Żona wróciła do pracy, a ja miałem opiekować się synem. Nie wiedziałem, czym go zająć, gdy zamiast zasypiać chciał się bawić.
– Wymyśl coś. Opowiedz mu bajkę. – poradziła mi Kinga. No to wymyśliłem...
Byłem już dobrze po czterdziestce i właśnie przeszedłem na emeryturę, jak to w służbach mundurowych bywa, gdy dowiedziałem się, że po raz trzeci zostanę ojcem. Ucieszyłem się, chociaż dwójka starszych pociech była już nastolatkami. Jednak gdy małżonka wyłuszczyła mi swoje oczekiwania co do mnie, jako do przyszłego tatusia, mina mi trochę zrzedła. Anka chciała, żebym zajął się opieką nad maleństwem, podczas gdy ona zaraz po urlopie macierzyńskim zamierzała wrócić do pracy.
Nie chciałem opowiadać bajek pełnych przemocy
– Ale ja myślałem, że znajdę sobie jakąś robotę, dorobię do emerytury – zaoponowałem. – Nie znam się na opiece nad niemowlętami.
– Przecież nie mówię, że miałbyś się zajmować dzieckiem cały dzień – powiedziała żona. – Wieczorami tylko, ja postaram się o nocne dyżury. W ciągu dnia też możesz sobie coś znaleźć na kilka godzin, jak chcesz.
Trochę mi mina zrzedła, że ja, mężczyzna, głowa rodziny, już tylko do niańczenia niemowlęcia się nadaję, ale gdy Mikołaj pojawił się na świecie, wszystkie moje rozterki zniknęły. Każdą wolną chwilę spędzałem z małym, zabierałem go też co dzień na spacery do parku.
Problemy zaczęły się dopiero wtedy, gdy po urlopie Kinga wróciła do pracy w szpitalu. Ja sam kąpałem małego, układałem go do snu i oczekiwałem, że będzie cisza i spokój. Ale naszemu synkowi coś się chyba przestawiło w tym jego maleńkim zegarze biologicznym. W dzień spał całymi godzinami, a gdy nadchodził czas ciszy nocnej, on chciał się bawić... No, ale jak tu się bawić z kilkumiesięcznym dzieciaczkiem. Mówiłem coś tam do niego, machałem mu przed noskiem pluszakami i innymi grzechotkami, tyle że jemu to nie wystarczało.
– Co mam robić? – spytałem żałośnie Kingę
– Mów coś do niego, opowiadaj mu bajki... – odparła żona.
– Jakie bajki? – spytałem, szukając szybko w myślach czegoś, co pamiętałbym z wcześniejszych lat.
– No, o Czerwonym Kapturku, o Śnieżce – żona popatrzyła na mnie zniecierpliwiona, spieszyła się do pracy. – Chyba przecież znasz jakieś bajki, no nie...
– O Czerwonym Kapturku?! No coś ty. – zaprotestowałem. – Tam jest przecież tyle przemocy i zła. Mam takiemu maleństwu opowiadać o tym, jak wilk pożarł staruszkę?
– Szymon, ty mnie nie dręcz, dobrze? – Kinga zmierzyła mnie złym spojrzeniem. – Tam na mnie czeka czterdziestu pacjentów, a ty mi głowę głupotami zawracasz... Jak ci się kapturek nie podoba, to sam coś wymyśl...
No i poszła sobie, a ja zostałem z synkiem, który zaraz zaczął się domagać mojego zainteresowania. Wyjąłem go więc z łóżeczka, położyłem na tapczanie, a sam ułożyłem się wygodnie obok niego. Odwrócił do mnie główkę i przyglądał mi się tymi swoimi wielkimi, błękitnymi oczyskami.
– No i co my dzisiaj będziemy robić, maluchu ty mój? – uśmiechnąłem się do niego. – Może ci coś opowiem... Jakąś bajkę, ale ładną. Nie o żadnym wilku, albo o złej macosze, co truje córeczkę jabłkiem... Opowiem ci o krasnoludku, takim maleńkim jak ty... – zamyśliłem się i przypomniały mi się jakieś dawno temu zasłyszane słowa: „Pomalutku, pomalutku, biega krasnal po ogródku...”
Gadałem do małego i gadałem o tym krasnalu, co szukał swojej czerwonej czapeczki, słowa układały mi się nawet w rymowane wersy i sam nie wiem kiedy, wyszła mi nawet całkiem zgrabna bajka.
Mikołaj patrzył na mnie i patrzył, słuchał, a oczka robiły mu się coraz mniejsze, aż... zasnął.
Podszedłem do biurka i odpaliłem kompa. Szybko zapisałem bajkę o krasnalu i ją wydrukowałem. Przyszło mi do głowy, że może by napisać o tym krasnalu drugą bajkę, na przykład jak spotyka jeża, albo kreta...
Moje palce szybko stukały po klawiaturze, nie mogąc nadążyć za pomysłami. Nie minęła godzina, a już miałem w teczce trzy kartki z trzema krasnalkowymi bajkami. Po tygodniu miałem już dziesięć takich bajek.
– Co ty mu czytasz, że zasypia jak aniołek? – zainteresowała się któregoś wieczoru żona.
– Takie tam, o krasnalu – mruknąłem, składając kartki z bajkami.
– No pokaż. – Kinga pochyliła się nade mną, zaglądając mi przez ramię. – Skąd to masz?
– Z Internetu... – bąknąłem niewyraźnie. – Wydrukowałem sobie...
Moją żonę niełatwo było jednak zwieść.
– A czasem ty sam tego nie wymyśliłeś? – roześmiała się, wyrywając mi kartki z ręki. – Zawsze miałeś przecież talent poetycki, pamiętam te twoje peany na moją cześć, które wypisywałeś, jak jeszcze chodziliśmy ze sobą... – przebiegła szybko wzrokiem po tekście. – No wiesz, to całkiem niezłe jest, takie łagodne i pouczające... To przecież są bajeczki edukacyjne.
– Głupoty wygadujesz. – żachnąłem się, chociaż nie powiem, moja ambicja została mile połechtana tymi słowami żony.
Anka przeczytała wszystkie dziesięć bajek i stwierdziła, że inne dzieci też powinny je poznać.
– U nas na oddziale leży redaktorka z wydawnictwa, które wydaje książki dla dzieci – powiedziała. – Dam jej te bajki do przeczytania.
Miesiąc później dostałem oficjalny list z wydawnictwa. Sekretarka prosiła mnie o osobisty kontakt, w celu uzgodnienia warunków wydania moich bajek o krasnalu, co to biegał po ogródku. I wysokości mojego honorarium...
Gdy pokazałem ten list żonie, rzuciła mi się na szyję, z głośnymi okrzykami radości.
– A nie mówiłam, że masz talent – ucałowała mnie mocno w oba policzki. – Mój ty kochany bajkopisarzu.
Więcej listów do redakcji:„Powiedziałem żonie: »Sorry skarbie, ale nasz czas minął« i odszedłem do młodej kochanki. Chciałem poczuć, że żyjꔄWybaczyłam mężowi seks ze stażystką, bo każda zdrada ma swoją przyczynę. Ja też byłam winna, że poszedł do innej”„Nie odeszła do kochanka, ale dlatego, że coś się skończyło... To bardziej boli niż zdrada”