Pamiętam, że po szkole wszyscy z mojej klasy z niecierpliwością oczekiwali wyników matury. Mnie… mnie było wszystko jedno. Może tylko nie chciałam, żeby mi poszło bardzo tragicznie, bo wtedy ojciec na pewno by się uparł, żebym podchodziła do tego jeszcze raz.
Cieszyłam się z końca szkoły
Kumpele przeżywały, że zbyt słabe wyniki nie pozwolą im się dostać na wymarzone studia.
– Muszę się dostać na polibudę – twierdziła z zapałem Anka. – No po prostu muszę!
– Ja się wybieram na uniwerek, to trochę łatwiej – przyznała Beata. – Ale też na to patrzą, więc mam nadzieję, że nie odwaliłam.
– Na ASP to niby wszystko jedno, byle zdać, co nie? No ale nie wiem, czy przejdę egzaminy – mówiła Amanda, jedyna z nas ze zdolnościami plastycznymi. – Jak się nie uda, to pójdę też na uniwerek, na coś humanistycznego… może kulturoznawstwo albo kreatywne pisanie? W sumie pisać też lubię… No i w ogóle tak trochę wstyd mieć słabe wyniki.
Ja się nie odzywałam, w pełni korzystając z faktu, że każda z dziewczyn jest tak skupiona na sobie, że nie dopytuje, co ze mną i moimi planami na przyszłość. Bo te zdecydowanie odbiegały od ich ambitnych wyobrażeń.
Fantazjowałam o wielkiej rodzinie
Nie interesowałam się zupełnie studiami i karierą. Od zawsze lubiłam małe dzieci. Chętnie zajmowałam się młodszymi kuzynami, raz czy dwa zostałam z córeczką sąsiadki. Oczywiście, taka opieka z doskoku to nie to samo, co własne dzieci. Już od siedemnastego roku życia marzyłam o macierzyństwie. Przyglądałam się moim rodzicom – takim szczęśliwym, spełnionym we dwoje, kochającym i siebie, i naszą trójkę – mnie i dwóch moich braci, marząc o cudownym domu. Ukochanym mężu, gromadce dzieci, takim życiowym szczęściu.
Byłam pewna, że jeśli zdam maturę, rodzice i tak uprą się, żebym poszła na studia, ale kompletnie nie miałam do tego głowy. Owszem, miałam zainteresowania. Lubiłam czytać, często spędzałam czas na szyciu, ale to nie było nic, czym chciałabym się zajmować zawodowo. Zdecydowanie bardziej wolałam opiekować się domem. Wierzyłam, że znajdę kogoś, kto też to zrozumie.
Ostatecznie maturę zdałam – ledwo, ledwo, ale jednak. Kiedy otrzymaliśmy wyniki, Beata, najbardziej ciekawska z naszej paczki, zajrzała mi przez ramię, żeby sprawdzić, jak mi poszło.
– Nie przejmuj się – mruknęła ze współczuciem, myśląc pewnie, że martwię się kiepskimi rezultatami. – Na pewno znajdziesz jakieś fajne studia. Matura to przecież nie wszystko.
Nie umiałam się odnaleźć
Dwa dni po tym, jak wszyscy znaliśmy już swoje maturalne wyniki, dziewczyny zarządziły spotkanie w naszej ulubionej kawiarni. Miałam kompletnie złe przeczucia, ale przyszłam i jak gdyby nigdy nic zamówiłam lody czekoladowe i cappuccino. Kumpele natomiast momentalnie zeszły na temat swoich najbliższych planów.
Nie mogłam słuchać o tych wszystkich uczelniach, cudownych branżach, które miały przynosić ogromne pieniądze i błyskawicznych karierach rozwijanych w kilka miesięcy. Właśnie dlatego zwykle się wyłączałam. A potem nie byłam w temacie.
– Kaja, a ty? – usłyszałam nagle.
I kompletnie nie wiedziałam, co powiedzieć.
– Co „ja”? – wydukałam w końcu.
– No, co zamierzasz robić po wakacjach? – rzuciła niecierpliwie Amanda. – Gdzie się wybierasz na studia?
Na krótką chwilę zaniemówiłam. Co miałam im powiedzieć? Jak z tego wybrnąć?
– Ja…
– Kai nie do końca poszło z maturą, nie? – Beacie pewnie wydawało się, że pośpieszyła z pomocą. Kiedy jednak zerknęła na mnie, pokiwałam skwapliwie głową. – Pewnie nie wie, gdzie ją przyjmą…
– A, nie przejmuj się – rzuciła Gosia i posłała mi szczery uśmiech. – W razie czego idź na coś humanistycznego. Tam chyba bardzo łatwo się dostać.
Nawet mama załamywała ręce
Na szczęście dziewczyny dość szybko dały mi spokój, zajęte własnymi ścieżkami przyszłej kariery. Niestety, z mamą nie poszło już tak łatwo.
– Jak to nie pójdziesz na studia? – przeraziła się, jakby to była największa tragedia na świecie. – Kaja, no co ty!
– Nie uważam, żeby to było takie ważne… – bąknęłam.
– Jak to? – Mama aż się zapowietrzyła. – Marek, ty weź jej coś powiedz!
Ojciec pokręcił głową.
– Zawsze miała głupie pomysły – przyznał. – Dobrze, że zdała maturę. A na studia pójdzie, tylko jeszcze pewnie nie wie, na jakie, prawda?
Chcąc nie chcąc, pokiwałam głową.
– No to najwyższa pora się dowiedzieć! – drążyła dalej mama. – Przecież niedługo zakończą się przyjęcia, a ona nigdzie papierów nawet nie złożyła! Kaja, ty się ogarnij i szukaj czegoś! I to jak najszybciej!
No i oczywiście postawiła na swoim. Dostałam się na studia z psychologii, które kompletnie mnie nie interesowały. Chodziłam na zajęcia z musu, ale jak najwięcej czasu starałam się spędzać z dala od uczelni, najlepiej na świeżym powietrzu. Przynajmniej miałam co mówić kumpelom, gdy pytały, co robię. O swoich prawdziwych marzeniach nie powiedziałam nikomu. Nie, żebym się wstydziła, ale jednak… nie chciałam wysłuchiwać głupich komentarzy na swój temat.
W chwili, kiedy czułam się wyjątkowo samotna, bo raczej nie próbowałam łapać kontaktu z innymi osobami z roku, zaczynałam podejrzewać, że może jest ze mną coś nie tak. Może mam w sobie za mało ambicji. Może jestem zbyt… dziecinna.
Wtedy poznałam Oskara
Wpadliśmy na siebie któregoś razu w parku. Nawet nie wiem, jak zaczęliśmy ze sobą gadać. Pamiętam tylko, że plotłam wtedy bez sensu, a on się uśmiechał i kiwał głową. Miał bardzo ładny uśmiech i śliczne dołeczki w policzkach. Gdy na niego patrzyłam, nie mogąc oderwać wzroku od dużych, złocistobrązowych oczu, po raz pierwszy pomyślałam sobie, że to mógłby być ojciec moich dzieci.
Oczywiście, szybko zganiłam się za takie pomysły. Chłopcy zwykle zupełnie inaczej patrzyli na takie rodzinne kwestie, a kiedy dowiadywali się, że zależy mi na czymś stabilnym, takim na całe życie, uciekali w popłochu i więcej nie dzwonili.
Tyle że Oskar, mój przystojny nieznajomy, był inny. Podczas naszego drugiego spotkania, które odbyło się w miłej restauracji niedaleko mojej uczelni, zdradził mi, że poważnie myśli o przyszłości. Był w sumie pięć lat starszy ode mnie, po studiach z zarządzania i powoli przejmował od swojego ojca sieć lokalnych herbaciarni.
Z tego, co opowiadał, mieli raczej dużo kasy. Oskar przekonywał mnie, że chciałby przychylić nieba swojej przyszłej żonie i dać jej wszystko, czego tylko zapragnie.
– Marzy mi się duży dom i trójka… nie, czwórka dzieci – mówił. – I kobieta, którą mógłbym rozpieszczać.
Kiedy usłyszałam to po raz pierwszy, zrozumiałam, że to mój ideał. I chociaż jemu się wydawało, że właśnie mnie wystraszył, że zaprzepaścił szansę na kolejną dobrze się zapowiadającą znajomość, ja byłam zachwycona. Bo miałam wrażenie, że mój sen się spełnia.
Dziś wiem, że wybrałam dobrze
Pół roku później rzuciłam studia. Nie oglądałam się na zaniepokojoną mamę ani oburzonego ojca. Zaczęłam własne życie u boku Oskara. Kochaliśmy się i czuliśmy, że to, co nas połączyło, jest naprawdę silne. I wreszcie zyskałam przekonanie, że podążam w dobrą stronę. Nie musiałam w końcu nikogo oszukiwać, przed nikim się ukrywać i udawać kogoś, kim nie jestem.
Teraz jestem już po ślubie. Mieszkam w sporej willi z Oskarem, a moi rodzice go uwielbiają – zwłaszcza mama. Nie pracuję, bo Oskar spokojnie nas utrzymuje, za to zajmuję się domem i ogrodem. Mamy psa, dwa koty i… spodziewamy się dziecka. Pierwszego, co prawda, ale jeszcze wszystko przed nami. Teraz kumpele mi zazdroszczą i żadna nie wypomina mi faktu, że w sumie nie pomyślałam o swojej karierze zawodowej.
Zdecydowanie jestem szczęśliwa dzięki temu, jak to się wszystko potoczyło. Mam też wrażenie, że Oskar również nie mógł sobie tego lepiej zaplanować. Cieszę się, że marzenia, nawet te najmniej zrozumiałe i prawdopodobne, czasem mogą się spełnić.
Kaja, 22 lata
Czytaj także:
„Po śmierci żony dostałem dziwny list. Okazało się, że wcale nie znałem kobiety, z którą żyłem 20 lat pod jednym dachem”
„Małomiasteczkowa plotka zniszczyła życie mnie i młodemu chłopakowi. Wzięli nas na języki, bo nie mieli innej rozrywki”
„Zakochałam się w życiu na wsi, ale nie w pracy na polu. Mąż założył mi chomąto i gnał do roboty”