„Pomogłam przystojniakowi w potrzebie i prawie wplątałam się w romans z diabłem. Ten drań owinął mnie sobie wokół palca”

załamana kobieta fot. Adobe Stock, hbrh
„Otworzyłam drzwi i niemal wypadłam na korytarz. Serce łomotało mi w piersi. Czułam bijące od niego ciepło. Jego oddech na mojej skórze… Czułam, jak płoną mi policzki, gdy wciskałam mu piżamę w dłonie”.
/ 10.01.2023 20:30
załamana kobieta fot. Adobe Stock, hbrh

Było piątkowe popołudnie. Rozgniewana wsiadłam do auta i trzasnęłam drzwiami, a potem z piskiem opon opuściłam podjazd pensjonatu. Gdy zjeżdżałam na drogę dojazdową, kątem oka widziałam jego sylwetkę. Filip wybiegł na schody i machał, próbując mnie zatrzymać. Machaj sobie, machaj.

Razem z mężem prowadzimy niewielki pensjonat w Górach Stołowych. Nasi synowie wychowali się, biegając po jego korytarzach, zaglądając we wszystkie zakamarki, niekiedy zakłócając spokój wczasowiczów. Na tym jednak polegał urok tego miejsca – przytulne wnętrza i rodzinna atmosfera przyciągały turystów z całej Polski.

Oddalając się od pensjonatu, czułam satysfakcję na myśl o tym, że zostawiłam Filipa samego. Niech się trochę pomęczy, a ja wrócę, gdy trochę ochłonę… To był trudny czas dla naszego małżeństwa; po tylu latach wspólnej pracy nastąpił przesyt. Mieliśmy siebie dosyć. Zaczęłam odczuwać potrzebę odizolowania się od Filipa. Chciałam odpocząć, złapać dystans i spojrzeć na nasze życie z innej perspektywy. Pomyślałam nawet o separacji, ale Filip nie chciał o tym słyszeć. O to się tym razem pokłóciliśmy.

– Jak wyobrażasz sobie prowadzenie pensjonatu w tej sytuacji? – pytał.

– Mamy dorosłych synów. Pomagają nam. I nie stawiaj pensjonatu ponad nasze życie! – próbowałam przekonywać.

– Ten pensjonat to właśnie nasze życie! Z niego żyjemy.

Wracałam myślami do tej rozmowy, jadąc pustą szosą. Zamierzałam zatrzymać się za najbliższym zakrętem. Lubiłam wpatrywać się w widoczny z tego miejsca masyw górski. Uspokajał mnie ten pejzaż… O przednią szybę auta uderzyły pierwsze krople deszczu. Po chwili musiałam uruchomić wycieraczki, bo rozpadało się na dobre. Nagle w strugach rzęsistego deszczu zamajaczyła postać w kapturze. Zahamowałam gwałtownie, bo mężczyzna omal nie wpadł mi na maskę. Opuściłam szybę.

– Wszystko okej? – zawołałam, przekrzykując deszcz.

– Podwiezie mnie pani? – mężczyzna zsunął kaptur z głowy.

Obrzuciłam go spojrzeniem. Miał na sobie czarną bluzę i dżinsy. Był przystojny, choć mógłby się ogolić i nieco przystrzyc włosy. Nie wyglądał groźne, a lało tak, że psa byś nie wygonił… Pochyliłam się i otworzyłam drzwi od strony pasażera.

– Skąd pan się tu wziął?

Nie odpowiedział.

– Gdzie pana podrzucić?

I znowu cisza. Mężczyzna jedynie odgarnął kosmyk włosów z czoła, a potem splótł ręce na piersi. Nie jesteś zbyt rozmowny – pomyślałam – za to niegrzeczny. Pożałowałam, że zaprosiłam go do auta. Niejednokrotnie podwoziłam rozmaitych ludzi do pensjonatu lub odwoziłam gości na dworzec kolejowy, lecz ten człowiek jednak był jakiś… sama nie wiem.

Autostopowicz nie był zbyt miły

– Chciałbym tylko przeczekać burzę – powiedział w końcu. – Gdzie mnie pani podrzuci, będzie w porządku.

Gdzieś blisko uderzył piorun. Burza była tuż nad nami. Niebo przecinały błyskawice, a huk grzmotów odbijał się echem od skał. Ogarnął mnie nieokreślony niepokój. Tajemniczy pasażer chyba to zauważył, bo znienacka dotknął mojej dłoni.

– Niech się pani nie boi.

Od razu cofnęłam dłoń, a on uśmiechnął się nieznacznie. Przełknęłam ślinę i uruchomiłam silnik. Sytuacja była co najmniej dziwna. Znalazłam się w centrum burzy z obcym facetem, który wzbudzał we mnie niejasne obawy. Powinnam go wyprosić, ale duma mi nie pozwalała. Nie chciałam wyjść na tchórza czy wręcz histeryczkę. Poza tym istniała obawa, że jeśli raz ulegnę takim lękom, już nigdy nie wezmę żadnego autostopowicza.
Ruszyłam więc, czując na sobie wzrok mężczyzny. Jechaliśmy wolno, gdyż widoczność była fatalna, a nawierzchnia bardzo śliska. Bzyczenie radia ledwie przebijało się przez odgłosy deszczu.

– To pani dom? – mężczyzna odezwał się, gdy dotarliśmy do celu.

– Pensjonat – odparłam i zgasiłam silnik.

Mieliśmy wprawdzie pełne obłożenie, ale na tyłach budynku był jeszcze jeden niewielki pokój, w którym przechowywaliśmy dodatkowe materace. Niespodziewany gość nie powinien wybrzydzać. Już wewnątrz podeszłam do kontuaru, za którym stał mój syn Adam.

– Musimy porozmawiać – syn wskazał kciukiem w stronę zaplecza.

Zerknęłam w stronę tajemniczego gościa. Stał na środku holu, rozglądając się wokół. Może chwilę poczekać.

– Dziadek źle się poczuł, tata musiał natychmiast do niego jechać…

Nagle poczułam wyrzuty sumienia

Zrozumiałam, że Filip nie bez powodu próbował zawrócić mnie z drogi, a ja tak po prostu go zignorowałam.

– Ale wszystko z nim w porządku? Co się w ogóle stało?

– To co zwykle, problemy z sercem. Przynajmniej tak mówił… – Adam przewrócił oczami, bo dziadkowe „problemy z sercem” bywały przesadzone. Kolka to jeszcze nie zawał. No ale swoje lata miał, więc lepiej dmuchać na zimne. – Musimy dać radę bez ojca – dodał syn.

– I damy – to mówiąc, poklepałam syna po ramieniu, niemal czując ciężar spadających mi na barki obowiązków.

Nie zatrudnialiśmy zbyt wielu pracowników, a weekend zapowiadał się wyjątkowo pracowicie.

– Nie mamy już wolnych miejsc – Adam wskazał brodą w stronę holu, gdzie czekał przemoczony autostopowicz.

– Przenocujemy go w tym pokoju na tyłach, to tylko jedna noc – wyjaśniłam.

– Jak chcesz.

Po chwili do kontuaru podeszła grupka turystów. Pozwoliłam więc synowi wrócić do obowiązków, a sama poprosiłam „mojego” gościa, by udał się za mną. Pospiesznie uprzątnęłam pomieszczenie, i już po kilku minutach było gotowe.

– Musi pan się przespać na materacu, wszystkie łóżka mamy zajęte – wskazałam leżące na ziemi posłanie.

Mężczyzna wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Niespodziewanie znaleźliśmy się tuż obok siebie. Pokoik był mały, nie dało się swobodnie poruszać. Szorstki zarost mężczyzny dotknął mojego policzka. Kiedy stanął aż tak blisko? Poczułam, jak koszulka lepi mi się od potu. Odsunęłam się i przywarłam plecami do stosu materaców za sobą.

– Przyniosę panu coś do przebrania.

Otworzyłam drzwi i niemal wypadłam na korytarz. Serce łomotało mi w piersi. Nie wiedziałam, kim był ten mężczyzna, ale wywoływał we mnie ambiwalentne odczucia. Bałam się go, a jednocześnie coś mnie do niego przyciągało. Może to ta pogoda? Jakieś napięcie w powietrzu? Burza już przeszła, ale deszcz przybrał na sile.

Wyjrzałam przez okienko na półpiętrze: drogą płynęły strugi wody. Poszłam na poddasze, gdzie znajdowało się nasze prywatne mieszkanie. Zrzuciłam mokre od potu i deszczu ciuchy, i włożyłam lnianą sukienkę. Splotłam wilgotne włosy w warkocz. Potem wyjęłam z szafy piżamę męża. Znów dopadły mnie wyrzuty sumienia. Filip z pewnością byłby temu przeciwny… No ale jego tu nie ma.

Podciągnął mi koszulę nocną…

Zeszłam na dół. W sali jadalnej panował gwar; właśnie podawano kolację. Z uwagi na burzę wszyscy turyści pozostali w pensjonacie. Do pokoiku na tyłach weszłam bez pukania i natychmiast tego pożałowałam. Mężczyzna siedział na materacu. Mokre ubranie leżało u jego stóp.

– Przepraszam – spłoszyłam się.

– Spoko – zanim się spostrzegłam, półnagi facet stał obok mnie. – Jestem Emil.

Czułam bijące od niego ciepło. Jego oddech na mojej skórze… Czułam, jak płoną mi policzki, gdy wciskałam mu piżamę w dłonie.

– Pójdę już – bąknęłam, nie śmiejąc spojrzeć mu w oczy.

Już miałam się odwrócić, kiedy mężczyzna złapał mnie za ramiona. Ujął dłonią mój podbródek i uniósł do góry. Spojrzałam w jego niebieskie oczy. Nie powinnam tego robić, bo miałam wrażenie, że mnie hipnotyzuje.

– Dziękuję za pomoc… – mruknął i musnął ustami moją szyję.

Co on robi…? Co ja wyrabiam?! Przerażenie walczyło we mnie z narastającym pożądaniem.

– Proszę, przestań – szepnęłam.

Wymacałam dłonią klamkę za swoimi plecami. Otworzyłam drzwi i umknęłam jak uwolnione z pułapki zwierzę. Postanowiłam już więcej nie zaglądać do Emila.

– Wymelduj go proszę z samego rana – poprosiłam syna.

Wróciłam na górę. Miałam dość wrażeń jak na jeden dzień. Marzyłam już tylko o prysznicu i śnie bez żadnych snów. Położyłam się na kanapie w salonie. Nie chciałam spać w łóżku bez Filipa. Po raz kolejny tego dnia poczułam wyrzuty sumienia. Boże, prawie go zdradziłam. W myślach na pewno. Zacisnęłam powieki, chcąc o wszystkim zapomnieć i zasnąć jak kamień. Jutro będzie lepszy dzień – pomyślałam, odpływając, musi…

Kiedy się przebudziłam, wokół panowała ciemność. Już nie padało. Nie słyszałam szumu deszczu, dobiegało mnie za to jakieś chrobotanie.

– Filip? – zapytałam półszeptem.

Bez odpowiedzi. Wstałam i podeszłam do drzwi. Ktoś ewidentnie grzebał w zamku. Raptem otwierające się drzwi uderzyły mnie w twarz. Zatoczyłam się i upadłam na podłogę. Tuż przed oczami miałam ciężkie wojskowe buty. Gdzieś je widziałam…
Uniosłam głowę, ale nim zdążyłam spojrzeć napastnikowi w twarz, ten szarpnął mnie w górę i rzucił na kanapę. W mroku błysnęło ostrze noża.

– Chcę pieniędzy i auto. Nie ma czasu na pieszczoty, więc je sobie darujmy. Przepraszam – uśmiechnął się z ironią. – Będziesz grzeczna, nic ci nie zrobię. Ani… nikomu innemu – dodał.

Pokiwałam głową. Zwolnił uścisk, jednak wciąż trzymał uniesiony nóż. Spojrzałam na zdjęcie. Tak, to on! Na drżących nogach podeszłam do komody, z której wyjęłam portfel i kluczyki. Podałam mu. Kroki na korytarzu ucichły. Nie krzyczałam. Pozwoliłam mu uciec. Dopiero gdy usłyszałam warkot silnika, dopadłam do okna.

Emil odjechał moim samochodem. I wtedy wszystko puściło. Zadygotałam, osunęłam się na kolona i zaniosłam płaczem. Jakoś doczekałam świtu. Nadal siedziałam w kącie pod oknem, kiedy wszedł mój syn.

– Zamek jest wyłamany… – zaczął i urwał, gdy musiał się rozejrzeć, by mnie namierzyć. – Boże, mamo, co tu się stało?

Miałam czas, by się zastanowić. Opowiedziałam mu, co się stało, począwszy od zabrania nieznajomego mężczyzny z drogi, a kończąc na kradzieży. O moich zakazanych myślach nie musiał wiedzieć. Zadzwonił na policję. Nie protestowałam. Pozwoliłam, by się wszystkim zajął. Ja nie miałam na to siły.

Teraz, gdy strach osłabł, a szok minął, potwornie się wstydziłam, do granic obrzydzenia. Nie tego, że dotykał mnie ten bandzior, że gdyby nie hałas na korytarzu, pewnie by mnie zgwałcił, nie tego, że dałam się okraść, że nawet nie próbowałam się bronić. Wstrętem napawała mnie myśl, że wcześniej niewiele brakowało, bym dobrowolnie mu się nie oddała… Zdzira!

Może taką miał metodę?

Uwodził znudzone mężatki w średnim wieku, by robiły, co im każe? Czy to mnie tłumaczyło? Nie uległam, ale… czy to mnie usprawiedliwiało? Zgrzeszyć można nie tylko uczynkiem. Słowem, myślą, zaniedbaniem… Czy ja zaniedbałam moje małżeństwo? Zmęczyłam się, więc odpuściłam, zamiast walczyć, postarać się? Godzinę później jechałam już z Adamem na komisariat, aby złożyć zeznania. Funkcjonariusz poprosił, żebym dokładnie opisała napastnika, a potem pokazał mi zdjęcie. Otworzyłam szeroko oczy.

– To on!

Emil na fotografii miał krótsze włosy i gładko ogoloną twarz, ale to bez wątpienia był on.

– Ten człowiek jest poszukiwany listem gończym – wyjaśnił policjant.

Zrobiło mi się słabo. Wcale nie miał na imię Emil. Podał mi fałszywe dane. Policjant poinformował mnie, że odezwą się, gdy zlokalizują skradzione auto. Kiedy podjeżdżałam pod pensjonat, u szczytu schodów zobaczyłam Filipa. Był przejęty, widziałam to nawet z daleka. Poznałam to po napięciu jego ciała, nerwowych gestach. Zaparkowałam, a potem wbiegłam po stopniach i rzuciłam mu się w ramiona.

– Przepraszam, że zostawiłem cię z tym wszystkim samą – powiedział. – To moja wina… Gdyby coś ci się stało, nigdy bym sobie nie wybaczył.

– To ja przepraszam!

Tylko ja wiedziałam, za co tak naprawdę przepraszam. Nie miałam odwagi przyznać się Filipowi do wszystkiego, do moich myśli i pragnień.

– Nie chcę się już z tobą kłócić…

– Najważniejsze, że jesteś cała i zdrowa. Ciii – pocałował mnie w czubek głowy i pogłaskał po plecach.

– Wiem, że musiałeś… ale nie zostawiaj mnie więcej – poprosiłam.

– Dobrze, obiecuję. A… co z separacją?

– Jaką separacją? – mruknęłam.

Roześmiał się cicho i mocniej mnie przytulił. Mój kochany.

– Chętnie bym tego typa wykastrował, ale jestem mu też wdzięczny.

No tak. Znajdowanie dobrych stron w beznadziejnych sytuacjach, żartowanie, gdy mnie zbierało się na płacz – to mnie czasem strasznie wkurzało, a zarazem to była największa zaleta Filipa. 

Czytaj także:
„Wystarczy, że teściowa kiwnie palcem, a mój mąż do niej leci na łeb na szyję. Moje potrzeby zostają daleko w tyle”
„Mój mąż był bogaczem, ale i tyranem. Wolę być biedną i samotną matką niż zastraszaną ofiarą”
„Mój mąż to egoista i zdrajca. Przyłapałam go z obcą babą, ale musi zostać w moim życiu dla dobra dziecka”

Redakcja poleca

REKLAMA