Siedziałem w fotelu i przyglądałem się żonie. Od jakiegoś czasu dziwnie się zachowywała. Była jakaś nieobecna. Późno wracała do domu, coraz częściej się ode mnie opędzała, kiedy chciałem ją przytulić, nie bawiły jej już moje dowcipy, przestała mi się zwierzać. Po raz pierwszy od dnia naszego ślubu, czyli od 15 lat czułem, że oddalamy się od siebie.
– Kochanie powiedz mi... – zacząłem, lecz ona nie dała mi dokończyć.
– Idę spać – odwróciła się i zniknęła za drzwiami sypialni.
Wbiłem się w fotel, włączyłem telewizor.
– Same romansidła – pomyślałem przerzucając kanały. – Ci wstrętni mężowie i te niezrozumiane kobiety.
Nagle olśniło mnie.
– To jasne jak słońce Halina ma kochanka. Dlatego mnie unika. Dlatego jest jakaś inna.
Chciałem się upewnić, że to nie może być prawda
Poczekałem, aż w sypialni zgaśnie światło i poszedłem do przedpokoju, otworzyłem szafę. Zamierzałem przeszukać jej ubrania, torebkę, ale ogarnął mnie taki wstręt do samego siebie, że szybko się wycofałem z tego pomysłu.
Zdesperowany wykręciłem numer telefonu Justyny, przyjaciółki mojej żony. Ona mogła wiedzieć co dzieje się z Haliną.
– Coś się stało? Czemu mówisz szeptem? – spytała zaskoczona.
– Eee... Nie wiem, jak to powiedzieć – czułem się coraz bardziej idiotycznie. – Wiesz, Halinka jest jakaś dziwna ostatnio... Nie wiem, co się dzieje... Justyna, czy ona kogoś ma?
– Też zauważyłam, że jest inna. Niestety powiedziała mi tylko, że świat nie cieszy jej już jak dawniej. Ale wiesz, to nie znaczy, że kogoś ma. Po prostu coś ją gryzie.
Odłożyłem słuchawkę. Coś działo się w życiu mojej żony, a ja nie wiedziałem co? Nie wytrzymałem. Wpadłem do sypialni i szarpnąłem Haliną.
– Czemu taka jesteś?! – wrzeszczałem. A ona tylko patrzyła na mnie tym swoimi niewidzącym wzrokiem i milczała. Trzasnąłem drzwiami. Ocknąłem się przed lustrem. Na karku czterdziestka, siwe włosy. Stary pryk jestem i tyle – patrzyłem na siebie. Postanowiłem, że będę śledził Halinę, a potem porozmawiam sobie z tym draniem i mu wszystko wygarnę. Odzyskam żonę.
Tego dnia wstałem wcześniej
Skłamałem w pracy coś o zatruciu pokarmowym i wziąłem wolny dzień. Halina wyszła jak zwykle mówiąc, że wróci trochę później.
– O której? – spytałem. – Zrobię kolację. Może coś z tajskiej kuchni? Hm, to na którą mam być gotowy?
– Nie wiem, może na siódmą – rzuciła obojętnie i wyszła.
Po południu pojechałem pod jej biurowiec. Przez kilka godzin niby czytałem gazetę, siedząc na murku w cieniu drzewa, a tak naprawdę patrzyłem na drzwi wyjściowe i czekałem, aż ją zobaczę. W końcu wyszła, o 15.30 jako jedna z ostatnich pracownic. Sama, smutna. Przeszła przez ulicę i pobiegła na przystanek, z którego na pewno nie odjeżdżały autobusy w naszą stronę. Pobiegłem za nią. Wsiadłem innymi drzwiami i zasłoniłem się gazetą. Starałem się być spokojny, ale w głowie aż szumiało mi od myśli.
– Boże, Halina jakie to smutne. Jak musisz udawać, kombinować. Po co? Nie lepiej powiedzieć, że mnie już nie kochasz?
Wysiadła na ostatnim przystanku i poszła drogą przez park do nowoczesnego budynku. Spojrzałem na tabliczkę: Klinika Chorób Wewnętrznych. Nie wszedłem do środka. Nie chciałem się zdemaskować. Postanowiłem czekać. Wreszcie zobaczyłem moją żonę, ale... tuż za nią wyszedł z kliniki postawny, elegancki mężczyzna. Przytrzymał jej drzwi. Patrzyłem, jak stoją na schodach, rozmawiają, jak on dotyka ręką jej ramienia i się uśmiecha. To wystarczyło. Ruszyłem przed siebie. Wściekły i gotowy do konfrontacji.
– Witam kochanie – syknąłem, a Halina odskoczyła od mężczyzny jak oparzona. – Czy to jest właśnie twój luby, dla którego straciłaś głowę? – zapytałem i odwróciłem się w kierunku faceta. – Podobają ci się mężatki, doktorku, co?! – chwyciłem go za marynarkę i podniosłem do góry. Byłem gotowy zabić, zmieść go w pył. – Może nie jestem tak śliczny jak ty, ale i ty za chwilę nie będziesz – wymierzyłem mu cios w sam środek szczęki. Facet zgiął się w pół. Już miałem mu dołożyć, kiedy dotarł do mnie sens słów Haliny.
– Tomek. To mój lekarz prowadzący – krzyczała zapłakana.
– No pewnie, że prowadzący.
– Pan Zygmunt mnie leczy. Rozumiesz, LE-CZY.
– Już ja wiem, jak on cię leczy.
– Lepiej, żeby pan teraz posłuchał żony – lekarz masował sobie szczękę. – Widzę, że pan nic nie wie. Myślę, że powinniśmy jednak porozmawiać i to teraz. Zapraszam do gabinetu – wytarł krew z ust. Ja także się uspokoiłem.
Chwyciłem Halinę i pociągnąłem ją do gabinetu
Lekarz chrząknął, wyjął jakieś papiery i wreszcie się odezwał. Mówił niewyraźnie, bo usta puchły mu w tempie ekspresowym.
– Może najpierw się przedstawię. Onkolog, od kilku miesięcy opiekuję się pańską żoną...
– Mów pan normalnie. Nie nazywajmy tego opieką – parsknąłem.
– Pan mnie nie rozumie, pani Halina jest chora.
W gabinecie zapadła grobowa cisza. Po chwili zdobyłem się na pytanie.
– Kochanie, jesteś chora?
Przytaknęła ruchem głowy. Spojrzałem na lekarza.
– Pani Halina ma wczesne stadium nowotworu piersi.
– Boże! – jęknąłem. – A ja myślałem, że biegasz za jakimś facetem. Czemu mi nie powiedziałaś? Od jak dawna wiesz? Czy on jest duży? Jak go można zwalczyć – zasypałem ich pytaniami.
Halinka spokojnie opowiedziała, jak miesiąc temu poszła na rutynowe badanie do ginekologa. Zbadał także jej piersi i znalazł niewielki guz. Skierował ją na prześwietlenie i tak trafiła tutaj.
Onkolog wyjaśnił, że nowotwór nie jest złośliwy. W tym stadium można go wyleczyć chemioterapią, ale Halina bała się nawet tego. Bała się, że straci włosy, brwi, będzie osłabiona i przestanie mi się podobać. A co będzie, jeśli w końcu straci pierś?
– Jak ja będę potem żyła? – patrzyła na mnie blada i niespokojna.
– Kochanie – starałem się uspokoić. – Po pierwsze na razie przejdziesz chemioterapię. Jeśli będzie trzeba, pójdziesz na zwolnienie i będziesz odpoczywać w domu, nim znów nie staniesz się pięknością – uśmiechnąłem się. – Po drugie dla mnie zawsze jesteś najpiękniejsza.
– Teraz tak mówisz, ale później wszystko się zmieni.
– Zawsze tak mówiłem, bo cię kocham rozumiesz? Nie za to jaką masz twarz, pupę, nogi czy piersi, ale za to jaka jesteś. Co mówisz, jak tańczysz i jesz. A ty nie chcesz się leczyć tylko dlatego, że przez chwilę będziesz bez włosów?
– Będziesz mnie kochał, nawet, jeśli stracę pierś? – płakała.
– Tak, zawsze i jakkolwiek byś nie wyglądała – przytuliłem ją.
Lekarz chrząknął, powiedział coś, że może teraz nas zostawi, ale nie dałem mu wyjść. Wyciągnąłem do niego rękę.
– Przepraszam za wszystko. Zachowałem się głupio, ale nigdy sądziłem, że Halinka może przede mną ukrywać chorobę...
– Proszę mi wierzyć, nie takie tu przeżywam sytuacje – uśmiechnął się krzywo.
– Wieczorem czeka mnie przeprawa z żoną. Bo wrócę do domu później i to z obitą twarzą – zaśmiał się. – A teraz zostawię państwa. Myślę, że potrzebujecie pobyć razem – jeszcze raz uścisnął mi dłoń i wyszedł.
– Ja też cię przepraszam – wyszeptała Halinka. – Wybaczysz mi? Byłam głupia, że nie pomyślałam o tobie. Jak się mogłeś czuć przez ten cały czas, co sobie myślałeś, kiedy ja zajmowałam się tylko sobą.
– Kochanie, to wszystko nie ma znaczenia – przerwałem jej. – Najważniejsze żebyś zaczęła się leczyć i walczyć o siebie. Resztę zostaw mi. W końcu jestem stuprocentowym mężczyzną.
Czytaj także:
„Ojciec zabraniał mi pójść na studia, bo miałam zająć się gospodarstwem. A ja chciałam być kimś!”
„Siostra ma do mnie żal, że mi się powiodło. Tylko gdy ja harowałam, ona jedynie wyciągała rękę po więcej”
„Matka mnie nie kochała, bo byłam grubym dzieckiem. Ojciec też nie, bo nie potrafiłam zatrzymać jej w domu”