„Pojechałam jako opiekunka na szkolną wycieczkę syna. Dwa tygodnie troskliwie zajmowałam się przystojnym trenerem”

Para w łódce fot. iStock by Getty Images, ranplett
„Wcześniej widywałam go w szkole i uważałam, że to fantastyczny mężczyzna. Nigdy nie omieszkał zagadnąć na korytarzu, choćby na chwilę. Twierdził, że Antek jest bardzo wysportowany, a czy istnieje mama, która nie przepada za pochwałami dla dziecka?”.
/ 23.09.2024 20:00
Para w łódce fot. iStock by Getty Images, ranplett

Marzyłam o tym, by ponownie poczuć motyle w brzuchu, wyjść za mąż i po raz kolejny doświadczyć macierzyństwa. Jednak z biegiem czasu coraz bardziej wątpiłam, że dane mi będzie zrealizować te pragnienia.

Sięgnęłam po dwa spore kartony, które leżały na górnej półce w szafie i popatrzyłam na nie z nostalgią. Przez długi czas wierzyłam, że schowane w środku dziecięce ciuszki jeszcze się kiedyś przydadzą. Jednak dopiero wczoraj uświadomiłam sobie, że... niekoniecznie tak będzie. Zajrzałam do jednego z pudeł. Pod śnieżnobiałymi bluzeczkami i pajacykami w kaczorki spoczywały malutkie skarpetki. Takie, co ledwo na palec by weszły! Wsunęłam jedną z nich na kciuk i poczułam, jak ogarnia mnie ogromne rozczulenie...

Niedawno mój synek był w tych bucikach

Takie maleńkie, słodkie… Przytulałam je do policzka i tuliłam bez końca. Aż tu nagle, zupełnie znienacka, wczoraj Antek przymierzył górskie trapery taty – za kostkę, świetne na piesze wędrówki. Marek założył je dosłownie kilka razy, zanim przegrał walkę z ciężką chorobą i odszedł od nas na zawsze.

– Mamo, są super! Pasują jak ulał! – zawołał podekscytowany syn.

Nie wierzyłam, ale kiedy wsunęłam palec za piętę Antka, dotykając wnętrza buta, okazało się, że miał rację – rozmiar był perfekcyjny!

W tamtym momencie, poza radością z dorastania mojego syna, poczułam również smutek. Dotarło do mnie, że perspektywy na powiększenie rodziny o kolejne dziecko są praktycznie zerowe. Od zawsze marzyliśmy z moim mężem o dwójce, a może nawet trójce maluchów. Niestety, los pokrzyżował nasze plany. Później skupiłam się na samodzielnej opiece nad Antosiem i nie myślałam o nowych związkach.

Kto chciałby się wiązać z 30-latką z dzieckiem?

Nie tak łatwo znaleźć chłopa gotowego zajmować się nieswoim potomkiem. Poza tym dla mnie Antek jest zawsze najważniejszy i uważam, że najpierw on musiałby polubić faceta, z którym miałabym być, zanim zdecydowałabym się być z kimś na poważnie.

Krąg zależności się domykał, ponieważ dotychczas żaden z mężczyzn, z którymi od czasu do czasu się widywałam, nie przypadł do gustu mojemu dziecku. Mój syn, z nieomylnym dziecięcym instynktem, zawsze wyczuwał w nich fałsz, co prawdopodobnie ocaliło mnie przed toksycznym związkiem.

Jednak bycie singielką również nie wpływało na mnie najlepiej. Mimo to nie poddawałam się i wierzyłam, że w przyszłości poznam jeszcze kogoś wyjątkowego.

Patrząc na to, jak Antoś paraduje w traperkach taty, uświadomiłam sobie, ile mam już lat i że raczej nie zostanę już mamą.

Za moment skończę czterdziestkę

Z tego powodu wyciągnęłam z graciarni te wszystkie ciuszki dla bobasa, żeby je przejrzeć i jakoś poukładać. Część chciałam wrzucić do kontenerów dla potrzebujących, a resztę...

A tak szczerze mówiąc, to sama nie jestem pewna, co z tym zrobić. Może podarować komuś albo wystawić w zestawie na jakiejś aukcji internetowej? Ale jak przyszło co do czego, to jakoś nie dałam rady. Wystarczyło, że zaczęłam wszystko przeglądać, a już dopadły mnie wspomnienia i się wzruszyłam.

Pomyślałam sobie: „Dobra, zostawię to wszystko, w końcu Antek to już prawie dorosły chłopak! Ani się obejrzę, a założy własną rodzinę i wtedy te ubranka będą w sam raz”. Wymyśliłam tę kiepską wymówkę, żeby tylko nie przyznać się przed samą sobą, że tak naprawdę kierują mną głupie sentymenty.

Jakbym potrzebowała dodatkowego bałaganu w domu, żeby trzymać te graty! Wsadziłam kartony z powrotem na miejsce, gdy nagle Antek wpadł do mieszkania jak burza.

– Mamo, pomóż! Pani Olga skręciła kostkę i nie wiadomo, kto teraz pojedzie z naszą grupą na wyjazd jako opiekun. Nie chcę jakiegoś nudnego typa, który zrujnuje mi wycieczkę, dlatego oznajmiłem panu Pawłowi, że ty możesz z nami jechać, bo masz uprawnienia! – wypalił na jednym oddechu.

– Chwila moment, wolniej, bo kompletnie tego nie rozumiem! – zwróciłam się do niego, więc jeszcze raz wyjaśnił.

Ja mam pracować jako opiekunka na twojej żeglarskiej wycieczce? – nie mogłam uwierzyć własnym uszom.

Skąd mu przyszedł do głowy taki pomysł?

– Ale przecież pływaliście z ojcem na żaglówce, sama mi o tym opowiadałaś! – oczy Antka zrobiły się szkliste.

– Fakt, ale…

Mamuś, błagam cię, powiedz tak! I słuchaj, pan Paweł też sądzi, że to super pomysł!

Racja. Trener, pan Paweł, to ulubieniec mojego syna. Dzięki niemu w szkole działa klub żeglarski. Antek już dwukrotnie jeździł z nimi na letni obóz. Mogłabym po prostu skłamać, że brakuje mi niezbędnych kwalifikacji, żeby jechać jako opiekun, ale...

Prawda jest taka, że je posiadam. Jeszcze na studiach zaliczyłam odpowiedni kurs i dorabiałam sobie w ten sposób w czasie wakacji.

Pomyślę nad tym. Daj mi czas do jutra – powiedziałam, zaskakując samą siebie.

Szczerze mówiąc, musiałabym poświęcić swoje wolne, żeby pojechać na tę wycieczkę, a jaki to relaks z bandą nieznajomych dzieciaków? Nie za bardzo miałam ochotę się przyznać, że… tak naprawdę to chyba kusiła mnie wizja wspólnego wyjazdu z panem Pawłem.

Dotychczas widywałam go jedynie sporadycznie, lecz nie dało się nie zauważyć, że to naprawdę fajny gość. Dowcipny, w dobrej formie fizycznej, za każdym razem gdy wpadałam do szkoły, zagadywał mnie na korytarzu, żeby trochę pogadać. No i twierdził, że Antek to niezły sportowiec, a czy jest taka mama, która nie przepada za komplementami na temat jej dziecka? W końcu podobno najlepszy sposób żeby zdobyć faceta to przez jego żołądek, a serce matki zdobywa się przez jej dzieci.

Muszę się przyznać, że pan Paweł niejednokrotnie zaprzątał moje myśli.

Wielokrotnie, gdy już skończyliśmy rozmawiać, analizowałam w pamięci całą naszą konwersację, dumając nad tym, jakie zrobiłam wrażenie i próbując wyłapać w jego gestach lub słowach drobne sygnały świadczące o tym, że postrzega mnie inaczej niż pozostałe matki swoich podopiecznych. Cóż, takie tam urojenia samotnej kobiety...

Stwierdził, iż wyjazd to całkiem niezły plan

– O ile pani nie widzi żadnych przeszkód... Zdaję sobie sprawę, że znajomi Antka są do pani bardzo pozytywnie nastawieni, więc na bank przyklasnęliby temu rozwiązaniu. Poza tym ja też miałbym większy spokój ducha, gdybym miał u boku kogoś zaprzyjaźnionego i tak miłego, zamiast w ostatnim momencie angażować jakąś zupełnie postronną personę – zadzwonił do mnie pan Paweł dzień później.

– Muszę się zorientować, czy uda mi się dostać wolne – wymamrotałam, czując jak się robię cała czerwona.

Dobrze, że nie mógł tego zobaczyć. Mój przełożony nie sprzeciwiał się temu, bym wyjechała, więc sprawa była przesądzona. W ten oto sposób wylądowaliśmy nad wodą. W składzie ja, nauczyciel Paweł oraz… stadko podopiecznych.

Wśród chłopaków, którzy uczestniczyli w obozie, znajdował się również Jacek. Kojarzyłam go jeszcze ze szkolnych czasów – chociaż był o rok starszy od Pawła, to sympatyczny dzieciak z piegami na nosie. Zawsze pierwszy do występów podczas akademii i innych uroczystości, a teraz jakiś markotny i ponury.

Niby angażował się w to, co robili inni, pływanie łódką i tym podobne, ale sprawiał wrażenie, jakby myślami był gdzieś daleko… Poza tym, jak wspomniał mi Paweł, Jacek zdecydował się na ten wyjazd praktycznie na ostatnią chwilę.

– Słuchaj, a ty wiesz może o co chodzi z Jackiem? – zapytałam w pewnym momencie Antka.

Jest po uszy zadurzony – odpowiedział mój syn, wzruszając ramionami. – Tuż przed wyjazdem pokłócił się ze swoją ukochaną, Mariolką i teraz ma doła, bo ona nie reaguje na jego telefony. Przyjechała z rodzicami na wypoczynek w okolicy, mieszkają po przeciwnej stronie jeziora. Jacuś sądził, że jak będą tak blisko siebie, to coś z tego wyjdzie i uda im się dojść do porozumienia. Ale raczej marne widoki na to…

Szkoda mi było Jacka, no ale co poradzę na jego młodzieńczą miłostkę? Nawet ja miałam problemy z moimi kiełkującymi uczuciami do Pawła. Z jednej strony miałam wrażenie, że on odwzajemnia moje odczucia, ale z drugiej strony…

Jego stosunek do mnie był raczej formalny

Doszłam do wniosku, że wynika to z faktu, iż obydwoje pełnimy rolę opiekunów nastolatków, a poza tym w ośrodku przebywa również pozostała kadra wychowawcza. Krótko mówiąc, atmosfera raczej nie sprzyja flirtom i miłosnym uniesieniom... Któregoś dnia, mniej więcej w środku turnusu, wkroczyłam do sypialni moich podopiecznych, aby zerwać ich z łóżek.

Ze zdumieniem spostrzegłam, że posłanie Jacka świeci pustkami. Zazwyczaj zrywał się z wyrka na samym końcu, po trzydziestu minutach zrzędzenia.

„Pewnie poleciał do łazienki” – przeszło mi przez myśl.

Ale gdy nie przyszedł na śniadanie, dopadłam resztę towarzystwa.

No gadać, gdzie poszedł Jacek! Tylko bez ściemy! – chłopaki w strachu zamilkli, ale wyczułam, że rozumieją, gdzie może być ich kumpel.

Miałam uświadomić im, że jeśli szybko go nie odnajdę, będę zmuszona powiadomić organy ścigania, gdy nagle mnie olśniło.

– Antoni! – pociągnęłam syna w ustronne miejsce. – Powiedz mi dokładnie, gdzie na przebywa ta cała Mariola?

Gdy jego policzki pokryły się rumieńcem, od razu wiedziałam, że mam rację.

– Kiedy się do niej wybrał?

– Wczoraj wieczorem… – wyznał mój syn i zdradził nazwę ośrodka wypoczynkowego, w którym przebywała sympatia Jacka.

Przekazałam tę informację Pawłowi.

To ponad 30 kilometrów wzdłuż wybrzeża! – chwycił się za głowę. – Niesamowite, co ta miłość potrafi zrobić z człowiekiem!

Brakowało nam samochodu, bo szef obozu pojechał do miasta.

– I co teraz? Dzwonimy do niego, żeby po niego pojechał? – zapytałam.

Popłyńmy łajbą, to raptem osiem kilometrów przez wodę – odparł Paweł. – Nasze dzieciaki dołączą do innej ekipy. No trudno, mamy kryzys.

Odwiązaliśmy pierwszą lepszą łódeczkę i popłynęliśmy w stronę drugiej strony jeziora. Dopłynęliśmy do środka, kiedy zerwał się porywisty wiatr. Położyliśmy się więc z Pawłem na linach stabilizujących, myśląc sobie, że przy takiej wichurze za moment będziemy na miejscu, a tu nagle... Liny nie wytrzymały i oboje wpadliśmy do wody z głośnym pluskiem!

Zadławiłam się wodą, a za moment przyszło następne uderzenie fal. Nagle poczułam, że Paweł chwyta mnie i ciągnie w stronę naszej małej łodzi. Gdy złapałam świeży haust powietrza, zaczęłam płynąć o własnych siłach, a on cały czas był tuż obok. Dopłynęłam jakoś do burty, a Paweł pomógł mi wspiąć się na pokład. Niestety jemu samemu zabrakło już sił...

Ciągnęłam go zatem do nabrzeża, gdy trzymał się mocno boku łodzi. Podczas cumowania, gdy trzeba było zdjąć główny żagiel, zwróciłam się do niego, żeby pokierował jachtem z zewnątrz. Dla obserwatorów na lądzie musiało to przedstawiać się osobliwie – ja krzątam się przy ożaglowaniu, a łajba zdaje się płynąć bez sternika.

Całkiem nieźle sobie radzimy jako ekipa! – rzucił Paweł, wdrapując się niezdarnie na kładkę.

Udaliśmy się na poszukiwania rodziców Mariolki

Okazało się, że nasz amant dotarł do wybranki swojego serca bladym świtem i dowiedział się, iż nie odbierała połączeń, ponieważ w tej okolicy brakowało zasięgu! Doszło między nimi do pojednania, a następnie ojciec dziewczyny zdecydował się podrzucić Jacka z powrotem do ośrodka.

Poczuliśmy, jak kamień spada nam z serca. Po dokładnych oględzinach jachtu, okazało się, że nie dopisało nam szczęście jeśli chodzi o taśmy balastowe, ponieważ nie dość, że zerwały się mocowania, to jeszcze sznurek je przytrzymujący. W tym momencie kilku wodniaków podeszło do nas i powiedziało:

– Bez obaw, poholujemy was.

Tak więc ja i Paweł mieliśmy chwilę tylko dla nas. We dwoje na niewielkiej łódeczce holowanej przez drugą.

– Od dłuższego czasu nosiłem się z zamiarem, by zaprosić cię do kina, ale czułem się niezręcznie, bo w końcu jesteś mamą jednego z moich podopiecznych – przyznał się przede mną.

– Ale to potrwa tylko jeszcze jeden rok! – szybko podkreśliłam.

Na twarzy Pawła zagościł uśmiech.

– Racja. Bo co to jest rok, gdy przed nami rysuje się perspektywa wspólnej przyszłości?

Miłosne uczucia, jakie narodziły się między mną a trenerem Pawłem podczas wspólnego wyjazdu, stały się tajemnicą poliszynela w końcowej fazie naszego obozu. Antek nie posiadał się z radości, widząc naszą relację.

– Niezły ze mnie swat, co? Ten obóz to był strzał w dziesiątkę! – chełpił się.

A tobie to nie przeszkadza, że chcę chodzić z panem Pawłem? – wolałam się upewnić. – Przecież on cię uczy…

– Eee tam, jaki znowu uczy? On mnie tylko trenuje! – skwitował Antek.

Cały rok upłynął nam na spotkaniach

W szkole syna trzymaliśmy naszą relację w tajemnicy. Obawiałam się opinii pozostałych mam na mój temat, ale kluczowe było, aby nikt nie zarzucił mojemu dziecku otrzymywania specjalnego traktowania. Uczniowie bywają wredni, a ich opiekunowie czasem jeszcze bardziej.

Kiedy mój syn rozpoczął naukę w szkole średniej, wreszcie dostaliśmy szansę na wspólne życie bez zbędnego ukrywania się.

No to kiedy bierzecie ten ślub? – dopytywał podekscytowany Antek.

– Właśnie skarbie, wyznacz w końcu datę – rzucił Paweł, wpatrując się we mnie intensywnie.

– Dwie opcje: tak szybko, jak tylko się da albo... dopiero za rok – oznajmiłam, a widząc ich zaskoczone miny, dodałam wyjaśnienie. – Wolałabym stanąć przed ołtarzem bez ciążowego brzuszka...

No nie mogę w to uwierzyć, ale w końcu moje marzenia się spełnią – będziemy mieli kolejne maleństwo w domu! Całe szczęście, że zachowałam te urocze, malusie ubranka. Za chwilę znów na paluszkach małych stópek pojawią się milutkie skarpetki, a nóżki będą radośnie przebierać w powietrzu.

Anna, 40 lat

Czytaj także:
„Z wycieczki szkolnej syna przywiozłam ciekawą pamiątkę. Za 9 miesięcy okaże się, czy ma oczy nauczyciela historii”
„Na szkolnym zebraniu córki poznałam gorącego tatuśka. Bałam się jej reakcji, ale mam dość samotności”
„Gdy zmarł mąż, mój świat się rozpadł. Okazało się, że kompletnie nie znałam faceta, z którym żyłam ponad 20 lat”

Redakcja poleca

REKLAMA