„Mam męża i dzieci, ale wciąż wzdycham do licealnej miłości. Wystarczy jedno słowo, a rzucę dla niego wszystko”

Kobieta, która tęskni fot. Adobe Stock, fizkes
„Byliśmy razem 4 lata. Zawsze nierozłączni. Podarowaliśmy sobie każdą wolną chwilę, myśl. Dzieliliśmy się pierwszym papierosem, każdym pocałunkiem, każdą kłótnią, rozczarowaniem i bólem. Już pisałam swoje imię z jego nazwiskiem. Zbytnio się pospieszyłam”.
/ 15.03.2022 22:02
Kobieta, która tęskni fot. Adobe Stock, fizkes

Znowu miałam ten sen – chodziłam ulicami miasta mojej młodości. Wiedziałam, że jestem zakochana, czułam olbrzymią tęsknotę, a jednocześnie podniecenie, że mój ukochany jest gdzieś tu, obok. Przypomniałam sobie nawet, że ma telefon. Tak dobrze pamiętam ten numer. Mogę zadzwonić, usłyszeć go, a nawet zobaczyć, bo znam jego ulubione miejsca.

Budzę się z mieszanymi uczuciami. Szczęśliwa, bo kiedyś tak bardzo kochałam i byłam kochana, i zrozpaczona, gdyż wiem, że straciłam tę miłość. I jeszcze długo jest mi smutno, bo przypomniałam sobie, jakie to uczucie kochać po raz pierwszy.

Czekałam z zapartym tchem, co się wydarzy

Nagle wrócił do mnie tamten dzień. Miałam 16 lat, był bardzo ciepły listopad, piękna polska jesień. Niedawno rozpoczął się rok szkolny, ja i moje koleżanki wróciłyśmy po wakacjach do naszego pokoju w internacie. Licealistki. Tego dnia byłyśmy podekscytowane oczekiwaniem na pierwszą dyskotekę, na którą zaproszono chłopców z Zespołu Szkół Zawodowych. Wystrojone i gotowe wyglądałyśmy przez okno, aby obejrzeć zaproszonych gości.

– Idą. Za niski, gruby, źle ubrany – przekrzykiwałyśmy się wzajemnie.

I nagle zapadła cisza, by wybuchnąć wspólnym westchnieniem: „Boże, jak on wspaniały!!!”.
Tak, ten chłopak był przystojny. Wysoki, szczupły, o dosyć długich, ciemnych włosach. Miał na sobie świetnie szare szwedy – najmodniejszy wtedy fason spodni, i niebieską dopasowaną koszulę z kilkoma rozpiętymi guzikami. Jak hollywoodzki aktor.

„Cóż, pomarzyć dobra rzecz” – pomyślałam i ruszyłam z dziewczynami. W dużej sali goście rozpierzchli się po kątach. My, będąc u siebie, od razu podeszłyśmy do miejsca, gdzie stał magnetofon – nasza nadzieja, że do końca imprezy nie zabraknie dobrej muzyki.

Zabrzmiały pierwsze takty piosenki. Stoimy, oni też stoją. Wreszcie któryś z chłopaków nie wytrzymał, podszedł do jednej z dziewczyn. Pierwsza para odważnych na parkiecie, potem następna i następna. Zabawa się zaczęła.

I wtedy zobaczyłam, że Piękny idzie w naszym kierunku. Serce zaczęło mi walić. „Do której podejdzie?” – zastanawiałam się, pewnie jak i inne dziewczyny. Wybrał… mnie!

Tańczyło nam się wspaniale: on wysoki, ja też, pasowaliśmy do siebie idealnie. Choć był to nasz pierwszy wspólny taniec, miałam wrażenie, że oboje znamy każdy następny krok, każdą figurę.
Na parkiecie byliśmy doskonałą jednością. Nie rozmawialiśmy. Patrzyliśmy sobie w oczy i tańczyliśmy. Muzyka ucichła, „Piękny” podziękował i odprowadził mnie na miejsce.

– Ale masz szczęście – dziewczyny od razu rzuciły się na mnie, jak tylko zniknął.

– Jaki on jest? Co mówił? Podrywał cię? – pytały jedna przez drugą.

A ja stałam, nie mogąc jeszcze uwierzyć, że to się zdarzyło naprawdę. Muzyka znów zaczęła grać. Już wiedziałam na pewno, że ja i Piękny przetańczymy całą noc. Potem było jak w bajce. Pierwsze spojrzenia w oczy (miał cudne, brązowe), pierwszy nieśmiały dotyk dłoni (zachwycały mnie jego smukłe palce).

W następnych dniach – pierwsze randki w parku, długie rozmowy podczas spacerów alejkami, gdy pod nasze stopy spadały ostatnie czerwone i złotobrązowe liście. Byliśmy razem cztery lata. Zawsze nierozłączni. Podarowaliśmy sobie każdą wolną chwilę, myśl, wyjście do kina, na dyskotekę czy wyjazd na wakacje. Dzieliliśmy się pierwszym papierosem, pierwszą lampką wina, każdym pocałunkiem, każdą kłótnią, rozczarowaniem i bólem.

Tamtego dnia, gdy spacerowaliśmy w parku naszymi alejkami, rozkwitała wiosna. Już wiedziałam, że coś nieodwracalnie się kończy.

– Nie możemy być razem – powiedział bardzo spokojnym głosem.

– Ale dlaczego? – krzyknęłam struchlała, że chce mnie zostawić.

Powiedział, że nie jest pewien, czy do końca życia mógłby być mi wierny. Woli odejść teraz i zranić mnie raz, zamiast rok po roku zadawać mi ciosy. A ja już pisałam na okładkach zeszytów moje imię z jego nazwiskiem, widziałam nasze dzieci z jego oczami…

Żyję jak każda kobieta, lecz to wspomnienie powraca

Minęło tyle lat… Wyszłam za mąż, mam rodzinę, kocham mojego męża, ale zdarza się, że budzę się rano i ocieram łzy z policzków, bo wróciło do mnie to dawne uczucie. I wiem, że nie płaczę za nim, lecz nad tamtymi chwilami, gdy nie znałam jeszcze trudów życia. Kiedy wszystko działo się po raz pierwszy.

Czytaj także:
„Odcięłam dzieci od rodziny, bo nie mogę znieść obecności szwagra. Kiedy na niego patrzę, widzę... zmarłego męża”
„Prawiłem Kasi komplementy, żeby podnieść ją na duchu. Zrozumiała to opacznie i na firmowej imprezie poszła na całość”
„Dla Rafała wakacje, samochód i nowe mieszkanie były ważniejsze, niż moje pragnienie bycia mamą. W końcu było za późno”

Redakcja poleca

REKLAMA