„Po latach samotności zakochałem się w młodszej kobiecie. Dzieci kpią, że to kaprys, a ja chcę kochać i być kochanym”

smutny mężczyzna fot. Po latach samotności zakochałem się w młodszej kobiecie /Adobe Stock, rasstock
„Zrobiło mi się zimno. Oni już podjęli decyzję. W ich oczach nie byłem zakochanym mężczyzną. Byłem naiwnym starcem, którego trzeba chronić przed nim samym. Ich spojrzenia mówiły wszystko – nie zamierzali się wycofać. A ja nie zamierzałem rezygnować z Katarzyny”.
/ 18.03.2025 22:00
smutny mężczyzna fot. Po latach samotności zakochałem się w młodszej kobiecie /Adobe Stock, rasstock

Samotność to dziwna bestia. Człowiek się do niej przyzwyczaja, a potem nie wie, jak żyć inaczej. Przez dziesięć lat po śmierci mojej żony trwałem w pustym domu, zapełniając czas pracą, spotkaniami z dziećmi i rzadkimi rozmowami z sąsiadami. Karolina i Tomasz powtarzali, że jestem silny, ale tak naprawdę codziennie walczyłem z poczuciem, że wszystko, co najlepsze, mam już za sobą. 

A potem pojawiła się Katarzyna. Przyszła z uśmiechem, lekkością i energią, której brakowało w moim życiu. Była młodsza o 25 lat, a mimo to rozumiała mnie lepiej niż ktokolwiek. Na początku nie chciałem przyznać, że to coś więcej niż zwykła znajomość. Ale zakochałem się. 

Kiedy powiedziałem dzieciom o Katarzynie, zareagowały śmiechem. Potem przyszły podejrzliwość i pretensje. Dla nich to był kaprys, dla mnie – nowa szansa. Nie chcieli jej zaakceptować. A ja nie chciałem znów zostać sam. 

Próbowali mnie zniechęcić

Nie mogłem dłużej odkładać tej rozmowy. Chciałem, żeby poznali Katarzynę, dali jej szansę. Może gdy zobaczą, jaka jest serdeczna i inteligentna, zmienią zdanie? Zaprosiłem ich na kolację. Mój stół, przez lata nakrywany tylko dla mnie, zapełnił się talerzami i sztućcami. Pachniało pieczonym mięsem i czerwonym winem, ale w powietrzu unosiło się napięcie. 

Karolina przyjechała pierwsza. Nawet nie zdążyłem otworzyć drzwi, gdy wypaliła: 

Tato, naprawdę myślisz, że to ma sens? 

– Kochanie, po prostu zjedzmy razem kolację, dobrze? – westchnąłem. 

Tomasz był bardziej powściągliwy, ale jego spojrzenie mówiło wszystko. Katarzyna przyszła chwilę później, uśmiechnięta i spokojna. Starała się być miła, rozmawiać, ale czułem, że każde jej słowo odbija się od lodowatej ściany. 

– Wiem, że to dla was zaskoczenie – powiedziała cicho. – Ale ja naprawdę kocham Andrzeja. 

Karolina parsknęła śmiechem. 

Nie bądź śmieszna

Tomasz milczał, wpatrując się w swój talerz. 

– Dlaczego tak trudno wam zaakceptować, że mogę być szczęśliwy? – zapytałem. 

Zapanowała cisza. Wtedy zrozumiałem, że ta kolacja niczego nie zmieni. Oni już podjęli decyzję – nie chodziło o Katarzynę. Chodziło o to, że nie chcieli zobaczyć mnie z kimś innym niż ich matka. 

Pokłóciłem się z córką

Kilka dni po tej fatalnej kolacji Karolina przyszła sama. Nie zapowiedziała się. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem ją z rękami skrzyżowanymi na piersi, z miną, którą znałem aż za dobrze. 

– Możemy porozmawiać? – zapytała chłodno. 

– Wejdź – westchnąłem, czując, że to nie będzie przyjemna rozmowa. 

Usiadła przy stole i nawet nie czekała, aż zrobię herbatę. 

Ona jest z tobą dla pieniędzy – wypaliła. 

– Karolina… – zacząłem, ale podniosła rękę, jakby mnie uciszała. 

– Nie rób z siebie naiwnego staruszka. Kobieta młodsza o 25 nie zakochuje się w 65-latku bez powodu. 

– Może po prostu widzi we mnie coś więcej niż datę urodzenia? – odparłem ostro. 

– A może widzi twoje mieszkanie, emeryturę i oszczędności? – syknęła. 

Zacisnąłem dłonie na kubku z herbatą. 

– Czy naprawdę myślisz, że gdyby chodziło jej o pieniądze, nie wybrałaby kogoś młodszego, bogatszego? 

Myślę, że ty nie widzisz rzeczy oczywistych – odpowiedziała lodowato. 

Pokręciłem głową. 

– A jeśli naprawdę mnie kocha? A jeśli się mylicie? 

Karolina odchyliła się na krześle i spojrzała na mnie z politowaniem. 

– Wiesz, co jest najgorsze, tato? Że nawet gdybyśmy mieli rację, i tak byś jej bronił. 

Wstała i sięgnęła po płaszcz. 

– Nie pozwolę jej cię oszukać – rzuciła na odchodne. 

Gdy zamknęły się za nią drzwi, poczułem się jak intruz we własnym życiu. 

Czułem się szczęśliwy

Karolina i Tomasz odsuwali się ode mnie coraz bardziej, ale ja nie zamierzałem zrezygnować ze swojego szczęścia. Katarzyna była przy mnie, wnosiła do mojego życia ciepło, którego brakowało mi od lat. Zaczęła coraz częściej nocować u mnie, pomagała w domu, a ja czułem, że znowu żyję. 

Mimo to dzieci nie odpuszczały. Telefon od Karoliny brzmiał zawsze tak samo: „Tato, kiedy przejrzysz na oczy?”. Tomasz z kolei milczał. Widocznie wolał nie stawać po żadnej stronie, choć czułem, że też mnie nie rozumie. 

Pewnej nocy wracaliśmy z Katarzyną z kina. Śmialiśmy się, trzymałem ją za rękę, kiedy usłyszałem dobiegające z mieszkania głosy. Karolina i Tomasz. No tak, przecież sam im dałem klucze na wszelki wypadek.

Przykro mi było tego słuchać

Zatrzymaliśmy się przy drzwiach. Nie zauważyli nas. 

– Musimy coś zrobić – mówiła Karolina nerwowo. – On zachowuje się jak zakochany nastolatek

– Nie możemy go zostawić samego – westchnął Tomasz. – Ale co mamy zrobić? 

– Trzeba go ostrzec. Boję się, że ona go zmanipuluje. 

– A jeśli się mylimy? – zapytał cicho Tomasz. 

– Nie mylimy się – ucięła Karolina. 

Zrobiło mi się zimno. Oni już podjęli decyzję. W ich oczach nie byłem zakochanym mężczyzną. Byłem naiwnym starcem, którego trzeba chronić przed nim samym. 

Wszedłem do mieszkania. Ich spojrzenia mówiły wszystko – nie zamierzali się wycofać. A ja nie zamierzałem rezygnować z Katarzyny. 

Byłem zły na własne dzieci

Dosyć tego. Nie pozwolę, żeby traktowali mnie jak dziecko, które nie wie, co robi. Zwołałem rodzinne spotkanie, żeby wyjaśnić wszystko raz na zawsze. Katarzyna była zestresowana, ale nie zamierzała się wycofać. 

Karolina siedziała z założonymi rękami, Tomasz unikał mojego wzroku. Mój szwagier Marek też przyszedł – jakby dzieciom brakowało sojusznika. 

– Mam 65 lat, nie 100. Mam prawo do szczęścia – zacząłem spokojnie. 

– A my mamy prawo się martwić – ucięła Karolina. 

– To, co robicie, nie jest troską. To brak szacunku dla mojego wyboru – powiedziałem stanowczo. 

Katarzyna wzięła głęboki oddech. 

– Nie chcę być powodem kłótni… 

– To może odejdziesz? – wtrącił się Marek z przekąsem. 

– Nikt nie odejdzie! – uderzyłem dłonią w stół. – Jeśli nie potraficie jej zaakceptować, to wasza sprawa. Ale ja nie pozwolę wam decydować za mnie. 

Zapanowała cisza. Karolina miała łzy w oczach, Tomasz spuścił głowę. 

Jeśli ją kochasz bardziej niż nas, to gratuluję – powiedziała w końcu Karolina, wstając. 

Patrzyłem, jak wychodzą. Po raz pierwszy zacząłem się zastanawiać, czy naprawdę mogę mieć wszystko – miłość i rodzinę. 

Odsunęli się ode mnie

Czas mijał, a ja coraz rzadziej widywałem dzieci. Karolina przestała odbierać telefony, Tomasz dzwonił rzadko i zbywał mnie zdawkowymi rozmowami. Katarzyna starała się mnie pocieszać, ale czułem, że coś się zmieniło. Miałem ją, ale traciłem rodzinę

Kilka tygodni później podjęliśmy decyzję – weźmiemy ślub. Katarzyna była szczęśliwa, ja również… a jednak było mi przykro, że dzieci nie cieszą się razem ze mną.

– Czas ich przekona – mówiła Katarzyna, ściskając moją dłoń. 

Ale czas mijał, a relacje się nie naprawiały. Karolina i Tomasz odwiedzali mnie coraz rzadziej, a jeśli już, to rozmowy były chłodne, jakbyśmy byli sobie obcy. 

A potem Katarzyna zaczęła nalegać, żebym przepisał na nią mieszkanie. 

– To przecież nic wielkiego – powiedziała pewnego wieczoru, obejmując mnie. – To i tak będzie kiedyś moje, prawda? 

Po raz pierwszy poczułem ukłucie niepewności. Czy moje dzieci miały rację? Czy naprawdę byłem tylko naiwnym starcem? 

Andrzej, 65 lat

Czytaj także: „Miałam męża za świętego, aż wpadł mi w ręce jego telefon. Teraz wiem, czemu godzinami siedział w łazience”
„Sąsiad uwiódł mi żonę, a ja wylądowałem na bruku. Gdyby nie pomoc innych, po przegranym życiu płakałbym na chodniku”
„Nie zgadzałam się, żeby teściowa miała klucze do naszego mieszkania. Naiwnie liczyłam, że odpuści, ale była sprytna”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA