„Rodzice czekali z rozwodem, aż dorosnę, żeby nie niszczyć mi dzieciństwa. Co z tego, że jestem dorosła, nadal cierpię”

Kobieta płacze fot. Adobe Stock, murika
Kiedyś dowodem na istnienie idealnego małżeństwa byli moi rodzice, a teraz…? Czułam się tak, jakby zniknęła jedna z podwalin mojego świata. Byłam dorosła, a zagubiona jak dziecko.
/ 27.08.2021 15:09
Kobieta płacze fot. Adobe Stock, murika

Zawsze uważałam, że moi rodzice stanowią małżeństwo idealne, takie, jakie sama chciałabym mieć. Dlatego szokiem było dla mnie, gdy podczas niedzielnego obiadu, gdzieś między rosołem a roladą, mama oznajmiła:

Rozwodzimy się z twoim ojcem.

Powiedziała to tak beznamiętnym, obojętnym tonem, że dopiero po chwili dotarło do mnie znaczenie jej słów. Ojciec, zwykle małomówny, skwitował tę rewelację kiwnięciem głowy i potakującym mruknięciem.

– Co? – zapytałam, wciąż mając nadzieję, że się przesłyszałam.

– Bierzemy rozwód. Podasz kluski?

– Tak… Ale dlaczego?

Popatrzyli na siebie, a potem mama odpowiedziała:

To… wisiało w powietrzu. Od jakiegoś czasu. Przeżyliśmy razem wiele dobrych lat, ale potem, wiesz…

– Nie wiem! – krzyknęłam. – Nie rozumiem tego. Jesteście tacy zgodni!

– I dlatego rozwodzimy się w zgodzie, bez awantur. W zasadzie decyzja zapadła już dawno.

– Jak to: dawno? Na co czekaliście?

– Aż zdasz maturę i dostaniesz się na upragnione studia – odezwał się po raz pierwszy ojciec.

– Jesteś już dorosła, córuś – dodała mama. – Wychowaliśmy cię najlepiej, jak umieliśmy, spełniliśmy swój obowiązek i teraz…

– Tym jestem? Obowiązkiem?!

Wyszłam, zanim zdążyli coś wyjaśnić

Uważałam, że pewnych rzeczy nie da się wytłumaczyć. Krążyłam po ulicach miasta, próbując uporządkować rozgorączkowane myśli. Naprawdę nic z tego nie rozumiałam. Moi rodzice. Jedyna para, o jakiej nigdy bym nie pomyślała, że się rozstanie. A może już nie ma takich par pewniaków?

Każdy dokądś się śpieszy, za czymś goni i nie ma czasu, by dbać o więzi z drugim człowiekiem. Co dopiero mówić o małżeństwie, które trzeba pielęgnować jak ogród, żeby nie zmarniało, nie zarosło chwastami, nie uschło. Ludzie wchodzą w przelotne związki albo w ogóle unikają wszelkich związków, jakichkolwiek bliskich relacji.

No fakt, małemu dziecku trudniej byłoby to pojąć. Miałam w liceum kilka koleżanek, które twierdziły, że nigdy przenigdy nie wyjdą za mąż, a już w żadnym wypadku nie urodzą dzieci. Singielki z wyboru. Singielki ideologiczne. Ja z kolei wydawałam się im staroświecka i nieżyciowa z moim marzeniem, że kiedyś spotkam odpowiedniego faceta i stworzę z nim rodzinę. 

Nie zastanawiałam się dotąd zbyt intensywnie, czy mój chłopak Darek jest właśnie tym mężczyzną „na zawsze”.

Mieliśmy czas na poważne decyzje

Z punktu widzenia mojej praktycznej mamy jako student trzeciego roku medycyny na pewno dobrze rokował na przyszłość i był tak zwaną dobrą partią. Może. Ale czy miłość i dobre perspektywy wystarczą? Gdzie gwarancja, że nam się uda?

Kiedyś dowodem na istnienie idealnego małżeństwa byli moi rodzice, a teraz…? Czułam się tak, jakby zniknęła jedna z podwalin mojego świata. Byłam dorosła, a zagubiona jak dziecko. Bezwiednie skierowałam kroki w stronę akademika, w którym mieszkał Darek. Pół godziny później wypłakiwałam mu się na ramieniu.

– Chyba lepiej, że teraz niż dziesięć lat temu – podsumował.

– Co? – zdziwiłam się. – Serio?

– Pewnie. Twoja mama ma rację. Pomyśl. Dla ciebie, dziewczynki w wieku ośmiu czy dziewięciu lat rozwód rodziców byłby końcem świata. To znaczy teraz pewnie też nie jest ci lekko, ale rozumiesz…

– Nie bardzo.

– Dla dziecka rozwód jest tragedią, bo wali się w gruzy jego dotychczasowy świat, a dzieci to konserwatyści. Nie mówiąc już tym, że rodzice często zaczynają o ten swój skarb bezpardonowo walczyć. Kto ma przejąć opiekę, jak ustalić wizyty, alimenty, z kim Wielkanoc, z kim Wigilia… Dziecko staje się przedmiotem jak meble, samochód, mieszkanie. Ty jesteś już pełnoletnia, nie podlegasz władzy rodziców. Możesz sama decydować, z którym z nich chcesz mieszkać, jeśli w ogóle z którymkolwiek. Takie dylematy cię nie dotyczą.

– Ale ja wciąż nie rozumiem dlaczego! – jęknęłam.

O to już powinnaś zapytać swoich rodziców. Nie chcę zgadywać w takiej kwestii, pewnie i tak się pomylę. – zamilkł, jakby się nad czymś zastanawiał, w końcu powiedział: – Hej, chcesz zostać na noc?

Kiwnęłam głową, że tak. Następnego ranka poczułam się już lepiej, choć sen miałam niespokojny i kilka razy budziłam się w nocy.

– Witaj, skarbie. Wyglądasz okropnie – rzucił Darek na mój widok; z uśmiechem dałam mu kuksańca.

Wróciłam do domu z zamiarem dotarcia do sedna sprawy

Po drodze trapiły mnie niewesołe myśli. Czy i mnie to czeka, jeśli wyjdę za mąż? Znudzenie, rutyna, wypalanie, wyczerpanie się… formuły małżeństwa. W takim razie po co w ogóle się pobierać? Może lepiej nie wiązać się formalnie, tylko być ze sobą, dopóki jest nam po drodze, a kiedy przestanie, po prostu się rozejść?

W domu zastałam tylko ojca. Od kiedy pamiętam, pracuje jako tłumacz, więc miał swoje biuro w pokoju.

– Masz kogoś – wypaliłam, gdy tylko zobaczyłam ojca.

Jego bezbrzeżne zdumienie powiedziało mi od razu, że się pomyliłam.

– Skąd ci to przyszło do głowy?

– Nie widzę innego powodu, dla którego mielibyście się rozwodzić.

– A może to twoja matka ma kogoś na boku, co? – zapytał z dziwnym uśmieszkiem. – Nabijasz się ze mnie?

Owszem. Żadne z nas nie ma nikogo innego, naprawdę.

– Więc dlaczego się rozwodzicie?

– Szukasz racjonalnego wytłumaczenia – mruknął. – To zrozumiałe. Prawda jest taka, że uznaliśmy z twoją mamą, że po prostu już czas. Kochanie… – westchnął, jakby z żalu nad sobą; wszak nie był gadułą.

Widzisz, kiedy za młodu ludzie się zakochują, myślą, że tak będzie już na zawsze. Małżeństwo to naturalna konsekwencja takiego idealistycznego podejścia. Potem pojawia się dziecko, dzieci… A „motyle w brzuchu” zastępuje proza życia. Zakochanie się nie trwa wiecznie. W końcu mija. Trzeba ugotować obiad, posprzątać. Dziecko płacze w nocy. To wszystko zmienia więzi łączące ludzi. Zakochanie przeradza się w miłość. Z kolei miłość w… przyjaźń, potem w przyzwyczajenie.

Widziałam, że ojcu coraz trudniej jest o tym mówić. W końcu zamilkł

– To właśnie się wam przydarzyło? Przyzwyczajenie? – drążyłam.

– Chyba tak – uśmiechnął się smutno. – Łączyły nas dom, wspólne życie, no i ty. Ale miłości gdzieś po drodze zabrakło. Wciąż dobrze się nam razem żyło, byliśmy szczęśliwi czy raczej zadowoleni, choć oczywiście potrafiliśmy się kłócić o drobiazgi. Wiesz przecież doskonale.

– Oj, tak.

– Ale jak długo można żyć, opierając się na przyzwyczajeniu? Spędziliśmy z twoją mamą wspólnie parę wspaniałych lat, kilka trochę gorszych, a teraz zdecydowaliśmy, że czas pójść osobnymi ścieżkami.

– Tak po prostu?

– W sumie tak – wzruszył ramionami. – Nie zrozum mnie źle. Nie przestało mi zależeć na twojej matce. Jej na mnie też nie. Nie chcemy zrywać ze sobą kontaktów, palić mostów. Rozstajemy się za obopólnym porozumieniem, w zgodzie. To ważne. Będziemy przyjaciółmi jak dotychczas, ale nie będziemy już razem mieszkać. Szczęśliwie sytuacja finansowa pozwala nam na takie rozwiązanie. Zapewne sprzedamy to mieszkanie i podzielimy się pieniędzmi. Każde z nas wynajmie sobie albo kupi inne, mniejsze. Może z czasem poznamy kogoś, kto znów obudzi te… motyle w brzuchu.

I tyle? Moi rodzice rozwodzą się, bo ich miłość przeszła w przyzwyczajenie. Po prostu. Nie ma romansu, zdrady, uznali tylko, że ich drogi się rozeszły. Ojciec musiał się połapać, o czym myślę, bo powiedział:

– To nie znaczy, córuś, że z tobą będzie tak samo. Może, kiedy poznasz odpowiedniego faceta, będziecie żyć długo i szczęśliwie, jak w bajce. Kto wie? To, że my z matką podjęliśmy taką, a nie inną decyzję, nie musi oznaczać, że tobie się nie uda.

Kochany tato. Jak zawsze próbował mnie pocieszać. Tylko… kto to wie? A więc to koniec. Może nie warto z nikim się wiązać? Jaki jest sens małżeństwa?

Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”

Redakcja poleca

REKLAMA