„Po tym jak mnie okradli, bałem się zabierać autostopowiczów. Ale tamtego faceta wziąłem i... odzyskałem wiarę w ludzi”

mężczyzna, który zabrał autostopowicza fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Zastanawiałem się, czy mnie nie okłamywał, czy rzeczywiście są na świecie takie świry. Dla pewności postanowiłem zajechać na stację benzynową, żeby sprawdzić, czy nic nie zginęło. Zatrzymałem się i zacząłem przegląd. Wyglądało na to, że nic nie przepadło. Zdziwiła mnie tylko biała koperta w kieszeni tylnych drzwi…”.
/ 27.07.2022 18:30
mężczyzna, który zabrał autostopowicza fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Ludzie jeżdżący autostopem często narzekają, że coraz mniej kierowców decyduje się ich zabierać. Ale akurat ja się wszystkim tym, którzy nie biorą na stopa, nie dziwię. Sam kiedyś brałem częściej, jednak jak dwa razy mnie okradli, to przeszła mi ochota na wożenie pasażerów. Nie znaczy to, że całkiem zrezygnowałem z podwożenia potrzebujących. No nie – pamiętam, że za młodu sam często potrzebowałem podwózki. Biorę ich po prostu rzadziej.

Tego faceta na pewno stać na samochód

Ostatnio na przykład zatrzymałem się przy pewnym facecie, bo mnie zaciekawiło, co skłoniło go do jeżdżenia stopem. Miał dobrze po pięćdziesiątce, był ubrany w dobrej marki ciuchy turystyczne i niósł drogi plecak. Brakowało mu tylko samochodu terenowego. Ale nie, gość stał i łapał na stopa.

– Pan wsiada! – zachęciłem go, odsuwając okno od strony pasażera; musiałem krzyczeć, bo akurat padało i wiało na całego.

Facet całą wodę, którą miał na sobie, wniósł mi do samochodu.

– Przepraszam, solidnie tu panu nabłocę – powiedział, jak tylko wsiadł do samochodu i zamknął za sobą drzwi.

– Eee tam, gorsze rzeczy mogłyby mnie spotkać ze strony autostopowicza.

– Jakież to? – zaśmiał się przyjaźnie.

– A głupio tak od razu zaczynać rozmowę od pretensji do świata – uśmiechnąłem się. – Proszę rzucić rzeczy na tył i jedziemy.

Mój pasażer cisnął ciuchy, przedstawił się jako Wojciech i dalej nalegał, żebym opowiedział mu o swoich przykrych doświadczeniach.

– Skoro chce pan słuchać tych smutków, to proszę bardzo – zacząłem. – Jednego razu, jakieś pół roku temu, zabrałem młodą dziewczynę. Zaprosiłem ją do tyłu, bo akurat na fotelu pasażera miałem rozłożone firmowe dokumenty. Więc siadła z tyłu, a ja zapomniałem, że przez te dokumenty, to torbę z portfelem zostawiłem na tylnej kanapie… Podwiozłem dziewczynę kawałek, pogadaliśmy, a ona potem podziękowała i wysiadła. Dopiero na miejscu zorientowałem się, że nie mam portfela. Wszystkie moje dokumenty i na dodatek pięćset złotych diabli wzięli!

– Po co pan tyle pieniędzy wozi?

– Już od tego czasu nie wożę. Ale to nic nie zmienia, naprawdę. Bo innym razem zabrałem faceta. Taki młody, sympatyczny. Portfel miałem przy sobie, a on mi skubnął gaśnicę spod fotela. Wyobraża pan to sobie? Gaśnicę! Za ile? Trzydzieści złotych.

Facet pokiwał głową, że to, rzeczywiście, skandaliczne, później razem ponarzekaliśmy na kondycję ludzkości. A potem on opowiedział mi o sobie. Okazało się, że jest właścicielem dobrze prosperującej firmy. Przyznał, że stać go na podróżowanie na własną rękę. Że w domu ma dwa samochody, jednak autostop jest jego pasją od czasów młodości. Że podróżuje tak od piętnastego roku życia, czyli już ponad trzydzieści pięć lat.

Zamiast stracić, zyskałem

Sam nie wiedziałem, czy mu wierzyć. Jeszcze do tej pory nie spotkałem nikogo takiego. Byłem bardzo podejrzliwy i na wszelki wypadek wszystkie rzeczy trzymałem przy sobie. Nie trzeba było wielkiej wyobraźni, aby pomyśleć sobie, że to gość, który wymyślił sobie taki właśnie sposób na okradanie podwożących. Dobrze ubrany, stateczny, z pasją. Tak łatwo uśpić czujność człowieka.

Jednak nie byłem niemiły. Pogadaliśmy sobie sympatycznie przez dwie godziny, bo tyle ze mną jechał. Po tym czasie poprosił, żebym go wysadził. Chwilę wyjmował swój bagaż, potem pożegnał się ze mną serdecznie i życzył, żebym nigdy nie stracił ochoty do podwożenia autostopowiczów.

– Póki będzie mnie stać, to będę ich woził – odpowiedziałem i ruszyłem w drogę.

Długo o nim myślałem. Zastanawiałem się, czy mnie nie okłamywał, czy rzeczywiście są na świecie takie świry. Dla pewności postanowiłem zajechać na stację benzynową, żeby sprawdzić, czy nic nie zginęło. Zatrzymałem się i zacząłem przegląd. Wyglądało na to, że nic nie przepadło. Zdziwiła mnie tylko biała koperta w kieszeni tylnych drzwi… Wziąłem ją do ręki, otworzyłem i zobaczyłem pieniądze. Wyjąłem je, przeliczyłem: pięćset trzydzieści złotych. I notka. Brzmiała tak: „Niech pan to uzna za rekompensatę strat i nowe otwarcie. Życzę zaufania przy zabieraniu ludzi na pokład”.

Nie mogłem uwierzyć. Zamiast stracić, zyskałem! W pierwszym odruchu zacząłem się obracać dokoła, jakbym szukał faceta, jakbym mógł oddać mu te pieniądze. Ale zaraz uświadomiłem sobie, że zostawił je kilkadziesiąt kilometrów wcześniej. Byłem chyba pierwszym w świecie kierowcą, któremu autostopowicz nie odjął, a dodał! 

Opowiadam to wszystkim, którzy krytykują tę formę wspólnego podróżowania. I myślę sobie, że o to temu facetowi chodziło. Ciekawi mnie tylko, ilu jeszcze kierowców tak do swojej pasji przekonał. Bo skąd by miał przy sobie kopertę, gdyby nie była to reguła, gdyby nie miał takiego zwyczaju?

Czytaj także:
„Kiedy zeszłam się z byłym, przyjaciółka uznała to za zdradę. Wysyłała mi myszy i wieniec pogrzebowy, żeby mnie zastraszyć”
„Syn chciał zaszpanować dziewczynie na górskim stoku. Niestety, ta brawura skończyła się dla niego tragicznie”
„Zbłaźniliśmy się na wakacjach na Zachodzie. Było nam wstyd, że zachowywaliśmy się jak wiejskie głupki!”

Redakcja poleca

REKLAMA