Najpiękniejsza kobieta na świecie – taka myśl przebiegła mi przez głowę, gdy ją tylko zobaczyłem. I na pewno miałem rację! W dodatku była dokładnie w moim typie. Miała burzę ciemnorudych włosów, błyszczących i niby ułożonych, ale zarazem niesfornych i wymykających się spod ścisłej kontroli.
Do tego cudownie zielone oczy, lecz nie intensywnie, niepokojąco zielone, jak to się czasem zdarza, tylko stonowane, o pięknym odcieniu. Do tego nieduży, kształtny nosek i wspaniałe, zmysłowe usta.
Ponieważ stała, mogłem ocenić również jej sylwetkę, szczupłą, choć
z wyraźnymi zaokrągleniami tam, gdzie trzeba. I te długie nogi! No, po prostu zjawiskowa piękność. Problem był tylko jeden – zobaczyłem ją w autobusie, a to bodaj najgorsze możliwe miejsce, żeby zaczepić kobietę. Wokół pełno ludzi, wszyscy się gapią i podsłuchują. Koszmar!
Chociaż, prawdę mówiąc, nie odważyłbym się jej zagadnąć w żadnych okolicznościach. Po pierwsze, onieśmielała mnie jej uroda, a po drugie, zauważyłem, że nosi obrączkę. A ja nie mam zwyczaju podrywać kobiet zamężnych. Sam straciłem żonę przez faceta, który potrafił oczarować zmęczoną codzienną gonitwą mężatkę. Rudowłosa piękność wpatrywała się w okno. Marny widok, bo cóż może być ciekawego w mieście?
Musiała jednak poczuć mój wzrok, bo w pewnej chwili odwróciła głowę
i popatrzyła na mnie. Od razu uciekłem spojrzeniem gdzieś w bok. Nie chciałem, żeby widziała, jak się gapię.
Ale kiedy tylko znów zaczęła obserwować krajobraz za oknem, wróciłem do przerwanej czynności. „Mój Boże, za taką kobietą można iść na koniec świata i dalej. Można dla niej nawet popełnić zbrodnię…” – myślałem.
Ruda piękność wpadła w moje ramiona
Chyba znów poczuła na sobie mój wzrok, bo drugi raz spojrzała w moim kierunku. Teraz byłem na to przygotowany i ledwie dostrzegłem ruch jej głowy – udałem, że patrzę gdzie indziej. Sytuacja powtórzyła się jeszcze dwa razy, zanim dojechaliśmy do przystanku, na którym musiałem wysiąść. Z ciężkim sercem oderwałem się od cudownego widoku i podszedłem do drzwi.
Ktoś stanął za mną. Autobus zatrzymał się, szarpnął lekko, a drzwi rozsunęły się na boki. Stanąłem na chodniku, gdy usłyszałem:
– Och!
Odwróciłem się w samą porę, żeby pochwycić kogoś tuż przed upadkiem. Od razu owionął mnie ekscytujący zapach perfum. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że to była ona – moja ruda piękność. Trzymałem ją w ramionach! Zastygłem w tej pozycji na dłuższą chwilę.
– Może mnie pan już puścić – powiedziała z przekąsem, ale bez złości.
– Przepraszam – bąknąłem. – Przestraszyłem się – dodałem, stawiając ją wreszcie na ziemi.
– Ja też – uśmiechnęła się.
Uśmiech miała przepiękny, zniewalający, cudowny. Pasował do jej urody, do miłego głosu, do całej postaci.
– Nie wiem, czy się potknęłam, czy ktoś mnie popchnął niechcący… – tłumaczyła się, a ja pomyślałem, że mógłbym jej tak słuchać już do końca życia.
– Gdyby nie pan, pewnie bym się okropnie potłukła. Naprawdę nie wiem, jak panu dziękować…
To była chwila, w której mogłem spróbować szczęścia. Jednak ta obrączka na serdecznym palcu… Milczenie przeciągało się, staliśmy naprzeciwko siebie i zaczęło się robić niezręczne. Wreszcie nabrałem głęboko powietrza i wyrzucając z myśli tę feralną obrączkę, spytałem:
– A może zechciałaby pani wybrać się ze mną na kawę?
Przez chwilę znów panowała cisza, a potem ruda piękność… przytaknęła!
Jedna myśl nie dawała mi spokoju
Czekając na nią w kawiarni na rynku, czułem narastającą ekscytację. Przede wszystkim zadawałem sobie pytanie, czy rudowłosa w ogóle się zjawi. Przecież mogła się zgodzić tylko dlatego, żeby nie robić mi przykrości, a potem mnie po prostu wystawić.
Rzecz jasna męczyło mnie trochę, że umówiłem się z mężatką, ale z drugiej strony – przecież nikt nie kazał nam kończyć spotkania w łóżku. Chciałem ją po prostu jeszcze raz zobaczyć, nasycić się jej urodą. Nic więcej. Chociaż, prawdę mówiąc, to „coś więcej” zawsze mężczyźnie chodzi po głowie, nawet jeśli wyznaje bardzo twarde zasady. Jednak nie nastawiałem się na erotyczne przygody.
Dochodziła osiemnasta, a właśnie na tę godzinę byliśmy umówieni. Miałem dziwne wrażenie, że to wprawdzie ja zaproponowałem spotkanie, ale niekoniecznie sam poprowadziłem rozmowę tak, żeby to wyszło. W końcu pojawiła się drzwiach kawiarni. Natychmiast poderwałem się z miejsca i podszedłem do niej.
– Z pańskiej miny wnioskuję, że spodziewał się pan raczej, że sprawię panu zawód! – roześmiała się, kiedy pomagałem jej zdjąć płaszcz.
Również się zaśmiałem, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. To był wspaniały wieczór. Monika okazała się nie tylko czarującą kobietą, ale również świetną rozmówczynią. Tak jak ja lubiła kino hiszpańskie oraz południowoamerykańskie, uwielbiała pływanie i miała wiele ciekawego do powiedzenia na różne tematy. Tymczasem mnie wciąż męczyła ta jedna myśl. Najwyraźniej to było widoczne, bo w pewnej chwili Monika zapytała:
– Co chwilę patrzy pan na moją prawą rękę. Coś z nią nie tak?
– Ależ skąd! – zaprzeczyłem.
Monika potrząsnęła tylko głową.
– Co z nią nie tak? – naciskała.
– Proszę się nie gniewać, ale… – zawahałem się. – W autobusie miałem wrażenie, że ma pani na palcu obrączkę. A teraz jej już nie widzę.
– To dlatego jest pan taki rozkojarzony! – roześmiała się. – Zastanawia się pan, co ze mnie za zdzira, skoro zdejmuję obrączkę przed spotkaniem!
Wytrzeszczyłem na nią oczy. No tak, nie owijała w bawełnę…
– Spokojnie – poklepała mnie po ramieniu. – Nie musi się pan czuć winny wobec mojego męża. Jestem wdową.
Od razu poczułem ulgę
Ale nie rozumiałem, po co nosi obrączkę, w dodatku na prawej ręce. Chyba wdowy zakładają obrączkę na lewą?
– To pamiątka po mężu – spoważniała. – Dlatego ją noszę. Jednak przede wszystkim ma mnie zabezpieczać.
Spojrzałem na nią zdumiony.
– Ułatwia mi dotarcie ze stanowczym „nie” do natrętów – wyjaśniła. – Niektórzy mężczyźni bywają bardzo namolni, nie tak jak pan. Pan tylko patrzył i nie zamierzał zaczepiać mężatki. Dlatego od razu zgodziłam się na kawę, a przedtem nawet…
Zamilkła nagle, a ja przypomniałem sobie wydarzenie na przystanku. Czyżby upadek ze schodków był udawany i stanowił sposób nawiązania kontaktu z nieśmiałym wielbicielem? Uśmiechnąłem się na tę myśl.
Chciałem od razu zapytać, czy moje domysły są słuszne, lecz pomyślałem, że może nadarzy się jeszcze okazja. I nadarzyła się, niejednokrotnie. Bo to spotkanie było dopiero początkiem naszej cudownej znajomości.
Czytaj także:
„Zakochałam się w nowym sąsiedzie, lecz on wylał mi na głowę kubeł zimnej wody. To wcale nie na mnie mu zależało”
„Dzieci oczekiwały, że po śmierci męża i ja z żalu położę się do grobu. Ja chcę jeszcze żyć, zakochać się i być kochaną”
„Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia, jak w filmie. Zobaczyłam go na ulicy i wiedziałam, że będzie moim mężem”