Gdy zajrzałam do tego albumu, wstrząsnęło mną obrzydzenie. A więc tym przez lata zajmował się mój mąż?!
To było obrzydliwe
Postanowiliśmy z Pawłem sprzedać mieszkanie i przenieść się na przedmieścia, by uciec od smogu i gwaru. Przez piętnaście lat małżeństwa i gnieżdżenia się w jednym miejscu udało nam się zebrać naprawdę imponującą masę mniej lub bardziej przydatnego dobytku, więc wzięłam się za segregowanie, pakowanie i wyrzucanie, gdy tylko zakończyliśmy sprawy notarialne. Mąż jak zawsze spędzał dużo czasu, pomagając bratu, więc miałam wolną rękę, jeśli chodzi o decydowanie, jak urządzimy sobie życie w nowym miejscu.
Niestety, nie miałam pojęcia, jak niebezpieczne może być grzebanie w przeszłości. Znalazłam ten album w naszej komórce lokatorskiej, gdzie lądowały stare meble, zapasowe płytki łazienkowe, słoiki, makulatura. Był schowany w zwykłej reklamówce wsuniętej za dyktę. Ale gdy tylko go otworzyłam, wiedziałam, że moje życie właśnie wywróciło się do góry nogami.
Każda strona albumu składała się z foliowej koszulki wzmocnionej tekturką; w każdą koszulkę wsunięta zaś była część damskiej bielizny. Figi, stringi, szorty – zarówno koronkowe, jak i materiałowe, w różnych kolorach i fasonach. Wpatrywałam się w tę dziwaczną kolekcję z otwartymi ustami, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. Jakby tego było mało, każda para opatrzona była datą, czasem zdjęciem właścicielki, wyraźnie zrobionym z ukrycia. Krótko mówiąc, był to dowód zboczenia. I znalazłam go w komórce, do której dostęp mieliśmy tylko ja i mój mąż…
Zawinęłam moje budzące trwogę i odrazę odkrycie w starą zasłonę, jakbym się bała, że sąsiedzi zobaczą zawartość przez okładkę, i cała roztrzęsiona wróciłam do mieszkania. Musiałam otworzyć zachomikowane na specjalną okazję wino, żeby uspokoić nerwy. Dopiero po dwóch lampkach zebrałam się na odwagę, żeby znów zajrzeć do albumu.
Nie znałam swojego męża
Rozpoznałam niektóre z kobiet na zdjęciach. Nasze sąsiadki, byłe i obecne, znajome, przyjaciółki rodziny, nawet kuzynki od strony męża. Najstarsza data sięgała pierwszych dni po naszej przeprowadzce tutaj po ślubie, najnowsza – jakieś dziesięć lat wstecz. Nie mogło być żadnych wątpliwości, że ta obleśna kolekcja należała do kogoś, kogo znałam. Z kim od lat dzieliłam życie i łóżko.
Przypomniałam sobie tamte dni, wkrótce po tym, jak kupiliśmy mieszkanie. Byliśmy tacy zakochani, zapatrzeni w siebie, przyjaźni i gościnni. Robert, brat męża – jeszcze zanim miał wypadek – ciągle się u nas pojawiał, żeby coś dokręcić, poprawić, przenieść, bo wciąż byliśmy na etapie wicia gniazdka. Sąsiadki wpadały na herbatkę i opowiadały mi o swoich dzieciach, pracy, mężach.
Przypomniało mi się coś jeszcze: ostrzeżenie, które pojawiło się nieco później. Plotka, że niektórym kobietom z suszarni na strychu znikały ubrania. Czasem bielizna, czasem spódnica czy bluzka. Teraz, patrząc na znalezione w komórce trofea, wiedziałam, że była to jedynie zasłona dymna. Chodziło o to, żebyśmy podejrzewały siebie nawzajem, kobieta kobietę. A naprawdę… a naprawdę ta larwa zwana moim mężem zbierała cudze majtki i upychała je w swoim małym klaserze!
Nie mogłam w to uwierzyć. To było chore. Jak można znać kogoś przez tak długi czas i nie wiedzieć, że ma w sobie jakieś tragiczne skrzywienie? Że za każdym razem, gdy na niego patrzysz, widzisz tak naprawdę maskę. Porządki w komórce poszły w odstawkę. Resztę dnia wypełniłam krążeniem po mieszkaniu, mówieniem do siebie i zamartwianiem się. Wiedziałam, że muszę poruszyć ten temat, gdy mąż wróci. Ale jak w ogóle zacząć taką rozmowę?!
Niepokoiła mnie także jeszcze jedna myśl, niemożliwa do zignorowania. Ktoś tak mocno zaangażowany w swoją obsesję, uporządkowany i metodyczny nie mógłby jej ot tak porzucić. Czy mój mąż poukrywał gdzieś inne albumy, z kolejnych lat, aż do dnia dzisiejszego? A może… może podglądactwo i zbieractwo zastąpił czymś bardziej podniecającym, niebezpiecznym? Może gdy wracał późno, bo niby dłużej pracował albo zasiedział się u brata, tak naprawdę robił jakieś skrzywione rzeczy? Śledził kobiety w parku? Wąchał je w tramwaju?
Powoli popadałam w obłęd
Nakręcałam się i wariowałam, ale nie mogłam wmówić sobie, że to wszystko to tylko moje wymysły – dowody miałam przed oczami, w imponującej liczbie kolorów, wzorów, krojów i deseni. Gdybym tylko mogła o tym z kimś porozmawiać… Ale z kim? Kto by zrozumiał i nie potępił, skoro sama nie rozumiałam i czułam wstręt? Przed kim nie umarłabym ze wstydu, wyznając takie rzeczy o własnym mężu? Tylko seksuolog albo psychiatra przychodził mi do głowy. Żadnego nie znałam, nie potrzebowałam, nie wiedziałam, gdzie ich szukać. W internecie?
Przez cały dzień byłam kompletnie rozbita, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. W końcu późnym wieczorem mój mąż wrócił do domu. Czekałam na niego w salonie. Zdjął kurtkę i buty w przedpokoju, wszedł i zastygł. Siedziałam na kanapie, a przede mną leżał album. Paweł westchnął ciężko. Podszedł i przyciągnął sobie krzesło. Musiał wyczuć, że nie chciałam, żeby siadał obok mnie, żeby mnie dotykał.
– A zatem wiesz… – zaczął.
– Naprawdę? To wszystko, co masz do powiedzenia? – ostatkiem sił powstrzymałam się, żeby nie wybuchnąć. – Jaki normalny człowiek… Albo wiesz co, nie chcę wiedzieć. Nie wiem nawet, kim jesteś, ale na pewno nie moim mężem!
To wyraźnie go zaskoczyło. Nie rozumiałam czemu. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu, mierząc się wzrokiem.
– Zaraz… – zaczął wolno. – Nie myślisz chyba, że ja…
– A jak nie ty, to kto?! – spytałam.
– Jezu Chryste, jak mogłaś pomyśleć… To nie ja, to Robert!
Zamrugałam powiekami zaskoczona. Jego brat? Brat, który jeździł na wózku? Jak to w ogóle możliwe? Chociaż… wszystkie daty w albumie pochodziły sprzed wypadku. A potem kolekcja gwałtownie się ucinała.
No tak, to miało sens…
Kamień spadł mi z serca
Ulga, że mój mąż nie jest zboczonym podglądaczem i fetyszystą, zalała mnie tak gwałtownie, że mało nie zemdlałam. Musiałam poprosić Pawła, żeby zrobił mi kawę. Kiedy usiedliśmy na spokojnie przy stole, opowiedział mi całą historię. Już dawno zaobserwował u brata dziwaczne zachowania w stosunku do kobiet.
Kiedy byli nastolatkami, Robert chował za łóżkiem całą masę erotycznych pisemek – i to nie tych ugrzecznionych, pseudoartystycznych, ale wyuzdanych i folgujących dziwnym zachciankom. Nie myślał o tym wiele, póki Robert nie zaczął odwiedzać nas w nowym mieszkaniu, często znikając na kwadrans lub dłużej, nie wiadomo gdzie i po co. Na początku podejrzewał go o romans z jedną z sąsiadek.
Kiedy odkrył prawdę, był głęboko zniesmaczony. Uznał, że brat potrzebuje pomocy. Bo jeśli jej nie otrzyma, te chore zamiłowania mogą go popchnąć w kierunku, którego będzie żałował do końca życia. Poważna rozmowa nie poszła najlepiej. Robert zdenerwował się i wygonił brata z domu, rzucając w szale, czym popadnie. Jeszcze tego samego wieczoru się upił, a potem siadł za kierownicą. Zatrzymał się dopiero na drzewie.
Po tym wydarzeniu mój mąż uznał, że zrobi bratu najlepszą przysługę, jeśli zabierze mu przeklęty album i schowa go w bezpiecznym miejscu. Wyrzucić nie wyrzucił, bo obawiał się reakcji Roberta. Mógł dostać jakiejś zapaści czy czegoś, biorąc pod uwagę jego stan po wypadku. Paweł schował więc album i zapomniał.
– Ale dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałeś? – zapytałam męża.
– Szczerze? Bałem się, że mnie zostawisz. Byliśmy świeżo po ślubie, młodzi, niedoświadczeni. Gdybyś dowiedziała się, że człowiek, który ma te same geny co ja, robił coś podobnego… Cóż, teraz wiem, że byś mnie nie zostawiła. Znam cię lepiej. Ale wtedy nie miałem jeszcze tej pewności. Wstydziłem się też za niego, wstydziłem się, że ktoś taki jest moim bratem. Ale to wszystko było tak dawno temu. Robert zapłacił swoją cenę, nie uważasz?
Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Czy można w ogóle porównywać te dwie rzeczy: niemoralne impulsy i lata spędzone na wózku? Nie miałam pojęcia. Czasem nie ma prostych odpowiedzi na pytania, które stawia przed nami życie.
W naszym nowym domu, na którym mamy własne podwórko, rozpaliliśmy ognisko i wrzuciliśmy w nie przeklęty album. Poczułam się dużo lepiej, gdy zobaczyłam, jak znika w płomieniach. Bądź co bądź przyprawił mnie o masę nerwów. Minie jeszcze dużo czasu, nim będę mogła spojrzeć w oczy szwagrowi, ale nie zamierzam traktować go jak trędowatego. Czas zmienia wszystko, życie posuwa się naprzód. Kto wie, może pewnego dnia w ogóle zapomnę o tym, co się wydarzyło? Jeszcze nie dziś i na pewno nie jutro. Ale kiedyś może.
Czytaj także:
„W sieci zaczepił mnie jakiś oszołom. Powinnam go spławić, ale mąż zapomniał o moich urodzinach, więc z zemsty zaszalałam…”
„Ryzykowałem więzieniem, by zdobyć spadek po dziadku. Dałem się oszukać jak ostatni dureń i fortuna przepadła”
„To był ślub z piekła rodem. Pasmo nieszczęść zdawało się nie kończyć. Przynajmniej welon udało się uratować”