„Opiekowałam się mężem z obowiązku, nie z potrzeby serca. Obwiniałam go o to, że zmarnował mi życie i zburzył marzenia”

Nie chciałam opiekować się mężem fot. Adobe Stock, Viacheslav Lakobchuk
Mąż prawie nie mógł mówić, prawą część ciała miał sparaliżowaną. Wiem, że to straszne, ale gdy go zobaczyłam w takim stanie, poczułam złość, a nie współczucie. Byłam wściekła, że będę musiała się nim zajmować, pielęgnować go.
/ 20.09.2021 11:38
Nie chciałam opiekować się mężem fot. Adobe Stock, Viacheslav Lakobchuk

Małżeństwo moje i Ryszarda przypominało wiele innych związków ludzi, którzy spędzili ze sobą połowę życia lub nawet więcej. Pobraliśmy się z miłości, tak nam się przynajmniej wydawało, ale czas sprawił, że w pewnym momencie byliśmy razem tylko z przyzwyczajenia i braku lepszego pomysłu na życie.

Powodziło nam się bardzo dobrze

Mieliśmy dwoje dzieci, które dorosły i poszły swoją drogą, a my zostaliśmy sami w wielkim domu i jakoś nie potrafiliśmy cieszyć się sobą i wolnym czasem. Oboje uciekaliśmy w pracę. Firma się rozwijała i na koncie gromadziły się niezłe zasoby, ale my z nich jakoś nie korzystaliśmy. Oboje zgodnie twierdziliśmy, że nie mamy na to czasu.

Dziś wiem, że podświadomie unikaliśmy wakacji, wolnych weekendów, długich popołudni. Gdzieś w trakcie tych wszystkich lat przestaliśmy ze sobą rozmawiać, cieszyć się sobą, zniknęła wzajemna fascynacja. Miłość wyparowała, rozmawialiśmy ze sobą jak dwoje niemal obcych ludzi, głównie na temat firmy i rynków zbytu.

Ja coraz częściej wyjeżdżałam w delegacje, próbując sprzedawać nasze produkty za granicę, a Rysiek zaharowywał się w siedzibie firmy.

Wyjazd do Brukseli nie różnił się od innych podróży w interesach: spotkanie z klientem, kolacja biznesowa, potem samotny wieczór w hotelu.

Ale tego wieczoru wydarzyło się coś niespodziewanego: dostałam telefon z informacją, że mąż jest w szpitalu.

– Tata miał zawał – wyjaśniła drżącym głosem córka.

Wracałam bardziej z obowiązku niż z potrzeby serca

Wiedziałam, że wszyscy tego ode mnie oczekują, że tak powinna zachować się żona. Nie było jednak we mnie tej obawy, jak lata temu, gdy każda wzmianka o chorobie Rysia wywoływała we mnie niemal panikę. Mąż prawie nie mógł mówić, prawą część ciała miał sparaliżowaną.

Wiem, że to straszne, ale gdy go zobaczyłam w takim stanie, poczułam złość, a nie współczucie. Byłam wściekła, że będę musiała się nim zajmować, pielęgnować go. Od dawna już nie byliśmy ze sobą blisko fizycznie, spaliśmy w oddzielnych łóżkach.

Wynajęłam do pomocy pielęgniarkę, w końcu było nas na to stać. Uczyła mnie wszystkiego, pokazywała jak należy zajmować się chorym.

– Na początku zawsze jest trudno, ale musi się pani przyzwyczaić do myśli, że nie wiadomo, w jakim tempie pani mąż będzie zdrowiał i czy w ogóle kiedykolwiek wyjdzie z tego – powiedziała.

Pozostawiłam firmę pod opieką dzieci, zdecydowana wrócić do pracy tak szybko, jak tylko będzie to możliwe.

„Siedzenie w domu to nie dla mnie” – myślałam.

Po kilku dniach mąż wstał z łóżka. Oczywiście przy mojej pomocy. Pomogłam mu zejść po schodach i wyjść do ogrodu. Pogoda była znakomita, ale ja nie potrafiłam się nią cieszyć. W myślach planowałam już powrót do firmy i jeżeli jeszcze tego nie zrobiłam, to tylko ze względu na dzieci – wiedziałam, że oczekują ode mnie, że będę się zajmowała ich ojcem.

Z czasem zdrowie Ryszarda się poprawiało

Wciąż nie był samodzielny, ale przynajmniej mógł mówić. I nagle, jak za dawnych czasów, miał bardzo dużo do powiedzenia. Drażniło mnie to, jakoś nie byłam zainteresowana jego historiami. A on nagle chciał ze mną spędzać jak najwięcej czasu.

– Pooglądajmy telewizję – powiedział z wysiłkiem pewnego wieczoru. – Wreszcie nie musimy się nigdzie spieszyć.

Zgodziłam się, choć nie miałam na to specjalnej ochoty. Leciała akurat „Casablanca”. Kiedyś oglądając ten film, siedzieliśmy wtuleni w siebie. Dziś byliśmy oddzieleni przestrzenią długiej kanapy. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak się stało? Czy ktoś był winny, czy po prostu czas zadziałał na naszą niekorzyść?

– Pamiętasz? – zapytał w pewnym momencie Ryszard. – Kiedyś byliśmy na tym w kinie, potem na lodach, a potem w nocy…

Pamiętałam. Ale jakoś nie mogłam się przemóc, żeby teraz o tym rozmawiać.

Coś we mnie siedziało, jakaś złość

Po filmie wzięłam męża za rękę i zaprowadziłam do pokoju na piętrze. Sama położyłam się na dole. W nocy nie mogłam spać, zaczęłam wspominać nasze życie. Miałam teraz dużo wolnego czasu i tematy, przed którymi chronił mnie zwykle pracoholizm, nagle dały o sobie znać ze zdwojoną siłą.

Zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinnam rozwieść się z Ryszardem. W końcu po co tkwić w małżeństwie, w którym nie ma miłości i czułości? Lepiej już chyba być samemu. Z drugiej strony: czy tego właśnie chciałam? Nie miałam pojęcia. W głowie miałam mętlik. Czułam, że nie potrafię podjąć decyzji.

Dni mijały i widać było, że mąż wraca do zdrowia. Chciał tylko, żebym gotowała mu ulubione potrawy i czytała książki. Zawsze był smakoszem i bibliofilem, ale od lat nie miał na to czasu. Ja też w pewnym momencie poczułam, że wraca mi chęć do robienia tych drobnych czynności, które z jakiegoś powodu zarzuciłam.

Gdy pewnego wieczoru jak zwykle pomagałam Ryśkowi położyć się do łóżka, on przytrzymał moją dłoń.

– Nie idź jeszcze na dół, posiedź chwilę ze mną – powiedział.

– Jest już późno – odpowiedziałam. – Przecież nie musimy jutro rano wstawać. Chciałbym, abyś położyła się na chwilę przy mnie.

Poczułam atak paniki. Nie potrafiłam jednak powiedzieć nie. Położyłam się obok Ryszarda.

– Dlaczego się od siebie oddaliliśmy? – zapytał spokojnym głosem.

Wiedziałam, że na mnie patrzy, ale nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy

Bałam się. Szybko wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Dopiero gdy zamknęłam za sobą drzwi, rozpłakałam się. Już na dole, we własnym łóżku, zaczęłam szlochać bez miary, szaleńczo. Nie pozwalałam sobie na to od lat, a teraz dawno skrywany ból wybuchł z całą mocą. Nagle wszystko zrozumiałam.

Małżeństwo z Ryszardem oznaczało dla mnie koniec marzeń o tym, by zostać malarką. Miałam już pierwsze wystawy, ale kiedy urodziły się dzieci, musiałam zrezygnować z tej pasji. To by mój wybór, kochałam męża i dzieci, ale jednak pozostał we mnie jakiś żal. Kiedy Małgosia i Mateusz wydorośleli i wyprowadzili się z domu, zaangażowałam się w pracę.

Podświadomie winiłam Ryszarda za to, że nie zostałam artystką

To dlatego nie potrafiłam być dla niego ciepła i dobra. To ja utrzymywałam pomiędzy nami dystans! Teraz zrozumiałam, jaką byłam egoistką. Odwróciłam się od mężczyzny, który mnie kochał. Przez tyle lat go krzywdziłam.

Nie spałam przez całą noc. Przed oczami stanęły mi obrazy z naszej przeszłości, piękne chwile z okresu narzeczeństwa i pierwszych miesięcy po ślubie. Przecież kochałam tego człowieka! Podziwiałam go, uwielbiałam jego inteligencję, zaradność, poczucie humoru!

Może nie zostałam malarką, ale miałam wspaniałe życie, byłam otoczona przez kochające osoby... Od tego momentu wszystko się zmieniło. Opieka nad mężem zaczęła sprawiać mi przyjemność, a czas spędzany razem jest dla mnie cenny.

Smażenie naleśników i czytanie na głos „Mistrza i Małgorzaty” nagle stały się niemal niebiańską rozkoszą. Czuję, że znowu jestem młoda, że jestem tą nastoletnią Jadzią, która siedziała kiedyś obok swojego Rysia w maleńkim kinie na seansie „Casablanki”.

Tak, taka właśnie chciałam teraz być! Już nie wróciliśmy do firmy. Interes przejęły dzieci, a my żyjemy z oszczędności. Ja za to powróciłam do swojego hobby. Maluję dzieło życia: jest to portret męża. Dopiero jego choroba uświadomiła mi, jak ważną jest dla mnie osobą. 

Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”

Redakcja poleca

REKLAMA