Koleżanka z pracy poprosiła, żebym pomogła jej wybrać glazurę do remontowanego mieszkania. – Masz oko i dobry gust – powiedziała. – Poza tym sama mówiłaś, że lubisz chodzić po budowlanych marketach, więc mi najlepiej doradzisz, jakie kafelki położyć w kuchni, a jakie w łazience. Zgódź się…
Mój mąż był w delegacji
Nie miałam nic lepszego do roboty, bo mój mąż był służbowo w Poznaniu, wiec pojechałyśmy na drugi koniec miasta i rozpoczęłyśmy wędrówkę po olbrzymich halach wypełnionych wszystkim, czego trzeba budowlańcom i dizajnerom.
Po trzech godzinach byłyśmy wykończone, ale zadowolone, bo nasz zakupowy wózek wypełniały superpłytki niedrogie i w dobrym gatunku.
– Zapraszam cię na jakąś pyszną przekąskę i dobrą kawę, ale najpierw zajrzyjmy na moment do tapet – moja koleżanka była niezmordowana. – Widziałam w telewizji taką reklamę fantastycznej tapety, może ją znajdziemy? Zaczęła mi tłumaczyć, czego szukamy, ale nagle zamilkła i zapytała:
– Basia, słuchaj, tam na lewo… Czy to nie jest twój mąż? Chciałam powiedzieć, że na pewno nie, bo mój mąż daleko stąd załatwia zawodowe interesy, ale spojrzałam we wskazanym kierunku i zamilkłam z otwartymi ustami. Istotnie, pod olbrzymim regałem z chodnikami stał mój ślubny małżonek, a przy nim jakaś nieznajoma mi, bardzo młoda blondynka w białej bluzce.
Wybierali jakieś dywaniki, śmiejąc się i przekomarzając. Sprawiali wrażenie osób bardzo sobie bliskich. Po chwili zdecydowali, co kupują, i powoli poszli w stronę ciągu kas, cały czas obejmując się i patrząc sobie w oczy. Nie byłam w stanie się poruszyć. Straciłam poczucie miejsca i czasu, brakowało mi tchu, bałam się, że zaraz zemdleję. Moja koleżanka oczywiście zorientowała się, że ze mną kiepsko, i zaproponowała:
– Chcesz, to wyjdziemy. Pal sześć zakupy, jeszcze będzie inna okazja. I nie przejmuj się tak, może to jakieś nieporozumienie?
Łatwo jej było mówić!
Niedawno obchodziłam dwudziestą rocznicę ślubu i nie spodziewałam się takiej niespodzianki. Fakt, mój mąż zaliczył jedną zdradę, ale to było dawno i wydawało mi się, że nigdy nie powtórzy tamtego błędu. Zdążyliśmy się dopasować i nauczyć wzajemnie tolerować własne niedoskonałości, mieliśmy udanego syna, który niedawno rozpoczął studia w Szkocji, i wszystko układało się pomyślnie. Dlatego jego widok z obcą, młodą kobietą poraził mnie jak grom.
Całą siłą woli zmusiłam się do prawie normalnego funkcjonowania. Zapewniłam koleżankę, że możemy dokończyć zakupy tylko już bez wybierania tapet, a później podziękowawszy jej za podwiezienie, wsiadłam w taksówkę i pojechałam do domu. Wolałam być sama… Chciałam zachować spokój, ale nie udało mi się.
Postanowiłam nikomu się nie zwierzać, chociaż byłam pewna, że moja koleżanka znana z długiego języka opowie komu się da o tym, czego była świadkiem. Miałam rację, bo już następnego dnia zauważyłam, że babki w pracy patrzą na mnie jakoś inaczej, ze współczuciem i ciekawością. Żadna jednak nie miała odwagi mnie zaczepić i wypytywać, więc miałam jako taki spokój.
Była środa. Mąż miał wrócić w piątek wieczorem, więc miałam czas na zastanawianie się, jak go przywitać i czy od razu przycisnąć do muru, czy zrobić to według jakiegoś wymyślonego scenariusza. Mijały godziny, a mnie nic mądrego nie przychodziło do głowy. Nie mogłam w nocy spać, leżałam w ciemnym pokoju i każde wyjście z tej sytuacji wydawało mi się głupie i bez sensu. Bo co?
Miałam zrobić awanturę?
Wiadomo, że o to najłatwiej, ale awantury bywają końcem, a nie początkiem, ja zaś chciałam coś wyjaśnić i dowiedzieć się prawdy, więc musiałam wymyślić coś innego.
Zazwyczaj, gdy mąż wracał z delegacji, czekała na niego dobra kolacja i butelka wina. Jedliśmy, gadaliśmy, potem, nie zawsze, ale często, był seks i sympatyczne rozmowy o tym, co się wydarzyło podczas jego nieobecności. Tym razem siedziałam przy pustym stole i słuchałam, czy podjeżdża jego auto. Spóźniał się, nie telefonował, żeby mnie uprzedzić, że coś go zatrzymało, i to wydawało mi się oczywistym dowodem na to, że ma wiele na sumieniu.
Moje zdenerwowanie rosło z każdą minutą
Kiedy Tadek stanął w drzwiach, już nad sobą nie panowałam. Dopadłam do niego, oburącz chwyciłam za klapy jego marynarki i wrzasnęłam:
– A skąd to się wraca? Od kochanki? Wypuściła cię wreszcie czy sam wylazłeś z jej wyra? Myślisz, że jestem głupia i nic nie wiem? Otóż wiem wszystko! Ty draniu, od kiedy to trwa? Od kiedy robisz ze mnie idiotkę?
Przytrzymał mocno moje ręce, poczekał, aż przestałam się szarpać, i powiedział:
– Nic nie wiesz, najwyżej się domyślasz, ale to, czego się domyślasz, jest dalekie od prawdy, więc uspokój się, jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć. Wiem, że mnie widziałaś w tym markecie. Nawet pomyślałem, że dobrze się stało, bo mam dosyć tych ciągłych kłamstw, ale nie spodziewałem się takiej histerii!
– Histerii? Chciałbyś, żebym cię po tym wszystkim witała z kwiatami? Uważasz, że nie mam prawa do zdenerwowania?
– Masz, ale może powinnaś się najpierw dowiedzieć, o co naprawdę chodzi.
– A o co chodzi? Masz kochankę małolatę i to wszystko. Taka jest prawda.
– To nie jest moja kochanka, tylko córka. I taka jest prawda!
Już nie mógł jej opuścić...
Zamurowało mnie kompletnie. Zapadła nagle taka cisza, że było słychać zegar bijący u sąsiadów za ścianą. Patrzyłam na męża i nie wierzyłam własnym uszom. Córka? Jaka córka? Skąd córka? Mieliśmy przecież syna Mateusza i żadnych dzieci więcej, choć ja bardzo pragnęłam macierzyństwa.
Niestety, po Mateuszu przeszłam poronienie, po którym już nie mogłam zajść w ciążę. To był mój wielki dramat, z którym tak naprawdę nigdy się nie pogodziłam. Dlatego to, co usłyszałam, tak bardzo mną wstrząsnęło. Tadeusz miał nieślubne dziecko?! Z kim? Kiedy mnie znowu zdradził? Może w ogóle miał drugą rodzinę, a ja nie mając o niczym pojęcia, byłam oszukiwana od wielu lat?
Usiadłam na kanapie, bo nagle zakręciło mi się w głowie. Te ostatnie kilka dni mnie wykończyło i teraz to poczułam. Wydawało mi się, że umieram…
– Uspokój się – usłyszałam głos męża. – Nie chcę, żeby ci się coś stało, a naprawdę źle wyglądasz. Może wezwę lekarza?
Resztkami sił kazałam mu zostawić mnie w spokoju. Musiałam się położyć, wziąć leki na uspokojenie i spróbować zasnąć. Wiedziałam, że to teraz jest dla mnie najlepsze, że kontynuowanie rozmowy nie ma sensu.
– Posiedzę przy tobie – powiedział Tadeusz. – Gdybyś poczuła się gorzej, mów, zadzwonię po karetkę.
Zasnęłam jak dziecko
Kiedy się obudziłam był u nas mój szwagier – lekarz. Zbadał mi ciśnienie, osłuchał serce i zaczął wypytywać, co spowodowało moje złe samopoczucie. Najwyraźniej o niczym nie wiedział, więc uznałam, że na razie nie ma co robić rodzinnej sensacji, i zgoniłam wszystko na przemęczenie i pogodę. Szwagier poradził, żebym wzięła kilka dni urlopu i odpoczęła, bo w moim wieku takie epizody mogą źle wróżyć. Obiecałam, że go posłucham…
W pracy trochę kręcili nosem, ale na dwa dni wolnego się zgodzili, więc następnego przedpołudnia mogłam wrócić do przerwanej rozmowy z mężem. Decyzję zwalił na mnie. Wygodnie, nie ma co Przysięgłam sobie, że postaram się być spokojna dla własnego zdrowia i bezpieczeństwa. Postanowiłam także mało mówić, a więcej słuchać, dlatego na początek zastrzegłam, że ma mi o wszystkim opowiedzieć z najdrobniejszymi szczegółami i bez kłamstw. Najbardziej mnie obchodziło, kiedy i z kim mąż miał ten owocny romans.
Wszystko było jasne...
Niestety, fakty były okrutne. W czasie dla mnie najgorszym i najsmutniejszym Tadek poznał pewną kobietę i był z nią prawie dwa lata. Wtedy urodziła mu się córka. Gdy ja cierpiałam i nie mogłam się pogodzić ze stratą dziecka, on dostał od losu to, czego ja tak bardzo pragnęłam. To uznałam za moją największą krzywdę i niesprawiedliwość.
– Czemu mnie wtedy nie zostawiłeś? – zapytałam. – Przecież mogłeś do niej odejść. Zostałeś z litości?
– Głupoty gadasz! Wiesz, że zawsze cię kochałem – powiedział cicho. – Ale poszedłeś do innej!
– A pamiętasz, jaka wtedy byłaś niedostępna i daleka? Nie pozwoliłaś się dotknąć, nie dopuszczałaś mnie do siebie w niczym, nawet w swoim smutku tak, jakbyś nie rozumiała, że ja też przeżywam to, co się stało. Wydawało mi się, że uważasz mnie za winnego, że mnie obarczasz odpowiedzialnością za wszystko zło. To trwało długo, czułem się okropnie.
– I znalazłeś pocieszycielkę?
– Możesz wierzyć albo nie wierzyć, ale to był tylko seks. Nie chciałem niczego więcej. Kiedy ona mi powiedziała, że spodziewa się dziecka, o mało nie oszalałem. Mam potworne wyrzuty sumienia, ale chciałem ją zmusić do aborcji. Nie zgodziła się. Więc obiecałem, że będę jej pomagał, pod warunkiem że o mnie zapomni. Zgodziła się i po jakimś czasie wyszła za mąż. Na szczęście dla niej i dla naszej córki za dobrego, uczciwego człowieka, który je obie pokochał. Małą zobaczyłem dopiero, gdy szła do pierwszej komunii. Ale wtedy wszystko się zmieniło…
– To znaczy, co się zmieniło?
– Od razu zmiękło mi serce, gdy tylko ją zobaczyłem. Myśl, co chcesz, ale pokochałem moją córkę i postanowiłem, że nie będę ojcem od nieoficjalnych alimentów. Chciałem uczestniczyć w jej życiu, tym bardziej że ten jej ojczym właśnie zaczął ciężko chorować i niedługo zmarł. Wtedy Kalina się o wszystkim dowiedziała.
– Kalina? Takie imię pragnęłam nadać naszej córce! Ukradłeś mi nawet imię!
– Teraz to już nie ma znaczenia. Kalina właśnie zdała egzamin wstępny i zaczyna studia na naszym uniwerku. Wynająłem jej mieszkanie. Będzie pod moją opieką. Mam też zamiar wystąpić o ustalenie ojcostwa. Takie są moje plany i cieszę się, że nie muszę już dłużej niczego przed tobą ukrywać. Nie wiem, co postanowisz, ale ja nie zmienię zdania. Decyzja należy do ciebie.
– Czyli masz dwoje dzieci? Ciekawe, co o tym powie nasz Mateusz?
– Mateusz o wszystkim wie. – Jak to wie o wszystkim?! Od kogo?
– Ode mnie. Poznał nawet Kalinę, w końcu to jego przyrodnia siostra. Nawet się chyba polubili. Ja się z tego bardzo cieszę.
– Czyli tylko ja byłam okłamywana?
– Istotnie, kłamałem, ale powiedz, co miałem robić? Wtedy, gdy byłaś w ciężkiej depresji, miałem cię jeszcze dobić taką wiadomością? A potem nieustannie powtarzałaś, że przestałaś lubić dzieci, że jesteś nieszczęśliwa i przegrana, a nawet, że ci się nie chce żyć. Pamiętasz? Więc uznałem, że najlepiej będzie zostawić wszystko losowi, niech on zdecyduje…
– I zdecydował?
– Tak. Natychmiast cię zobaczyłem w tym markecie i specjalnie podszedłem tak, żebyś nas zobaczyła. Wiedziałem, że tym razem wszystko musi się wydać, i byłem szczęśliwy, że się tak stało. Dłużej bym tego nie zniósł. Dopóki Kalina z matką mieszkały daleko, mogłem ją odwiedzać, niby wyjeżdżając służbowo, ale ona teraz jest tutaj, a ja jestem coraz starszy i już nie mam siły udawać. Musimy coś postanowić.
– Co mianowicie?
– Albo przyjmujesz do wiadomości, że mam córkę i że będę jej pomagał finansowo i w każdy inny sposób, albo się rozejdziemy.
– I pójdziesz do tamtej?
– Nie. Ona już ma drugiego męża, ale ten z kolei nie przepada za Kaliną, i to z wzajemnością. Będę sam, przynajmniej na razie. Daję ci czas, powiedzmy tydzień. Postanów coś. Ja się dostosuję, obiecuję.
Ja dalej nie wiem, co robić
Na samą myśl o tamtej dziewczynie robi mi się niedobrze i ogarnia mnie gniew na męża, ale z drugiej strony, wcale nie chcę się z nim rozstawać. Mam straszne poczucie krzywdy i boli mnie tamta podła zdrada, ale byłabym gotowa znowu wybaczyć, gdyby nie ta Kalina. Nie wyobrażam sobie, że ona będzie tu do nas przychodziła, że w życiu mojego męża oprócz mnie i Mateusza będzie jeszcze ona. To jest nie do zniesienia! Może lepiej będzie, gdy każę się mężowi wyprowadzić? Może w samotności się uspokoję? A jeśli nie? Jeśli to jest najgorsze, co mogę zrobić? Niech mi ktoś poradzi!
Czytaj także:„Marcin ukrywał przed żoną kochankę i syna. Dowiedziała się, bo... przez przypadek wysłał jej sms-a o alimentach”„Długo nie mogliśmy mieć dzieci, więc zaadoptowaliśmy dwójkę. Rok później okazało się, że urodzę bliźniaki”„Moja wnuczka się zakochała, ale rodzice chcą dla niej bogatego męża. Tym przedpotopowym myśleniem zniszczą jej życie…”