„Po śmierci mamy ojciec sięgnął dna. Nie ugotuje, nie pozmywa, nawet sznurówki mu zawiąż”

Mężczyzna, który wyręcza się innymi fot. Adobe Stock, Monkey Business
„Ojciec przyzwyczaił się do pełnej obsługi i po śmierci mamy oczekuje, że teraz ja będę mu służył: woził po lekarzach, sprzątał, gotował i prał, a nawet prasował. Nic mu właściwie nie dolega, a zachowuje się, jakby co najmniej leżał na łożu śmierci”.
/ 11.01.2022 06:58
Mężczyzna, który wyręcza się innymi fot. Adobe Stock, Monkey Business

Byłem skonany i marzyłem tylko o tym, by wrócić do domu, uwalić się na sofę i zapomnieć o nowym szefostwie, jego niekompetencji i czarnych chmurach, które zawisły nad moją karierą. Stojąc w korku, pocieszałem się marzeniami o wygranej w lotka, potem planowałem zmianę zawodu, w końcu zadzwonił telefon i córka przekazała mi, że powinienem jechać do dziadka – właśnie zrezygnował z kolejnej opiekunki i jęczy, że nie ma go kto zawieźć do lekarza.

– Niech jęczy – rzuciłem twardo. – Wracam do domu i żadna siła mnie nie zmusi do zmiany planów.
Ada zaśmiała się i przerwała połączenie.

Staruszek jest bezczelny: nie odważył się zadzwonić do mnie ze swoim newsem, tylko wyżala się przed wnuczką, licząc, że ona urobi mnie po powrocie. Niedoczekanie! Ciekawe, co mu znowu nie pasowało – pani Marta wydawała się profesjonalna w każdym calu. Posprzątane i poprane miał, ugotowane na kilka dni z góry… Smacznie nawet, z tego, co miałem okazję spróbować.

– Powiedział, że „stara prukwa traktowała go jak przedszkolaka” – zacytowała mi córka po powrocie. – Mnie się wydaje, tata, że on lubi je zwalniać, sam zawsze powtarzasz, że to urodzony trep. Tyle sobie porządzi, co przy wyrzucaniu tych babek. Przecież to już chyba piąta!

– Szósta – poprawiłem. – I nie mów tak o dziadku, to nieładnie.

Wydęła wargi i wzruszyła ramionami.

– Cholerny trep! – rzuciłem zły, gdy zadzwonił kwadrans później z żądaniem, bym wiózł go do kardiologa.

Kazałem mu jechać taksówką. W końcu, skoro twierdzi, że nikogo mu nie trzeba, to co za problem? Jutro mam naradę, nie jestem w stanie wyrwać się choć na kwadrans. Ada natychmiast uznała, że to dobry moment, by zacząć męczyć o kurs prawa jazdy.

– Chyba uzgodniliśmy, że dopiero, gdy będziesz pełnoletnia – przypomniałem.

Jego stworzony do wyższych celów

– Z dziadkiem bym już mogła jeździć, bo on ma prawko – burknęła.

– Miał – poprawiłem ją. – Przecież mu zabrali. Poza tym, wierz mi, z nim łatwiej spowodować wypadek niż samemu. Ględzi, poprawia, a nawet chwyta za kierownicę w strategicznych momentach – wyjaśniłem.

– To taksiarz go jutro wywali z auta.

– A to już nie mój problem.

Ojciec przyzwyczaił się do pełnej obsługi i po śmierci mamy oczekuje, że teraz ja będę mu służył: woził po lekarzach, sprzątał, gotował i prał, a nawet prasował. Nic mu właściwie nie dolega, bierze tabletki na nadciśnienie i to wszystko.

Mógłby wszystkim zajmować się sam, ale roboty domowej nie tknie, bo jest stworzony do wyższych celów. Jakich, nikt nie wie – sądząc z obserwacji, do oglądania telewizji i psioczenia na wszystkich i wszystko. Kiedy mu powiedziałem, że nie mam czasu na takie atrakcje, próbował ubrać w nowe obowiązki Adriannę, ale młoda na szczęście się nie dała.

Raz mu popisowo spaliła ulubioną koszulę żelazkiem i zaniechał prób, mrucząc coś o współczesnych młodych kobietach.

– Nikt cię za żonę nie weźmie – rzucił ponuro, dziękując wnuczce za pomoc.

– A co ja, walizka jestem, żeby mnie brać? – zaśmiała mu się w twarz. – To nie te czasy.

– Ładnieś ją, Radek, wychował, pogratulować. I co teraz ze mną będzie?

– A co ma być? – wtedy jeszcze traktowałem sprawę lekko. – Nauczysz się wszystkiego. Ja od lat sobie radzę i zdradzę ci, że to nie jest wiedza tajemna. Albo zatrudnisz kogoś do pomocy, wybór należy do ciebie.

Naprawdę byłem pewien, że weźmie się w garść

Tyle się nasłuchałem o polskim żołnierzu, który radził sobie w każdych warunkach. Wojny, misje, taki MacGyver zawsze wydawał mi się marną płotką przy przedstawicielach naszego oręża… Cóż, myliłem się.

Najpierw ojciec wziął na litość sąsiadkę zza ściany, potem, gdy miała go dość, poleconą przez nią pomoc domową, już płatną. Później była jakaś krewna ze wsi, której zależało na tanim pokoju, pani z ogłoszenia… Zawsze coś było nie tak: a to głośna, a to fleja, to znów za mocno się perfumowała i bolała go głowa „od smrodów”…

Ale ostatniej naprawdę żałowałem – fajna z niej była kobitka i do tego z samochodem. Woziła dziadka po lekarzach, nawet do dentysty udało jej się go zaciągnąć. Głupio zrobił, że ją zwolnił, ale dorosły jest i musi ponieść konsekwencje. Sam mnie tego uczył przez lata, a już najczęściej powtarzał te słowa, gdy żona zostawiła mnie z małą Adrianną i dała nogę do Stanów.

Nie byłem mściwy i nie życzyłem mu źle. Gdyby zachorował lub zniedołężniał, zrobiłbym dla niego, co bym mógł, ale, póki co, tylko gwiazdorzył – to było zdecydowanie za mało, żebym miał stawiać swoje, i tak niełatwe, życie na głowie.

Po tym, jak mu odmówiłem podwózki, zamilkł. Wiedziałem, że żyje, bo miałem w kamienicy kumpla z dzieciństwa i zawsze mogłem przedzwonić. Zresztą, Bartek sam dryndnął jakiś tydzień później.

– Hejo, Rado – zagaił. – Co to za szprychę twój staruszek wyrwał?

– Co? – właśnie wróciłem z dywanika u szefa i ciężko mi było załapać, o co chodzi. – Mój ojciec wyciągnął rower? I jeździ?

– Nie wiem, czy jeździ, ale pewnie by chciał – zarechotał kumpel. – Co jest z tobą, człowieku? Szprychę, laskę… No, babkę ma jakąś. Właśnie widziałem, że wchodzi z nią do klatki, odpicowany jak na festyn.

Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to że starego dopadła jakaś oszustka – mało to się czyta o różnych numerach na wnuczka, na ubezpieczenia? Emeryturę ma wysoką, wojskową, mniemanie o własnej mądrości wysokie. Wymarzona ofiara.

– Daj spokój, tata – uspokoiła mnie Adrianna. – Ty zawsze widzisz wszystko w czarnych barwach… Pewnie to jakaś znajoma babci.

– Szprycha?– zdziwiłem się.

– To córka znajomej – wzruszyła ramionami. – Podejdę tam jutro po basenie, bo będę blisko, i obadam sprawę.

Wymarzona żona, czy jakaś oszustka?

Dałem jej kasę, żeby kupiła dziadkowi trochę obiadowych gotowców, może makowiec, za którym przepada, i już następnego dnia dowiedziałem się, że ta ładna pani to nowa pomoc domowa dziadka. Chyba nawet niezła, bo w mieszkaniu faktycznie jakby jaśniej, nawet świeże kwiaty w wazonie są. A w ogóle, gdy Ada zapowiedziała, że wpadniemy z prezentem urodzinowym w sobotę, to uprzedził, że go nie będzie. Możemy za to przyjść w niedzielę.

– Ciągle obrażony – jęknąłem. – Teraz się będzie foszył.

– Nie wydaje mi się – stwierdziła Adrianna. – Całkiem miły był. Przecież może być umówiony, nie?

Ojciec? Nie sądzę. Wszystkich sąsiadów już pozrażał do siebie, dawnych znajomych ma za idiotów, nikogo nowego nie poznał, bo gdzie. Już pojawienie się pani do sprzątania wydaje się cudem z nieba.

– To żaden cud – wyjaśnił ojciec, gdy w niedzielę zjawiliśmy się u niego. – Taksiarz, z którym jechałem do kardiologa, dał mi namiary na Olenkę.

– Tak po prostu?

– Zgadaliśmy się, był kiedyś w komandosach i tak wyszło – tata wzruszył ramionami. – W sumie dobrze, że mnie nie chciałeś zawieźć. W końcu trafiłem na kobietę, która nie doprowadza mnie do szału. Robi, co trzeba, nie truje d… Co tak się gapisz, Ada? Przecież to wasze paplanie jest nieznośne!

Córa przewróciła oczami.

– Odżyłeś – skonstatowałem, puszczając mimo uszu jego impertynencje, bo i z czym tu dyskutować? Starego psa nowych sztuczek nie nauczysz. – Nawet wychodzisz wieczorami…

– Chyba mogę, co? – burknął.

– Powinniśmy być w częstszym kontakcie – zacząłem się martwić jego nagłą emancypacją. – W sumie, nawet nie zawsze wiem, co się u ciebie dzieje.

– Dajże sobie siana, Radek. Ty masz swoje sprawy, a ja nie jestem dzieckiem, żebyś mnie kontrolował. Jakbym nie był żołnierzem, wciąż bym jeszcze pracował.

Powinienem się był cieszyć, że poszedł po rozum do głowy, ale jakoś mnie to wszystko niepokoiło, bo było zupełnie niepodobne do ojca. Demencja? Zmiany w mózgu? Postanowiłem się sprężyć i jednak częściej go odwiedzać. Byłem też ciekaw nowej pani do pomocy, nie powiem, że nie… Skoro nawet na Bartku zrobiła wrażenie?

Zajechałem ze dwa razy, ale ojciec był sam, dopiero w któryś wtorek zastałem tę Olenkę i szczęka mi opadła. Owszem, była atrakcyjną babką, ale głównie zdumiał mnie ojciec, bo chodził przy niej jak zegarek.

– Waldek – patrzyła na komodę. – Mógłbyś to odsunąć od ściany? Jesteś taki silny.

I fiu, stary zrywał się z fotela.

– Może zrobię ci herbatki? – rzucił się, gdy zaczęła pokasływać od kurzu. – Chyba że wolisz wodę mineralną?

Dobrze mówiła po polsku, a wschodni zaśpiew dodawał jej tylko uroku. Pojąłem też, dlaczego robi wrażenie na ojcu: było w niej coś retro, co z pewnością cenił. Coś, czego nie miały współczesne Polki, jakąś chęć podobania się w każdej sytuacji.

Nawet do sprzątania założyła sukienkę, tyle że narzuciła na nią fartuch. Do tego makijaż, trochę zbyt mocny jak na moje standardy, ale ojciec zawsze oglądał się za „nastaranymi” kobietami, nawet matce zdarzało się wykpiwać jego przaśny gust.

– Cieszę się, że w końcu jesteś zadowolony – powiedziałem mu, gdy się żegnaliśmy.

Kusiło mnie, żeby spytać, gdzież to wychodził w sobotę wieczorem, ale odpuściłem. W sumie, przeżyję bez tej wiedzy, a szkoda było psuć dobre stosunki, które tak znienacka się zawiązały.

Spojrzałem na ojca, wyglądał świetnie

Czas płynął. W robocie nie było lepiej, ale przyzwyczaiłem się do nowych warunków i powoli coraz mniej mnie to wszystko dotykało. Tym bardziej że Adrianna pojechała na obóz wędrowny i miałem dom tylko dla siebie; w końcu nikt nie bębnił na full ersatzami muzyki, nie rozrzucał ciuchów po fotelach, nie brudził hurtowo szklanek i nie przyłaził oglądać telewizji akurat wtedy, gdy miałem na to czas i ochotę.

Po pierwszym tygodniu zacząłem nawet czuć się samotny. A gdybym, jak ojciec, był na emeryturze i nawet w robocie nie podtrzymywał więzów międzyludzkich, tylko stale siedział jak zwierz w klatce?
Wpadłem nawet do niego w niedzielę na szachy i, wielce zdziwiony, zastałem tam Olenę, rządzącą w kuchni.

– Jezu, tato – żachnąłem się. – Dałbyś dziewczynie chociaż w święto wypocząć.

– Radziu – spojrzał z politowaniem. – Wbijasz się bez uprzedzenia między wódkę a zakąskę i jeszcze mnie pouczasz? Olenka dziś jest prywatnie, była tak miła, że dała się wieczorem zaprosić do kina.

– Ty idziesz do kina? – aż mnie zatchnęło. – Ty? Na co?

– Nawet nie wiem, ona miała wybrać film, ja tylko funduję bilety.

Święty Boże w niebiesiech! Spojrzałem na ojca, wyglądał świetnie. Chyba nawet u fryzjera ostatnio był.

– Waldek! – zawołała Olena. – Rozładujesz zmywarkę? Ja bym sobie już poszła przypudrować nosek.

A mój stary, zamiast huknąć, żeby mu dupy nie truć babskimi głupotami, zasuwa do kuchni i zajmuje się garami. A jeszcze pół roku wcześniej twierdził, że nie może znaleźć głębokich talerzy!

– Dziadek się po prostu zakochał – stwierdziła Adrianna, gdy po powrocie z obozu była świadkiem podobnej akcji. – I ekstra.

– No nie wiem – trochę mi się to wszystko nie mieściło w głowie. – Miał przecież babcię… To po prostu samotność, co ty możesz o tym wiedzieć.

– A ty? – przewróciła oczami. – Myślisz, że w życiu można kochać tylko jedną osobę, czy co? Tylko nie mów, że wierzysz w te pierdy o drugiej połówce, tato.

Prawdę mówiąc, lubiłem tę teorię. Kilka dni temu pojawił się u mnie ojciec we własnej osobie, pierwszy raz od niepamiętnych czasów. Kręcił się, krygował, dosłownie jak mucha, która nie odpuści.

– Co jest grane, tato? – zapytałem wreszcie. – Przejdź do rzeczy.

– Eeee…

– No, krótko, w żołnierskich słowach – ponagliłem.

– A ty byś się Radek nie ożenił? – wypalił, a mnie szczęka opadła do kolan.

– Z kim? – ledwo zdołałem wydukać.

– A z Olenką – poinformował. – Jakieś durne przepisy są, że ona musi co jakiś czas do siebie wracać i to już niedługo wypada. Przecież to idiotyczne, co ja bez niej zrobię?

– A ślub ją ratuje? – zapytałem.

– Podobno tak – odetchnął. – To znaczy, że się zgadzasz, synu?

– Bynajmniej, tato. To znaczy, że sam możesz jej zaproponować małżeństwo.

– Ale… – zacukał się. – A twoja mama?

– Jeśli jest jakieś życie pozagrobowe, to nawet mama będzie zadowolona.

– Myślisz? Ale czy Olena mnie zechce? Z tobą mniejszy wstyd ślub brać…

– Może cię zechce, może nie – odparłem. – Nie dowiesz się, póki się nie oświadczysz.

– A jak mnie wyśmieje?

– To weźmiesz to na klatę, jak przystało na żołnierza. No, tato, nie załamuj mnie.

Poszedł w końcu, szczęśliwy i nieszczęśliwy jednocześnie, a dziś zadzwonił, że Olena się zgodziła, tylko chce intercyzę podpisać, żeby nikt nie myślał, że się połasiła na majątek. Też mi bogactwo, mieszkanko w bloku popeerelowskim!

– Będę na weselu własnego dziadka. To chyba rzadkość – stwierdziła Adrianna.

– Chyba tak – przyznałem zamyślony.

Trochę dziwnie się czuję z tym wszystkim. Tata będzie miał własne życie, Ada wkrótce wyjedzie na studia… Może i ja powinienem się za kimś rozejrzeć?

Czytaj także:
„Całe życie wstydziłem się rodziców. Nie potrzebuję ich do szczęścia. Gdy tylko mogłem, zniknąłem z ich życia”
„Mój mąż był bogaczem, ale i tyranem. Wolę być biedną i samotną matką niż zastraszaną ofiarą”
„Po kilku latach małżeństwa wygląd i tak nie ma znaczenia. Ważne, żeby chłop miał uprane, ugotowane i uprasowane”

Redakcja poleca

REKLAMA