Śmialiśmy się z moim ukochanym, że organizując nasz ślub, tylko z jedną rzeczą nie mieliśmy najmniejszych problemów czy wątpliwości – z decyzją, kogo weźmiemy na świadków. Wybraliśmy moją przyjaciółkę i brata Franka, bo to na ich weselu się poznaliśmy. Aldona i Rafał od początku kibicowali naszej miłości i było jasne, że kiedy staniemy na ślubnym kobiercu, to właśnie oni przypieczętują nasz związek swoimi podpisami.
I pomyśleć, że prawe trzy lata temu wahałam się, czy w ogóle pójść na ich ślub… Nie byłam wtedy w dobrej kondycji psychicznej, rok wcześniej straciłam w wypadku mamę i nie umiałam się po tej tragedii pozbierać. Dręczyła mnie świadomość, że już nigdy z nią nie porozmawiam, tak normalnie, na spokojnie, jak powinny rozmawiać matka z córką. Bo ostatnimi czasy głównie się kłóciłyśmy…
A wszystko z powodu listów, które znalazłam w jej szufladzie. Były ukryte na samym dnie pod mało istotnymi dokumentami. Nie grzebałam w jej rzeczach, po prostu czegoś szukałam, a one tam leżały. Tak, otworzyłam je, przyznaję, chociaż wyraźnie były adresowane do niej. Ale to dlatego, że ich nadawcą był mój ojciec…
Moi rodzice rozstali się, kiedy miałam kilka lat i wtedy prawie całkowicie utraciłam kontakt ze swoim tatą. Żyłam w przeświadczeniu, że to on nie chce mieć ze mną do czynienia. Spotykaliśmy się bardzo rzadko i choć podczas tych spotkań był naprawdę miły, to przecież długa rozłąka sprawiała, że nie bardzo mieliśmy o czym ze sobą rozmawiać. Jako mała dziewczynka trochę bałam się tego „obcego pana”, który próbował niezdarnie mnie całować i przytulać. Jako nastolatka zwyczajnie się go krępowałam, a gdy dorosłam, pojawił się we mnie bunt, że skoro nie chce mnie widywać częściej niż raz czy dwa razy do roku, to nie musi mnie widywać w ogóle. I zerwałam ze swoim ojcem kontakty.
Postarała się o fajnego partnera dla mnie
Dopiero te znalezione listy otworzyły mi oczy na prawdę. To nie tata mnie nie chciał się ze mną spotykać, tylko moja matka mu to utrudniała! Dlaczego? Nie mogłam tego pojąć, przecież był moim ojcem! Tymczasem ona uznała, że skoro ma nowego męża i stworzyła nową rodzinę, to stary mąż do tej układanki nie pasował i usiłowała go usunąć.
Mój ojczym, drugi mąż mamy, jest wspaniałym człowiekiem, nie przeczę. Pokochałam go jako trzyletnia dziewczynka i kocham do dzisiaj. Jest moim oparciem, moim przyjacielem i biologicznym tatą mojego ukochanego brata. Nigdy nie dał mi odczuć, że jestem w czymś gorsza od Arka, czy że mnie mniej kocha.
A mimo to był czas, kiedy marzyłam o spotkaniu z moim prawdziwym tatą. Nie miałabym nic przeciwko temu, aby mieć dwóch ojców, dwóch wspaniałych przyjaciół, na których zawsze mogłabym liczyć. Moja matka mnie tego pozbawiła, ona wybrała za mnie. Dlatego kiedy znalazłam listy, wykrzyczałam jej w twarz, że jest potworem i nie chcę jej znać.
Nie odzywałam się do niej przez kilka miesięcy, chociaż ojczym błagał mnie i nalegał, abym jej wybaczyła. Mało tego, nawet mój biologiczny ojciec, do którego z miejsca zadzwoniłam, także starał mi się wytłumaczyć, że co się stało, to się nie odstanie i nie warto rozgrzebywać przeszłości, tylko potrzeć w przyszłość. Na początku nie chciałam tego słuchać. Byłam wściekła! Kiedy w końcu dotarł do mnie sens słów taty i znów zaczęłam rozmawiać z matką, ona odeszła, pozostawiając w moim sercu ranę.
Gdy Aldona brała ślub, nadal czułam, że jestem pogrążona w żałobie i nie chciałam zepsuć jej tej uroczystości. Odmówiłam bycia jej druhną, zrozumiała to. Ale nie chciała nawet słyszeć o tym, że nie pojawię się na ślubie czy na weselu. Znała każdy szczegół mojej historii, od dawna służyła mi radami, podtrzymywała na duchu i gdzieś tam podskórnie wiedziałam, że zrobi wszystko, aby wyciągnąć mnie z dna rozpaczy.
– Musisz być ze mną w tym najważniejszym dla mnie dniu, Ewuniu! Nie wyobrażam sobie, że mogę wyjść za mąż, nie mając cię u swojego boku… – usłyszałam od niej.
Poddałam się. Obiecałam, że przyjdę. Nie miałam jednak pojęcia, co dla mnie szykuje. A ona postarała się, żebym u swojego boku miała strasznie fajnego faceta!
W tamtym czasie nie byłam bowiem z nikim związana, nie miałam głowy do miłości. Nigdy nie byłam kochliwa, nie uważałam też, że koniecznie trzeba z kimś być, żeby nie czuć się samotnym. Wolałam wziąć do ręki dobrą książkę, niż umówić się z kimś, kto nie spełniał moich oczekiwań. Nie, żeby były jakieś wygórowane czy nierealne. Po prostu miałam swoje wyobrażenie o tym, jaki powinien być mężczyzna, z którym chcę się dzielić wszystkim. I Adam je spełnia. Wiem, że moja przyjaciółka zna mnie doskonale, dlatego potrafiła dobrać mi faceta „skrojonego na miarę”. Okazał się nim brat jej ukochanego Rafała.
Gdybym usłyszała od niej, że z pewnością zakocham się w jego bracie, pewnie bym się roześmiała. Bo Rafał wydawał mi się zawsze strasznie dziecinny. Jest dla mnie takim trochę młokosem. Zabawnym i nieco postrzelonym. Ma milion pomysłów na minutę, co chwilę wybucha gromkim śmiechem i nie potrafi usiedzieć na miejscu ani chwili. Podejrzewałam, że jego brat jest do niego podobny…
Nie przypominał Rafała ani trochę
Tymczasem Adam okazał się zupełnie inny. Refleksyjny, spokojny, wyważony. I bardzo opiekuńczy. Kocham nasze wspólne wieczory, kiedy oboje siedzimy z książkami i czytamy wtuleni w siebie. Oni nawet fizycznie są inni. Rafał ma niebieskie oczy i jasne włosy, oczy mojego ukochanego są ciemne jak kasztany, a włosy jak heban… Czasami trudno uwierzyć, że mają tego samego ojca i tę samą matkę.
Jedno ich łączy – potrafią kochać. Kiedy Adam na mnie parzy, czuję się jak księżniczka, i wiem, że Rafał tak samo patrzy na Aldonę. Nie mogłam się wiec doczekać, kiedy powiem mojemu ukochanemu „tak” przed ołtarzem.
Ten dzień się zbliżał. Do emocji z tym związanych dołączyły jeszcze inne – moja przyjaciółka właśnie wyznała mi, że jest w ciąży!
– Drugi miesiąc! – cieszyła się. – Mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzał okrągły brzuszek twojej świadkowej – śmiała się.
– No coś ty! To cudowna wiadomość! – wyściskałam ją. – I dobra wróżba dla mnie, i dla Adama. Nawet nie wiesz, jak on już marzy o dziecku… – wyznałam Aldonie.
Roześmiała się.
– Tylko sukienkę będę musiała kupić sobie nową, bo w tę, którą sobie wcześniej przygotowałam, na pewno się już nie zmieszczę.
Nową sukienkę miała śliczną. Z dżerseju z lycrą, lekko opiętą na wypukłym już brzuszku. Wyglądała w niej zjawiskowo. Udała mi się świadkowa, udał mi się cały ślub. Wprawdzie zabrakło na nim mojej mamy, za to miałam dwóch ojców, i obaj byli ze mnie dumni.
Gdyby ktoś kilka lat wcześniej powiedział mi, że tak się stanie, to w życiu bym nie uwierzyła. Moje dzieciństwo nie było przecież specjalnie szczęśliwe. Wprawdzie miałam wspaniałego ojczyma, ale żyłam w przekonaniu, że rodzony ojciec mnie nie chce. Wszystko przez matkę, której potem ze wszystkich sił starałam się wybaczyć. Ale dopiero w tym wyjątkowym dla mnie dniu wreszcie się to udało.
Wszystko rozegrało się tak nagle…
Pierwsze miesiące po ślubie były cudowne. Uwielbiałam nazywać Adama swoim mężem i z dumą przyglądałam się obrączce na swoim palcu. W tym czasie brzuszek mojej przyjaciółki rósł, a wraz z nim rosło coś jeszcze, o czym nie miałam pojęcia: uczucie do innego mężczyzny.
Gdyby ustawiono przede mną wszystkich gości z mojego wesela, jednego przy drugim i kazano wytypować tego, w którym może zakochać się Aldona, to z pewnością nigdy bym nie wybrała Michała. A może raczej powinnam powiedzieć: „pana Michała”, bo przecież jest piętnaście lat starszy ode mnie i mojej przyjaciółki. Właściwie to już facet przed pięćdziesiątką!
Na ślub przyszedł z jedną z kuzynek Rafała i Adama. Nie był jej mężem, tylko przyjacielem. Spore zakola na głowie, przyprószona siwizną broda, lekko zarysowany brzuszek. Nie powiem, żeby nie był przystojny, ale cóż… zwyczajnie wygląda na swoje lata. A przy Rafale przypomina raczej dziadka niż mężczyznę w sile wieku. Tak jak wspomniałam, mąż mojej przyjaciółki to typowy „chłopczyk”. Co zatem sprawiło, że zakochała się nagle w kimś tak odmiennym? W dodatku, nosząc pod sercem dziecko swojego męża?
Do tej pory Aldona nigdy nie narzekała na Rafała. Wręcz przeciwnie. Była zachwycona jego spontanicznością i wesołym usposobieniem. To właśnie tym ją uwiódł. Dopiero w ciąży zaczęła przebąkiwać, że jest niepoważny i nie może na niego liczyć.
– Wiesz co, on chyba nie da sobie z tym wszystkim rady. Chyba nie będzie dobrym ojcem… – usłyszałam od niej pewnego dnia.
– Co ty mówisz! Na pewno będzie! – zapewniłam ją. – Sama słyszałam, jak rozmawiał o tym z Adamem. Mówił, że nie może się doczekać syna, bo jak tylko podrośnie, to będzie z nim grał w piłkę.
– Ale wychowanie dziecka to nie tylko granie w piłkę! Właśnie o tym mówię! Rafał tego nie rozumie! – złościła się Aldona. – Czy ty wiesz, że on wcale nie myśli o tym, by zmienić to mieszkanie na większe? Przecież my mamy kawalerkę! Prosiłam go, żeby może zmienił pracę na lepszą, pomyślał o tym, ale on się upiera, że w tej mu dobrze, bo ma tam przyjaciół. Przyjaciele są dla niego ważniejsi od rodziny!
„Przesadza, bo jest w ciąży. Hormony działają…” – pomyślałam.
Czy to wciąż ta sama osoba? Chyba nie…
Niestety, ona naprawdę tak myślała! Miała ogromny żal do swojego męża. A czarę goryczy przelał poród. Ciąża przebiegała prawidłowo, do rozwiązania został jeszcze ponad miesiąc. Właściwie nie wiadomo, dlaczego Aldona zaczęła rodzić tak nagle. Pech chciał, że Rafał wyjechał akurat z kolegami na jakiś koncert. Nie mogła się do niego dodzwonić, nie odbierał telefonu. Potem tłumaczył się, że nie słyszał. Aldona mogła zadzwonić do nas, ale zadzwoniła do… Michała. Podobno nie miała z nim wcześniej romansu, po prostu po naszym weselu zaczęli się bardzo przyjaźnić.
Nie wierzę jej. Gdyby był tylko przyjacielem nie zawiadomiłaby go o porodzie jako pierwszego. Tymczasem on zawiózł ją do szpitala, trzymał za rękę. Kiedy Rafał tam dotarł, było już po wszystkim. Pokłócili się potem o ten poród strasznie. Rafał miał do żony pretensje, ona do niego. Na chwilę nawet mój szwagier wyprowadził się z domu, zostawiając Aldonę samą z dzieckiem i to był duży błąd. Potem nie chciała go już widzieć. Przeprowadziła się z maleństwem do Michała, który jak się okazało, ma duży dom pod miastem.
– To jest facet, który potrafi zadbać o kobietę – przekonywała.
Błagałam, aby wróciła do męża, ale nie chciała mnie słuchać. Dzisiaj synek mojej przyjaciółki ma prawie rok, a Rafał rzadko go widuje. Nie dlatego, że nie chce, ale jego była już żona bardzo mu to utrudnia. Rafał jest załamany, a ja nie wiem, jak mam mu pomóc.
Nie poznaję swojej przyjaciółki. Czy to ta sama osoba, która cierpliwie słuchała moich zwierzeń? Przecież milion razy opowiadałam jej o tym, jak bardzo cierpiałam, gdy matka odsunęła ode mnie ojca! A ona mi odpowiadała, że to było świństwo! A teraz postępuje tak samo. Dlaczego to robi? Jak może być tak dwulicowa? Nie umiem tego zrozumieć ani jej wybaczyć.
Czytaj także:
„Mąż odszedł do kochanki. Z nienawiści utrudniałam mu kontakty z córką, a teraz spędzamy z jego rodziną święta i wakacje”
„Byłam chorobliwie zazdrosna, że syn ma świetny kontakt ze swoim ojcem, a moim byłym mężem. Utrudniałam im kontakty”
„Żona znienawidziła mnie za to, że ją zdradziłem. Nie poprzestała na rozwodzie, postanowiła całkiem zniszczyć mi życie...”