„Rodzice podzielili się nami jak starym majątkiem. Odstraszałam kochanki ojca, bo chciałam odzyskać mamę i brata”

Rozdzielone rodzeństwo fot. Adobe Stock, morrowlight
„Ja będę przeganiała wszystkie baby, które pokażą się na horyzoncie ojca, a ty wszystkich amantów, którzy będą próbowali zbliżyć się do mamy”.
/ 09.11.2021 12:33
Rozdzielone rodzeństwo fot. Adobe Stock, morrowlight

Janusz i ja jesteśmy bliźniakami. Brat, młodszy o dwie minuty, często o różnych sprawach zapomina, o byle co się obraża, zawsze się spóźnia i ma wiele innych cech, które niezbyt dobrze o nim świadczą.

Mam jednak pewność, że gdyby jego spytać, jaką jestem siostrą, wówczas on stwierdziły stanowczo, że bywam zapominalska, o byle co się obrażam, stale się spóźniam i mam wiele innych nieciekawych cech. Generalnie rzecz biorąc, chociaż nie jesteśmy podobni do siebie jak bliźnięta jednojajowe, to charakterki mamy identyczne.

Przecież oni się kochają

W tamtym czasie oboje chodziliśmy do piątej klasy podstawówki, ale wciąż mieszkaliśmy w jednym pokoju. Mama co prawda wspominała, że już pora, byśmy dostali własne pokoje, ale po pierwsze, wiązało się to z remontem poddasza, a po drugie… ani ja, ani Janek nie bardzo chcieliśmy się rozstawać. Zawsze mieliśmy coś do przegadania i w jednym pokoju było łatwiej. Tak jak tamtego dnia, gdy już leżeliśmy w łóżkach, a właściwie jednym, piętrowym. Ja byłam na górze, brat na dole. Niemal zasypiałam, kiedy Janek powiedział:

– Coś się dzieje z rodzicami.

Tego tematu się nie spodziewałam. Usiadłam na łóżku.

– Niby co?

– Nie zauważyłaś, że od wielu dni ze sobą nie rozmawiają?

–  A bo to pierwszy raz? Co w tym dziwnego?

– Ale teraz – w głosie brata usłyszałam stanowczą nutę – to wydaje się na poważnie.

– Co „na poważnie”? – nie rozumiałam, o co mu chodzi.

– Coś słyszałem o rozwodzie.

Nie ukrywam, że wtedy kompletnie mnie zatkało.

– Przecież oni się kochają. Nie kracz, bo wykraczesz.

– Ja tylko mówię, co widzę.

– To przestań się gapić.

Byłam zła. Wokół tyle dzieciaków miało porozwodzonych rodziców – nie chciałam znaleźć się w ich gronie. Poza tym byłam absolutnie przekonana, że Janek gada głupoty. Nie pierwszy raz puszczał wodze wyobraźni i plótł, co mu ślina na język przyniosła. Możecie mi uwierzyć, że dzieci wyczują na 100 kilometrów, czy ktoś kogoś kocha, czy tylko udaje. Nasi rodzice autentycznie się kochali, ale z drugiej strony nie mogli ze sobą dojść do ładu. Dlaczego?

Wtedy nie bardzo rozumiałam, czemu jedna osoba nie może się dogadać z drugą. Kiedy dorosłam, pojęłam, że przeszkodą było zbyt wybujałe ego: „Dlaczego to ja mam ustąpić, niech pierwszy krok zrobi ona (albo on)”, „Może i nie mam racji, ale nie musiał (musiała) mi tego wypominać, i to w dodatku przy moich rodzicach, którzy i tak nie mają o mnie zbyt wysokiego  mniemania”, „No właśnie, dlaczego moi rodzice lubią ją (go) bardziej ode mnie?”… i dziesiątki podobnych pytań, zarzutów, wątpliwości oraz bardziej lub mniej wydumanych pretensji.

Mimo tylu lat spędzonych ze sobą, nasi rodzice nie nauczyli się, że należy sobie wzajemnie ustępować w imię wyższego celu, jakim jest spójność małżeństwa. Nie potrafili też jeszcze jednej rzeczy – zapominać i wybaczać. Zamiast tego drobne codzienne pretensje rosły w ich umysłach. I po wielu latach, niewyrzucone na śmietnik, zakryły ich małżeński horyzont. W efekcie oboje zaczęli mówić o rozwodzie. Kto pierwszy w złości użył tego słowa, dziś nie dojdziemy, jednak pewnego dnia rodzice zatrzymali nas po niedzielnym obiedzie przy stole.

– Joasiu, Janku, chcielibyśmy powiedzieć wam coś ważnego – zaczęła mama.

Ja i tata, brat i mama. Czemu nie odwrotnie?

Wyczułam, że coś się święci, gdyż wzrok miała lekko wilgotny i najwyraźniej starała się opanować drżenie rąk. Jestem pewna, że gdyby wówczas ojciec powiedział: „Stop, nie pozwalam, kocham cię i nie chcę, żebyśmy się rozstawali” – to nasza rodzina nie musiałaby przechodzić przez te wszystkie zawirowania. Jednak on nie odezwał się słowem. Jemu też trzęsły się dłonie, też starał się ukryć łamiący się głos, ale nie zdobył się na owo „stop”.

– Tak, chcielibyśmy, żebyście się dowiedzieli – ojciec podjął przerwany przez mamę wątek – że postanowiliśmy się rozstać. Ja przeniosę się z Joasią do mieszkania po dziadkach, a Janusz zostanie tu z mamą.

– Dlaczego nie odwrotnie? – zainteresował się mój brat, który zawsze wszystko musiał stawiać na głowie.

– Tak postanowiliśmy – ucięła mama szybko. – Dalsza dyskusja jest bezcelowa.

I rzeczywiście, miesiąc później nasza rodzina podzieliła się na pół. Ponieważ ojciec był zbyt pobłażliwy dla Janusza, a mama dla mnie, postanowili, że lepiej będzie, jak „podzielą” się nami właśnie w ten sposób. Oczywiście dla naszego dobra.

Rodzice niby przewidzieli wszystko: kto jakie zabierze meble, kto i kiedy będzie miał prawo spotykać się ze mną i moim bratem, jak będą finansować nasze szkoły i inne związane z wychowaniem wydatki. Nie wzięli jednak pod uwagę naszego zdania. A było ono całkiem odmienne od ich. Już nawet nie chodziło o to, że trzeba ratować ich małżeństwo, bo przecież było jasne, że robią głupotę. Chodziło też o nas – nie byliśmy gotowi się rozstać. Byliśmy bliźniakami, na miłość boską! Czy nasi rodzice nie rozumieli, co to znaczy?

Dlatego właśnie ostatniej nocy przed wyprowadzką zawarłam z bratem pakt.

– Ja będę przeganiała wszystkie baby, które pokażą się na horyzoncie ojca, a ty wszystkich amantów, którzy będą próbowali zbliżyć się do mamy.

– Nie lubię, jak ktoś mi rozkazuje – skrzywił się brat, a ja już miałam ochotę go palnąć.

– Jestem od ciebie starsza, to niewystarczający argument?

– Dwie minuty – odburknął.

– Zaproponuj lepsze rozwiązanie – żachnęłam się.

Nie zaproponował i stanęło na moim. Bo w końcu co można było wymyślić? Janusz miał pilnować mamy, a ja ojca.

– Ale powinniśmy im wmawiać – Janusz dorzucił jednak swoje trzy grosze – że jedno o drugim stale mówi i tęskni. Ty ojcu, ja mamie…

– A skąd będziemy wiedzieli, że za sobą tęsknią? – teraz ja nie popisałam się inteligencją.

– Wiesz co znaczy słowo „wmawiać”? Ja będę mówił mamie, że w czasie telefonicznej rozmowy z tobą dowiedziałem się, że ojciec za nią wzdycha, a ty… Ka pe wu?

Rzeczywiście to było sensowne dopełnienie mojego genialnego planu. No i zaczęło się. Przez pierwsze trzy miesiące ani ojciec, ani mama nie pękali. Ba, wydawało się, że jest im lepiej bez siebie. Nie ukrywam, że trochę mnie to zaniepokoiło. Jednak z czasem ojciec zaczął markotnieć. Podobnie było z mamą, tak przynajmniej przekazywał mi Janusz. Już zacierałam ręce, gdy pewnego dnia ojciec zaprosił do domu, jak oficjalnie mi przedstawił, swoją koleżankę z pracy.

– Wpadnie tylko na kawę – usłyszałam w głosie ojca podekscytowanie. – Chciała poznać moją rezolutną córeczkę. Prawda, że będziesz grzeczna?

Kiwnęłam głową, że tak, i dopowiedziałam w myślach, że tak popędzę jej kota, że więcej do nas nie zajrzy. Nawet na szklankę wody, nie mówiąc o kawie.

Najpierw się wściekł, potem śmiał

Tamtego wieczoru przygotowałam się na tip-top. Siedziałam w swoim pokoju, gdy ojciec mnie zawołał, żebym przywitała się z panią Krysią. Wyszłam ze swojego pokoju, a wtedy pani Krysia krzyknęła wystraszona. Na głowie miałam bandaż, który pod spodem na tyle zmoczyłam keczupem, że na zewnątrz prześwitywała piękna czerwona plama.

Ojciec doskoczył do mnie wystraszony z okrzykiem: „Co się stało?!”. Wówczas odpowiedziałam, że to mama (jego żona, z którą nie chce się rozwieść) mnie uderzyła.

– Zdenerwowała się, bo nie płacisz alimentów na Janusza – wskazałam oskarżycielskim gestem ojca.– A Janusz się stacza, wiesz? – dobiłam go. – Włamał się do apteki. Teraz to już na pewno pójdzie na kilka lat do poprawczaka! – zakończyłam i zaniosłam się płaczem.

Wystraszona dama zwinęła się z naszego domu w try miga. Ojciec początkowo był wściekły, ale powoli złość zaczęła mijać, a jej miejsce zajęła wesołość. Okazało się, że wcale nie był pozbawiany umiejętności logicznego myślenia. Od razu zadzwonił do mamy…

Janusz również wyciął jej numer, gdy na ulicy poprosił jej znajomego, który właśnie odprowadzał ją z pracy, żeby pożyczył mu stówę na jakiś mocny alkohol, bo idzie do dyskoteki i chciałby się dobrze zabawić. Matka zaniemówiła, a gość szybko się zmył. Nasi rodzice wrócili do siebie dwa miesiące później. Bardzo za sobą tęsknili, no i pojęli, że warto zawalczyć o rodzinę.

Po latach myślę, że to rozstanie było im potrzebne. Zrozumieli, że należy wybaczać sobie drobnostki, które w życiu po latach potrafią, niczym drobiny piasku, przywalić nas olbrzymią piaszczystą hałdą. To rozstanie okazało się również znaczące dla mnie i mojego brata – oboje poczuliśmy, że chcielibyśmy zostać aktorami. Dziś studiujemy w szkole aktorskiej, więc jest nadzieja (jak tata powtarza za mamą albo na odwrót), że jeszcze „wyjdziemy na ludzi”.

Czytaj także:
„Moja przyjaciółka nie żyje. Ja szybko uwiodłam jej męża. Teraz nawet jej córka mówi do mnie >>mamo<<”
„Po śmierci żony wydało się, że miała romans. Jej kochanek nie wie, że zginęła. Niech myśli, że puściła go kantem”
„W ostatniej chwili uniknęłam ślubu z maminsynkiem. Po zerwaniu zabrał mi pierścionek i podarował go… własnej matce”

Redakcja poleca

REKLAMA