„Sąsiadka to wiejski monitoring. Wchodziła z buciorami w nasze życie i plotkowała. W końcu los utarł jej wścibskiego nosa”

Wścibska sąsiadka fot. Adobe Stock, pololia
„Swoją wiedzę zawdzięczała nie tylko wnikliwej obserwacji, ale też rozmowom, w które wciągała sąsiadów. Jednych łatwiej, drugich nieco trudniej. Kiedy chodziło o takie sprawy, jak podwyżka, to jeszcze pół biedy. Gorzej było, kiedy pani Halina dotykała spraw prywatnych, a czasem nawet intymnych – jak życie małżeńskie”.
/ 03.09.2022 16:30
Wścibska sąsiadka fot. Adobe Stock, pololia

Znów to zrobiła. Jak zwykle, jak każdego dnia – poza tymi najmroźniejszymi, zimowymi – pani Halina wyłożyła sobie parapet poduszkami i rozkokosiła się w oknie. Nie dla zdrowia, nie dla świeżego powietrza, nie dla widoków. Wszyscy w klatce dobrze wiedzieliśmy, dlaczego to robi. Ona po prostu chciała mieć oko na okolicę, bo uwielbiała plotki.

Mniej lub bardziej pikantne szczegóły z życia sąsiadów były istotą jej życia. A że przy okazji miała dość bujną wyobraźnię, to najczęściej rozpowiadała na lewo i prawo prawdę wymieszaną z własnymi domysłami.

Nie przepadaliśmy za nią

Wszystkich sąsiadów irytowały jej plotkarskie skłonności, ale mimo to byliśmy wobec niej dość wyrozumiali. Każdy bowiem znał jej historię. Nigdy nie miała męża, nie założyła swojej rodziny. Rodzice umarli, gdy ona i siostra miały po około trzydzieści lat. Siostra wyszła za mąż, a pani Halina zamieszkała z nią i jej mężem. Jako stara panna stała się więc kimś w rodzaju ich gosposi.

Sprzątała, pomagała przy dzieciach, ale jednocześnie dokładała się do domowego budżetu. Była zbyt wystraszona, by zacząć własne życie, więc godziła się na tak dziwny układ. Stała się przez to zgorzkniała. I to właśnie ta gorycz pchnęła ją do obmawiania innych ludzi.

Skłonność ta nasiliła się z czasem. Dzieci siostry wyprowadziły się z domu, jej mąż stoczył się przez alkohol i zniknął, a dwa lata później ona sama zmarła na wylew. Jedyne, co pozostało samotnej pani Halinie, to obserwowanie życia innych.

– Dzień dobry, pani – przywitałam się z nią, mijając jej okno na parterze.

– Dzień dobry. Jak tam w pracy, pani Małgosiu? – zapytała.

– A wszystko w porządku, dziękuję.

– Dostała pani w końcu podwyżkę?

– A skąd pani wie…?

– Sąsiadka mówiła, że negocjujecie z szefostwem – odparła.

– Dostałam, dostałam… Dziękuję za troskę – odpowiedziałam nieco speszona i weszłam do bramy.

Wiedziała wszystko o wszystkich

Swoją wiedzę zawdzięczała nie tylko wnikliwej obserwacji, ale też rozmowom, w które wciągała sąsiadów. Jednych łatwiej, drugich nieco trudniej. Ale niemal każdy coś jej tam powiedział, coś zdradził. Kiedy chodziło o takie sprawy, jak moja podwyżka, to jeszcze pół biedy. Gorzej było, kiedy pani Halina dotykała spraw prywatnych, a czasem nawet intymnych – jak życie małżeńskie.

Pewnego dnia schodziłam po schodach i już na górze, gdy wyszłam z domu, usłyszałam odgłosy awantury. Gdy zbliżałam się do parteru, czyli do mieszkania pani Haliny, sprzeczka stawała się coraz głośniejsza i bardziej wyraźna. Rozpoznałam dwa głosy – naszej etatowej plotkarki i młodej dziewczyny, która wprowadziła się z mężem ledwie dwa lata temu. I to ona krzyczała głośniej.

Zatrzymałam się na drugim piętrze i wsłuchiwałam w tę kłótnię: „Co pani sobie wyobraża?! Jak można pleść takie bzdury, rzucać takie oszczerstwa?! Zmyśla pani, fantazjuje, a komuś można przez to zrujnować życie! – darła się młoda. – Wścibska, stara baba!” – usłyszałam na koniec.

Kiedy trzasnęły drzwi i dziewczyna zaczęła wchodzić schodami na góry, ja ruszyłam w dół. Myślałam, że przejdziemy obok siebie obojętnie, ale dziewczyna była tak rozeźlona, że musiała się komuś wyżalić. Zatrzymała mnie na pierwszym piętrze.

Widziała ją kilka razy i snuła przypuszczenia

– Pani też takich głupot o nas naopowiadała ta wścibska stara wiedźma? – zapytała mnie.

– Nie… Nie wiem, o czym pani mówi – bąknęłam speszona.

– Ona chodzi i opowiada ludziom naokoło, że ja mam kochanka! – usłyszałam. – Że mnie z pracy przywozi jakiś elegant w dobrym samochodzie i się obcałowujemy przed klatką.

– Coś się jej pewnie pomieszało, to przecież już starsza kobieta… – próbowałam bronić pani Haliny, sama nie wiedząc, dlaczego.

– No właśnie, pomieszało się jej! Bo mnie, owszem, przywozi facet i rzeczywiście całujemy się na pożegnanie, ale to jest mój brat! Pracujemy w firmie rodzinnej! – krzyczała sąsiadka.

– No widzi pani!

– Ale przez tę plotkarę ludzie będą myśleli, że to rzeczywiście mój kochanek?! Po co tak gada? Nawet się nie zapyta! – denerwowała się.

Dziewczyna miała rację. Pani Halina niepotrzebnie interesowała się małżeństwem dziewczyny i rozpowiadała o swoich domysłach. W ogóle nie powinna wściubiać nosa w życie innych ludzi. A ona robiła to notorycznie. Na przykład fałszywie oskarżyła syna sąsiadów, że razem z kolegami rzucał kamieniami w okna starszej pani z naprzeciwka. Podobno wypatrzyła go w czasie jednej ze swoich codziennych okiennych sesji.

Tych domysłów wszyscy słuchali z niesmakiem

Od razu poinformowała o tym rodziców chłopaka, którzy bardzo się przejęli i mimo tego, że dziecko zaprzeczało, zrobili mu niezłą awanturę. Zaciągnęli go nawet do tej kobiety, w której okno miał rzekomo rzucać kamieniami. Wtedy wyjaśniło się, że to nie on. Miał po prostu pecha. Kobieta potwierdziła, że siedział tylko nieopodal. Z łobuzami, którzy ją zaatakowali, nie miał nic wspólnego. Rodzice czuli się zażenowani. Musieli przeprosić syna, ale do pani Haliny już nie poszli. Nie chcieli robić awantury.

Awanturę zrobił za to starszy pan spod dziesiątki. Poszedł do pani Haliny z pretensjami, gdy tylko dowiedział się, że nasza osiedlowa plotkarka rozpowiada po sąsiadach o wizytach, które składa mu regularnie jakaś młoda, atrakcyjna kobieta. Widziała ją kilka razy i snuła przypuszczenia, że musi to być prostytutka, bo co taka młoda dziewczyna robiłaby regularnie w mieszkaniu starszego faceta?

Były absurdalne i odpychające. Ale oskarżony sąsiad i tak poszedł do pani Haliny, żeby wyjaśnić sprawę. Wyjaśniał ją długo i głośno, bo przecież kobieta, która go odwiedzała, była prawniczką zajmująca się sprawą rodzinnego spadku.

Takich sytuacji było mnóstwo. Pani Halina ciągle opowiadała niestworzone historie o sąsiadach. Czasem bliższe prawdzie, czasem oparte na jakichś rzeczywistych zdarzeniach, a czasem całkiem wyssane z palca. Wszyscy przekonywaliśmy się nawzajem, że nie powinniśmy się nimi przejmować, ale nie zawsze się dało.

Tym bardziej że te plotki szły dalej. Pani Halina sprzedawała te opowiastki koleżankom z całego osiedla. To było okropne. Siedziała w tym swoim oknie, wypatrywała ofiar i obmawiała wszystkich dookoła. Pewnego razu dostało się i mnie. Od jednej z sąsiadek dowiedziałam się, że pani Halina uważa mnie za straszną plotkarę! Nie mogłam uwierzyć.

– Że co!? Ja plotkara? Tak o mnie mówi!? – zdenerwowałam się.

– Ja też w to nie wierzę, pani sąsiadko – krzywiła się ta kobieta. – Ale pani Halina zagadnęła mnie wczoraj na klatce i powiedziała, że połowę tych wszystkich historii, które zna, słyszała od pani. Że to pani wszystko wymyśla, a ona tylko przekazuje. Musiałam to pani powiedzieć.

– Ona zwariowała! – jęknęłam.

– Obawiam się, że to już ten etap… – westchnęła sąsiadka.

Chyba nie powinnam się z tego cieszyć…

Długo biłam się z myślami, czy do niej pójść, czy jej nawtykać, czy zrobić awanturę. Ale w końcu odpuściłam. Nie jestem osobą konfliktową, nie lubię kłótni, źle się czuję w takich sytuacjach. Wolałam zmilczeć i liczyć na to, że większość sąsiadów jest na tyle rozsądna, by nie dać wiary tym bredniom. Nie chciałam się też mścić na wścibskiej sąsiadce. Nie przypuszczałam jeszcze wtedy, że pani Halina i tak dostanie nauczkę, że sama się doigra.

Jakiś czas po tym, gdy oskarżyła mnie o plotkarstwo, zniknęła. Nie widziałam jej w oknie przez kilka dni i zaczęłam się zastanawiać, co takiego się stało. Przecież zawsze była taka pilna w tych swoich sesjach obserwacyjnych. Ale nie rozpytywałam. W końcu ciążyło na mnie oskarżenie o plotkarstwo. Musiałam mieć się na baczności.

Dowiedziałam się przypadkiem. Wracałam akurat z zakupów i na półpiętrze spotkałam dwie sąsiadki. Rozmawiały ściszonym głosem, a kiedy przechodziłam, zamilkły. Uśmiechnęłam się do nich, powiedziałam „dzień dobry” i ruszyłam do góry. Ale wtedy jedna z nich mnie zaczepiła.

– Pani Małgosiu, pani Małgosiu! – zawołała podekscytowana.

– Tak? – odwróciłam się.

– A pani się nie zastanawia, co się stało z panią Haliną?

– No trochę mnie dziwi, że nie siedzi w oknie – potwierdziłam.

– Myśmy się już dowiedziały, dlaczego. Od dzieci jej siostry. Koleżanka je spotkała. Nasza plotkarka jest w szpitalu! – wypaliła sąsiadka.

– W szpitalu, Matko Boska, a co się stało? – byłam zaskoczona.

– Nic strasznego, proszę się nie denerwować – uśmiechnęły się obie. – Nie uwierzy pani, ale ona od tego siedzenia w oknie, od tych przeciągów, na które się narażała, dostała porażenia nerwu twarzowego.

Mnie jednak nie było do śmiechu

– A cóż to takiego?

– To się robi z różnych powodów, ale może też z przewiania. Jakby ktoś na przykład zaraz po kąpieli, po umyciu głowy, siadł w oknie. A w tym wypadku chyba tak było…

– Ale co się dzieje? Jakie są objawy?

– Martwieje połowa twarzy, opadają usta z jednej strony, powieka się nie domyka. Dokuczliwa sprawa. Podobno niedługo wypuszczą sąsiadkę do domu, ale dochodzić do siebie będzie kilka miesięcy.

– I co najważniejsze, nie będzie mogła wysiadywać w tym oknie – zachichotały jak jakieś podlotki.

Mnie jednak nie było do śmiechu. Przecież nasza sąsiadka miała problemy ze zdrowiem, a kogo by choroba nie dotknęła, raczej nie należy się z tego cieszyć. Poszłam więc do domu i opowiedziałam wszystko mężowi. On tylko gorzko się uśmiechnął i to była adekwatna reakcja. Bo w sumie można powiedzieć, że panią Halinę spotkała jakaś tam sprawiedliwość. Ale czy powinniśmy odczuwać satysfakcję? Mam mieszane uczucia. 

Czytaj także:
„Syn wymusił, żebyśmy zameldowali w domu jego dziewczynę. Spraszała gości i kochanków, a my nie mogliśmy się jej pozbyć”
„Miałam kiepską pracę, a moje życie uczuciowe kulało. Rodzice myśleli, że będę starą panną, ale wszystko zmienił... wypadek”
„Dzięki koleżance z siłowni czułem się jak król. Chwaliła mnie i ciągle flirtowała. Żona przestała się dla mnie liczyć”

Redakcja poleca

REKLAMA