„Po śmierci męża poczułam się, jakbym otworzyła jego komnatę tajemnic. Z komornikiem już prawie się zaprzyjaźniłam”

Kobieta z listem fot. iStock by Getty Images, Choreograph
„Dowiedziałam się, że mąż wziął kredyty na ponad sto tysięcy złotych. Zastanawiałam się, na co mu były te wszystkie pieniądze. Komornik nie mógł mi odpowiedzieć na to pytanie, banki też nie. Jedyną osobą, która mogła coś wiedzieć, była teściowa”.
/ 30.01.2025 20:30
Kobieta z listem fot. iStock by Getty Images, Choreograph

Jedno życie to za mało, by poznać drugiego człowieka. Przekonałam się o tym na własnej skórze. Ja i Adam byliśmy małżeństwem przez 16 lat. Wydawało mi się, że wiem o nim wszystko. Dopiero po jego pogrzebie wyszło na jaw, że mój mąż tuż pod moim nosem wiódł drugie życie, za które ja muszę teraz płacić.

Nigdy nie miał problemów ze zdrowiem

Los bywa złośliwy, a choroba nie wybiera. Adam przez całe życie dbał o siebie, jak mało który mężczyzna. Nie zaniedbywał okresowych badań, pilnował diety, codziennie biegał, nigdy nie sięgał po tytoń, a alkohol pił tylko przy szczególnych okazjach, zawsze ze zdrowym umiarem. Teoretycznie, powinien w zdrowiu dożyć późnej starości. Tym większym szokiem była dla nas diagnoza, którą usłyszał trzy lata temu.

To było wrześniowe popołudnie. Wybierałam się do sklepu i rozmyślałam, co przygotować na obiad, gdy dźwięk telefonu wyrwał mnie z zadumy. Dzwonił Rysiek, szef mojego męża.

– Cześć, Ewelina, mam złą wiadomość. Chyba powinnaś jechać do szpitala, coś się stało Adamowi – poinformował mnie poważnym głosem.

– Rany Boskie! – przeraziłam się. – Miał jakiś wypadek?

– Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu nagle zemdlał.

– Jak to zemdlał? Tak ni stąd, ni zowąd?

– Tak. Nie narzekał na samopoczucie i jak zawsze dopisywał mu humor. Nagle powiedział, że czuje dziwny zapach, jakby palonego pierza. Chwilę później leżał już na podłodze.

Zadzwoniłam do syna, żeby poinformować go, że będę trochę później w domu i od razu popędziłam do szpitala. Lekarz nie był w stanie udzielić mi żadnych sensownych odpowiedzi. Mówił tylko, że to pewnie niegroźne odwodnienie i że badania wszystko wyjaśnią. Podczas umówionej wizyty okazało się, że podłoże problemu jest znacznie poważniejsze.

Diagnoza była fatalna

– Nie mam dla państwa dobrych wieści – zaczął lekarz. – Badania obrazowe ujawniły obecność guza w prawej półkuli mózgu.

– Chce pan powiedzieć, że mąż ma raka? – niedowierzałam.

– Rak nie jest w tym przypadku właściwym określeniem. Zmiany w mózgu nie wywodzą się z takich komórek, więc w onkologii określa się je terminem nowotworu ośrodkowego układu nerwowego. Ale w gruncie rzeczy mówimy o tym samym.

– A czy można to leczyć? – zapytał Adam.

– W pańskim przypadku mamy do czynienia ze skomplikowanym nowotworem. Istnieje możliwość wdrożenia leczenia chirurgicznego i radiologicznego, ale muszę być z państwem szczery. Rokowania nie są pomyślne.

Przegrał walkę z chorobą

Procedura leczenia onkologicznego zadziałała błyskawicznie. Szybko przygotowaliśmy się do najpilniejszego zabiegu. Wkrótce Adam trafił na salę operacyjną. Po operacji przeszedł obowiązkową w tym przypadku radioterapię, ale stan jego zdrowia systematycznie się pogarszał. Lekarz wyjaśnił nam, że to nieuniknione w tym przypadku.

– Nie ma możliwości stuprocentowego usunięcia takich zmian. Operacja znacząco poprawi ogólny komfort życia, ale niestety nie wyleczy pana – tłumaczył.

Objawy choroby naprzemiennie nasilały się i nieco ustępowały. Adam starał się nie tracić pogody ducha. Chyba bardziej dla mnie i dla naszego syna niż dla siebie. Uśmiechał się, żartował, robił plany na przyszłość. Pod koniec jednak zaczął się poddawać. Nie miał już siły na dalszą walkę. Odszedł cztery miesiące temu. 

Był zadłużony po uszy

To był dla mnie ogromny cios, ale musiałam być silna. Nie żyję sama dla siebie. Mam dwunastoletniego syna, który potrzebuje mnie teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Tylko że powoli zaczyna brakować mi sił. Po pogrzebie okazało się bowiem, że mój Adam nie był facetem, za jakiego go miałam. Skrywał wiele tajemnic, o których miałam się nie dowiedzieć.

Kilka tygodni po śmierci męża otrzymałam pismo z kancelarii komorniczej. Byłam przekonana, że to jakaś pomyłka i  uda się szybko wyjaśnić temat. Ale wraz ze spadkiem po mężu, przyjęłam jego długi. Długi, o których nie miałam pojęcia.

Okazało się, że od kilkunastu miesięcy Adam miał zajęcie komornicze na części wynagrodzenia. Jego wierzycielami były banki. Udałam się do placówek, by wyjaśnić tę dziwną sytuację. Dowiedziałam się, że mąż wziął kredyty na ponad sto tysięcy złotych. „Na co mu były te wszystkie pieniądze?” – zastanawiałam się. Komornik nie mógł mi odpowiedzieć na to pytanie, banki też nie. Jedyną osobą, która mogła coś wiedzieć, była moja teściowa. 

Teściowa o wszystkim wiedziała

– Wiesz coś na ten temat? – zapytałam, kładąc przed nią dokumenty. Wzięła je w ręce i westchnęła.

– Myślałam, że już zdołał się z tym uporać – pokręciła głową. – Nie miałam pojęcia, że zostawi cię ze swoimi zobowiązaniami.

– Mamo, proszę cię. Mów jaśniej. Skąd te wszystkie długi? – domagałam się odpowiedzi.

Zaczęła mówić, a z każdym słowem coraz bardziej rozszerzały mi się oczy ze zdziwienia. Okazało się, że mój mąż miał córkę, o której nic nie wiedziałam. Nie mogłam w to uwierzyć.

– To było zanim cię poznał. Wiesz, taka szczenięca miłość. Spotykał się z tą dziewczyną przez jakiś czas, a później się rozeszli.

– I co? Tak po prostu zostawił ją z dzieckiem?

– On nic nie wiedział o tej dziewczynce. Powiedziała mu jakieś dwanaście lat temu, gdy ty byłaś w ciąży z Patrykiem. Nie chciał jej uwierzyć i zażądał badań potwierdzających ojcostwo, ale nie były potrzebne.

– Jak to?

– Ta mała, Martyna, to skóra zdjęta z Adama. Nie ma mowy, żeby ktoś inny był jej ojcem. Zaczął płacić alimenty, ale to było za mało. One żyły w strasznej biedzie. Pomagał im, jak tylko mógł. Gdy brakowało mu z wypłaty, zaczął brać kredyty. Radził sobie, ale jak zachorował... zresztą, sama wiesz, jak wtedy było.

– W głowie mi się to nie mieści. Wiedziałaś o tym przez cały czas i nic mi nie powiedziałaś. Jak mogłaś tak postąpić?

– A myślisz, że nie nalegałam, żeby sam ci powiedział? On uparł się, że nie może cię obciążać swoimi problemami. Błagał mnie, żebym o niczym nie mówiła, więc milczałam. Nie chciałam wtrącać się w sprawy dorosłego syna – tłumaczyła się teściowa. 

Nie wiem, co nim kierowało

Nie potrafię tego zrozumieć. Przecież mógł mi o wszystkim powiedzieć. Razem uporalibyśmy się ze wszystkimi problemami. Przecież nie mogłabym mieć do niego żalu. To wszystko wydarzyło się, zanim zaczęło się nasze wspólne życie.

Bał się mojej reakcji? A może po prostu mi nie ufał? Nie wiem, ale zastanawiam się nad jednym – jakie jeszcze tajemnice wyjdą na jaw? 

Ewelina, 41 lat

Czytaj także:
„Odkąd poznałam tajemnicę synowej, mam posłać ją do piekła. Jak mogła zrobić coś tak obrzydliwego?”
„Rozwód wisiał w powietrzu, ale ja nie miałam zamiaru się poddać. Wymyśliłam, jak sprawić, by mąż został ze mną”
„Ojciec na emeryturze najpierw oklapł, a potem dostał wigoru. Wszystko przez jakąś babę z internetu”

Redakcja poleca

REKLAMA