Czasami wydaje mi się, że Darek jest człowiekiem z innej epoki. Takim, który nie wstydzi się pracy własnymi rękami, ale jednocześnie nigdy nie narzeka, nie wywyższa się, po prostu robi swoje. Pewnie dlatego wszyscy go lubią, choć nie zawsze to okazują. No i dlatego, że nie ma w nim cienia pretensji do świata.
Zawsze był gotowy
Poznaliśmy się jeszcze w podstawówce. Teraz, gdy obaj jesteśmy po dwudziestce, ja załatwiłem sobie pracę w lokalnym sklepie, a Darek pomaga proboszczowi w parafii. Zawsze można go tam znaleźć: raz rozstawia ławki na nabożeństwo, innym razem przynosi kwiaty na ołtarz. I zawsze z tym samym spokojem.
– Co w tym widzisz? – spytałem go kiedyś, nie mogąc się powstrzymać.
– Damian, każdy ma swoje miejsce – odparł krótko.
Nie wiem, czy on naprawdę to czuje, czy po prostu nie chce o tym rozmawiać. Ale kiedy idziemy na roraty, ciemną jeszcze ulicą, ja ziewam co krok, a on idzie wyprostowany z latarenką w ręce. Kościół ma w sobie coś, co go uspokaja. Może dlatego proboszcz prosi właśnie jego o pomoc, kiedy trzeba coś zorganizować.
Tak było i tego dnia. Po mszy proboszcz zawołał Darka na bok.
– Darku, może pomożesz Beacie ustawić szopkę? – zaproponował.
Skinął głową i ruszył za proboszczem w stronę zakrystii. Ciekawość mnie zżerała, więc oczywiście poszedłem za nimi. Beata stała z naręczem siana jak postać z obrazka. Słyszałem o niej. Energiczna, zawsze uśmiechnięta, i z jakiegoś powodu postanowiła, że to ona zadba o bożonarodzeniowe dekoracje.
– Tylko uważajcie na figurki! – rzuciła proboszczowi na pożegnanie i przeszła obok mnie. Zrobiła to tak szybko, że nie zdążyłem się nawet cofnąć.
Zauroczyła go
Darek tylko stał i patrzył, jak wyciąga ze skrzyń drewniane postacie. Właściwie to patrzył na nią. A ja patrzyłem na niego.
– Coś czuję, że będzie ciekawie – mruknąłem pod nosem.
Beata krzątała się między figurkami, a Darek czekał na instrukcje. Kiedy przeszła obok niego z kolejną garścią siana, uśmiechnęła się półgębkiem.
– Będziesz tak stał cały czas czy może jednak coś zrobisz? – rzuciła.
Darek podrapał się po karku, zerkając na mnie ukradkiem. Zrobiłem niewinną minę i machnąłem ręką, dając mu do zrozumienia, że nie zamierzam się wtrącać. On tylko chrząknął i ruszył w stronę drewnianej konstrukcji szopki.
– Gdzie to postawić? – zapytał spokojnie, wskazując na małą figurkę osiołka.
– Obok żłóbka, trochę bardziej w lewo – odpowiedziała Beata.
Przyglądałem się temu z ukrycia, stojąc za jedną z kolumn. Ciekawość zżerała mnie do tego stopnia, że nawet nie czułem zimna bijącego od kamiennych ścian. Byłem świadkiem czegoś, czego pewnie sami jeszcze nie zauważali. Beata z początku wyglądała na skupioną, ale z każdym kolejnym ruchem Darka jej spojrzenie wędrowało a to na jego dłonie ustawiające figurki z delikatnością, której sam się nie spodziewałem, a to na jego skupioną twarz.
Obserwowałem ich
– Nie sądziłam, że ktoś potrafi tak delikatnie rozmieścić te figurki. Masz wprawę? – zagadnęła z uśmiechem.
– Pomagam dziadkowi w gospodarstwie. Tam też liczy się precyzja – odparł, nie odrywając wzroku od szopki.
– To dlatego tak dobrze wszystko ci idzie. Wiesz, nie każdy ma tyle cierpliwości.
Darek na te słowa tylko wzruszył ramionami. Beata spojrzała na niego trochę dłużej, jakby oczekiwała, że coś powie, ale Darek jak zawsze milczał. To jego największa siła i jednocześnie największy problem. Potrafił być jak mur – solidny, niezawodny, ale bez okien, przez które można byłoby zajrzeć do środka.
„Ona go podziwia, nawet jeśli jeszcze tego nie zauważyła. Zresztą Darek, jak zwykle, nie zdaje sobie sprawy z własnych atutów. To jego dar i przekleństwo jednocześnie” – pomyślałem, opierając się o chłodny kamień.
– A ty? – nagle Beata zwróciła się w moją stronę. – Przyszedłeś popatrzeć, czy pomagać?
Zaskoczyła mnie, a ja o mało co nie strąciłem wazonu z kwiatami. Wyprostowałem się natychmiast, próbując zachować resztki godności.
– Ja? Ja tylko… sprawdzam, czy Darek nie potrzebuje wsparcia – odparłem, starając się brzmieć pewnie.
Mieli się ku sobie
Beata parsknęła śmiechem, a Darek, który przez chwilę udawał, że tego nie słyszy, spojrzał na mnie z politowaniem. Niby nie mówił nic, ale jego wzrok mówił wszystko: „Serio, Damian?”.
Przez kolejne pół godziny patrzyłem, jak oboje pochylają się nad konstrukcją. Beata wyciągała z kartonów kolejne elementy – anioły, pastuszków, zwierzęta. Darek, z tym swoim spokojem i precyzją ustawiał je na właściwych miejscach.
– Chyba gotowe – westchnął w końcu Darek, wycierając ręce o spodnie.
Beata zrobiła kilka kroków do tyłu, zmrużyła oczy i przechyliła głowę na bok, jakby była krytykiem sztuki.
– Idealnie. Proboszcz będzie zachwycony – stwierdziła z uznaniem. Potem dodała ciszej: – Dobra robota.
Chciałem już podejść i coś powiedzieć, ale wtedy zobaczyłem coś dziwnego. Beata przez chwilę przyglądała się Darkowi, a w jej oczach pojawiło się coś, czego wcześniej tam nie było. Zrozumienie? Ciekawość? Sama nie wiedziałem. Darek oczywiście tego nie zauważył, bo zajęty był pakowaniem pustych kartonów.
– Dzięki za pomoc, Darek – powiedziała, sięgając po swoją kurtkę. – Może napijesz się herbaty?
Darek zamarł
Jego twarz zrobiła się lekko czerwona, a ja aż wytrzeszczyłem oczy. Nieczęsto ktoś go zapraszał na herbatę, a już na pewno nie dziewczyna taka jak Beata.
– Nie chciałbym przeszkadzać… – zaczął niepewnie.
– To nie przeszkadzanie. Chyba mogę podziękować za pomoc, prawda? – odparła stanowczo, ale ciepło.
Darek milczał przez moment, jakby jego własne myśli musiały nadążyć za rzeczywistością. W końcu skinął głową.
– No dobrze… Mogę.
Beata uśmiechnęła się zadowolona i ruszyła w stronę drzwi, zostawiając Darka i mnie samych. Spojrzałem na niego z szerokim uśmiechem.
– No, stary, chyba idziesz na randkę – szepnąłem, szturchając go łokciem.
– Daj spokój – mruknął, ale uśmiechnął się pod nosem.
Wtedy zrozumiałem
Nie wiem, co dokładnie się wydarzyło, ale poczułem, że coś wisi w powietrzu. Jakby te poranne promienie słońca, które przebiły się przez kolorowe witraże, miały przynieść ze sobą coś więcej. Coś, co nie miało być przypadkiem.
Kręciłem się przy wyjściu, udając, że na kogoś czekam. W rzeczywistości nie mogłem przegapić tego, co się właśnie działo. Beata czekała na Darka. Widziałem, jak Darek wychodzi z zakrystii i zatrzymuje się, jakby nie wierzył, że naprawdę na niego czeka.
– Chodź, bo wystygnie – powiedziała lekko i ruszyła w stronę plebanii.
Darek, speszony, podrapał się po karku, ale poszedł za nią. I ja też, choć zachowałem bezpieczną odległość. Usiedli na starych ławkach na plebanii, a ja przysłuchiwałem się z ukrycia.
– Często pomagasz proboszczowi? – zagadnęła Beata, nalewając herbatę.
– Kiedy trzeba – odparł, patrząc na parujący kubek.
– Lubię tu być – powiedziała cicho. – Ludzie często zapominają, po co są Święta. A ja chcę im to pokazać. Chociaż dekoracjami.
Darek skinął głową.
– Mój dziadek mówi, że magię świąt tworzą ludzie.
– Mądry dziadek – uśmiechnęła się Beata. – Ty też masz w sobie coś… wyjątkowego.
Zapadła cisza
Miałem ochotę krzyknąć „Darek, coś powiedz!”. Ale on tylko się uśmiechnął. Kiedy wychodzili, zobaczyłem, jak Darek odprowadza Beatę wzrokiem. W jego oczach było coś nowego. Coś, czego nawet on jeszcze nie rozumiał.
Następnego dnia, kiedy przyszedłem do kościoła, Darek już tam był. Pomagał proboszczowi przenosić ławki. Beata kręciła się wokół choinki, poprawiając bombki. Rzucała co jakiś czas ukradkowe spojrzenia w stronę Darka. Ja, oczywiście, byłem znów świadkiem tego niepozornego, ale jakże znaczącego teatru.
– Hej, Darek! – zawołała nagle, przerywając ciszę. – Pomóż mi.
Darek podszedł do niej, patrząc na krzywo zawieszoną gwiazdę na szczycie choinki.
– Wystarczy poprawić o centymetr – stwierdził spokojnie.
Zobaczyłem, jak Beata uśmiecha się inaczej – cieplej, bardziej szczerze. Ich dłonie na moment zetknęły się na gałęzi, a ja prawie prychnąłem pod nosem. Czy oni naprawdę tego nie widzą?
Kiedy wyszliśmy z kościoła, podszedłem do Darka i szturchnąłem go łokciem.
– No, no… Niby tylko choinka, a jednak coś więcej.
– Damian, skończ już – burknął Darek, ale nie zdołał ukryć uśmiechu.
Wtedy zrozumiałem, że nawet jeśli Darek jeszcze nie umie nazwać tego, co się dzieje, coś w nim drgnęło. Może to była Beata. A może po prostu magia świąt, o której zawsze mówił jego dziadek.
Damian, 25 lat
Czytaj także:
„Siostra zażyczyła sobie dla dzieci prezenty za fortunę, a moim kupiła najtańszą tandetę. Nie pozwolę się tak traktować”
„Chciałam ugościć synową w Święta, ale odmówiła. Myślałam, że robi mi na złość, ale prawda mnie zszokowała”
„Rodzice próbowali przejąć kontrolę nad moim życiem. Chcieli wiedzieć, z czym jem kanapki i z kim chodzę do łóżka”