„Rodzice w spadku zostawili mi swój dorobek życia: pieniądze, mieszkanie i przyrodnią siostrę, która chce mnie oskubać”

Kobieta, która odnalazła siostrę fot. Adobe Stock, Red Stock
„Dwa miesiące po pogrzebie odezwał się do mnie notariusz, u którego parę lat temu mój ojciec złożył dyspozycje dotyczące podziału majątku. I to był ten strzał, który mnie po prostu powalił. Mam siostrę, która wczoraj dla mnie nie istniała, a dziś mam dzielić się z nią kasą?”.
/ 04.02.2022 17:03
Kobieta, która odnalazła siostrę fot. Adobe Stock, Red Stock

Dopiero niedawno się dowiedziałam, że mam przyrodnią siostrę. Dla czterdziestolatki to wiadomość z gatunku trzęsienie ziemi. Tym bardziej że moi rodzice żyli zgodnie i szczęśliwie, prawie się nie kłócili, a o żadnych rodzinnych tajemnicach nigdy się nie wspominało.

Oboje zmarli wcześnie i oboje na serce. Zostałam sama, na szczęście miałam już swoją rodzinę, dobrego męża, dwójkę dzieci i fajną pracę, więc łatwiej mi się było po godzić z ich stratą. Po rodzicach został dom z ogrodem i parę hektarów ziemi oraz duży zakład przetwórstwa ogrodniczego, który tata prowadził do samego końca. Rodzice byli jedynakami, więc sprawa spadkowa wydawała się prosta…

Widać uznali, że pieniądze załatwią wszystko

Dwa miesiące po pogrzebie odezwał się do mnie notariusz, u którego parę lat temu mój ojciec złożył dyspozycje dotyczące podziału majątku po swojej śmierci, czyli testament podpisany również przez moją mamę. I to był ten strzał, który mnie po prostu powalił.

Z testamentu wynikało bowiem, że nie jestem sama na świecie – mam starszą siostrę, która też dziedziczy po swojej matce biologicznej, czyli po mojej mamie.

Dowiedziałam się również, że ta obca kobieta wychowywała się najpierw w domu dziecka, potem w rodzinie zastępczej, a jeszcze później, po osiągnięciu pełnoletności, wyjechała pod wschodnią granicę. Teraz nikt nie wiedział, gdzie jest, ani co się z nią dzieje.

Nie mogłam uwierzyć, że mama się tym nie interesowała, ale takie były fakty. W liście, który do mnie napisała i zostawiła w dokumentach, tłumaczyła, że rodząc pierwszą córkę, miała nieskończone szesnaście lat. Ojciec tego dziecka zabił się po pijanemu na motorze, moi dziadkowie nie chcieli słyszeć o niechcianej wnuczce, no i mama nie miała innego wyjścia, jak tylko oddać dziecko.

Podobno walczyła o tę małą. Uciekła z domu, będąc już w zaawansowanej ciąży, ale ją znaleźli i zaproponowali rozwiązanie problemu. Otóż zobowiązali się, że będą z daleka pilnowali, żeby dziecku nie stała się żadna krzywda.

Znajdą mu opiekunów i otoczą troską. Postawili jeden warunek: moja mama o tym zapomni, skończy szkołę, wyjdzie za mąż i będzie żyła jak należy. Zdesperowana, przerażona i samotna nastolatka na wszystko się zgodziła.

Podobno poczuła się szczęśliwa jak nigdy

Mama pisała, że faktycznie wyrzuciła tamtą córkę z serca i pamięci, kiedy ja się urodziłam. Wszystkie uczucia macierzyńskie przelała na mnie, byłam jej oczkiem w głowie i największym skarbem. Tata dowiedział się o wszystkim dopiero wtedy, gdy mama przeszła pierwszy zawał. Wówczas postanowiła mu się przyznać, że ma jeszcze jedną córkę.

Dlaczego oboje podjęli decyzję, że nie będą jej szukać – nie wiem. Czy chodziło im o mnie, czy o siebie, czy o ludzi, którzy zaczęliby plotkować? Tego nie wyjaśnili. Nadal szli tą samą drogą co dziadkowie, uznając, że mojej przyrodniej siostrze wystarczy, jeśli dostanie po nich spadek. Jakby pieniądze były najważniejsze.

Niestety, w mojej rodzinie tak się uważało. Ja również mam w charakterze taką skazę, która każe mi dbać o sprawy materialne bardziej niż o inne. Uważam, że forsa niby nie daje szczęścia, ale lepiej ją mieć, niż jej nie mieć. I że każdy, kto doświadczył jednego i drugiego, przyzna mi rację.

Jestem oszczędna, nie znoszę rozrzutności i marnotrawstwa. U mnie w domu wszystko się przydaje, bo na przykład nawet srebrnej folii po pakowaniu nie wyrzucam, tylko zużywam do czyszczenia srebra.

Nie lubię ludzi, którzy chcą, aby im wszystko kapało z nieba bez wysiłku i pracy. Uważam to za demoralizację i bardzo się złoszczę, kiedy słyszę o czymś takim. Dlatego nie ma się co dziwić, że konieczność podziału tego, co mi się słusznie należało, z kimś całkiem obcym, przyjęłam z oporami i niechęcią. Uważałam, że dzieje mi się krzywda i niesprawiedliwość!

– Jeśli się okaże, że dziadkowie faktycznie pomagali jej finansowo, – mówiłam – to właściwie dostała wszystko, co jej się należało. Należałoby zbadać, kim są ludzie z tamtej strony. Kto wie, może jej biologiczny ojciec był bogaczem i stamtąd trzeba by oczekiwać jakiejś rekompensaty. Czemu tylko mama miałaby brać na siebie cały ciężar odpowiedzialności? Żeby uspokoić sumienie? Ja to nawet rozumiem, ale czemu mnie wciągnęła w ten kocioł?

– Renata, ty siebie słyszysz? – pytał mój mąż, ale on jest zawsze litościwy cudzym kosztem. – Zamiast się cieszyć, że masz siostrę, ty bez przerwy gadasz o pieniądzach. To jest nie do zniesienia!

Minęło parę tygodni, zanim ją odnaleziono. Okazało się, że ma czworo dzieci, męża po udarze i byle jaką pracę, za byle jakie pieniądze. Ten spadek to było dla niej wybawienie, więc nic dziwnego, że go przyjęła z radością i natychmiast chciała nawiązywać rodzinne kontakty.

Okazało się także, że jest kropka w kropkę podobna do mojej córki. Tak podobna, że mnie to aż zirytowało, bo pomyślałam, że się jakoś w ten sposób wdziera na siłę w moje życie. A głos miała jak nasza mama! Kiedy pierwszy raz zatelefonowała, aż mnie ciarki przeszły. Zaproponowała rodzinne spotkanie. Odmówiłam bez namysłu.

Przestraszyłam się, że mi wlezie na głowę z całą swoją familią, że mnie przydusi, zacznie się domagać coraz to innych prezentów, i w końcu zechce mnie oskubać jak kurę na rosół. Gdyby była zamożniejsza i lepiej ustawiona, może bym się tak nie wystraszyła, ale ona wyglądała na taką, co ledwo przędzie, więc nic dziwnego, że miałam obawy.

Nagle zostałam sama. Z chorobą, za to bez męża

Nie czułam z nią żadnego związku, była obcą kobietą, wcale mi nie zależało na tym, żebyśmy się poznały i zaprzyjaźniły.

– Dostała, co swoje i niech spada! – powiedziałam. – Wystarczy! Niech sobie radzi.

Może gdyby mój mąż mnie powstrzymał i uspokoił… Ale on w tym czasie rzadko bywał w domu, dużo pracował i ciągle wyjeżdżał służbowo. No więc nie miałam nawet z kim szczerze pogadać.

Nie jestem specjalnie wylewna, nie mam przyjaciółek, a koleżankom w pracy też się nie zwierzam.
Uważam, że jeśli zacznę gadać, to wcześniej czy później ludzie rozdumchają wszystko, nie zostawiając na mnie suchej nitki.

Poza tym miałam swoje problemy. Źle się czułam, podejrzewałam, że zaczyna mi się wczesna menopauza, bo wszystkie objawy się zgadzały i to mnie martwiło. Chodziłam jak mucha w smole, schudłam. Koleżanki pytały, czy nie mam jakichś zmartwień z mężem, bo bardzo posmutniałam, ale rzeczywistość była inna i o wiele gorsza!

Bo wreszcie poszłam do lekarza i zrobiłam badania. W moich uszach jego diagnoza zabrzmiała jak wyrok. Jeszcze jeden doktor, konsultacje, potem jeszcze jeden i – to samo. Nie było się co łudzić.

Jak na kobietę ma się coś zwalić, to już cała góra! Facet by tego nie udźwignął, ale babka musi, bo nie ma innego wyjścia, szczególnie wtedy, gdy ciężko zachoruje i straci pracę. I jeszcze jej do tej pory wierny mąż nagle pójdzie w długą, zawiadamiając, że jest jeszcze młody i ma prawo do szczęścia! Tak to było ze mną i Marianem właśnie.

Żadne pieniądze nie pomogą, chociaż oczywiście lepiej, kiedy są. Ale zostaje się nocą w ciemnej kuchni, z sercem ściśniętym ze strachu i nawet płakać człowiek nie ma siły. Za ścianą śpią dzieci, więc się zastanawiasz, co z nimi będzie, kiedy ciebie zabraknie, skoro nawet ich tatuś uznał, że mu przeszkadzają i je zostawił.

Nie masz nikogo oprócz psa. On też nie śpi, patrzy ci w oczy, kładzie pysk na kolanach, ale ty myślisz, że i on będzie biedny, bo kto mu da jeść i pogłaszcze po łbie? No i jest ci jeszcze gorzej!
Przychodzą ci do głowy okropne myśli, tak okropne, że się zaczynasz ich bać, ręce ci się trzęsą, nie wiesz, co robić.

No i w końcu, żeby ten lęk uspokoić, nie zważając na późną porę, sięgasz po telefon, wystukujesz numer i dzwonisz do… do siostry. Potem próbujesz coś wytłumaczyć, przeprosić, jakoś zagadać, ale tylko ryczysz w słuchawkę, więc ona pyta:

– Wytrzymasz jeszcze parę godzin? Wsiadam w najbliższy pociąg i przyjeżdżam. O nic się nie martw, wszystkim się zajmę, nie jesteś sama… Poczekasz?

Nie jest ci łatwiej, nie zdrowiejesz, nie staje się cud, a jednak nagle ta noc już przestaje być taka straszna.

– Wytrzymam, poczekam – mówisz.

– Ale na pewno będziesz? Na pewno?

– Jasne. I powiedz do mnie wreszcie Anka. Tak mam na imię.

– Dobrze, Anka. To czekam… 

Czytaj także:
„Jestem po dwóch rozwodach i trzech romansach... z jednym facetem. Nic nie poradzę, że nie potrafię mu się oprzeć”
„Dowiedziałam się, że mam młodszą siostrę. Nie dość, że ojciec ma inną córkę, to jeszcze może mi go odebrać na zawsze”
„Żona znalazła sobie młodszego i rzuciła mnie jak rzecz. Byłem gotów jej wybaczyć zdradę, prosiłem: >>wróć do domu<<”

Redakcja poleca

REKLAMA