„Robiłam dla swojej matki wszystko, a ona mnie obwiniała o swoje porażki. Starałam się jak mogłam, a ona narzekała”

Matka obwiniała mnie o wszystko fot. Adobe Stock, aletia2011
Utrzymanie dużego, wysokiego mieszkania mamy pochłaniało coraz większe sumy. Często też byłam rozjemcą w jej sporach z teściami. Mama w dodatku miała ciągle żale i pretensje do mnie. – Idusiu, jesteś wspaniała córką, ale to wszystko przez ciebie.
/ 15.09.2021 16:42
Matka obwiniała mnie o wszystko fot. Adobe Stock, aletia2011

Mój ojciec zmarł, gdy kończyłam studia. Mama została wtedy sama w mieszkaniu, które znajdowało się w domu należącym do teściów. Nigdy za sobą nie przepadali, ale gdy żył tata stosunki rodzinne układały się dość poprawnie.

Po jego śmierci mama coraz wyraźniej odczuwała niechęć rodziny męża

Pół biedy, jeśli na przykład teściowa, widząc wieczorem zapalone światła u mamy, mówiła następnego dnia, że oszczędność nigdy nie należała do maminych zalet. Nie było ważne, że mama płaciła rachunki za prąd. Jednak od złośliwości teściów gorsze stawało się postępujące uczucie osamotnienia i izolacji.

Rodzina nie zapraszała mamy ani na święta ani na inne uroczystości. A ona z kolei, obawiając się nieprzyjemnych komentarzy, krępowała się gościć u siebie swoich znajomych. Studiowałam w innym mieście i z tego powodu nie mogłam być przy niej, wspierać i pocieszać.

Częste rozmowy przez telefon pokrzepiały ją na krótko. Wiedziałam, że coś z tym wszystkim trzeba zrobić, ale żaden sensowny pomysł nie przychodził mi do głowy. Jakiś czas po moim zamążpójściu, gdy kończyliśmy z mężem urządzać nasze mieszkanie, zadzwoniła mama.

– Iduniu, stało się coś okropnego! Rury w łazience się zapchały. Myślałam, że to niegroźna awaria, ale hydraulik powiedział, że cała kanalizacja wymaga gruntownego remontu – rozpłakała się.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że dla schorowanej mamy, żyjącej od lat samotnie i w nieprzyjaznym otoczeniu, stawienie czoła zepsutym rurom jest czymś, co ją przerasta. Nie mówiąc już o tym, iż prace hydrauliczne tego rodzaju nigdy nie były tanie, a mama dysponuje jedynie skromną emeryturą.

Dlatego powiedziałam, żeby przestała się martwić, bo ja się wszystkim zajmę

Razem z mężem sfinansowaliśmy naprawę kanalizacji w mieszkaniu mamy, chociaż sporo to kosztowało. Więcej, niż myśleliśmy na początku, ale cóż było robić. Uszczęśliwiona mama serdecznie nam dziękowała. 

Potem przyszła ostra zima i któregoś dnia mama zameldowała, że ma grypę. Oczywiście, pojechałam do niej na czas choroby.

„Nic dziwnego, że się zaziębiła, skoro w mieszkaniu panuje przenikliwy chłód” – pomyślałam.

– Córeczko, gaz jest drogi. Nie stać mnie na płacenie wysokich rachunków – wyjaśniła, gdy zapytałam dlaczego ma wyłączone ogrzewanie.

– Pokaż mi ostatnie rozliczenie – poprosiłam.

Mając przed sobą perspektywę ciągłego chorowania mamy, która oszczędzała na ogrzewaniu, zdecydowałam, że ja za nie zapłacę. Ba, zobowiązałam się, że będę to robić przez całą zimę i surowo nakazałam, żeby mama miała cały czas włączone kaloryfery. Zimowe noce trwały długo, a temperatury były bardzo niskie, więc płaciłam gazowni horrendalne rachunki.

Innego rozwiązania nie było.

Sytuacja pogarszała się z każdym rokiem

Utrzymanie dużego, wysokiego mieszkania mamy pochłaniało coraz większe sumy. Często też byłam rozjemcą w jej sporach z teściami. Mama w dodatku miała ciągle żale i pretensje do mnie.

Idusiu, jesteś wspaniała córką, ale to wszystko przez ciebie – mówiła na przykład, a ja pytałam dlaczego, chociaż z góry wiedziałam, jaką dostanę odpowiedź. – Po co wyprowadziłaś się tak daleko? Przecież mogłaś wrócić po studiach do rodzinnego domu. Teściowie widząc, że mam w tobie oparcie, przestaliby się wtrącać do mojego życia. Wspólnymi siłami dałybyśmy radę ponosić koszty opłat za mieszkanie i jakichś remontów. Tymczasem zostałam sama jak palec – wyliczała mama.

Tłumaczyłam, że w niewielkiej rodzinnej miejscowości nie dostałabym pracy. Dodawałam nieśmiało, iż jestem już na innym etapie życia. Wyszłam za mąż, mam swój dom i myślę o dzieciach.

– No właśnie – odpowiadała wtedy mama. – Kiedy na świecie pojawią się dzieci, to nie będziesz mieć czasu, aby mnie odwiedzać. A ja nie poznam swoich wnuków. Nie mam pieniędzy na podróże.

Mama zaczynała płakać, a ja milkłam bo nie wiedziałam, co na to powiedzieć.

Tymczasem nieoczekiwanie życie podsunęło rozwiązanie problemu

Mój mąż zmienił pracę na inną, znacznie lepiej płatną. Ja z kolei otrzymałam awans i podwyżkę. Uszczęśliwieni, pomyśleliśmy o zmianie naszego małego mieszkanka na większe.

– Idusiu – powiedział pewnego wieczoru mój mąż. – Planujemy mieć dwoje, a może nawet troje dzieci. Może więc kupimy od razu segment w szeregowcu?

– Stać nas na to?

– Musimy wziąć kredyt, ale jego rata jest niewiele większa od raty za kupno mieszkania. A korzyści ogromne. Te domy stoją pod lasem. Cisza, spokój a zarazem dobry dojazd do centrum. Wszystko obliczyłem. Część kredytu spłacimy pieniędzmi ze sprzedaży obecnego mieszkania.

W tym momencie już wiedziałam, co można zrobić i podzieliłam się swoimi przemyśleniami z mężem. Przyklasnął mojemu pomysłowi i następnego dnia przedstawiliśmy go mojej mamie. Zaproponowaliśmy jej, że przepiszemy na nią nasze dwupokojowe mieszkanie, natomiast sprzedamy to, w którym obecnie mieszka, a dzięki uzyskanej kwocie zostanie nam mniejszy kredyt do spłacenia.

– To nowy blok i koszty utrzymania są niższe niż u ciebie – przekonywałam mamę. – Zostawię ci zabudowę kuchni i łazienki, pralkę i lodówkę. Nie będziesz musiała już użerać się z teściami. No i my będziemy w tym samym mieście!

Formalności trwały kilka miesięcy, ale załatwiliśmy wszystko zgodnie z planem

We wrześniu przeprowadziliśmy się z Mariuszem do segmentu pod lasem, a przed Bożym Narodzeniem mama, przy naszej pomocy, przeniosła się do ślicznego i świeżo odmalowanego mieszkania. Święta obchodziliśmy hucznie i wesoło.

Po Nowym Roku mama zaczęła poznawać swoje osiedle, a później stopniowo zwiedzała kolejne dzielnice miasta.

– Wokół mnie panuje pustka. Ludzi mało, za to ten plac budowy za oknami… spać się nie da, bo od rana robią hałas – poskarżyła się pewnego razu.

– Mamo, byliśmy z Mariuszem pierwszymi lokatorami w tej części miasta. Wszystko się dopiero rozbudowuje, ludzi z czasem przybędzie. Nie martw się, plac budowy to stan przejściowy – pocieszałam ją jak umiałam.

– Ale nie ma w pobliżu sklepów... – grymasiła mama.

– Masz dwa przystanki autobusem do supermarketu – odpowiedziałam.

– Nie znoszę supermarketów. Mięso najlepiej brać od sprawdzonego rzeźnika. U siebie miałam takiego, a tutaj?

Zrobiło mi się przykro, lecz usiłowałam mamę pocieszyć

– Nie jest tak źle, jak myślisz. W tym supermarkecie mają towar od sprawdzonych dostawców. Mamuś, może wybierz się lepiej na wystawę obrazów do domu kultury albo do kina, dobrze? Rozumiem, że ciężko jest ci się zaaklimatyzować w nowym miejscu, ale wkrótce się przyzwyczaisz, zawrzesz nowe znajomości i sama powiesz, jak jest fajnie!

Mama, pozornie przekonana, milkła, aby przy najbliższej okazji podnieść właśnie kwestię znajomych.

– To nie jest takie proste. Przecież nie stanę na ulicy i nie zacznę krzyczeć, że chętnie kogoś poznam. Zresztą, nikogo by to nie obeszło. W tym molochu wszyscy się ciągle gdzieś spieszą. Nie w głowie im życie towarzyskie. Moi znajomi zostali w tamtym mieście – skarżyła się ze łzami w oczach, a mnie zabrakło cierpliwości.

– Mamo, przecież zawsze byłaś tak zajęta pracą i domem, że na nic więcej nie miałaś czasu. Nie można mówić, że twoje koleżanki tam zostały, bo ich nie miałaś – odparłam stanowczo. – A co to za pani, z którą widziałam cię niedawno? Sprawia wrażenie sympatycznej.

– Grażyna, sąsiadka z klatki obok. Przelotna znajomość, nie ma o czym mówić – odburknęła mama. – Wyobraź sobie, Idusiu, zaproponowała mi, żebym przygarnęła kota. Sama ma już dwa.

– I co ty na to? Ja uważam, że wpadła na świetny pomysł.

– Obiecałam, że na krótko wezmę zwierzaka. No bo kto wie, co się w tym mieście ze mną stanie – wyjaśniła widząc moje pytające spojrzenie.

– Mamusiu, wszystko będzie dobrze. To tylko kwestia czasu.

Moje słowa pocieszenia jednak nie pomagały

Mama ciągle wracała do tego, co jej doskwierało w nowym miejscu zamieszkania. Wciąż powtarzała jak mantrę, że wszędzie ma daleko, że nie zna nikogo i nie ma co ze sobą zrobić. W końcu, wyprowadzona z równowagi, ostro się z nią pokłóciłam.

Przypomniałam, jak źle znosiła życie w rodzinnym miasteczku, nie mogąc liczyć na pomoc i wsparcie tamtejszej rodziny, ile pochłonęło ono kosztów.

– …które poważnie obciążyły nasz małżeński budżet. Mamo, jesteś niesprawiedliwa. Pewnie nawet uważasz, że tutaj wieją silniejsze wiatry, a tamto miejsce omijają deszcze – zakończyłam żartobliwie, ale mama śmiertelnie się obraziła.

– Trafiłaś w sedno. Moje miasteczko leży w rozległej dolinie i dlatego ma łagodniejszy klimat. Słońce zawsze świeci, nie ma skoków ciśnienia… – ciągnęła rozmarzona. – Teraz jestem po prostu na zesłaniu. Nic, tylko się powiesić.

W odpowiedzi trzasnęłam drzwiami i już mnie nie było

W domu, w objęciach Mariusza rozpłakałam się w poczuciu bezsilności i niezrozumienia.

– Przecież mama sama chciała się przeprowadzić, a teraz rozpacza – chlipałam.

– No cóż, może sprzedamy mieszkanie twojej mamy i kupimy inne w jej rodzinnych stronach? – zaproponował mąż.

– Znowu mamy się zajmować handlem nieruchomościami? Jeszcze nie ochłonęłam po tamtym przedsięwzięciu – jęknęłam.

W końcu jednak otarłam łzy, zacisnęłam zęby i postanowiłam działać. Znalezienie odpowiedniego mieszkania w rodzinnym miasteczku nie było proste. Wreszcie trafiłam na lokal, który przypadł mi do gustu.

Musiałam jeszcze dowiedzieć się, czy podoba się mamie. Po tamtej kłótni nasze stosunki się nieco ochłodziły. Rozmawiałyśmy zdawkowo i głównie przez telefon. Teraz poszłam do niej i wyłuszczyłam nasz plan.

– Ido, co ci strzeliło do głowy? Raptem kilka miesięcy temu się przeprowadziłam, a ty już myślisz o kolejnej zmianie mieszkania? Co to, to nie – powiedziała ku mojemu zdumieniu.

– Przecież nie lubisz tego miasta. Widok z okna ci się nie podoba, do sklepów masz daleko, nikogo nie znasz – wyliczałam, tkwiąc nadal w osłupieniu.

– To wszystko prawda. Ale ostatnio zaprzyjaźniłam się z Grażynką. Jest wolontariuszką w schronisku dla zwierząt, a ja jej pomagam. Nie mogę wszystkiego tak sobie zostawić. Grażyna namówiła mnie, żebym zapisała się na zajęcia Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Poznałam kilku jej znajomych. Mam to rzucić?

Mama nadal wynosi pod niebiosa rodzinną miejscowość, lecz na tym się kończy. Już nie czuje się tu jak na zesłaniu. Niedawno zatelefonowała do nas z prośbą, abyśmy przygarnęli psa ze schroniska.

– Bardzo mądre zwierzę. Przypilnuje wam domu – zachwalała.

Zgodziliśmy się. Lubimy zwierzęta. Poza tym, mama w końcu ma jakieś zajęcie poza narzekaniem.

Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”

Redakcja poleca

REKLAMA