Przy stole w rodzinnym domu często rozmawialiśmy o tym, kim będziemy, gdy dorośniemy. Arek, mój brat przeważnie mówił, że zostanie inżynierem lub lekarzem. Wtedy rodzice kiwali głowami z aprobatą. Potem odwracali się do mnie.
– A ty, Dorotko? – pytała na przykład mama. – Pewnie będziesz panią doktor?
– Nie. Ja będę fryzjerką.
Miałam zaledwie pięć lat, kiedy pierwszy raz tak powiedziałam. Powtarzałam to potem przy każdej okazji. Rodzice wybuchali zawsze śmiechem niedowierzania.
– Dorota, pięknie czeszesz swoje lalki, ale przecież fryzjerką nie zostaniesz. Powinnaś wybrać sobie jakiś poważny i szanowany przez innych zawód.
Nie mogłam pojąć, dlaczego rodzice kręcą nosem na fryzjerstwo. Nade wszystko uwielbiałam czesać. Już w szkole podstawowej układałam włosy koleżankom. Potrafiłam im doradzić odpowiednią do typu urody fryzurę. Mama, ciotki i babcia skwapliwie korzystały z moich umiejętności. A mimo to, kiedy napomknęłam w domu, że chciałabym iść do szkoły fryzjerskiej, nie spotkałam się ze zrozumieniem.
– Jesteś jeszcze dzieckiem – powiedziała mama. – Nie możesz wiedzieć na pewno, co chcesz w życiu robić. Skończ liceum i zdaj maturę. Wtedy pogadamy.
Uważali, że to kaprys młodości
Nauka w szkole średniej szła mi dobrze, lecz w każdej wolnej chwili chodziłam do zaprzyjaźnionego zakładu fryzjerskiego. Najpierw podpatrywałam, potem zaczęłam pomagać. Myłam klientkom głowy, zamiatałam podłogę. Po jakimś czasie pozwolono mi obcinać i modelować włosy. Właścicielka zakładu często mnie chwaliła, nawet płaciła mi za wykonaną pracę. Nie miałam jeszcze osiemnastu lat, a już zarabiałam na swoje wydatki. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że moim powołaniem jest zawód fryzjerki. Nic innego.
Pamiętam, jak przyszli do nas na obiad koledzy ojca z pracy wraz z żonami. Kiedy mój brat powiedział im, że ma zamiar studiować na wydziale mechanicznym politechniki, pokiwali głowami z uznaniem.
– A panna Dorotka?
– Ja chcę zostać fryzjerką.
Zapadła cisza. Po chwili usłyszałam drżący głos mamy:
– Córka rzeczywiście pięknie czesze. To hobby. Wydaje się jej, że będzie pracować jako fryzjerka. Zwykły kaprys młodości.
Wszyscy odetchnęli z ulgą. Znajomi rodziców przekrzykiwali się wzajemnie:
– Ja chciałem być kosmonautą!
– A ja sądziłam, że uszczęśliwi mnie praca kwiaciarki.
– Ja miałem być strażakiem, ale miałem lęk wysokości…
Wśród śmiechów i żartów wizyta dobiegła końca. Kiedy zostaliśmy sami, mama dramatycznie załamała ręce.
– Dorota, po co opowiadasz ludziom te bzdury?
– Dlaczego uważasz, że to bzdury? – zapytałam urażona.
– Jeszcze się pytasz? – krzyknęła, aż blada z emocji. – Widziałaś już, co inni o tym sądzą. Matka dentystka, ojciec pracownik naukowy, nawet twój brat nie ma zamiaru poprzestać na maturze, a ty wybierasz taki mało prestiżowy zawód. To praca dla nieuków!
Na chwilę zaniemówiłam, by potem ostro bronić swoich racji.
– Nie sądziłam, że takie z was snoby, dla których najważniejsze jest to, co ludzie powiedzą. Od kiedy fryzjerka to ktoś gorszy?
– Dorotko, niech to będzie twoje hobby – mówiła mama, a ojciec przytakiwał każdemu jej słowu. – Ile fryzjerek zyskało sławę i uznanie? Będziesz stać cały dzień na nogach, grzebać w cudzych głowach. Skończ lepiej farmację. Pomożemy ci z ojcem kupić aptekę.
– W aptece też się stoi cały czas na nogach. A ja chcę robić to, co naprawdę lubię.
– Ma rację – odezwała się siedząca do tej pory cicho babcia.
– Mamo, co ty opowiadasz? Zawsze goniłaś nas do nauki. Byłaś taka dumna, że mamy solidne wykształcenie.
– Może dlatego, że sama go nie miałam. Poza tym, każde z was lubi swój zawód. Dlaczego chcecie odmówić tego Dorocie?
– Czasy się zmieniły i dyplom jest bardzo ważny. Nikt nie będzie szanować zwykłej fryzjerki.
– Przesadzasz – machnęła ręką babcia. – Ludzie zawsze szanowali i szanują tych uczciwych.
– Gdyby Dorota była tępa, to jeszcze bym zrozumiała – lamentowała mama, a mnie trafiał szlag. – Ale jest zdolna, nauka łatwo jej przychodzi. Córciu, jeśli nie chcesz studiować farmacji, to może idź przynajmniej na pedagogikę? Jednak dyplom, to zawsze dyplom.
Nie zamierzałam rezygnować z planów
Kochałam rodziców, więc zacisnęłam zęby i złożyłam papiery na pedagogikę. Jednocześnie chodziłam do pomaturalnej szkoły dla fryzjerów. Nadal pracowałam w zaprzyjaźnionym zakładzie fryzjerskim. Miałam coraz więcej klientek, szefowa była ze mnie zadowolona, proponowała mi udział w profesjonalnych szkoleniach. A w zagranicznym konkursie dla młodych adeptów grzebienia i zdobyłam drugie miejsce.
Już w pierwszym semestrze zrezygnowałam ze studiów uniwersyteckich. Nie tylko nie miałam na nie czasu, ale po kilku wykładach zorientowałam się, że pedagogika mnie nudzi.
Kiedy po paru miesiącach wszystko się wydało, mama niemal się załamała.
– Dorota, pomyśl, ile twoich rówieśników chce studiować i nie stać ich na to. A ty tak pochopnie rezygnujesz z nauki!
– Mamo – zaczęłam – mówiłam, że chcę zostać fryzjerką.
– A ja tłumaczyłam, jak ważne jest wykształcenie, dyplom!
– Wam chodzi tylko o papier. I o to, co powiedzą znajomi.
Po raz pierwszy wtrącił się brat:
– To obciach, żeby dziewczyna z inteligenckiej rodziny była rzemieślnikiem. Moi kumple…
Miałam spokojne usposobienie, ale tego jednak było za wiele.
– Twoi kumple myślą tak samo? Jesteście bandą pozerów! – podniosłam głos. – Nie zrobiłam nic złego. Ja tylko chcę pracować w zawodzie, który lubię.
Wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami. Nie miałam zamiaru zrezygnować ze swoich planów.
Nadal robiłam swoje, a rodzice pozornie pogodzili się z losem. Spostrzegłam, że unikają sytuacji, w których musieliby oznajmić, że ich córka jest fryzjerką. Zapraszali znajomych do siebie, kiedy byłam nieobecna. Jeśli pojawiłam się w pobliżu, mama i tata prowadzili rozmowę w ten sposób, żeby ominąć „drażliwy” temat. Podobnie postępował brat. Robił wszystko, żebym, broń Boże, nie miała kontaktu z jego kolegami. Moi bliscy wstydzili się mnie!
W chwilach smutku i zwątpienia szukałam pociechy u babci. Tylko ona była dumna z moich zawodowych osiągnięć…
Pewnego dnia wróciłam do domu późno. W pokoju zobaczyłam przystojnego szatyna. Rozmawiał z moją babcią.
– Przyszłaś nareszcie, Dorotko – zawołała na mój widok. – To jest Damian, kolega naszego Arka. Wnuk powinien zaraz być. Pogadajcie sobie, ja idę do siebie.
Najważniejsze, by robić to, co się lubi
Damian przyglądał mi się uważnie przez dłuższą chwilę.
– A więc jesteś tajemniczą siostrą Arka? – spytał z uśmiechem. – Dziwne, że nie znaliśmy się do tej pory. Co studiujesz?
Spłoszona, szukałam w myślach odpowiednich słów. Już miałam skłamać, że pedagogikę, ale rozsądek mi na to pozwolił. „Mam się wstydzić siebie? Tylko dlatego, że rodzina szaleje na punkcie wyższego wykształcenia?!” – pomyślałam i powiedziałam:
– Jestem fryzjerką. Cały czas uczę się zawodu.
– Super. Ja jestem na wydziale samochodowym politechniki. Chcę otworzyć warsztat. Już teraz w każdej wolnej chwili grzebię w autach. Grunt, to robić w życiu, co się lubi.
Zasypał mnie pytaniami dotyczącymi mojej pracy. Potem mówił o swojej pasji samochodowej. Świetnie nam się rozmawiało i nawet zauważyliśmy, kiedy zjawił się mój brat.
– Cześć, Arek – zawołał wreszcie Damian. – Wreszcie poznałem twoją siostrę fryzjerkę.
Brat posłał mi złe spojrzenie.
– Dorota zawsze chciała być oryginalna. Bawi ją fryzjerstwo…
– Co ty chrzanisz? Dobrze by było, żeby każdy tak lubił swoją robotę jak ona. Coś dzisiaj jesteś nie w sosie. Dorota, muszę iść, ale zadzwonię do ciebie, dobrze?
– Nie myśl, że się odezwie – zasyczał Arek, gdy zostaliśmy sami.
Damian zatelefonował do mnie następnego ranka. Umówiliśmy się na kawę. Potem do kina. Poznałam jego rodziców. Byli bardzo zainteresowanymi tym, co robię. Mówili, że będą zachwyceni taką synową, jak ja. Byłam szczęśliwa, a rodzice i brat nie mogli się nadziwić.
– Dziwne. Jego starzy mają tytuły doktorskie – opowiadał brat.
– Mają przede wszystkim dobrze poukładane w głowach! – nie wytrzymałam. Miałam dość tego, że rodzina mnie nie wspiera.
Wkrótce szefowa wezwała mnie na rozmowę. Oznajmiła krótko, że otwiera nowy salon, a we mnie widzi swoją wspólniczkę. Zgodziłam się. Damian i jego rodzice cieszyli się razem ze mną. Babcia gratulowała mi awansu.
– Najmłodsza bizneswoman w mieście! A wszystko zawdzięczasz tylko sobie!
Na akceptację rodziców i brata czekałam trochę dłużej, ale dzisiaj oni też są ze mnie dumni. I często mi o tym mówią.
Czytaj także:
„Myślałam, że gdy urodzę dziecko, uwolnię się od matki. Niestety. Wciąż byłam marną kukłą w jej teatrze marionetek”
„Żeby podobać się mężowi przeszłam szereg operacji plastycznych. Wszystko na darmo. Odszedł do starszej i brzydszej”
„Żyłam w chorym trójkącie. Ja, mój ukochany i jego matka. Poddałam się, nie byłam w stanie wygrać z tą paskudną kobietą”