Kilka razy nasze spojrzenia się spotkały, a on tylko raz odwrócił oczy. Poza tym – po prostu patrzył.
– Znasz go? – spytała Liza i rozmarzona westchnęła. – Piękny mężczyzna.
Miała rację, należało go nazwać pięknym. Wprawdzie nie był kawalerzystą, ale prezentował się imponująco.
– Pewnie cię poprosi do tańca – mruknęła moja przyjaciółka.
– Jeśli tak, będzie zawiedziony – zaśmiałam się cicho. – Mam wypełniony karnet.
Liza potrząsnęła głową, ukradkiem spoglądając na oficera. Nawet nie udawał, że zamierza sobie wziąć coś do jedzenia. Prawdę mówiąc, było to krępujące.
Nie podobało mi się
– Nie bądź głupia! – rzekła Liza. – Jeśli podejdzie, zapomnij o innych.
Spojrzałam na nią, marszcząc brwi.
– Żartowałam przecież z tym karnetem. Jeszcze nawet nie wypada mi tańczyć, ledwie rok minął od śmierci Fiodora!
– Ile zamierzasz nosić żałobę? – przyjaciółka skrzywiła się. – Żebyś to jeszcze miała powód, ale mam ci przypomnieć, jakim mężem był dla ciebie świętej pamięci Fiodor?
Miała rację. Moje życie z nim trudno było określić mianem sielanki. Wydano mnie za niego jako osiemnastolatkę, a on był już doświadczonym mężczyzną. Wiele nocy przepłakałam po tym, jak ktoś „życzliwy” powiedział mi, że znalazł sobie kolejną kochankę. Po jakimś czasie przestałam mu nawet robić awantury. Zresztą, nie przejmował się nimi, za to pewnego razu sam solidnie mi się za nie odwdzięczył awanturą. Dzieci nie mieliśmy, ani on ich nie chciał, ani ja. On z lenistwa, ja ze strachu. Dlatego gdy przyszedł jego najlepszy przyjaciel z wiadomością, iż poprzedniej nocy nieszczęśnik wpadł do osuszonego kanału na Newie, nie potrafiłam się szczerze zmartwić. Tak, płakałam i rozpaczałam na pogrzebie, by nie zostać okrzykniętą zimną, wyrachowaną niewdzięcznicą. Został mi po nim jakiś majątek, nie musiałam się martwić o przyszłość. I dlatego postanowiłam sobie, że więcej nie uwikłam się w małżeństwo.
– A pamiętasz, że Fiedka też był przystojny? – powiedziałam do Lizy. – Wiele mi z tego przyszło?
Przyjaciółka milczała przez chwilę.
– A ty znasz tego wojskowego? – spytałam. – Bo zachowujesz się jak swatka.
– No wiesz? – poczerwieniała lekko. – Nigdy bym się nie ośmieliła…
– Ośmieliłabyś się, ośmieliła! – przerwałam jej z uśmiechem. – Tak jak nie dalej niż miesiąc temu z tym kupcem… Jak mu było? Roman, tak?
– Och, daj spokój! – wpadła mi w słowo. – Ale tego nie znam! Przysięgam! Dowiem się zaraz, kto to!
Zanim zdążyłam ją powstrzymać, znikła wśród gości. A ja zostałam sama przy białym fortepianie. Spojrzenia tego oficera niepokoiły mnie coraz bardziej.
Tak, piękny był bez wątpienia
Aż mi się zrobiło przykro na myśl, że będą mu musiała odmówić, jeśli poprosi mnie do tańca. I wtedy zobaczyłam, że przyjaciółka do niego podeszła. Sama zaczepiła mężczyznę! Oficer był najwyraźniej zaskoczony, ale i jakby rozbawiony. Rozmawiał z nią przez chwilę i wtedy na mnie nie patrzył. Miał wspaniały profil – orli nos, ale bez przesady. Barwy oczu dobrze nie widziałam, lecz oprawę miały ciemną, pasującą do czarnych włosów.
– Wariatka z ciebie, Lizo, mówiłam ci już kiedyś? – spytałam, kiedy trzpiotka wróciła. – Co ludzie sobie pomyślą?
– A co mają pomyśleć? – zaśmiała się. – Kolega sam mi poradził, żebym do tego oficera podeszła. Bo wystaw sobie, ale nikt nic pewnego nie potrafił o nim powiedzieć.
– I czego się dowiedziałaś? – spytałam z większym zainteresowaniem, niż chciałam okazać.
– Jakie on ma oczy… – powiedziała z rozmarzeniem, ale zaraz się opanowała. – Był doradcą wojskowym podczas wojny w Bałkanach i odniósł tam ranę. Oddelegowano go jako łącznika przy ambasadzie brytyjskiej…
W tej chwili rozległy się dźwięki muzyki. Oczywiście, do Lizy podszedł natychmiast jej ukochany i skłonił się przed nią. Zapatrzyłam się na wirującą na parkiecie parę i nie zauważyłam nawet, jak oficer zbliżył się do mnie. Liza nie zmyślała, oczy miał niesamowite.
– Aleksander – przedstawił się, stając przede mną. – Czy wolno mi pani dotrzymać towarzystwa? Choć na chwilę? – dodał szybko. – Obiecuję nie być natrętnym.
– Ja nie tańczę, panie kapitanie – uprzedziłam od razu.
Uśmiechnął się.
– To bardzo dobrze…– pochylił się lekko do mnie i oznajmił cicho, z pewnym zawstydzeniem: – Bo muszę się pani do czegoś przyznać… – zawiesił głos na moment. – Zupełnie nie umiem tańczyć, tylko bym pani podeptał stopy…
Powiedział to jakoś tak bezradnie, że musiałam się roześmiać. Miło też było dowiedzieć się, że nie jest taki do końca doskonały, nie siedzi na szczycie Olimpu.
– A zatem, czy pozwoli pani, abym dotrzymał jej towarzystwa? Chyba że mąż byłby zazdrosny.
– Proszę, panie kapitanie. Obawiam się jednak, że wdowa nie będzie dla pana nazbyt ciekawym towarzystwem – postanowiłam od razu wyjaśnić sytuację.
A on, widziałam, z trudem zdołał powstrzymać uśmiech zadowolenia.
Był bardzo interesującym rozmówcą
Przywykłam, że mężczyźni w mundurach najchętniej poruszają właśnie ten temat. A on okazał się wielkim miłośnikiem muzyki Mozarta, a szczególnie jego oper.
– Mamy Verdiego, Offenbacha, Rossiniego i wielu innych. Jednak ja żywię przekonanie, że prawdziwa opera zaczęła się na Mozarcie i na nim skończyła.
– Wie pan, panie kapitanie, ale nasi też nie są od macochy – zaprotestowałam uprzejmie. –
– Słusznie – skinął głową i spojrzał na mnie z szacunkiem. – A którego z Rosjan najbardziej pani ceni?
– Zaskoczę pana na pewno – uśmiechnęłam się – ale uwielbiam Borodina…
Dostrzegłam w jego oczach podziw. Było już dla niego jasne, że wiem niemało na ten temat. Potem mówiliśmy jeszcze o literaturze i balecie… Nawet się nie spostrzegłam, jak wybiła jedenasta. W tej chwili piękny kapitan potrząsnął głową.
– Proszę o wybaczenie – powiedział z prawdziwym żalem. – Muszę panią opuścić. Obowiązki wzywają. Za godzinę mam pociąg do Moskwy.
Nie ukrywam, że zrobiło mi się przykro. Zajmował mnie cały wieczór, aby porzucić?
– Skoro pan musi – odparłam, starannie ukrywając rozczarowanie. – Oczywiście, proszę się uwolnić od mojego towarzystwa.
Patrzył na mnie przez chwilę, a potem powiedział szybko, jakby bojąc się własnej śmiałości:
– Wracam za dwa tygodnie. Czy nie wzięłaby pani za nadmierną śmiałość, gdybym zaprosił ją do opery?
– Zobaczymy – skinęłam mu głową.
Oczywiście, nie przypuszczałam, że oficer się odezwie. Moskwa to wielkie miasto, nie brak w nim pięknych kobiet. Tym bardziej byłam zdziwiona, kiedy służący dokładnie dwa tygodnie później przyniósł do mnie list. Od kapitana. Poza uprzejmościami i wątpliwościami, czy go jeszcze pamiętam, było tam takie zdanie: „W Teatrze Maryjskim odgrywają operę M. Borodina. Czy pozwoli Pani zaprosić się na spektakl?”. Odpowiedziałam bezzwłocznie, ten sam goniec odniósł mu bilecik. Właśnie w ten sposób moje żelazne postanowienie, że nie zwiążę się już nigdy z mężczyzną, pozostając w spokojnym wdowieństwie, zakończyło swój żywot. A z perspektywy lat muszę stwierdzić, że nigdy tego przeniewierstwa własnym zasadom nie pożałowałam.
Czytaj także:
„Ślub miał być początkiem szczęścia, a był zwiastunem tragedii. Rodzice postawili na swoim, a ja straciłam miłość życia”
„Odwołałam ślub 2 godziny przed ceremonią i porzuciłam narzeczonego, ale dzięki temu poznałam miłość życia”
„Narzeczony porzucił mnie przed ołtarzem, więc... wyszłam za kumpla. Nie po to przez 2 lata planowałam ślub, żeby się nie odbył”