„Po kolejnym paskudnym związku, przestałam szukać księcia z bajki. Do gry wkroczyła mama, ze swoją zabawą w swatkę”

Matka, która bawi się w swatkę fot. Adobe Stock, Kateryna
„W nocy po powrocie nie mogłam spać. Po raz pierwszy przyznałam sama przed sobą, że myślenie o Jacku to nie tylko sposób na zabicie czasu. Że on mnie po prostu interesuje. I jeśli wszystko się ułoży po mojej myśli, to będę musiała przyznać mamie rację”.
/ 27.07.2022 06:30
Matka, która bawi się w swatkę fot. Adobe Stock, Kateryna

Na osiedle wróciłam po kilku miesiącach. Bartek, z którym zamieszkałam, nie okazał się miłością mojego życia, tylko dupkiem niewartym zachodu. Nie zraziłam się. Szukałam dalej. Dla Maćka przeprowadziłam się do Krakowa. Po stażu w Londynie byłam gotowa zostać na Wyspach dla Briana. Na konferencji w Lizbonie poznałam Kenny’ego. Rano okazało się, że jest z Sydney.

– Marzyłam, żeby zamieszkać w Australii – westchnęłam więc, choć absolutnie nie było to prawdą.

Dał mi adres, bo raczej nie wierzył, że przyjadę

I pewnie dlatego, że mi nie powiedział o swojej żonie i dzieciach… Tych facetów było jeszcze paru. Warty wspomnienia jest jeszcze może Jurek, który rzucił korporację i zamieszkał w Bieszczadach w chacie bez wody i prądu.

Mieliśmy razem hodować owce i wieść proste życie. Okazało się, że jednak nie umiem żyć bez internetu. Z prawnikiem Antkiem zerwałam, gdy mi się oświadczył. Ten od razu zapowiedział, że mam się już niczym nie martwić, bo jego żona nie musi pracować. I nie będzie.

No i Joszka, Czech. Bardzo mnie kochał, ale oprócz mnie także trzy inne dziewczyny. Kiedy okazało się, że „nie umiem się dzielić”, był mną bardzo rozczarowany. Jakiś czas temu mama miała wylew. Nie udało jej się wrócić do pełnej sprawności. Nie mogła chodzić, mówiła tak, że tylko ja ją rozumiałam.

Było jasne, że nie może mieszkać sama. Wprowadziłam się do niej, zwłaszcza że i tak uznałam, że etap szukania mężczyzny na całe życie mam już za sobą. Wróciłam na osiedle. I od razu następnego dnia natknęłam się w sklepie na Jacka.

Tym razem naprawdę się uśmiechnął i mruknął coś na kształt pozdrowienia. Ciągle był przystojny, choć jego zarost i czupryna już nie było kruczoczarne. Kilka dni później zobaczyłam go znowu z daleka – wsiadał do samochodu. Zaczęłam się zastanawiać, czy ciągle tu mieszka czy tylko odwiedza rodziców. Czy ma rodzinę, czym się zajmuje. Przez chwilę wypatrywanie Jacka i wymyślanie mu różnych życiorysów stało się moim hobby.

Jej wózek pchał… Jacek!

Ale w dalszym ciągu nasza znajomość ograniczała się do mruczanych pod nosem pozdrowień, kiedy od czasu od czasu mijaliśmy się w sklepie lub na ulicy. Z mamą było lepiej. Gdy szłam do pracy, zostawała z nią opiekunka.

– Pani Agato, mama powinna spotykać się ludźmi. To by na pewno jej pomogło – poradziła mi lekarka. – Powinna pani poszukać dla mamy domu dziennego pobytu.

Znalazłam ośrodek, całkiem blisko. Mama mogła tam liczyć na rehabilitację i różne zajęcia. Ale mama jest dość wybredna. Więc kiedy po pierwszym dniu pojechałam ją odebrać, obawiałam się, co powie.

– Proszę zaczekać, zaraz ktoś przywiezie mamę – pani w recepcji kazała mi zaczekać.

Po chwili drzwi się otworzyły i wyjechała przez nie uśmiechnięta do ucha do ucha mama. A jej wózek pchał… Jacek!

– No tak, dogadaliśmy się z Teresą, że jesteśmy sąsiadami. Mówiła mi o córce, ale nie miałem pojęcia, że to ty – powiedział Jacek i uśmiechnął się. – Ale skoro jesteś córką Teresy, to masz na imię Agata. Zabawne, bo ja Jacek.

– No wiem, nie pamiętasz, że wręczałam ci dyplom, jak kończyłeś podstawówkę? – wydukałam.

– Serio? Sorry, ale nie. Ale kojarzę cię z osiedla. Masz bardzo fajną mamę – powiedział i zwrócił się do mamy: – To widzimy się jutro? Znowu pogramy w piłkę. Cześć!

Na złość jej powinnam odmówić

Jedna zagadka się rozwiązała. Jacek jest fizjoterapeutą. Ale dalej nie miałam pojęcia, czy ma żonę, dzieci… Mama pół wieczoru opowiadała mi, jaki świetny facet z tego Jacka. I jaki fantastyczny rehabilitant. Zaczęłam się zastanawiać, czy mama znowu nie próbuje mnie swatać. Jak zawsze, kiedy po kolejnym rozczarowaniu zostawałam sama.

– Mamuś, wiem, co knujesz. Przestań. Znam Jacka, odkąd byłam w piątej klasie. Wprawdzie dziś po raz pierwszy zamieniliśmy ze sobą dwa pełne zdania, ale jednak to już wieloletnia znajomość.

Mama pokiwała głową z miną wskazującą, że i tak wie swoje. Kolejny raz spotkałam Jacka w ośrodku kilka dni później.

– O, dobrze, że cię widzę – zagadnął, jakbyśmy byli kumplami od wieków. – Teresa mówiła, że jesteś anglistką. A masz może godzinkę wolną w tygodniu? Mamy paru podopiecznych, którzy chętnie podszkoliliby język. Nie za darmo, ale wiesz, to nie są kokosy. Co powiesz?

– Mogę spróbować, ale wiesz, dawno się tym nie zajmowałam… – powiedziałam. – A moi uczniowie byli znacznie młodsi. Nie wiem, czy dam radę.

– Nie dowiesz się, jak nie spróbujesz. A jak sobie radzić z niesfornymi seniorami – bo zapewniam, są gorsi niż dzieci – mogę ci opowiedzieć przy piwie. Jutro masz czas?

Zanim odpowiedziałam, zobaczyłam, że mama za plecami Jacka podnosi do góry oba kciuki (gdzie ona się tego nauczyła?). Na złość jej powinnam odmówić. Ale to byłoby dużo bardziej na złość samej sobie… Więc się zgodziłam.

Będę musiała przyznać jej rację

W pubie przy pierwszym piwie naprawdę rozmawialiśmy o podopiecznych ośrodka. Ale w połowie drugiego temat się wyczerpał. Zapadła niezręczna cisza.

– Mam wrażenie, że od mojej mamy wiesz już o mnie wszystko. To nie fair, bo ja o tobie nie wiem nic – wypaliłam. – A odkąd wróciłam na osiedle i cię zobaczyłam, to znalazłam sobie taką zabawę, że wymyślam ci różne życiorysy. Serio. Już wiem, że nie jesteś alpinistą… Ale nic więcej. Więc poproszę Jacka w pigułce.

Jacek był nieco zdziwiony tą przemową. Ale podjął wyzwanie.

– W pigułce? No dobra. Zawód już znasz. Jedna żona – była. Dzieci brak. A z tym alpinistą to byłaś dość blisko. Choć bardziej taternik. Amator. I nie, nie mieszkam z rodzicami. Mama zmarła dawno, tata kilka lat temu. Po jego śmierci wróciłem na osiedle. Wystarczy?

Wystarczyło. Szczególnie ta informacja o żonie – „byłej”. Dalej już gadaliśmy o wszystkim i o niczym. W nocy po powrocie nie mogłam spać. Po raz pierwszy przyznałam sama przed sobą, że myślenie o Jacku to nie tylko sposób na zabicie czasu. Że on mnie po prostu interesuje. I jeśli wszystko się ułoży po mojej myśli, to będę musiała tym razem dać mamie satysfakcję i przyznać, że miała rację…

Czytaj także:
„Wyświadczyłem przysługę matce z dzieckiem, a ona... pozwała mnie o fortunę! Mściwy babsztyl zrujnował mnie dla zabawy”
„Mąż zamierza mnie ubezwłasnowolnić, żeby przejąć mieszkanie po ciotce. Chce mieć żonę-wariatkę, to ją będzie miał...”
„Teściowa to wstrętna ropucha, która na każdym kroku porównuje mnie do byłej narzeczonego. Co ona ma, czego ja nie mam?”

Redakcja poleca

REKLAMA