzyko, skoro Sławek był tym właściwym mężczyzną. Moją pierwszą i ostatnią miłością. 

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Klaudia zabrała synka i mnie zostawiła. Nie rozumiałem tego. Przecież ją kochałem
Postawiłem sprawę jasno. Albo yorki, albo ja. Wybrała psy i się rozwiedliśmy
Jakub prowadził podwójne życie. Jedną żonę okłamywał, że jest agentem. Drugą, że żołnierzem

 

Redakcja poleca

REKLAMA