Mąż był we mnie zakochany jak w młodości. Zabiegał o moje względy każdego dnia. Rozstałabym się z mężem, gdyby nie jego wypadek.
Po nim całkowicie się zmienił, nagle znów byłam dla niego ważna. Rok temu postanowiłam, że muszę poważnie porozmawiać z mężem. Miałam już dość tej jego obojętności, z którą mijał mnie w domu. Niby żyliśmy razem, a jednak osobno. W kłótniach od dłuższego czasu pojawiały się złośliwe, przykre tony. Nasz związek zmierzał w bardzo złym kierunku i trzeba było to przeciąć jak najszybciej, byśmy z przyjaciół nie zmienili się we wrogów.
Trzydzieści lat małżeństwa i… wystarczy
Nigdy nie doszło do tej rozmowy, bo właśnie tamtego dnia zadzwonili ze szpitala.
– Pani mąż miał wypadek.
Palec boży. Tak teraz o tym myślę, choć wtedy uznałam to za katastrofę. Nogi ugięły się pode mną i straciłam zdolność myślenia. Bez zastanowienia wsiadłam w taksówkę i pojechałam do szpitala. Na szczęście już na miejscu okazało się, że nie ma zagrożenia życia. Mąż ma sińce, niewielkie obtłuczenia, żadnego złamania kości.
– Na razie jest nieprzytomny – wyjaśnił mi lekarz. – Trochę martwi nas mózg pani męża. Samochód, który w niego wjechał, odrzucił go o parę metrów. Prawdopodobnie uderzył wtedy głową w krawężnik. Z pewnością ma wstrząs mózgu. Miejmy nadzieję, że nie będzie żadnych skutków ubocznych.
Nazajutrz mąż odzyskał przytomność, a po czterech dniach lekarze uznali, że może wracać do domu. Zrobiłam dobrą kolację, przyszła córka z mężem i syn z narzeczoną. Panowała miła atmosfera. Andrzej powstrzymał się nawet od swoich drobnych złośliwości, w których się w ostatnich latach wyspecjalizował. Jakby zrozumiał, że szkoda życia na złe emocje.
To był bardzo przyjemny wieczór i trochę było mi żal, że tak szybko się skończył. Pożegnałam serdecznie swoje dzieci i zamknęłam za nimi drzwi. Znowu zostałam sama z mężem. Posprzątałam po kolacji, mąż pomógł mi poznosić naczynia do kuchni, potem kazałam mu iść odpocząć. Był piątek wieczór, do pracy szłam w poniedziałek, Andrzej miał jeszcze tydzień zwolnienia, ale już zapowiedział, że nie zamierza siedzieć w domu.
Trzeba pilnować stołka, śmiał się z synem, który miał takie samo podejście jak ojciec. Minął weekend, tydzień, za nim drugi. Miałam dużo pracy, w firmie był półroczny bilans, więc pracowałam też w domu, by zdążyć. Pewnie z powodu natłoku zajęć nie zorientowałam się wcześniej, że z Andrzejem jest coś nie tak. Faktem było, że przebywanie z nim w jednym mieszkaniu przestało być przykre.
Zniknęła gdzieś wisząca w powietrzu irytacja
Zniknęły kłótnie o każdy drobiazg. Dlatego doskonale mi się pracowało, mogłam się skupić, nikt mi nie przeszkadzał. W końcu bilans się skończył i wróciłam do rzeczywistości. I wtedy właśnie złapałam męża na tym, jak w sypialni obwąchuje moją koszulę nocną.
– Co robisz? – spytałam zdziwiona. Drgnął, jakbym przyłapała go na jakiejś sprośnej czynności. Odwrócił się do mnie.
– Ja… – zmieszał się. – Ładnie pachniesz.
– Dziękuję – zrobiło mi się przyjemne. – Przygotuję dzisiaj rybę na kolację.
– A może pójdziemy do restauracji?
Zaskoczył mnie. Ostatni raz jedliśmy razem na mieście może z piętnaście lat temu. Nie licząc zapiekanki z budki, oczywiście.
– Świętujemy coś? – zapytałam zdziwiona, nie do końca mając pewność czy mówi serio, czy może jednak żartuje. Uśmiechnął się tak niepewnie, delikatnie.
– Nas. Życie – odpowiedział.
Zgodziłam się z przyjemnością, choć nie mogłam wyjść ze zdumienia. Kiedy potem zastanawiałam się, dlaczego swoim starym zwyczajem nie zaczęłam podejrzliwie przesłuchiwać Andrzeja z jego prawdziwych intencji, dotarło do mnie, że to właśnie przez ten jego uśmiech. Jakby czas cofnął się o trzydzieści lat.
Wtedy Andrzej po raz pierwszy zaprosił mnie na randkę, a pół roku później na kolację, podczas której wręczył mi pierścionek zaręczynowy. Wtedy właśnie tak się uśmiechał – niepewny czy się zgodzę. Kochałam tę jego nieśmiałość i szczerze mówiąc myślałam, że zniknęła już na zawsze.
Po tej kolacji poszliśmy do łóżka
Po raz pierwszy od… bo ja wiem, dwóch lat? Było romantycznie, cudownie, tak jak w czasach naszej młodości. A nawet lepiej, bo już byliśmy zgrani, wiedzieliśmy, co drugiej stronie sprawia największą przyjemność. Następnego dnia i przez kolejne tygodnie bajka trwała. Andrzej wydawał się zakochany na nowo w swojej starej żonie, we mnie. Rozmawialiśmy, słuchał, co mówiłam, zabiegał o moje względy niemal codziennie.
To nie pozostało bez wpływu na mnie. Powoli i ja zakochiwałam się w nim od początku. Było naprawdę cudownie. Pewnego dnia, jakieś pół roku później, Andrzej wyjechał w krótką delegację. Postanowiłam, że w tym czasie gruntownie posprzątam dom. Kiedy odkurzałam książki, zza najwyższego rzędu spadł mi na głowę zeszyt, odbił się i otworzył na dywanie na ostatniej zapisanej stronie. Schyliłam się, by go podnieść i mimochodem przeczytałam zdania, napisane ręką mojego męża:
Teraz podmieniają Justynę już co tydzień. Każdy sobowtór jest równie pociągający i ekscytujący. Jestem nieustannie zakochany.
Konia z rzędem temu, kto nie byłby ciekawy, o czym pisze ukochana osoba. Może to powieść? Z takim nastawieniem siadłam do lektury, ale szybko okazało się, że to był pamiętnik. Pierwszy wpis – tydzień po powrocie ze szpitala:
Moja żona nie żyje, a w jej miejsce oni podłożyli sobowtóra. Nie wiem, co robić. Iść na policję? A jeśli oni zechcą mnie przed tym powstrzymać i zabiją? Kim są oni? Może to obcy z innej planety… Nie wiem. Ona nie wygląda groźnie. Może poczekam i zobaczę, czego oni chcą.
Wpis tydzień później, kiedy pierwszy raz poszliśmy na kolację:
Wygląda prawie tak samo jak moja żona, ale cała reszta jakżeż inna! Kiedyś Justyna była cudowna, z czasem okazała się płytką kobietą, kurą domową bez ambicji. Irytującą ponad miarę. Nudną. Ale ta nowa Justyna jest jak ta dawna, a nawet lepsza. Czuję, że się w niej zakochuję… Spróbuję zaprosić ją dzisiaj na kolację. Pragnę jej, po prostu muszę ją zdobyć.
Wpis dwa tygodnie później:
Znów to zrobili, podmienili sobowtóra Justyny na nowego. Ma te same wspomnienia co stary, ale widzę różnice. Jest jeszcze bardziej pociągający od poprzedniego… Chyba Bóg wynagrodził mnie za lata cierpienia.
Czytałam kolejne wpisy i ogarniało mnie przerażenie. Andrzej sądził, że jego żonę, mnie, porwali jacyś obcy, torturami wyciągnęli najdrobniejsze detale z życia i wtłoczyli je do mózgu sobowtóra, którego w nieznanym celu podstawili pod prawdziwą, okropnie nudną Justynę. A on jest teraz szczęśliwy, bo ma to, o czym marzył zawsze – wciąż nową żonę, w której jest nieustająco i namiętnie zakochany. Co się dzieje z moim mężem? Następnego dnia byłam już u psychiatry. Opowiedziałam wszystko i pokazałam dziennik. Lekarz był naprawdę zafascynowany.
– Wie pani, tylko czytałem w fachowej literaturze o takich przypadkach, ale spotkać kogoś takiego w życiu?! – powiedział i nie krył zafascynowania. – No i taka pozytywna reakcja… Prawdziwa rzadkość. Z ogromną przyjemnością zbadam pani męża. Kiedy możemy się umówić? Jutro? Przesunę innych pacjentów – powiedział.
– Zaraz, zaraz – powstrzymałam go. – Jak rozumiem, mój mąż na coś cierpi. Chcę wiedzieć na co i czy to jest groźne.
– To niewątpliwie zespół Capgrasa – powiedział. – Coś, co może być skutkiem urazu mózgu na przykład podczas wypadku, jak u pani męża. Chorzy na zespół Capgrasa rozpoznają znane sobie osoby, w tym bliskich: matkę, żonę, dziecko, przyjaciela, wiedzą, kim oni są, ale nic do nich nie czują. I wtedy ich racjonalny mózg tworzy wyjaśnienie tego stanu rzeczy: to nie są prawdziwi bliscy.
To ich sobowtóry, podmienieni przez obcych, demony, wrogie rządy. Niektórzy chorzy uważają, że wszyscy wokół zostali zabici i podmienieni, inni mają tak tylko w stosunku do kilku, czy nawet tylko do jednej osoby, jak najwyraźniej jest w przypadku pani męża. Zazwyczaj ludzie stają się podejrzliwi, ogarnia ich paranoja i wtedy może być nieciekawie. Tutaj mamy rzadki przypadek, kiedy mąż cieszy się, że ma wciąż nową żonę i traktuje to jako boski dar. Niezwykłe. Bardzo chciałbym się z nim spotkać.
– Pomyślę o tym – powiedziałam.
– Kiedy się spotkamy? – psychiatra wyglądał na wyraźnie zaniepokojonego.
– Zadzwonię do pana.
Musiałam wszystko przeanalizować.
Poczytałam sobie o tej chorobie, przejrzałam jeszcze raz pamiętnik męża. Okropnie o mnie myślał przed wypadkiem… ale częściowo miał rację. Oboje staliśmy się nie do zniesienia. W końcu zdecydowałam. Kiedy wrócił z delegacji, powitałam go w wystrzałowej sukience i nowej fryzurze.
– Witaj, kochanie – powiedziałam ciepłym głosem, gdy tylko stanął w drzwiach. W jego oczach znów pojawił się ten błysk, jak za pierwszym razem ponad trzydzieści lat temu, pół roku temu, tydzień temu… I jaki ujrzę w jego oczach jutro i za tydzień. Błysk, który i we mnie rozpala uczucie na nowo. Miałabym się tego pozbyć w imię nauki? Nigdy w życiu. Jak się więc w domu trafił wariat, obłąkany z powodu miłości do mnie, to ja nie mam zamiaru narzekać.
Czytaj więcej prawdziwych historii:
Odbiłam siostrze bliźniaczce chłopaka, który został moim mężem
Mama zawsze bardziej kochała młodszą siostrę, niż mnie
Były mąż mnie prześladował, bo nie mógł mnie mieć
Tydzień po narodzinach dziecka zorientowałam się, że nie kocham swojego faceta
Powiedział, że zanim pójdziemy do łóżka, musimy zrobić badania
Moja toksyczna matka wmawiała mi, że wszyscy mężczyźni to zło