– Dobra, to jesteśmy kwita, prawda? – siostra chowa portfel, a ja znowu stoję jak cielę, i tak samo jak przez ostatnie 50 lat słowa wydusić nie potrafię.
– Ola, ale… – zaczynam.
– Co ale, co ale? Masz pieniądze i znikaj. Idziemy z Irkiem do teatru, nie mam teraz czasu na pogaduszki. No już, pa, kochana! – zamyka mi drzwi przed nosem.
Stoję jeszcze chwilę, gapię się na te dwie setki w rękach i gorączkowo liczę: pożyczyłam jej w ubiegły czwartek 500 złotych na prezent dla Irka, teraz oddała mi 200 złotych. To prawda, że w ostatnią sobotę zrobiła mi drobne zakupy w warzywniaku, lecz dokładnie pamiętam – wydała zaledwie 35 złotych! Jakkolwiek by liczyć, jest mi jeszcze winna grubo ponad dwie stówki.
Kocha pieniądze, najbardziej cudze
Olesia jest moją starszą siostrą. Niby zawsze się o mnie troszczy, dobrych rad udziela, a gdy trzeba załatwić różne urzędowe rzeczy, pomaga wypełnić papiery. Jednak ma straszną wadę: ponad wszystko kocha pieniądze, najbardziej nie swoje. Nieważne, duże czy małe. Ona kocha nawet drobniaki, których inni ludzie zazwyczaj nie liczą.
Kiedy idziemy razem na zakupy i jej brakuje dwóch złotych, bierze ode mnie i zapomina oddać. Macham na to ręką. Ale jak ja potrzebuję złotówki, to zaraz słyszę: „Oddasz mi jutro” albo „No to razem z tym co tydzień temu jesteś mi winna 3,50”. I nieważne, że wczoraj zaniosłam jej kilogram dobrej wołowiny z bazaru, a ona zapomniała mi zwrócić za nią pieniądze.
Kilka razy upomniałam się o swoje. Wywoływało to w siostrze dziką agresję. Napadała na mnie, że żałuję najbliższej osobie, że na pewno za takie postępowanie Pan Bóg mnie ukarze… Wystraszona, dawałam za wygraną. Kiedy byłyśmy dużo młodsze, jeszcze nie miałyśmy mężów, jedna drugiej ciuchy pożyczała. Ja zawsze oddawałam jej czyste, wyprasowane. Ona o takich drobiazgach nigdy nie pamiętała:
– Nie zawracaj mi głowy duperelami. Sama sobie upierz – mówiła i wykręcała się na pięcie.
Jeśli kupiłam sobie ciuch, który Oleśce się szczególnie podobał, tak chodziła za mną, tak mnie naciskała, że się w końcu zgadzałam odsprzedać go jej. Wkrótce okazywało się, że ten ciuch po prostu jej oddałam, bo pieniędzy za niego nigdy nie zobaczyłam…
Już od wielu lat jest tak, że my z Wieśkiem żyjemy skromnie. Nie żeby nam na chleb nie starczało, ale luksusów nie ma. Mieszkanie w starym bloku, auto piętnastoletnie z drugiej ręki… Olesia trochę lepiej się urządziła. Zaledwie pięć lat temu przenieśli się ze starego M3 do nowego apartamentowca. Okazało się, że szwagier, „zawodowy” dyrektor, co to po różnych bankach pracował, zgromadził dość pieniędzy, żeby przy małym kredycie kupić mieszkanie na strzeżonym osiedlu. Siostra ma swój zakład fryzjerski.
Narobiłam jej wstydu przed sąsiadem
U nas trochę jest gorzej, ale prawdę mówiąc, chyba by mi się nie chciało teraz gdziekolwiek przeprowadzać, ganiać po hipermarketach za dywanami, kinkietami i całym tym kramem. Dlatego dobrze jest, jak jest. Mamy z Wieśkiem może ciaśniej, może mniej ekskluzywnie, ale cenimy nasz święty spokój i cieszymy się, że zdrowie dopisuje.
To prawda, że człowiek chciałby jeszcze na stare lata mieć na kino, kupić sobie coś nowego na grzbiet, urlop spędzić w przyzwoitych warunkach, więc z Wiesiem liczymy każdy grosz. Odkładamy, ciułamy, i kiedy przychodzi lato, jedziemy nad morze.
A tu proszę! Kolejny raz zostałam oszukana przez rodzoną siostrę. I to tylko dlatego, że nie mam refleksu, że nie potrafię się upomnieć o swoje! Było mi tak strasznie przykro, tak… łyso. Już miałam się spod drzwi Olesi wycofać. Ściskałam banknoty w ręce i czułam, że zaraz ze złości i bezradności się rozpłaczę, kiedy uchyliły się sąsiednie drzwi.
– Pani do kogo? – spytał barczysty mężczyzna; jeszcze bardziej się w sobie zapadłam, tym razem ze strachu. – Jak pani tu weszła? – nie dawał mi spokoju.
– Byłam u siostry – wskazałam na drzwi Olesi, ale… – zawahałam się. – Siostra mi miała oddać pieniądze, które jej pożyczyłam. Ale nie oddała wszystkich.
Mężczyzna patrzył na mnie z ukosa, nie rozumiejąc sytuacji. W tym momencie usłyszałam głos szwagra za drzwiami. Zgrzytnął zamek, oboje z siostrą wychodzili wystrojeni do teatru. Nabrałam powietrza i głośno przy ich sąsiedzie powiedziałam:
– Olu, pomyliłaś się. Jeszcze mi powinnaś oddać 265 złotych.
W Oleśkę jakby piorun strzelił. Spojrzała na mnie, na sąsiada. Złość wykrzywiła jej usta… Znałam ten grymas od dziecka. Teraz jednak stłumiła emocje w środku i jak wielka dama zwróciła się do męża:
– Ireczku, dasz Lucynie 265 złotych. Byłam jej winna, a nie miałam drobnych…
Od tamtej pory siostra milczy. Pewnie bardzo się na mnie obraziła, bo upokorzyłam ją przy sąsiedzie. Ale ja przynajmniej wiem, że już więcej pieniędzy ode mnie nie pożyczy. Jestem z siebie dumna – i zła zarazem. Pięćdziesiąt lat mi zajęło, żeby swojej pazernej siostrze powiedzieć NIE!
Czytaj także:
„Przez 4 lata byłam głodzona, bita i poniżana. Zabrali mi syna i kazali żebrać na ulicy. Sekta zrobiła ze mnie niewolnicę”
„Babcia ma 70 lat i od 20 jest wdową. Szczęki nam opadły, gdy oznajmiła, że zamierza wyjść za mąż... z wielką pompą”
„Cieszyłam się, że mama się z kimś spotyka. Mina mi zrzedła, gdy jej adorator zaczął panoszyć się w naszym domu”