„Wyszłam za mąż na złość rodzicom. Kiedy odcięli mi pieniądze, Darek się odkochał”

Kobieta popełniła błąd wychodząc za mąż fot. Adobe Stock
„I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci – przysięgałam w pustym kościele".
/ 29.12.2020 04:25
Kobieta popełniła błąd wychodząc za mąż fot. Adobe Stock

A nie mówiłam? To był twój wybór. Tylko twój! – spojrzenie matki było zimne, powiedziałabym lodowate. – Tłumaczyłam, prosiłam, ty wiedziałaś swoje. A ja czułam, że tak się skończy! To nie był człowiek dla ciebie!

Byle tylko nie zapłakać! Właściwie tych słów się spodziewałam! Może nawet gorszych, bardziej surowych. Zaciskam zęby, ale niewiele to pomaga. Przygryzam więc wargę mocno, do krwi, bo po chwili czuję jej słodkawy smak. Łzy na szczęście nie płyną. Muszę być twarda. Nie mogę okazać słabości.
– Rób, jak uważasz! – mówi matka. – Ale pamiętaj, w naszej rodzinie nie było rozwodów. Gdybyś się wtedy mnie posłuchała...

Nie posłuchałam. Celowo i świadomie. Teraz też nie posłucham. Cóż, człowiek uczy się na błędach. Własnych oczywiście. Jak dotąd nie miałam okazji ich popełniać. Moje życie było do znudzenia poprawne. Kierowano mną, sterowano, wyręczano mnie. Nie zdążyłam pomarzyć, a już wszystko miałam. Obrzydliwość!

Ten ślub to był mój protest

Bunt. Inaczej nie potrafiłam, ale po prostu miałam dosyć wiecznego prowadzenia za rączkę. Nie, to nie znaczy, że nie kochałam. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Darek był dokładnym przeciwieństwem moich rodziców i wszystkich, którzy mnie otaczali. Dawniej mówiło się służby, dziś – pomocy domowej. Niania, ogrodnik, kierowca, pani do sprzątania, konserwator... Wstydziłam się swojego domu. Był taki zadbany, wręcz sterylny, wszystko musiało mieć swoje miejsce. Tylko ja w nim jakoś nie mogłam odnaleźć swojego...

Darek pociągał mnie. Może dlatego, że nie przejmował się moimi rodzicami, ich pieniędzmi, znajomościami i szerokimi możliwościami. Był pierwszym, który – jak mi się wydawało – okazał mi uczucie nie dlatego, że byłam córką wysoko postawionego dyrektora i pracownika naukowego. Akurat wtedy potrzebowałam kogoś, z kim mogłabym porozmawiać, wyżalić się, wypłakać.

Aby się z nim spotykać, okłamałam rodziców, że przed maturą potrzebuję korepetycji z angielskiego. Ojciec bez słowa wyjął z grubego portfela kilka banknotów. Trzy razy w tygodniu wychodziłam na „korepetycje”. Gdy nieopatrznie przyznałam się do tego Darkowi, zaproponował, żebym pieniądze od ojca wydała zgodnie z przeznaczeniem, a on już mnie nauczy, czego trzeba. Może niekoniecznie angielskiego, ale na przykład francuskiego...

Myślałam, że żartuje z tymi pieniędzmi, ale on mówił poważnie. Nie zależało mi na forsie, więc uznałam to za zabawne i przynosiłam kasę. Po maturze były to jeszcze jakieś kursy przygotowawcze na uczelni, obóz adaptacyjny, na który pojechaliśmy we dwoje... Tylko obiecanego samochodu już nie dostałam, bo wyszłam za mąż bez zgody rodziców.

Wydawało mi się, że Darek mnie kocha. Zapewniał mnie o tym wielokrotnie. Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że kocha też, a może nawet bardziej, moje pieniądze. Rzadko pracował gdziekolwiek dłużej niż miesiąc. Twierdził, że cały czas szuka, że byle czego nie będzie brał, że nie pozwoli się wykorzystywać. Nie przeszkadzało mu to wykorzystywać mnie. Dopiero gdy ojcowskie źródełko wyschło...

Tak, to moja wina i mój błąd

 Nikt jednak nie nauczył mnie życia, nie pokazał mi, jak wygląda prawdziwa miłość. Rodziców widywałam rzadko, zajmowali się mną obcy ludzie. Oprócz uczucia rodziców, niczego mi nigdy nie brakowało. Moim jedynym obowiązkiem było uczyć się najlepiej w klasie. Za świadectwa z paskiem dostawałam zawsze pieniądze albo drogie prezenty. Nie zaznałam jednak ciepła i miłości. Pozornie miałam wszystko, a tak naprawdę nic. 

Dziś, z perspektywy czasu, widzę to wszystko inaczej. Gdybym jednak miała możliwość cofnąć czas, wiem, że zrobiłabym to samo. Darek przynajmniej na początku okazywał mi uczucie, przy nim nie czułam pustki i samotności. To ja oświadczyłam się Darkowi po pół roku chodzenia. Był trochę zaskoczony, ale zgodził się od razu. Zapytał tylko:
– Teraz? Zaraz?

Czułam się wtedy szczęśliwa. Po raz pierwszy w życiu ja mogłam zadecydować. Po raz pierwszy ja wybrałam. A że nie do końca przemyślałam decyzję...

Nie myślałam w ogóle. To był impuls, głos serca, tęsknota za bliskością i miłością, która miała być już zawsze.
– To nie jest człowiek dla ciebie – zawyrokowała wtedy matka.

Ojciec o mało nie dostał zawału. Powiedział, że nie dostanę od niego ani grosza. Stwierdził, że go bardzo zawiodłam, ale mogę się jeszcze wycofać, przemyśleć decyzję. Nie mogłam. To był swego rodzaju akt desperacji.

Od najwcześniejszego dzieciństwa starannie dobierano mi koleżanki. Wybrano za mnie gimnazjum, liceum i kierunek studiów. Darka wybrałam sama. Postawiłam na miłość.
– I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci – przysięgałam w pustym kościele.

Teraz natomiast zdecydowałam się, że go opuszczę. Bo pomyliłam się, pośpieszyłam, bo moje wyobrażenie o miłości niewiele miało wspólnego z rzeczywistością. To moja druga samodzielna decyzja. Mam wyrzuty sumienia. Dłużej już jednak nie wytrzymam. Oboje zdecydowaliśmy, że rozwód będzie najrozsądniejszym wyjściem. Kłóciliśmy się o byle co.

Bywało, że brakowało nam pieniędzy, a Darek nie miał zamiaru iść do pracy. Był zawiedziony, że nie dostaję już kasy od ojca. Już nie okazywał mi czułości, a jedynie rozgoryczenie i złość. Uważał, że to ja jestem wszystkiemu winna i powinnam coś zrobić. To coś oznaczało oczywiście iść poprosić o pieniądze.

Najpierw myślałam, żeby rozwód zataić przed rodzicami. Nie sądziłam, że to ich obejdzie. Tymczasem okazuje się, że nie tylko obchodzi, ale nawet godzi w dobre imię rodziny! Tylko ja znowu się nie liczę. Oni zawsze wszystko wiedzieli lepiej ode mnie! Szkoda tylko, że nie nauczyli mnie życia.


Zrezygnowałam ze studiowania prawa. Przynajmniej na razie. Na studiach nie nauczą mnie tego, czego najbardziej w tej chwili potrzebuję. Postanowiłam pójść do pracy. Wyprowadziłam się od Darka do koleżanki.
– Zastanów się jeszcze – nieznoszący sprzeciwu ton matki świdruje mi w uszach.
– Już się zastanowiłam – odpowiadam.
Specjalnie głośno i pewnie. Dobrze, że łzy już nie chcą płynąć, bo to oznacza, że jestem silna, wiem, czego pragnę, a czego nie. Teraz najbardziej chcę, żeby mnie zrozumiano i pozwolono naprawić błąd. Samej, bez niczyjej pomocy. Wierzę, że potrafię to zrobić. I czekam na to, że w końcu ktoś uwierzy we mnie.
– I...?
– I nie zmienię decyzji. Pozew już jest w sądzie.
– Więc po co tak naprawdę przyszłaś? – ton matki jest jeszcze bardziej lodowaty.
No właśnie, po co przyszłam? Chyba po to, żeby przekonać się, że nic się, niestety, nie zmieniło. Zamiast tego mówię:
– Przyszłam, aby powiedzieć, że miałaś rację. Przyszłam, bo was kocham.

Wstaję szybko i wychodzę, żeby przypadkiem na koniec się nie rozpłakać.
Może kiedyś i ja spotkam miłość. Tę prawdziwą. Wierzę, że ją rozpoznam. I że szczęście zapuka także do moich drzwi.

Więcej prawdziwych historii:
„Moja żona to despotyczna wariatka. Poświęciłem dla niej wszystko, a ona nawet nie chce mieć ze mną dzieci”
„Przez pomyłkę lekarzy myślałam, że umieram. To były najgorsze dni mojego życia, za które nikt nie odpowiedział”
„Zięć wysyłał moją córkę na wojnę, bo zarabiała tam najlepiej. Ja bałam się o jej życie, a on balował za jej pieniądze”
„Zakochałem się w Magdzie, ale przespałem się z jej przyjaciółką. Obie zaplanowały ten test, którego nie zdałem”

Redakcja poleca

REKLAMA