Byliśmy szczęśliwi. Naprawdę szczęśliwi. Nikt mi nie wmówi, że to tylko iluzja. Przez sześć lat Magda była moją przyjaciółką, partnerką, kobietą, za którą poszedłbym w ogień. Ufaliśmy sobie bezgranicznie. Aż do kilku miesięcy temu.
Zaczęło się niewinnie. Magda była poddenerwowana, częściej wracała zamyślona, przyglądała mi się uważnie, jakby czekała, aż powiem coś podejrzanego. Kiedy pytałem, co się dzieje, tylko kręciła głową i mówiła:
– Nie wiem, po prostu jestem zmęczona.
Potem przyszły pytania. Dziwne, nagłe, wyrwane z kontekstu.
– Gdzie byłeś w czwartek po pracy? – rzuciła pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy na kanapie.
– Jak to gdzie? W biurze. A potem wróciłem do domu.
– Na pewno?
Zmarszczyłem brwi.
– No tak, a gdzie niby miałbym być?
Wzruszyła ramionami, ale widziałem, że coś ją gryzło.
Z czasem było tylko gorzej. Nie mówiła już „kocham cię” z tą samą lekkością co dawniej. Coraz częściej miała zimny, podejrzliwy wzrok. Jakby się mnie bała. Jakbym zrobił coś niewybaczalnego.
Aż pewnego dnia wróciłem z pracy i zobaczyłem ją na kanapie. Zapłakaną, z telefonem w ręku.
– Magda? Co się stało?
Spojrzała na mnie jak na kogoś obcego. Kogoś, komu nie można zaufać.
– Nie mogę ci już ufać – wyszeptała.
Wtedy po raz pierwszy poczułem, że moje małżeństwo się rozpada. Że coś, co budowaliśmy przez lata, wali się w gruzy, a ja zupełnie nie mam pojęcia dlaczego.
To była pierwsza taka kłótnia
– Magda, co to znaczy, że mi nie ufasz? – spytałem, podchodząc bliżej.
Otarła łzy dłonią, jakby chciała ukryć, że płakała. Na moment wydawało mi się, że powie: „Przepraszam, to tylko gorszy dzień”, ale zamiast tego rzuciła sucho:
– Dobrze wiesz, co to znaczy.
Zamurowało mnie.
– Nie, właśnie nie wiem. Powiedz mi.
Nie odpowiedziała od razu. Przełknęła ślinę, wzięła głęboki wdech i w końcu wydusiła:
– Ktoś mi napisał coś… o tobie.
– Napisał? Co? – serce zaczęło mi bić szybciej.
– Że mnie zdradzasz.
Poczułem, jak krew odpływa mi z twarzy.
– Słucham?
– Przychodzą mi wiadomości – kontynuowała. – O tym, że masz kogoś. Że kłamiesz. Że jesteś z nią, kiedy mówisz, że pracujesz po godzinach.
Patrzyłem na nią, szukając w jej oczach cienia wątpliwości, nadziei, że wciąż chce mi wierzyć. Ale widziałem tylko strach.
– Magda… przecież to jakieś bzdury! – powiedziałem, próbując się nie unosić. – Napisał to ktoś anonimowy, tak?
Kiwnęła głową.
– I ty w to uwierzyłaś? Tak po prostu?
– Nie tak po prostu! – wyrzuciła z siebie. – Tam są rzeczy, których nikt poza tobą nie powinien wiedzieć! Szczegóły, Marcin! Szczegóły, które sprawiają, że… że to może być prawda.
Przymknąłem powieki, próbując się uspokoić.
– Jakie szczegóły?
Zawahała się.
– Na przykład, że tydzień temu, w czwartek, nie byłeś w biurze, tylko w centrum miasta.
– Bo byłem! Miałem firmowe spotkanie z klientem!
– Ale nie mówiłeś mi o tym!
– Bo nie sądziłem, że muszę ci składać szczegółowy raport z każdego kroku!
Magda zacisnęła pięści.
– Nie rozumiesz…
– Właśnie, że rozumiem! – warknąłem. – Ktoś cię podpuszcza! Wysyła bzdury, a ty, zamiast się ze mną skonsultować, wolałaś mnie podejrzewać!
– A czemu ktoś miałby to robić?! – rzuciła. – Przypadek? Zbieg okoliczności?
– Tak, Magda! Bo to brednie!
Odwróciła się na pięcie i poszła do sypialni, zamykając za sobą drzwi.
Zostałem sam w salonie, patrząc za nią. W mojej głowie kołatała się tylko jedna myśl. Kto to wysyła? I dlaczego chce zniszczyć moje małżeństwo?
Musiałem odnaleźć tę osobę
Nie spałem tej nocy. Przewracałem się z boku na bok, wsłuchując się w cichy oddech Magdy za ścianą. Wiedziałem, że też nie śpi. Gdybym zapukał, gdybym spróbował porozmawiać, może jeszcze dałoby się to naprawić. Ale coś mnie powstrzymało. Może duma, może wściekłość na to, że uwierzyła w te bzdury.
Rano, kiedy wstałem do pracy, jej już nie było. Zostawiła mi tylko krótką wiadomość na stole: „Musiałam wyjść wcześniej. Porozmawiamy później”. Nawet mnie nie pocałowała na do widzenia.
Cały dzień w biurze myślałem tylko o tym, kto mógł wysyłać te wiadomości. Przecież nikt nie miał powodu, żeby niszczyć moje małżeństwo. Nie miałem wrogów. Nie wdawałem się w konflikty. Może jakiś zazdrosny kolega Magdy? Jakaś kobieta, która chciała mnie skompromitować? A może to głupi żart?
Po pracy wróciłem do pustego mieszkania. Magda wciąż nie wróciła. Usiadłem przy stole i zauważyłem jej telefon na blacie. Odblokowałem go drżącymi palcami. Znałem jej kod. Nigdy go przede mną nie ukrywała, ale to, co robiłem, było jak przekroczenie niewidzialnej granicy.
Wszedłem w wiadomości. Nadawcą był anonimowy numer, zapisany jako „Nieznajomy”. Przewinąłem rozmowę. Wiadomości były chłodne, konkretne, pozbawione emocji: „Twój mąż cię oszukuje”, „Nie był tam, gdzie mówił”, „Masz dowody na wyciągnięcie ręki, jeśli tylko zechcesz je zobaczyć”.
Przejrzałem je wszystkie. W żadnej nie było konkretnego oskarżenia, żadnego zdjęcia, nagrania. Tylko sugestie, domysły. Ale jedna wiadomość przykuła moją uwagę: „Nie zasługujesz na to, żeby być okłamywana”. To brzmiało inaczej. Było osobiste. Jakby ktoś naprawdę wierzył w to, co pisze.
Zacisnąłem zęby i przepisałem numer do siebie. Potem wyszedłem na balkon i wpatrywałem się w ciemne niebo, czując, jak frustracja narasta mi w piersi.
Szukałem prawdy
Gdy Magda wróciła, ja już spałem. Właściwie tylko drzemałem, bo słyszałem, jak wchodzi do sypialni, jak cicho kładzie się do łóżka. Nie odezwałem się ani słowem.
Następnego dnia pojechałem do znajomego specjalisty od technologii. Pokazałem mu numer i spytałem, czy da się ustalić, do kogo należy.
– Może być trudno – powiedział, wbijając wzrok w ekran komputera. – Ale spróbuję. Może jest gdzieś zarejestrowany w internecie.
Siedziałem na jego kanapie, gniotąc w dłoni pusty kubek po kawie, gdy nagle spojrzał na mnie z zaskoczeniem.
– Marcin… Ten numer jest zarejestrowany na Andrzeja.
Poczułem, jak coś ściska mnie w żołądku.
– Jakiego Andrzeja?
– No… twojego teścia.
Zamknąłem oczy. Nie, to nie mogła być prawda.
– Jesteś pewien?
– Tak. To jego numer.
Serce waliło mi jak oszalałe. Nie rozumiałem. Po co Andrzej miałby to robić? Co miał do zyskania? Tylko jedno było pewne – musiałem się z nim zobaczyć.
Słowa teścia mnie zmroziły
Następnego dnia pojechałem do teściów. Andrzej otworzył drzwi i spojrzał na mnie bez cienia zaskoczenia. Jakby wiedział, że przyjdę.
– Cześć, Marcin. Coś się stało? – zapytał tonem, który wydawał się aż nazbyt spokojny.
Wszedłem do środka i zatrzymałem się w korytarzu. Czułem, że jeśli usiądę, jeśli dam mu czas na jakieś wyjaśnienia, to zrobi to, co zawsze – zmanipuluje sytuację tak, żeby wyszło na jego.
– To ty? – rzuciłem wprost. – Ty wysyłałeś Magdzie te wiadomości?
Na ułamek sekundy zobaczyłem, jak jego twarz drgnęła. Przez chwilę myślałem, że zaprzeczy, że zrobi ze mnie wariata. Ale on tylko westchnął i zamknął drzwi za mną.
– Chciałem sprawdzić, czy jesteś godny mojej córki – powiedział, jakby to było coś oczywistego.
Zacisnąłem pięści.
– Godny? Ty to nazywasz sprawdzaniem? Przecież z premedytacją zasiewałeś w niej wątpliwości!
Andrzej usiadł w fotelu i splótł dłonie na kolanach.
– Ludzie często udają kogoś, kim nie są. Myślałem, że jeśli nie masz nic na sumieniu, to nie będziesz miał się czego bać.
Pokręciłem głową. Nie wierzyłem w to, co słyszę.
– I nie przyszło ci do głowy, że twoja córka może mi nie uwierzyć? Że nawet jeśli udowodnię, że to wszystko kłamstwo, to zostanie w niej cień podejrzeń?
Teść spojrzał na mnie uważnie.
– Liczyłem na to, że jeśli jesteś uczciwy, to Magda w końcu sama to zrozumie.
– Nie zrozumie – rzuciłem gorzko. – Teraz patrzy na mnie inaczej, mimo że jestem niewinny.
Zapadła cisza.
– Nie sądziłem, że to zajdzie aż tak daleko – powiedział w końcu.
Roześmiałem się krótko, ale w tym śmiechu nie było ani odrobiny radości.
– Naprawdę? Myślałeś, że ona to potraktuje jak jakiś test? Że się zaśmieje i powie: „Ojej, tata sprawdzał mojego męża, ale nic się nie stało”?
Andrzej nie odpowiedział. W jego oczach widziałem coś na kształt skruchy, ale nie do końca. Może nie tego oczekiwał, może myślał, że łatwo odwróci sytuację na swoją korzyść.
– Zniszczyłeś nam życie – powiedziałem cicho. – Myślisz, że teraz wszystko wróci do normy?
Nie odpowiedział. Wyszedłem, trzaskając drzwiami.
Po drodze do domu czułem, jak wzbiera we mnie bezsilność. Chciałem wierzyć, że teraz, gdy znam prawdę, wszystko się ułoży. Że Magda mi uwierzy, że zobaczy, jak bardzo została zmanipulowana. Ale w głębi duszy wiedziałem, że to nie będzie takie proste.
Marcin, 38 lat
Czytaj także:
„Teść zaoferował mi pomoc w naprawie małżeństwa. Nie wiedziałam tylko, że chciał mi udzielać korepetycji z biologii”
„Oznajmiłam teściowej, że ma zakaz wstępu do mojego domu. Zrobiła taka awanturę, że sąsiedzi wyszli z mieszkań”
„Teściowa ma gdzieś moje zasady. Ja uczę córkę oszczędzać, a ona daje jej kasę i spełnia wszystkie zachcianki”