„Przyznałem się żonie do zdrady, a ona wyrzuciła mnie z domu. Myślałem, że pocieszę się u kochanki, ale się pomyliłem...”

mąż przyznaje się żonie do zdrady fot. Adobe Stock, vasilisa_k
„– Śledzę ten wasz melodramat od kilku miesięcy, zdążyłam się przyzwyczaić – Wisia machnęła ręką. – W zasadzie dobrze się stało. Już dawno powinnam cię zostawić. Nic z ciebie nie mam. Zero. Ani kasy ani przyjemności. Jesteś Jacku cienki Bolek”.
/ 23.10.2022 16:30
mąż przyznaje się żonie do zdrady fot. Adobe Stock, vasilisa_k

Pierwszy raz go zauważyłem, jak stał w bramie, a nawet nie zobaczyłem, tylko podświadomie zarejestrowałem. Krępy facet z mierzwą włosów, w za dużej, kurtce, choć to była jedna z najcieplejszych nocy gorącego lata. Dziwna postać, niepokojąca. Wracałem do domu na piechotę, bo mieszkam w centrum i do wszystkich potrzebnych mi do życia miejsc mogę dotrzeć w kilkanaście minut. Chyba się nawet obejrzałem w kierunku tej bramy, ale nikogo już nie dostrzegłem.

Następnego dnia, gdy wychodziłem ze sklepu spożywczego, dostrzegłem kątem oka gwałtowny ruch. Na ławce na skraju skwerku siedział facet w za dużej kurtce i zasłaniał się gazetą. Przystanąłem. Wychylił głowę i zaraz cofnął. Co jest grane? Śledzi mnie?

Nikt nie ma powodu, żeby mnie śledzić. Nie jestem politykiem ani szpiegiem. Od dwóch lat nie mam romansu z żadną mężatką. Nie mam oszczędności ani kolekcji obrazów. Nie mam wrogów. W zasadzie jestem już nikim, facetem, który mimo kilku kolejnych katastrof życiowych, próbuje spokojnie przeżyć, łapiąc się drobnych chałtur. Nie jestem z tego dumny, ale też nie wstydzę się specjalnie.

Od dawna o wszystkim wiedziała

W poprzednim życiu byłem nauczycielem fizyki. Zakochałem się w dyrektorce szkoły, w której uczyłem. Ba, stało się coś jeszcze gorszego. Ona zakochała się we mnie. Ukrywaliśmy się z tym, bo ona miała męża, a ja żonę i córeczkę.

– Nie mogę być już dłużej z wami – powiedziałem któregoś dnia do żony. – Nie mogę, nie chcę cię oszukiwać, nie zasługujesz na to. Jesteś zbyt dobra, żeby grać przed tobą tę komedię.

– Jacek! Nie owijaj, tylko do rzeczy. Ja nie jestem twoją uczennicą, nie musisz robić teoretycznych wstępów.

– Zakochałem się – wyrzuciłem to w końcu z siebie na bezdechu.

– To powszechnie wiadomo, wróble o tym ćwierkają – odparła moja żona.

– Jak to? Ty wiesz? Domyślałaś się?

– Boże, jaki ty jesteś głupi. Jak kiedyś będziesz zdradzał tę swoją Ilonę, to pamiętaj, zawsze pilnuj, żeby zabezpieczać swoje pliki na komputerze dobrym hasłem, Facebook ma być wylogowany i poczta oczywiście też.

– Wisiu? Ale jak to? I ty to tak spokojnie mówisz? – zdziwiłem się.

– A jak mam mówić? Śledzę ten wasz melodramat od kilku miesięcy, zdążyłam się przyzwyczaić. W zasadzie dobrze się stało. Już dawno powinnam cię zostawić. Nic z ciebie nie mam. Zero. Ani kasy ani przyjemności. Jesteś Jacku cienki Bolek.

– A Zosia? Nasza kruszynka?

– Nie bądź bezczelny! Właśnie mi oznajmiłeś, że nas zostawiasz i teraz dostajesz histerii? Zosia sobie doskonale poradzi, lepiej niż z tobą. Pod warunkiem, że alimenty będą spływały regularnie. No, a teraz leć do tej Ilony i zacznij jej psuć życie, tak jak nam je psułeś. Zadowolony?

Mogłem snuć miliony scenariuszy tej rozmowy, jednak takiej wersji bym nie wymyślił.

– To ty już mnie nie kochasz? – spytałem płaczliwie.

– Nigdy cię nie kochałam. Coś mi tylko przed laty zaburzyło trzeźwość myślenia. Ale już jestem zdrowa.

Głupia sprawa. Byłem wolny, ale nie miałem gdzie mieszkać. Poszedłem do Norberta, ponieważ jego ślubna niedawno uciekła z tancerzem, który robił striptiz na dziewczyńskiej balandze u jednej z jej koleżanek.

– Pewnie, stary. Mieszkaj sobie. Miejsca jest dość. Jakoś dojdziemy do porozumienia. Tylko pamiętaj, trzymaj łapy z daleka, bo tu u mnie czasami się pojawiają pewne wesolutkie panienki, a ja z natury jestem zazdrosny.

– I u mnie też będzie się pojawiać pewna bliska mi osoba, więc proszę o respektowanie zasady wzajemności.

– Tośmy sprawę dogadali i można ją oblać – uznał Norbert.

Z bólem głowy, ale szczęśliwy pognałem do pracy. Próbowałem dopaść Ilonę na przerwie, ale była zajęta. Udało mi się dopiero po południu.

– Ilonko, kocie, stało się. Mam ci coś ważnego do powiedzenia.

– Ja tobie też.

– Ale moje ważniejsze. I bardzo radosne – zaćwierkałem.

– A ja muszę cię zwolnić z pracy.

– Co musisz?

– Przepraszam, ale wczoraj miałam strasznie przykrą rozmowę w domu. Maurycy skądś dowiedział się o nas i była potworna awantura. Nakłamałam, że to tylko taka intelektualna fascynacja, że go kocham i tak dalej. I Maurycy zgodził się dać mi szansę, ale postawił warunek. Mam cię natychmiast zwolnić z pracy. Sam rozumiesz, że nie mam innego wyjścia.

– To ty już mnie nie kochasz? – spytałem płaczliwie. W ciągu dwóch dni uciekłem się dwa razy do tego samego żenującego tekstu.

– Kocham. Na pewno kocham, ale sam rozumiesz. Siła wyższa.

Nie awanturowałem się, nie skamlałem przed żadną. Norbert zadbał, żebym się całkiem nie rozkleił i nawet podesłał mi kiedyś jedną z tych jego panienek. I tak minęły dwa lata.

Czemu za mną łazi? Kto go nasłał?

Wczoraj znów wlazłem na tego typa w kurtce. Stał przed monopolowym i udawał, że ogląda wystawę. To nie mógł być przypadek.

– Panie kolego! Czego pan chce ode mnie? – ryknąłem, a facet rzucił na mnie spojrzenie niebezpiecznie gorejących oczu i zaczął uciekać w stronę parku. Biegł śmiesznie, wyciągając nogi i kołysząc się w przód i w tył.

Wieczorem powiedziałem o wszystkim swojemu gospodarzowi.

– Homo – stwierdził krótko.

– No co ty gadasz? I chcesz powiedzieć, że na mnie leci? – zdziwiłem się.

– A masz inne wytłumaczenie? Nie sądzisz chyba, że chce ci ukraść pięć złotych i stary podkoszulek?

– Niemożliwe, Norbi. Geje są bardzo eleganccy, a to jakiś obszarpany gość, cały jak z lumpeksu.

– No, na tym to ja się nie znam. Ja tam pilnuję swoich panienek. Którą mamy godzinę? – zapytał.

– Po siódmej piętnaście.

– O, to zaraz będzie tu Klaudynka.

Zadowolony Norbert zatarł dłonie. i podśpiewując poszedł do łazienki. Słyszałem, jak zasyczał dezodorant w sprayu. Postanowiłem pójść do knajpy. Napiję się kieliszeczek czegoś albo wychylę ze dwa piwka. Na wszelki wypadek włożyłem do kieszeni tłuczek od moździerza. To poręczna broń, łatwo ją schować, a w razie potrzeby wzmocni cios. Tak kombinowałem, bo nigdy wcześniej, a w każdym razie w dorosłym życiu się nie biłem, ale facet w kurtce zasiał niepokój w moim sercu. Musiałem być gotowy na wszystko.

Faceta nigdzie nie było. Spokojnie zaszedłem do baru i zamówiłem podwójną wódkę. Barman był miłym gościem i często ucinaliśmy sobie pogawędki na tematy różne. A to o kobietach, a to o piłce nożnej. Raz próbowałem mu wytłumaczyć ogólne zasady teorii względności, ale okazał się bezwzględnie oporny, więc zrezygnowałem. Dziś gadaliśmy o globalnym ociepleniu. Wyszedłem lekko tanecznym krokiem wprost w ponurą i deszczową noc.

– Przepraszam pana… – usłyszałem nagle za sobą.

Odwróciłem się. To był on. Wiatr rozwiewał mu zmierzwione włosy na głowie i szarpał połami kurtki. Ścisnąłem mosiężny tłuczek w dłoni i wyrżnąłem go z całej siły w głowę.

– Mistrzu? Za co? – zaskomlał, padając na chodnik.

Nic nie wiem o żadnym filmie...

Przeraziłem się tym, co zrobiłem. Facet krwawił, stękał i nie podnosił się.

Czemu za mną łazisz? Kto cię nasłał? Mów zaraz, gnoju!

– Mistrzu! Ja też chcę do filmu. Podziwiam pana. Każdą rolę, każdy film.

– Jaki film, co ty nawijasz?

Zaczął powoli się podnosić. Chwiał się, a krew zalała mu oczy.

– Ja rozumiem, że mistrz nie chce… Dlatego, tak długo się zbierałem, żeby porozmawiać, ale po co od razu bić?

– Jak mnie poznałeś? Niby kim jestem? Ja nie mam nic wspólnego z żadnym filmem – zacząłem się nieskładnie tłumaczyć.

– Rozumiem. Incognito. Nic już nie mówię – przeszliśmy z pięćdziesiąt metrów i posadziłem faceta na ławce. Wyciągnąłem chusteczkę, by mu wytrzeć krew zalewającą oczy.

– Mis… Proszę pana, ja chcę do filmu. Ja to naprawdę czuję.

– Pan się pomylił.

– Tak. Ja wiem i rozumiem. Ale dla pana to po prostu jeden telefon do jakiegoś reżysera czy producenta.

Daj pan już spokój. Przepraszam, że pana tak walnąłem, ale mnie pan wystraszył tym śledzeniem.

– Zadzwoni pan?

– Jeszcze raz na ten temat i przyłożę z drugiej strony!

Facet odruchowo zasłonił ręką głowę. Miałem dość. Jakaś groteska. Odszedłem szybkim krokiem.

– A w „Pułkowniku Kwiatkowskim” to pan zagrał koncertowo. Mam to nawet na płycie i ciągle sobie puszczam – krzyknął za mną jeszcze.

***

– Coś taki zdyszany? – zapytał Norbert, gdy wpadłem do mieszkania.

– E tam, nieważne – machnąłem ręką. – A jak Klaudynka? – zmieniłem szybko temat.

– Nie przyszła.

– Oj, to klops.

– No tak.

– Norbert, popatrz na mnie. Czy ja ci nie przypominam jakiegoś aktora?

– Bo ja wiem? Raczej nie. A jakiego?

– E, nic. Tak tylko zapytałem.

Czytaj także:
„Mąż zostawił mnie dla wyrachowanej małolaty i puścił z torbami. Szybko odkryłam, że ten pacan nie jest mi potrzebny do szczęścia”
„Gdy 3 lata po śmierci męża poznałam nowego faceta, pomyślałam, że będzie świetnym ojcem dla moich synów. Bardzo się pomyliłam...”
„Zaszłam w ciążę z kochankiem, ale on nie nadaje się na ojca. Nie mam wyjścia, chyba będzie nim musiał zostać mój mąż…”

Redakcja poleca

REKLAMA