Czy można dzielić życie z kimś, kto od początku budował relację na kłamstwie? Nie, ja nie potrafię!
Mój dziadek mawiał: co cię nie zabije, to cię wzmocni. Mądry człowiek. Odebrałam od losu trudną lekcję. Jednak otrząsnęłam się i... zmieniłam swoje życie. Jeszcze nie wiem, czy na lepsze. Ale chyba nie na gorsze.
Z Tomkiem byłam prawie piętnaście lat
Mieszkaliśmy razem od trzynastu. Nasza pierwsza córka, Mania, urodziła się dziewięć lat temu. Tosia – trzy lata później. Nie pamiętam, żebyśmy kiedyś przeprowadzili taką konkretną rozmowę na temat: czy chcemy brać ślub. Ale od zawsze było jasne, że temat nie jest dla nas ważny.
— Uważam, że papierek oznacza przymus. A jak jest przymus, kończy się spontaniczność. Myślę, że gdybyśmy z Tomkiem wzięli ślub, to zaraz wszystko by się popsuło – wygłosiłam kiedyś swoje credo na kolacji z przyjaciółmi.
Tomek skwapliwie mi przytaknął. Mieszkaliśmy w mieszkaniu po rodzicach Tomka, w starej, ale wyremontowanej kamienicy. Z wykształcenia jestem architektem wnętrz, więc nasze gniazdko było dopieszczone w każdym szczególe. Na szczęście zawsze byłam bardziej rozważna niż romantyczna, więc nie sprzedałam nigdy kawalerki na Rakowcu po babci.
Choć czasem, gdy lokatorzy nie płacili za gaz czy prąd – miałam ochotę się jej pozbyć. Odkąd na świecie były dziewczynki – nie pracowałam. Coś tam czasem zaprojektowałam dla znajomych. Ale bardziej hobbystycznie.
Tomek miał firmę informatyczną, dobrze zarabiał. Ja mogłam zająć się domem i córkami.
A może by wziąć ślub, tak dla świętego spokoju?
W tym roku Tosia poszła do szkoły. Tej samej, co jej starsza siostra – państwowej. Sekretarka (nowa, bo stara przeszła na emeryturę) zdziwiła się, gdy podałam jej swoje dane.
– Nie nosi pani nazwiska męża?
– Nie jesteśmy małżeństwem – odparłam i zauważyłam, że sekretarka skrzywiła się i przewróciła oczami.
Wieczorem opowiedziałam o tym Tomkowi.
– Kurczę, nigdy wcześniej mnie to nie spotkało. Chyba się nam klimat w kraju zmienia – zażartowałam.
Przestało mi być do śmiechu, gdy katechetka wyrzuciła Tosię z religii.
– Powiedz rodzicom, że żyją w grzechu – upomniała ją na odchodne.
Oczywiście zrobiłam w szkole awanturę, pani dyrektor niby przepraszała, tylko co mi po tym. Zaczęła we mnie kiełkować myśl, żeby może dla świętego spokoju wziąć ten ślub.
– Chyba po tylu latach jeden papierek już nam nie zaszkodzi – zaczęłam kolejną rozmowę z Tomkiem.
– No co ty, Agata, ty pierwsza sufrażystka RP nagle chcesz się poddać? Tak dla wygody? – próbował żartować Tomek, ale wyczułam, że się zdenerwował.
Odpuściłam. Jednak ten lęk, który zobaczyłam w oczach Tomka, nie dawał mi spokoju. Tydzień później wróciłam do tematu.
– Tomasz. Porozmawiajmy poważnie. Uważam, że powinniśmy wziąć ślub. Wiesz, ja nie pracuję, nie będę mieć emerytury. Z czego będę żyć, jak umrzesz przede mną?
Tak naprawdę, to mniej mi chodziło o ten ślub. A bardziej o to, jak zareaguje Tomek. Stało się to, czego się obawiałam. Zaczął krzyczeć.
– Co ci nagle odbiło z tym ślubem? Welonu ci się na stare lata zachciało? Było nam dobrze, musisz to niszczyć?
– Niszczyć? Ja nie chcę niczego niszczyć. Powiedz mi, dlaczego tak bardzo nie chcesz się ze mną ożenić? Planujesz nas zostawić?
– Agata. To nie tak. Ja nie mogę się z tobą ożenić. Ja już mam żonę.
Stałam na środku pokoju i... nic nie czułam
Miałam pustkę w głowie i choć to bardzo dziwne – nie byłam ani zła, ani smutna.
– Agata? Słyszysz mnie? – jak przez watę dobiegał mnie głos Tomka. – Musisz zrozumieć. Pobraliśmy się, kiedy mieliśmy po 21 lat. Okazało się, że Danka jest narkomanką. Prawie i mnie wciągnęła w nałóg. Udało mi się wyrwać. Jej nie. Zostawiłem ją. Wyjechałem do innego miasta, skończyłem studia. O rozwodzie pomyślałem dopiero, gdy poznałem ciebie. Odszukałem Dankę w jakimś przytułku. Była wrakiem człowieka. Chora na AIDS, na anoreksję. Od lat leczyła się na moje ubezpieczenie. Gdybym się z nią rozwiódł, nie miałaby nawet darmowej opieki lekarskiej.
Zrozum, była na krawędzi śmierci. Sądziłem, że ma przed sobą pół roku życia. A potem wymyślili lekarstwa na AIDS. Danka żyje do dziś. Mieszka w ośrodku Monaru. Nie mogę się z nią rozwieść, bo ciągle musi się leczyć. Nie potrafię jej tak zostawić. Nie mam sumienia. Ale kocham tylko ciebie i nasze córki. Rozumiesz? Musisz zrozumieć!
Usiadłam na kanapie. Wreszcie zaczęłam myśleć.
– Czy rozumiem? Teraz się mnie pytasz? Pewnie gdybyś mi to wszystko powiedział piętnaście lat temu, to bym zrozumiała. Ale dziś? Co ja mam o tym myśleć? Że może jednak myślałeś, by do niej wrócić? Że uważałeś, że nie mam w sobie dość empatii, by zrozumieć? Że nie jestem dobrym człowiekiem? Tak czy siak – ja nie mogę z tobą dalej żyć. Ja ci już nie ufam.
Poszłam do sypialni i zamknęłam się na klucz.
Tomek raz zapukał nieśmiało i odpuścił
Rano odwiozłam dzieci do szkoły. A potem zaczęłam się pakować. Nie miałam wątpliwości. Nie mogę dalej mieszkać z facetem, któremu nie ufam. I tyle. Zostawiłam mu list:
„Przez jakiś czas pomieszkam z mamą. Dzieci zostają z tobą. Będę co rano odwozić je do szkoły, jak zawsze. Jak tylko zwolni się moje mieszkanie, zabiorę dziewczynki do siebie. Dogadamy się w sprawie opieki nad nimi. Bez adwokatów. Wiem, że je kochasz i nie będę ci robić problemów. Przepraszam, ale nie mogę dalej z tobą żyć”.
Zamiast ukochanego męża mam teraz przy sobie… kota!
Od dwóch miesięcy mieszkam z córkami w kawalerce. Tomek zajmuje się nimi co drugi tydzień, od czwartku wieczór do poniedziałku. Sam płaci mi alimenty. A ja próbuję wrócić do zawodu. Byłam już na kilku rozmowach w firmach deweloperskich.
Mam wrażenie, że w jednej byli mną zainteresowani. Mają się odezwać w tym tygodniu. Wreszcie zaczęłam się uczyć hiszpańskiego. Obiecywałam to sobie od dziesięciu lat. Zapisałam się na lekcje pływania, bo w tym roku na wakacje do Dziwnówka nad morze pojadę z dziewczynkami sama.
Wieczory spędzam na kanapie z winem i książkami, na które mam wreszcie czas. A, i z Bartkiem na kolanach. Bartek to nasz kot, wybłagany przez dziewczynki po przeprowadzce. Nie mogłam im odmówić, choć nigdy nie przepadałam za kotami.
Ale tej piszczącej kulki, którą Mania znalazła w parku, nie dało się nie pokochać. Teraz jesteśmy nierozłączni. Bartek co wieczór czeka, aż się usadowię na kanapie i bach – wskakuje mi na kolana. I tak spędzamy razem wieczór. Pewnie kiedyś wybaczę Tomkowi. Ale na pewno do niego nie wrócę. Pewnie, gdyby mi to powiedział piętnaście lat temu, tobym zrozumiała. Ale dziś?
Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”