„Przed laty przyjaciółka pomogła mi przeżyć zdradę i do dziś mi to wypomina. Na każdym kroku przypomina mi, jaka byłam głupia”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, lightwavemedia
„Nagle zrozumiałam, że mam prawo do własnych wyborów i nikomu nic do tego, a szczególnie Marzenie. Nie muszę się przed nią tłumaczyć i nie muszę jej słuchać. Pożegnałam ją chłodno i postanowiłam, że więcej jej nigdy nie zaproszę. Nie chciałam jej chwilowo widzieć, potrzebowałam od niej odpocząć”.
/ 05.12.2022 20:30
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, lightwavemedia

Marzena opowiadała o sobie, ale ja nie mogłam się skupić na jej perypetiach, bolał mnie brzuch. Znowu. Nerwowe skurcze wróciły, lecz lekceważyłam je, myślałam, że miną jak kiedyś. Zdążyłam zapomnieć o dolegliwości, która uprzykrzała mi życie na studiach. Zrobiłam wtedy mnóstwo badań, które niczego nie wykazały. Byłam zdrowa, a brzuch bolał, i to bardzo. Zmieniałam lekarzy, lecz diagnozy nie było, w końcu orzeczono, że cierpię na zespół jelita drażliwego.

Objawy nie były typowe, nasilały się w sytuacjach stresowych, co wskazywało na nerwicę. Tak reagowałam na egzaminy czy trudne rozmowy, jednak z czasem udało mi się uodpornić na przeciwności życiowe. Dolegliwości minęły, co przyjęłam z niedowierzaniem i wielką ulgą. Jak dobrze jest żyć, gdy żołądek nie kurczy się boleśnie, protestując przeciwko nieprzyjemnym zdarzeniom.

– Źle się czujesz? – Marzena przerwała monolog i przyjrzała mi się uważnie.

– Trochę mi niedobrze – przyznałam, nie chcąc wchodzić w szczegóły, żeby nie dawać jej okazji do udzielania mi rad. Ostatnio podejrzanie upodobniła się do własnej matki.

Łączyło nas wiele dobrego i złego

Marzena jest moją koleżanką z piaskownicy, znamy się całe życie. Kogoś takiego jak ona określa się mianem najlepszej przyjaciółki, ale nie nazywałam jej tak. Przyjaciółkę się wybiera, ona była jak siostra, narzucona odgórnie przez los. Łączyło nas wiele dobrego i złego, zawsze była obok mnie, raz ją uwielbiałam, raz mnie wkurzała, była częścią mojego życia i nic nie mogło tego zmienić. Trzymałyśmy się razem od momentu, gdy wychowawczyni przesadziła ją za karę do mojej ławki, licząc na to, że dam dobry przykład gadatliwej uczennicy.

Było to w zamierzchłych czasach, miałyśmy po siedem lat, obie czułyśmy się zagubione w szkole, z tym że ja bardziej. Marzena bardzo mi wtedy pomogła, podziwiałam jej śmiałość i starałam się do niej upodobnić. Udało mi się. Wkrótce zostałyśmy rozdzielone, bo ja także zaczęłam przeszkadzać w lekcji, ale nasza znajomość bardzo się zacieśniła.

Od tej pory trzymałyśmy się razem, chlubnie ukończyłyśmy podstawówkę, mniej chlubnie szkołę średnią, po czym nasze drogi się trochę rozeszły, ale nie na tyle byśmy straciły się z oczu. Często się spotykałyśmy, choć z czasem coś w naszej relacji się zmieniło. Ja wyszłam za mąż, Marzena wciąż zmieniała partnerów, nie mogąc znaleźć tego właściwego. Zamiast zająć się sobą, zaczęła układać moje życie.

Troszczyła się o mnie, a ponieważ znałyśmy się od tak dawna, nie czuła się w obowiązku owijać w bawełnę. Mówiła wprost, co nie zawsze było łatwe do zniesienia. Chciałam czy nie, dowiadywałam się, co ona zrobiłaby na moim miejscu. Za każdym razem było to lepsze rozwiązanie niż to, które wybrałam. Pokłóciłam się z Kubą? Powinnam zrobić tak i tak. Przytyłam odrobinę? Przed bystrym okiem Marzeny nic nie mogło się ukryć, pilnowała mnie jak nawiedzona dietetyczka.

– Chyba nie chcesz zafundować sobie jeszcze grubszego tyłka? Wystarczy ten, co wyrósł ci po świętach – mówiła zabierając mi ciasto.

– Nie za dużo sobie pozwalasz? – podejmowałam próbę obrony.

– A co? Może nie mam racji? Tak tylko mówię, żebyś wiedziała, bo kto ci zwróci uwagę jeśli nie ja. Zrobisz, jak zechcesz, nie mój interes – wycofywała się w końcu, widząc, że strzała i tak utkwiła w celu. – Wolałabyś, żebym była miła? Co by to dało, doceń, że jestem szczera, kto ci powie prawdę jak nie ja – parsknęła, gdy prosiłam, by zostawiła mnie w spokoju.

Nie zawsze była tak dokuczliwa, mogłam jej więc wybaczyć nieopatrzne słowa. Poza tym często wyjeżdżała na dłużej, taką miała pracę, wtedy od niej odpoczywałam i zaczynało mi jej brakować. Była częścią mnie, żadna koleżanka nie mogła jej zastąpić. Nawet Kuba musiał się do niej przyzwyczaić, choć nazywał ją koszmarną szwagierką i mówił, że dostał Marzenę w pakiecie ze mną.

Natrząsał się, że jestem do niej bezwarunkowo przywiązana jak do siostry, a ponieważ mieszkałyśmy w dzieciństwie obok siebie, dobrze by było zrobić badania na pokrewieństwo. Bo a nuż któryś z ojców ma coś na sumieniu? Dobrze, że Marzena nie słyszała, co mój mąż wygaduje, wolałam, żeby tych dwoje nie skoczyło sobie do oczu.

Hola, nie tylko mój zegar biologiczny tyka…

– Nie jesteś w ciąży? – Marzena przypatrywała mi się badawczo. Gdybym nie była do niej przyzwyczajona, trafiłby mnie szlag.

– Z czego to wywnioskowałaś? – uśmiechnęłam się blado.

– Powiedziałaś, że cię mdli, a to pewna oznaka – nie rezygnowała.

– Znam kilka innych, bardziej pewnych – zaczęło mi się podnosić ciśnienie.

Żołądek natychmiast zareagował, wysyłając sygnały bólowe.

– Nie wiedziałam, że jesteś taką specjalistką.

– Nie ma co się złościć, ja się o ciebie troszczę – strzeliła focha.

– W sposób, który mnie wkurza – skrzywiłam się, czując kolejny skurcz, zupełnie jak przed egzaminem.

– Blado wyglądasz, nic ci nie jest? – Marzena nie odpuszczała. – Tylko mi tu nie zemdlej.

– Nie zamierzam – złość mnie opuściła, ustępując miejsca bezradności.

Może Marzena miała rację? Nie co do ciąży, tylko mojej przesadnej reakcji na jej słowa. Znałam jej bezpośredniość, więc dlaczego nagle zaczęłam się nią przejmować?

– Poważnie nie jesteś w ciąży? Na twoim miejscu nie czekałabym z urodzeniem dziecka, latka lecą – podjęła smakowity temat.

– Przyganiał kocioł garnkowi – rzuciłam, zgrzytając zębami. – A co z tobą? Jesteśmy w tym samym wieku.

– No, wiesz – obruszyła się – nie sądziłam, że będziesz mi to wytykać. Ty znalazłaś ojca dla dziecka, Kuba jest super, a ja ciągle szukam. Mam zostać samotną matką?

– Przepraszam, nie chciałam sprawić ci przykrości – zrobiło mi się głupio. Marzena nie miała szczęścia do facetów, ostatnio odszedł od niej kolejny, co Kuba złośliwie skomentował, że z nią nie wytrzymał.

– Uważam go za bohatera, wytrwał przy Marzenie całe dwa lata – podśmiewał się. – Nie patrz tak na mnie, ona naprawdę ma trudny charakter. Nie widzisz tego? Chce wszystkimi rządzić.

– Ale nie mną – poprawiłam go.

– Tobą też. Ciągle mówi ci, co masz robić. „Ja na twoim miejscu…”, „powinnaś iść tu, załatwić tamto, porozmawiać poważnie z szefem” – tak dobrze naśladował sposób mówienia Marzeny, że mnie rozbawił. – Poza tym ona mówi zawsze prawdę.

Niedaleko pada jabłko od jabłoni 

– Co w tym złego?

– Nic, prawda nas wyzwoli, niech przyjaciółka wie, że nie do twarzy jej w tym kolorze włosów, a torebka jest w bardzo złym guście. Te rewelacje są głoszone dla jej dobra, nie ma prawa czuć się urażona. To przecież najprawdziwsza prawda! A że kłuje w oczy? Tym lepiej, wtedy Marzeny tego świata czują się spełnione, biorą odwet za niepowodzenia życiowe, choćby nieświadomie.

– Marzena instynktownie odgrywa się na mnie? Nie zauważyłam tego.

– Jesteś przyzwyczajona do jej sposobu bycia, ale wiesz co? Według mnie ostatnio Marzenie się pogorszyło, a ty masz na nią alergię. Twój brzuch wie więcej niż głowa, broni się przed toksyczną kobietą.

– Fakt, zrobiła się podobna do swojej matki, niedaleko pada jabłko od jabłoni – kiwnęłam głową. – Czasem nie mogę słuchać tego, co mówi, ale to nie powód, by zerwać długoletnią znajomość.

– Twoja decyzja. Mnie tam wszystko jedno, mnie nie boli brzuch po wizycie Marzeny – odparł i więcej na ten temat nie rozmawialiśmy.

Ale Kuba nie zapomniał, nigdy nie jej był fanem i postanowił wykorzystać sytuację.

– Ten jeden raz mogłabyś jej nie zapraszać. Nie zepsuj sobie zabawy – powiedział, gdy organizowaliśmy małe spotkanie filmowe.

W niektóre soboty urządzaliśmy dla przyjaciół domowe kino, które nie zawsze polegało na oglądaniu filmu. Jak był ciekawy, to czemu nie, głównie jednak objadaliśmy się niezdrowymi przekąskami, rozmawialiśmy i wygłupialiśmy. Lubiłam te wieczory. I właśnie planowaliśmy zorganizowanie kolejnego…

– No weź, będzie jej przykro, że ją pominęłam. Nie daruje mi tego – wysunęłam argument nie do zbicia.

– Nie będzie o niczym wiedziała, jeśli się nie wygadasz – odparł bezlitośnie.

– Nie lubisz jej – wygłosiłam wielką, znaną nam obojgu, prawdę.

– Nie znoszę – przyznał – ale dla ciebie jestem gotów do najwyższych poświęceń – dodał z przesadnym patosem. – Tylko czy ty jesteś gotowa na kolejne szpile, które ci wbije, jeśli wpuścimy ją do domu?

– Porozmawiam z nią, będzie miła – obiecałam. – Wiem, że potrafi, w przeciwieństwie do ciebie znam ją także od tej strony. Wiele razy mi pomogła, a ja nie zapominam takich rzeczy.

No nie, nie musiałaś na głos mówić o Robercie!

Zaprosiłam ją, ale nie zdobyłam się na poważną rozmowę. Nie umiałam, zdałam się na los. No i się doczekałam. Wybrany film, ambitne dzieło kina francuskiego, nie potrafił utrzymać naszej uwagi. Zaczęły się ciche rozmowy, Marzena wdała się z kimś w dyskusję o związkach. Temat zainteresował pozostałych, film ostatecznie poszedł w odstawkę, Kuba ostro natarł na Marzenę.

– Nie wierzysz w miłość? To na czym powinien opierać się związek dwojga ludzi?

– Uczucie przemija, zostaje proza życia, takie jest moje zdanie – nie rezygnowała Marzena.

Użyła zwrotu poważnie znienawidzonego przez mojego męża, toteż nie zdziwiłam się, gdy zareagował.

– Zdanie można mieć, ale niekoniecznie trzeba je wygłaszać – powiedział.

Marzena poczuła, że przegięła, i starała się go ułagodzić.

– Mówię ogólnie, was to nie dotyczy, jesteście parą idealną. Z Robertem nie byłabyś taka szczęśliwa – zwróciła się do mnie. – Mówiłam ci to wcześniej, jak oczy za nim wypłakiwałaś. Nie miałam racji?

Zaległa cisza, taka gafa wymaga pogrzebania pod ziemią, nie wolno jej roztrząsać. Wyłamał się tylko Kuba.

– Z jakim Robertem? – zapytał spokojnie.

Posłałam Marzenie ostrzegawcze spojrzenie. Dużo o mnie wiedziała, Kuba nie musiał. Wiedział, że nie jest pierwszym mężczyzną, w jakim się zakochałam, ale czy trzeba było o tym teraz mówić?

– Był taki jeden, nieważne – powiedziała niechętnie Marzena, strzelając oczami na boki.

Wstałam i zaproponowałam zmianę filmu. Wszyscy z ulgą przystali na propozycję, zrobił się rejwach, jakby wybranie odpowiedniego tytułu było sprawą życia i śmierci. Żołądek mnie bolał jak nigdy, w środku narastała zimna furia. Byłam wściekła na Marzenę, wróciło do mnie wszystko, o czym starałam się zapomnieć dla dobra naszej przyjaźni. Złośliwości wygłaszane pod pozorem robienia mi życiowej przysługi, gruboskórne uwagi, ciągłe ocenianie mojego wyglądu i tysiąc innych docinków, które miały być żartobliwe, a mnie, nie wiadomo dlaczego, nie bawiły.

Nagle zrozumiałam, że mam prawo do własnych wyborów i nikomu nic do tego, a szczególnie Marzenie. Nie muszę się przed nią tłumaczyć i nie muszę jej słuchać. Pożegnałam ją chłodno i postanowiłam, że więcej jej nigdy nie zaproszę. Nie chciałam jej chwilowo widzieć, potrzebowałam od niej odpocząć. Kuba był z mojej decyzji bardzo zadowolony, ja mniej, bo jednak Marzena to Marzena. Ale za to nic mnie nie bolało. Ostatecznie przekonałam się, że jej towarzystwo bardzo mi szkodziło.

Brakowało mi koleżanki, ale zdrowie było ważniejsze, a poza tym wciąż czułam wściekłość za wywlekanie z mroków przeszłości widma mojej wielkiej miłości. Zdradę Roberta przypłaciłam załamaniem, z którego wyciągała mnie właśnie Marzena, ale nie musiała o tym głośno mówić.
Marzena odczekała, aż ochłonę i dopiero wtedy zatelefonowała.

Gniew we mnie stopniał

– Nadal jesteś na mnie zła? – spytała pokornie jak nie ona.

– Nie masz za grosz wyczucia, nie liczysz się z uczuciami innych ludzi – wybuchnęłam.

Dokładnie podsumowałam wszystko, co do mnie mówiła, i spytałam, co w nią wstąpiło, że nagle stała się tak gruboskórna.

– Czasem nie wiem, co plotę, przepraszam – przyznała żałośnie.

Gniew we mnie stopniał, nie mogłam długo chować urazy, ale nie chciałam tak od razu się poddać. Podałam warunki, przyjęła wszystkie bez dyskusji, co całkiem mnie rozbroiło. Znów się przyjaźnimy, ale na nowych zasadach, muszę na nią uważać.

Jak zaczyna mnie pouczać albo oceniać, mówię „stop”. Obie się tego uczymy, idzie nam różnie, jednak alergia na przyjaciółkę nie wróciła. To znaczy, że nasza relacja jest na dobrej drodze, bo przecież, jak mawia Kuba, mój brzuch wie więcej niż ja. 

Czytaj także:
„Straciłam pracę, ale nie potrafiłam zrezygnować z luksusów. Szybko wpadłam w długi, które pożerały całą moją pensję”
„Cierpiałam z samotności, a przyjaciółki chwaliły się mężami i rodzinami. Szczyt mojej frustracji przypadł w Andrzejki”
„Synowa wybaczyła mężowi zdradę, ale jego dziecko traktuje z dystansem. Czy ta zołza nie rozumie, że ono niczemu nie zawiniło?"

Redakcja poleca

REKLAMA