„Po 20 latach małżeństwa mąż znalazł sobie młodszą o 15 lat kochankę. Upokorzył mnie jako kobietę, żonę i matkę”

Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock
„Nie kłamał, że nadal mnie kocha, a romans z sekretarką to nic nieznaczący epizod. Oświadczył tylko, że czar prysnął, miłość się skończyła. W ciągu dwóch dni spakował się i wyprowadził praktycznie bez słowa, jakby nasze małżeństwo nic dla niego nigdy nie znaczyło”.
/ 31.03.2022 21:40
Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock

Mateczko kochana, nie dręcz się – prosiła Asia. – Nie mogę po prostu patrzeć, jak się męczysz. Asia, moja 16-letnia, prawie już dorosła, córeczka, tak właśnie się do mnie zwraca: „mateczko”. Kocham to jej „mateczko”, zabawne i pieszczotliwe.

Jak to dobrze, że niewiele odziedziczyła po Robercie. Jesteśmy podobne do siebie jak dwie krople wody. Rozumiemy się wspaniale, mamy do siebie zaufanie. Wspieramy się wzajemnie. To dzięki niej potrafiłam przeżyć rozstanie z Robertem, jego zdradę. Michał, pierworodny syn, studiuje stosunki międzynarodowe w Poznaniu i właściwie rzadko bywa w domu. Zostałyśmy same z Asią. Naprawdę same.

Mąż zawsze podobał się kobietom

Robert już od licealnych czasów, kiedy się poznaliśmy, wzbudzał zachwyt wśród płci pięknej. Wysoki, przystojny brunet, o przenikliwym spojrzeniu i ciemnych jak węgiel oczach. Przez wiele lat byliśmy szczęśliwi. Choć może szczęśliwi to za wielkie słowo? Byliśmy przeciętną, średnio zamożną rodziną. Mieszkanie w bloku, opel vectra w garażu, trochę oszczędności na koncie. Standard.

Coś zaczęło się psuć, gdy Robert nagle pozazdrościł kolegom. Nie lubiłam tych jego kumpli, którzy rozmawiali głównie o pieniądzach i samochodach. Uważałam, że dobrze nam tak jak jest, cieszyłam się ze wspólnych urlopów – latem nad morzem, zimą w górach. Niestety, wbrew mnie, Robert postanowił rzucić dotychczasową pracę. Wziął kredyt, coś tam dopożyczył od kolegów i założył komis samochodowy.
– Kto nie ryzykuje, ten nie ma – powtarzał wielokrotnie.
Mamił mnie opowieściami o domu, który sobie wybudujemy, o Wyspach Kanaryjskich, na które pojedziemy, o mercedesie, którego sobie kupimy.

Od tej pory nie było go w domu całymi dniami. Nawet soboty i niedziele rzadko już spędzaliśmy razem. Najpierw niczego nie podejrzewałam. Własny interes wymagał przecież zwiększonej uwagi. Czekałam, aż najgorętszy czas minie, aż wszystko wróci do normy. Przecież rozruch firmy nie może trwać wiecznie, a Robert był w końcu właścicielem, nie pracownikiem.

Dopiero koleżanka z pracy otworzyła mi oczy. Długo nie chciałam jej wierzyć. Robert wcale nie wyjeżdżał do Niemiec i Belgii po samochody – miał romans z własną sekretarką. Któregoś dnia zobaczyłam ich na ulicy. Na mnie już dawno tak nie patrzył. Byłam w szoku. Zdradzona i upokorzona jako kobieta, żona i matka. Kompletnie nie wiedziałam, co robić, jak powinnam zareagować. Owszem, w babskich gazetach czytałam o zdradzie zarówno z jednej, jak i z drugiej strony, ale naiwnie wierzyłam, że mnie to nie dotyczy, jakimś cudem mnie to ominie, bo mam patent na szczęście małżeńskie.

Robert wcale się nie tłumaczył, nie wypierał

Nie kłamał, że nadal mnie kocha, a romans z sekretarką to tak naprawdę nic nieznaczący epizod. I to chyba było najgorsze. Oświadczył tylko, że czar prysnął, miłość się skończyła, spowszedniała, a ja podcięłam mu skrzydła.
– Muszę czuć, że coś się dzieje, że robię coś wielkiego – mówił podekscytowany. – Wtedy życie nabiera smaku i barwy. To daje mi Sylwia – mówił, nie zważając na to, że mnie rani. – Nasze życie od jakiegoś czasu było puste i szare. Bez sensu.

W ciągu dwóch dni spakował się i wyprowadził praktycznie bez słowa, jakby nic nas już nie łączyło, jakby nasze prawie 20-letnie małżeństwo nic dla niego nie znaczyło.

Oprócz romansu z sekretarką doszły jeszcze plotki o jakichś lewych interesach. Tego wszystkiego było zbyt wiele. Nie wiedziałam, jak sobie z tym wszystkim poradzić. Syn, chcąc mnie pocieszyć, po męsku przytulił mnie i powiedział, że na tyle, na ile będzie mógł, to mi pomoże, zwłaszcza że zaczął dorabiać sobie w weekendy. Popłakałam się, sama nie wiem, czy ze wzruszenia, czy z rozpaczy?
– Dziękuję ci, kochanie – objęłam serdecznie Michała ramieniem. – Zostaw pieniądze na swoje wydatki. Ja dam sobie radę, przecież pracuję.

Robert regularnie płacił alimenty, nawet zanim zasądził je sąd. Asia przez kilka dni płakała jak bóbr, po czym przeprowadziłyśmy poważną rozmowę. Zadziwiające jak szybko dorosła, stała się nad wiek dojrzała. Solennie przyrzekłyśmy sobie nie narzekać, trzymać się zawsze razem, nie mówić nigdy imienia „Sylwia”, a „Robert” tylko wtedy, gdy zajdzie konieczność. Na przykład przyśle pieniądze.

Najgorszy był wstyd, choć to przecież nie ja powinnam się wstydzić. Wydawało mi się, że wszyscy mi współczują, krytycznie oceniają każdy mój krok, jakbym to ja była winna. Czułam się potwornie zmęczona całą tą sytuacją. Może gdybym dostała tę pracę w sąsiednim miasteczku, byłoby inaczej. Stanowisko w starostwie, o które się ubiegałam, powierzono dużo młodszej kobiecie. Poczułam się odtrącona, stara, nikomu niepotrzebna. Nawet jedna z moich koleżanek, Beata, spojrzała na mnie w sklepie jakoś tak triumfująco. Kiedyś sama podkochiwała się w Robercie, a teraz pewnie nie mogła się nacieszyć, jaką też dostałam od życia nauczkę.

Ryszarda poznałam podczas wakacji w Juracie

Był miły, grzeczny, kulturalny. Stary kawaler. Trochę niedzisiejszy. Pochlebiało mi jednak, że się mną interesował, adorował, opiekował. Dobrze nam się spacerowało i dyskutowało. Okazało się, że lubimy tę samą muzykę, tych samych autorów. Te nasze długie wieczorne rozmowy przynosiły mi ukojenie po zdradzie Roberta. Nie chciałam jednak pozwolić Ryszardowi na nic więcej. Nadal cierpiałam i bałam się, że znowu mogę zostać zraniona.

Nie powiedziałam mu, że jestem rozwódką. Opowiadałam o Michale, Asi. O Robercie ani słowa. Nie wiem, jak i od kogo się dowiedział. W każdym razie było to po kilku miesiącach naszej znajomości, gdy już jako tako uporządkowałam swój świat, swoje rozbite życie. Rozzłościłam się, że ktoś wtrąca się w moje sprawy. Nie miałam zamiaru niczego już zmieniać. Jestem kobietą po przejściach. Mam czterdzieści lat i prawie dorosłe dzieci. Nie spodziewałam się, że Ryszard mi się oświadczy. I że będę musiała podejmować trudne decyzje. Cisza nocy aż dzwoni mi w uszach.

W pewnej chwili delikatne „plum” wyrywa mnie z odrętwienia. Wyświetlacz telefonu na moment rozjaśnia ciemność pokoju. Wiem, że to Ryszard. Domyślałam się, że się odezwie, jeśli ja tego nie zrobię. Nerwowo odblokowuję komórkę. Robię to w pośpiechu, na chwilę treść SMS-a ginie mi z oczu. Serce wali mi jak młotem. Czytam: „Proszę, zaryzykuj. Zrób to dla mnie. Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie. Jesteś moim prezentem od losu i docenię to”. Brak części wiadomości – podaje operator. Wycieram łzy rękawem. Serce nadal wali jak oszalałe. O, jest ciąg dalszy: „PS. I naprawdę wcale nie chodzi mi o obiady i skarpetki. Kocham Cię!!! Wyjdziesz za mnie?”.

Waham się. Kobiety w moim wieku nie mają już prawa do szczęścia i miłości. Z trudem powstrzymuję łzy. Obiecałam sobie, że nie będę płakać. Po chwili, niejako wbrew sobie, wbrew wszystkim wcześniejszym postanowieniom, wysyłam w przestrzeń moje „TAK”.

I niemal czuję, jak wielki kamień spada mi z serca i roztrzaskuje się z łomotem. Rozespana Asia staje nagle w drzwiach, jakby obudził ją ten huk. Patrzy na mnie zdziwiona. Tym razem uprzedzam jej „znowu się dręczysz, mateczko”, biorę ją w ramiona i po chwili łzy kapią nam obu na piżamy.

Chcesz podzielić się z innymi swoją historią? Napisz na redakcja@polki.pl.

Czytaj także: „2 lata po ślubie mój ukochany mąż zginął w wypadku. Teściowa chce odebrać mi mieszkanie, bo było jej syna”„Odszedłem od żony, bo… mi się znudziła. Zamiast nudnej żony miałem teraz w łóżku o 20 lat młodsze dziewczyny”„Zrobiłem dziecko dziewczynie, do której nic nie czułem. Syn miał 2 lata, gdy zginęła w wypadku. Zostałem z nim sam”

Redakcja poleca

REKLAMA