„Iza zmieniała facetów jak rękawiczki i nawet nie wiedziała, z którym kochankiem może być w ciąży”

kobieta w ciąży fot. iStock, milanvirijevic
„Nie słuchała naszych zwierzeń, tylko mówiła o sobie. Uważała, że ma ciekawsze i bardziej kolorowe życie niż my dwie, więc powinnyśmy być jej wdzięczne, że opowiada nam o swoich ekscytujących romansach”.
/ 08.07.2023 19:15
kobieta w ciąży fot. iStock, milanvirijevic

Nasza przyjaźń przetrwała, choć rozjechałyśmy się na studia do różnych miast. Ja studiowałam w Krakowie, Daria we Wrocławiu, a Iza w Warszawie. Jednak odległość nie była w stanie nas rozdzielić. Dzwoniłyśmy do siebie i odwiedzałyśmy się. Spotykałyśmy się we trzy co najmniej raz w miesiącu. Ale dzisiaj to już przeszłość.

Nie ma już naszej świętej trójcy…

Pierwszy zgrzyt nastąpił, kiedy Daria się zaręczyła. Spotkałyśmy się, żeby opić dobrą nowinę. Miało to być z założenia święto Darii, jednak Iza uparcie starała się przebić na pierwszy plan. Złożyła zdawkowe gratulacje, a potem zaczęła opowiadać o swoich perypetiach miłosnych:

– Spotykam się z trzema naraz i naprawdę nie wiem, którego z nich wybrać.

– Może tego, do którego coś czujesz? – podsunęłam  rozsądne, mogłoby się wydawać, rozwiązanie.

– Naiwna jesteś! – roześmiała się beztrosko. – Żadnego nie kocham, jeśli o to ci chodzi. Ale każdy ma swoje zalety. Chcecie wiedzieć jakie?

Przytaknęłyśmy, acz bez entuzjazmu. Iza ciągle zmieniała kochanków i wysłuchiwanie o jej nowych podbojach już dawno przestało być dla nas ciekawe, a stawało się krępujące. I właściwie niepokojące. Jakby uczestniczyła w jakichś zawodach. Może miała kompleksy, o których nie wiedziałyśmy? Może ktoś ją zranił i rekompensowała to sobie w taki sposób? Jednak mimo wszystko…

– Tomek jest świetny w łóżku. Mariusz jest bogaty i ma gest. A Miguel ma cudowną, egzotyczną urodę – wymieniała.

– To spotykaj się ze wszystkimi trzema, skoro mają takie… hm, zalety – zakpiłam.
Iza nie wyczuła ironii. Albo tylko udawała, że nie chwyta.

– Masz rację, najchętniej spotykałabym się z nimi wszystkimi, ale boję się, że się wyda. Albo że kiedyś pomylę ich imiona. Na przykład w łóżku. Ups! – zachichotała.

Na twarzy Darii odmalował się niesmak. Raziło ją takie cyniczne podejście do spraw miłosnych. Zwłaszcza w przeddzień ślubu. Ja byłam pod tym względem bardziej tolerancyjna, potrafiłam oddzielić seks od miłości, ale też nie byłam zachwycona popisami Izki. Odnosiłam wrażenie, że jej wesołość i nonszalancja są przesadzone, jakby na pokaz.
Zmieniłam temat i zaczęłam wypytywać Darię o planowany ślub. Ożywiła się i odpowiadała ochoczo, niestety Iza co rusz wchodziła jej w słowo, rzucając głupawe uwagi.

– Jeszcze nie wiem, którego z moich panów zabrać na twoje wesele jako osobę towarzyszącą. Mogę wziąć wszystkich trzech?

Albo:

– Może namówię Miguela, żeby zatańczył na twoim panieńskim. Popatrzysz sobie na fajne ciacho, zanim się władujesz w niewolę małżeńską.

To nie było ani trochę zabawne

Daria uśmiechała się wyłącznie z grzeczności, ja w końcu nie wytrzymałam:

– Iza, daj se siana. Wiemy, że jesteś superlaską, ale to czas Darii, a nie twój.

– A ty co? Zazdrosna? – rzuciła zaczepnie Izka.

Postanowiłam być szczera. Przecież na tym opiera się przyjaźń, prawda?

– Nie, tylko trochę zmęczona twoim gwiazdorzeniem. A może masz jakiś problem, o którym nie wiemy, co? Jakiś facet cię skrzywdził? Mścisz się więc na całym męskim gatunku?

Nie wiem, czy trafiłam, w każdym nagle stała się chłodna i popadła w ponure milczenie. Na próżno ją zagadywałyśmy. W końcu wstała od stolika.

– Jestem zmęczona, idę już do hotelu.

Nie uściskała nas jak zwykle na pożegnanie, tylko po prostu poszła.

– Co ją ugryzło? – zdziwiła się Daria.

– Aż tak ją uraziło, co powiedziałaś? Przecież to ona jechała po bandzie.

Wzruszyłam ramionami.

– Każdy może mieć gorszy dzień.

Iza wyjechała nazajutrz z samego rana, chociaż byłyśmy umówione na późne śniadanie w mieście. Przysłała tylko SMS-a, że musi wcześniej wrócić do siebie. Nic więcej. Było nam przykro. Pomyślałam, że Iza chyba naprawdę się obraziła, ale wcale nie czułam z tego powodu wyrzutów sumienia. To ona nie miała wyczucia.

Nie skomentowałam jej wyczynów

Wkrótce niemiłe wrażenie, jakie pozostawiło po sobie nasze spotkanie, poszło w niepamięć. Iza skontaktowała się ze mną w sprawie organizacji wieczoru panieńskiego Darii i zachowywała się jak dawna ona. Znów była tą wspaniałą, pełną energii i entuzjazmu dziewczyną, jaką znałam i kochałam.

Znalazła świetny hotel w Sopocie, ustaliła termin ze wszystkimi zaproszonymi znajomymi Darii, wymyśliła zabawne i niesztampowe atrakcje. Ja pomagałam, na ile mogłam, ale to dzięki Izie Daria miała niezapomniany wieczór panieński. Bez pokazów striptizerskich, żenujących gier, rubaszności – tego typu rzeczy wprawiłyby Darię w zakłopotanie. I o dziwo nasza wyzwolona Iza wzięła to pod uwagę i uszanowała.

Najpierw było królewskie śniadanie – piknik na plaży. Potem wypad do parku linowego w Gdyni – wszystkie pokonywałyśmy wyznaczone trasy w strojach wieczorowych (z wyjątkiem obowiązkowych kasków i butów – w tej kwestii obsługa była nieubłagana). Uśmiałam się wtedy jak nigdy w życiu. Do dziś trzymam na biurku zdjęcie, na którym stoję rozkraczona na linowym mostku – w czerwonej mini, kabaretkach i boa z piór na ramionach.

Potem był odpoczynek przy smakowitym obiedzie, dalej karaoke, a dzień zakończyłyśmy imprezą w klubie. Piłyśmy kolorowe drinki, wygłupiałyśmy się, tańczyłyśmy. Nad ranem, na sam koniec, weszłyśmy wszystkie razem do morza. Zmęczone, podpite syrenki z rozmazanym makijażem. Iza spisała się na medal.

Co z tego jednak, jeśli miesiąc później niemal zepsuła jej ślub! Może trochę przesadzam. Co nie zmienia faktu, że Iza strasznie się wstawiła i straciła hamulce. Można by jej jeszcze wybaczyć to, że zaczepiała kelnerów, podrywając ich prymitywnymi tekstami w stylu: „Masz świetny tyłek, skoczmy razem do toalety”. Albo to, że uparła się zatańczyć na stole i potłukła kilka talerzy, kieliszków oraz szklanek. Można by przymknąć oko na to, że zataczała się na parkiecie, ale kiedy uwiesiła się na szyi pana młodego i próbowała go pocałować – straciłam cierpliwość. Wzięłam ją za rękę i zaciągnęłam do apartamentu dla gości, nie słuchając jej protestów.

Dzień później, na poprawinach, Iza była skacowana i zgnębiona. Bardzo przepraszała Darię za swoje wyskoki.

– Taki mi wstyd! Tak okropnie. Narobiłam wiochy. Wybaczysz mi? Wybaczysz?

Wyglądało, że kaja się szczerze, więc Daria nie chowała urazy i padły sobie w ramiona. Nie wiem, czy mnie na jej miejscu byłoby stać na taką wyrozumiałość. Chociaż z drugiej strony dobrze rozumiałam Darię – przyjaźń to silna więź, szczególnie taka długoletnia jak nasza.
Siłą rzeczy widywałyśmy się coraz rzadziej i szkoda by było tracić wspólny czas na kłótnie i wypominanie błędów. Dlatego ja też nie skomentowałam pijackich wyczynów Izy, chociaż mnie korciło.

Kto wie, może właśnie wtedy popełniłyśmy kardynalny błąd, zbyt łatwo odpuszczając Izie? Może gdybyśmy zrobiły jej awanturę, gdybyśmy palnęły jej umoralniające kazanie, to przemyślałaby swoje postępowanie i coś w sobie zmieniła. Może coś by w niej pękło i wreszcie wyznałaby, co się z nią właściwie dzieje. Czasem bycie zbyt dobrym dla kogoś wcale nie jest dla tego kogoś dobre.

Dzwoniłyśmy do siebie, spotykałyśmy się, lecz zniknęła dawna atmosfera serdeczności i wspólnoty. I działo się tak przez Izę, która koniecznie musiała być zawsze w centrum uwagi.

Nie słuchała naszych zwierzeń, tylko mówiła o sobie. Uważała, że ma ciekawsze i bardziej kolorowe życie niż my dwie, więc powinnyśmy być jej wdzięczne, że opowiada nam o swoich ekscytujących romansach – bo tylko takimi przygodami się przechwalała. Często nazywała nas (niby w żartach) ciotkami-klotkami, świętoszkami i nudziarami. Jak na to reagowałyśmy? Byłyśmy wobec niej pobłażliwe jak wobec niesfornego dziecka. I coraz częściej wymieniałyśmy z Darią za plecami Izy porozumiewawcze spojrzenia i kpiące uśmiechy.

Nie wiem, kiedy to się zaczęło

Za pierwszym razem to był przypadek, że Iza się nie pojawiła, a potem już celowo zaczęłyśmy spotykać się z Darią we dwie. Tak się lepiej gadało, atmosfera była normalniejsza. Ale jeszcze wciąż zależało nam na Izie.

Ostateczne zerwanie i rozpad naszej trójcy nastąpił, gdy Daria zaszła w ciążę. Byłam singielką z wyboru i nie planowałam zakładać rodziny przed czterdziestką, jednak cieszyłam się szczęściem Darii. Starałam się ją wspierać z całych sił i godzinami wysłuchiwałam jej opowieści o tym, jak to jest, kiedy rośnie ci w brzuchu nowy człowiek. Nie, żebym uważała to za takie pasjonujące, ale wzruszało mnie, jak bardzo moja przyjaciółka przeżywa swój stan.

Właśnie w tamtym okresie Iza rozszalała się na całego i próbowała nas wciągać w swoje łóżkowe komplikacje. Co gorsza, wszystkie jej tragedie kręciły się wokół strachu przed wpadką. Pisała nam o tym na Messengerze, w zbiorowej konwersacji:

– Dziewczyny spóźnia mi się okres! Cholera, nawet nie wiem, kto będzie ojcem, jeśli okaże się, że faktycznie jestem w ciąży!

Albo:

– Dziewczyny, naprawdę muszę kupić sobie tabletkę „po”. Tym razem pamiętałam o gumce, ale się zsunęła w trakcie! Ja to mam pecha!!!

Każda jej wiadomość zawierała mnóstwo wykrzykników i emotikonek. Panikowała, jeśli okres spóźniał się jej choćby o dwa dni, ale równocześnie nadal podchodziła całkiem niefrasobliwie do zasad antykoncepcji. A o czymś takim jak wstrzemięźliwość chyba nigdy nie słyszała, za to zbyt często „dawała się ponieść nastrojowi chwili” i uprawiała seks bez zabezpieczenia. Nierzadko z przypadkowymi partnerami.

To było jak proszenie się o kłopoty. Mniejsza o wpadkę. Przecież mogła coś złapać! A to przecież właśnie ona pouczała nas w liceum, jako siedemnastolatka, jak kochać się z chłopakiem, żeby nie wpaść w kłopoty. Co się z tą dziewczyną stało? Co się takiego wydarzyło w jej życiu? Podejrzewałam, że ten rzekomy „nastrój chwili”, którym się usprawiedliwiała, to wpływ alkoholu. Pytanie: czemu tyle piła?

Próbowałyśmy ją ratować, trafić do niej, dowiedzieć się, czy coś ją trapi, czy prześladują ją jakieś demony. Twierdziła, że nie ma żadnych poważnych trosk – prócz obaw o niechcianą ciążę, a my się zwyczajnie czepiamy. Z zazdrości. Prosiłyśmy ją, żeby zmądrzała. Na próżno.

Błagałyśmy, by się nieco ograniczała. A jak nie potrafi, żeby poszła na terapię albo do psychologa. Nawet znalazłam dla niej specjalistę w jej okolicy. Kazała mi się wypchać albo samej skorzystać. Lekceważyła nasze rady i naszą troskę, gdy sprawy układały się po jej myśli, zarazem gdy panikowała, znowu szukała naszego wsparcia. I tak w kółko. Aż w końcu przegięła.

Przyjechała w odwiedziny do Darii i wyznała w wielkiej tajemnicy, że zrobiła test ciążowy, który wyszedł pozytywnie. Po czym zapytała Darię, czy pomoże jej znaleźć jakąś dobrą klinikę. Tego było za wiele nawet dla mojej wyrozumiałej przyjaciółki. Była już wtedy w ósmym miesiącu ciąży, hormony w niej buzowały, więc wydarła się na Izę:

– Jak chcesz to zrobić, to mnie do tego nie mieszaj!

– To moje ciało i mój wybór!

– To co tu robisz?

Iza opuściła mieszkanie Darii, głośno trzaskając drzwiami. Kiedy Daria opowiadała mi o tym przez telefon, płakała i była cała roztrzęsiona. Z trudem udało mi się ją uspokoić.
Co do zasady zgadzałam się z Izą, że to jej ciało i jej wybór, ale okazała się samolubną krową, idąc po pomoc w takiej sprawie akurat do mającej niedługo rodzić Darii. Kiedy więc parę godzin później zadzwoniła do mnie Iza, oczywiście, by się wyżalić, bez wahania wygarnęłam jej, co myślę.

– Jak mogłaś? Jesteś cholerną egoistką! Przestań wreszcie myśleć tylko o sobie!
Iza bez słowa przerwała połączenie.

Tak skończyła się nasza przyjaźń

Żadna z nas trzech nie wyciągnęła ręki do zgody. Daria urodziła córeczkę i nie miała do tego głowy. Ja czekałam, aż to Iza zrobi pierwszy krok i przeprosi. A Iza? Albo było jej wstyd, albo przestała nas lubić, bo uznała, że zostawiłyśmy ją z problemem samą.

Nie wiem, co dziś słychać u Izy. Wiem, że nie ma dziecka. Szczerze, to nie wiem, czy ono kiedykolwiek istniało, czy po prostu chciała zwrócić na siebie uwagę. Na zdjęciach, które publikuje na Instagramie, widzę mocno umalowaną, wyzywająco ubraną kobietę z obowiązkowym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Wrzuca fotki głównie z imprez, z infantylnymi podpisami – jak wieczna nastolatka, która nie chce dorosnąć.

Jest mi jej żal, bo nie wygląda na szczęśliwą. Czasem mam ochotę do niej napisać, odnowić kontakt, ale potem przypominam sobie, że w przeszłości wiele razy próbowałyśmy jej pomóc, a ona zdecydowanie nas odpychała. To przykre, ale nie da się nikogo uratować wbrew jego woli. Na siłę. Musi sam chcieć. Więc jeśli kiedyś Iza zechce i się odezwie, ja jej nie odtrącę. Słyszysz, Izka? Wciąż czekam.

Czytaj także:
„Przyjaciółka zaszła w ciążę z kochankiem i wmawia mężowi, że to jego dziecko. Co gorsza, oczekuje, że i ja będę kłamać"
„Dla bezpłodnego męża w tajemnicy zaszła w ciążę z innym, by ten poczuł się prawdziwym mężczyzną. Prawda wyszła na jaw”
„Ojciec sfingował swoją śmierć, bo chciał się uwolnić od mamy. Po latach twierdził, że zaszła w ciążę, żeby go usidlić”

Redakcja poleca

REKLAMA