Prawdziwe historie - Pies bohater spłoszył złodziei

Prawdziwe historie - Pies bohater fot. Fotolia
Kundelek, którego przygarnęłam, pięknie mi się odwdzięczył.
/ 01.01.2015 05:09
Prawdziwe historie - Pies bohater fot. Fotolia
Wyglądał strasznie – wychudzony, zziębnięty i przerażony. Na mój widok nawet nie zaszczekał. Nie miał siły. Może już tak długo wył o pomoc, że w końcu głos odmówił mu posłuszeństwa? Znalazłam go w lesie, niedaleko gospodarstwa agroturystycznego, w którym spędzałam swój jesienny urlop.

Był przywiązany do drzewa łańcuchem. Co za bestia go tam zostawiła? Pokaleczyłam sobie dłonie, zdejmując mu łańcuch z szyi, dałam mu się napić wody z butelki, a później wzięłam na ręce i zaniosłam do gospodarzy.
– Zostawi go pani, bo i tak umrze – radzili, widząc jego stan.
Ale ja uparłam się, że go uratuję. Wsiadłam w moją wysłużoną skodę i podjechałam do weterynarza. Ten kręcił wymownie głową, jakby też chciał mi uświadomić, że lepiej go uśpić. Nie chciałam o tym słyszeć! Postanowiłam, że choćby wszyscy mi odradzali, uratuję tę psinę. Charlie, bo tak go od razu nazwałam w myślach, dostał wzmacniające zastrzyki, a ja przez kolejne dni opiekowałam się nim, dokarmiałam.

Stał się cud. Pani Kowalowa, żona gospodarza, aż się złapała za głowę, kiedy Charlie pod koniec mojego pobytu całkiem raźnie hasał po podwórku, płosząc kury. Zabrałam go do Łodzi, do moich dwóch pokoi z kuchnią na Widzewie. Szybko nabrał wagi i odzyskał wigor. Z obrazu wszystkich nieszczęść stał się okazem zdrowia. Podążał za mną krok w krok. Czułam, że mnie uwielbia. Cieszyłam się, że jest ze mną.

Mam za sobą nieudane małżeństwo. Trzy lata temu rozwiodłam się, bo mąż mnie zdradził z najlepszą przyjaciółką. Długo wychodziłam po tym z dołka. A Charlie pojawił się w chwili, kiedy jeszcze miewałam czarne myśli. Zajęłam się nim i już nie miałam czasu na rozpamiętywanie przeszłości.

Psiaka polubiły wszystkie moje sąsiadki. Ale chyba żadna, jak i ja, nie pomyślałyby nawet przez chwilę o nim jako psie obronnym. Bo gdzie? Te kilka kilogramów na chudych nóżkach? Może wystraszyłby kota, ale złego człowieka? Nigdy!

Jak bardzo się myliłam, przekonałam się już zimą. Mieszkam na pierwszym piętrze i zawsze, aż do nadejścia mrozów, zostawiam w dużym pokoju na noc uchylone okno. W przeciwnym razie moje stare kaloryfery, w których od dawna nie działa regulacja ciepłoty, do rana zrobiłyby z mojego mieszkania saunę. Którejś niedzieli, nad ranem, obudziło mnie ujadanie. W półśnie nie wiedziałam, co się dzieje, ale wstałam się z łóżka. Weszłam do salonu i własnym oczom nie wierzyłam – Charlie wisiał uczepiony nogawki od spodni jakiegoś typa, który właśnie próbował uciekać przez balkon. Nie musiałam pytać,o co chodzi. Złodziej wlazł przez otwarte okno i nie spodziewał się, że znajdzie tu małego, włochatego strażnika. Zdążyłam tylko krzyknąć: „Ra-tun-ku, krad-ną!!!”, a tamten drań wyskoczył przez balkon prosto na trawnik.

Podbiegłam do barierki i zobaczyłam, że nie był sam. Ten drugi zmykał w stronę skrzyżowania. Jakimś cudem w tej samej chwili od strony sklepu wyłonił się radiowóz. Zbiegłam na dół w samej piżamie, ale zdążyłam zatrzymać patrol i powiedzieć, co się stało. Ruszyli w pościg i szybko złapali dwóch cwaniaczków. Do poniedziałku już wszyscy sąsiedzi wiedzieli, co się stało. Kiedy wyszłam z Charlie'm na spacer, pan Piotr spod czwórki zaczepił go słowami: „Czołem, komisarzu Alex!”.

Później ciągle ktoś chwalił mojego kundelka. A ja myślałam, co byłoby, gdyby nie narobił hałasu i nie rzucił się na włamywaczy. W torebce na stole miałam przecież kluczyki do samochodu, pół mojej pensji, a na szafce leżał nowiutki telefon komórkowy. Ech, sporo bym straciła.

I wtedy właśnie pomyślałam, że w ten sposób Charlie z nawiązką spłacił dług wdzięczności, który u mnie zaciągnął, kiedy go adoptowałam. To kochane, mądre psisko! Bohater z wilgotnym nosem.

Redakcja poleca

REKLAMA