„Olek uwiódł mnie, a później odpędzał jak natrętną muchę. Nie chciał, żebym cierpiała przez jego podstępną chorobę”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, stokkete
„Nie powiedziałam nic na głos, ale poczułam, jak po krzyżu przechodzi mi lodowaty dreszcz. Tak to właśnie miało wyglądać? Najpierw amory, rozkosz i miłość, a później wyrafinowanie, chłód i krzyczenie na moja matkę? Zdałam sobie sprawę, że nasz związek wisi na włosku”.
/ 20.02.2022 07:55
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, stokkete

Dostałam się na studia w Warszawie, potem znalazłam świetną pracę w banku. Ale w życiu prywatnym nie było już tak różowo… Życie różnie się ludziom układa. Większość moich koleżanek z niewielkiego miasteczka na wschodzie Polski zaraz po szkole wyszła za mąż. Urodziły dzieci, zatrudniły się w okolicznych sklepach albo urzędach i były szczęśliwe. Ale mnie nigdy taki los nie wystarczał.

Marzyłam o wyrwaniu się z tego naszego grajdołka. Chciałam studiować, mieszkać w stolicy, mieć piękne mieszkanie – takie, jakie pokazują w serialach… Jednym słowem, chciałam dla siebie innego życia!

Na szczęście moja rodzina rozumiała i popierała te marzenia. Jestem jedynaczką, więc zawsze słyszałam, że będę w życiu, kim zechcę. A że uczyłam się dobrze, bez większego problemu dostałam się na studia do stolicy, a po czterech latach ukończyłam je z wyróżnieniem i znalazłam pracę jako analityk w dużym banku. Mogę powiedzieć, że w dziedzinie zawodowej wszystko ułożyło się tak, jak sobie wymarzyłam.

Niestety, nie mogłam tego samego powiedzieć o życiu prywatnym. Kiedy koleżanki zorganizowały imprezę z okazji zakończenia studiów, byłam jedyną osobą, która przyszła na nią sama.

– A kiedy miałam kogoś poznać? – żaliłam się w odpowiedzi na zdziwione spojrzenia. – Całe dnie spędzałam nad książkami. W weekendy jeździłam do rodziców, a tam na życie towarzyskie też nie było czasu. Chyba zostanę starą panną.

– Nawet tak nie żartuj! – usłyszałam od Pauliny, koleżanki z pracy. – Teraz masz ostatni moment, żeby znaleźć tego jednego jedynego. Czytałam kiedyś, że jak kobieta skończy czterdziestkę, to ma większe szanse na to, że zginie w ataku terrorystycznym niż na to, że znajdzie miłość swojego życia. Słuchaj mądrych koleżanek. O, popatrz choćby na tego przystojniaka przy oknie… Sączy cały wieczór colę, pewnie abstynent… Chyba nawet pracuje u ciebie w banku. Coś cioci Paulince mówi, że to jest twoja szansa.

Nigdy nie wierzyłam w przeczucia i nie słuchałam podszeptów intuicji. Ale tamtego wieczora musiało w powietrzu być coś dziwnego, bo po słowach Pauliny „coś mi mówi, że to twoja szansa”, mężczyzna, o którym rozmawiałyśmy, odwrócił się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, uśmiechnął i skierował kroki w naszą stronę.

To wszystko wydarzyło się tak szybko i było tak niespodziewane, że przypominało bardziej filmową scenę niż prawdziwe życie! Aż otworzyłam usta ze zdziwienia. I taką właśnie, z półotwartymi ustami i szeroko otwartymi oczami, poznał mnie Olek.

– Mucha ci wpadnie – zagadnął, uśmiechając się szeroko.

– Ja… a…. – wyjąkałam, z trudem panując nad mimiką. – Właśnie o tobie…

– My chyba razem pracujemy. Od tego miesiąca zostałem kierownikiem działu analiz – powiedział tymczasem nieznajomy.

– Wychodzi więc na to, że jesteś moim szefem – wyjąkałam. – Mam na imię Dorota.

– A ja Aleksander – mężczyzna uśmiechnął się szeroko. – To zaszczyt mieć takie podwładne. Już czuję, że to praca moich marzeń!

Nigdy nie wierzyłam w historie o miłości od pierwszego wejrzenia, szczególnie te, które ponoć przydarzają się dorosłym ludziom. A jednak w naszym przypadku tak właśnie było. Myślę, że oboje poczuliśmy iskrę, która przebiegła pomiędzy nami, gdy uścisnęliśmy sobie ręce po raz pierwszy, i oboje zdaliśmy sobie w tym momencie sprawę, że przydarzyło nam się coś wyjątkowego.

Umówiliśmy się na następny dzień na kawę. Później wszystko potoczyło się w lawinowym tempie. Miesiąc później byliśmy już nierozłączni. Rozumieliśmy się w pół słowa. Jak się okazało, mieliśmy wielu wspólnych znajomych, te same poglądy na wiele spraw, podobne poczucie humoru. Miałam ochotę skakać do góry z radości.

– Spotkałam miłość wtedy, kiedy zaczęłam wątpić, że kiedykolwiek mi się przytrafi – zwierzyłam się koleżance.

Po roku znajomości zostaliśmy zaproszeni na ślub przyjaciół.

– Coś mi mówi, że Olek wykorzysta tę okazję, żeby mi się oświadczyć albo chociaż zaproponować wspólne zamieszkanie – zwierzyłam się mamie.

Ale rzeczywistość okazała się inna

Olek zachowywał się na tej uroczystości nieswojo. Nic nie pił, nie chciał ze mną tańczyć, wymawiał się bólem pleców. Nie udało nam się nawet dłużej porozmawiać. Kilka razy usiłowałam się dowiedzieć, co się stało, ale ukochany zachowywał się, jakby mnie unikał.

Już wtedy poczułam ostrzegawcze ukłucie w sercu, ale postanowiłam nie zawracać sobie tym głowy. Na prośbę ukochanego wyszliśmy z uroczystości zaraz po północy. Olek nawet nie zaproponował, że odwiezie mnie do domu.

– Weź sobie taksówkę. Źle się czuję – mruknął w odpowiedzi na moje zawiedzione spojrzenie.

Byłam zła i rozczarowana, ale postanowiłam nie wyciągać pochopnych wniosków z jednorazowej sytuacji. W końcu każdy może mieć gorszy dzień, tym bardziej że poprzednie tygodnie były bardzo intensywne.

Akurat tydzień wcześniej zaplanowaliśmy serię uroczystych obiadów w naszych rodzinnych domach. Wcześniej Olek był u mnie kilka razy, ale zawsze były to krótkie wizyty. Jedliśmy obiad, chwilę porozmawialiśmy z rodzicami i musieliśmy wracać do Warszawy. Tym razem, skoro, jak powiedziała mama, „zaczynało to wyglądać poważnie”, rodzice zaprosili nas na cały weekend.

– Poznamy się lepiej, tata napije się z przyszłym zięciem – zachęcała mama, kiedy usiłowałam wymówić się od tak długiej gościny. – W końcu będziemy rodziną.

Nie prostowałam, że oficjalnych zaręczyn przecież jeszcze nie było. Wspaniale nam się z Olkiem układało, czułam, że sformalizowanie naszego związku to tylko kwestia czasu. Chociaż po tym weekendzie zaczęłam mieć pierwsze wątpliwości. Rodzice robili, co mogli, żeby gość czuł się u nas swobodnie. Ale Olek już wtedy był jakiś nieswój. Od progu zapowiedział, że nie pije alkoholu, co zmroziło tatę.

– On jest jakimś alkoholikiem? – mruknął, kiedy zostaliśmy we dwoje. – Kogo ty mi tu przyprowadziłaś?

– Nie, po prostu nie pije – mruknęłam, choć nie rozumiałam, czemu Olek tak się upiera. – Czy każdy, kto nie pije, musi być od razu alkoholikiem?

Później było tylko gorzej. Rodzice prowadzą gospodarstwo rolne. Oczywiście dziś jest ono zaledwie cząstką tego, co było kilka lat temu, ale tata wciąż jest dumny ze swoich kilku krów („ostatnich w tej okolicy”) i kur. Nic więc dziwnego, że zaprosił Olka do obory. Podobno zaproponował mu nawet pomoc w jakichś gospodarskich sprawach. Ale Olek nie stanął na wysokości zadania.

– Ten twój goguś zmęczył się chyba od samego patrzenia na gospodarkę – sarknął ojciec po tym spotkaniu. – Nie wróżę nic dobrego takiemu związkowi.

Jeśli miałam nadzieję, że rozmowa przy stole poprawi choć trochę sytuację, to gorzko się zawiodłam. Mama usiłowała zagadywać Olka o to i owo, ale mój ukochany odpowiadał monosylabami, jakby myślami był daleko stąd. Apogeum nastąpiło, kiedy mama wspomniała o dzieciach.

– Cieszę się, że Dorotka w końcu poznała kogoś, kto przypadł jej do serca. Nie mogę się już doczekać wnuków – powiedziała rozmarzonym głosem.

– A skąd pani wie, że my z Dorotą w ogóle planujemy dzieci? – warknął w odpowiedzi Olek.

Tego było już za wiele. Mama zrobiła zszokowaną minę, a ja, usiłując ratować katastrofalną sytuację, pospiesznie pożegnałam się za nas oboje i nieomal siłą wepchnęłam Olka do samochodu. Nie miałam pojęcia, co go napadło, ale już wtedy złe przeczucia mnie nie opuszczały. Oczywiście usiłowałam wrócić do tej rozmowy, ale Olek skwitował to krótko:

– Twoja matka jest wścibska, a ja nie zamierzam tłumaczyć się z moich decyzji.

A może chodzi o coś innego?

Może ja jestem niewystarczająco dobra dla niego? Może on wcale nie planuje ze mną przyszłości? – przyszło mi wtedy do głowy. Nagle wszystko zaczęło się układać w mrożącą krew w żyłach całość, jakbym dopasowywała do siebie elementy puzzli.

Kilka tygodni wcześniej odwiedziliśmy rodziców Olka. Trudno było nie zauważyć, że jego rodzina jest zupełnie inna od mojej. Rodzice Olka od dziesiątek lat zajmowali mieszkanie w kamienicy w centrum Warszawy.

Mama była elegancka, małomówna… Wtedy odebrałam ją jako chłodną, ale może właśnie takiej kobiety tak naprawdę szukał dla siebie Olek? Może nie chciał mówić o dzieciach, bo nie chciał ich po prostu nigdy ze mną mieć?! Może to, że nigdy nie pił alkoholu, wynikało z jego buntu wobec „wiejskich” zwyczajów mojej rodziny?

Może chciał mi w ten sposób pokazać, że jest z innego, lepszego świata?! Nie powiedziałam nic na głos, ale poczułam, jak po krzyżu przechodzi mi lodowaty dreszcz. Musiało być właśnie tak. Przecież on był moim szefem. Nigdy nie podkreślał w rozmowie różnicy stanowisk i nigdy nie stanowiło to dla nas problemu, ale być może to był prawdziwy powód, dla którego Olek wyraźnie się zmienił i zaczął mnie unikać. Zdał sobie sprawę, że nasz związek nie ma przyszłości.

Przez kolejne dni nie przestawałam obserwować ukochanego. Wnioski były przerażające. Olka wyraźnie coś gryzło. Unikał sytuacji, w których mógłby zostać ze mną sam na sam. Ciągle wymawiał się brakiem czasu. W pracy był poirytowany, głównie przesiadywał w swoim biurze, jakby miał coś do ukrycia.

Kobieca intuicja nie mogła mnie zawodzić. Nasze rozstanie wisiało na horyzoncie. Nie potrafiłam czekać z założonymi rękami na nieuchronny rozwój wydarzeń. Pewnego dnia po prostu zaczepiłam Olka na korytarzu.

– Tak dłużej nie może być – syknęłam. – Wyraźnie widzę, że coś się dzieje. Poznałeś kogoś innego, tak? Ja, dziewczyna z małego miasteczka, nie jestem dla ciebie wystarczająco dobra? Dlaczego nie powiesz mi tego w twarz?

– O czym ty mówisz, Dora? – wyraźnie zmieszał się Olek. – Wystarczająco dobra? To ja… To nie jest rozmowa na tę chwilę. Spotkajmy się wieczorem. Wszystko ci wyjaśnię, obiecuję.

Jak łatwo się domyślić, nie czekałam na to spotkanie z motylkami w brzuchu. W głowie już ułożyłam sobie jego przebieg. Olek powie mi, że się pomylił, że poznał kogoś innego… Może zaproponuje, żebyśmy zostali przyjaciółmi…

Na samą myśl o tym pod powiekami zbierały mi się łzy. On był dla mnie przecież miłością życia!
Tak go właśnie przywitałam. Zapłakana, w wymiętej sukience… Na mój widok Olek stanął jak wryty.

– Coś się stało? – wydukał. – Dorota, czy ty… Czy ty coś wiesz?

– Wszystko wiem – zachlipałam. – Chcesz mnie zostawić! Nie jestem dla ciebie wystarczająco dobra! Jestem tylko zwykłą…

– Wystarczająco dobra? – Olek patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, jakby widział mnie pierwszy raz w życiu. – Ty jesteś… najlepsza. To ja… Naprawdę musimy porozmawiać!

Chcemy wziąć skromny ślub i mieć razem dzieci

A później usiadł naprzeciwko mnie i usłyszałam historię, której nie spodziewałam się w najśmielszych snach. Olek kochał mnie równie mocno, jak ja jego. Przeczucie mnie nie myliło. Chciał założyć ze mną rodzinę i zestarzeć się u mojego boku. I właśnie wtedy dostał wyniki badań.

– Od wielu lat choruję na niewydolność nerek. Lekarze ostrzegali mnie, że w końcu będą potrzebne dializy, ale ja nie brałem tego pod uwagę. Wierzyłem, że jakoś uda mi się oszukać przeznaczenie. Żyłem jakby nigdy nic. Przez długi czas udawało mi się nie myśleć o chorobie. Ale ona jest podstępna. Zaatakowała niespodziewanie. Trafiłem do szpitala. I tam się dowiedziałem. Moja jedyna szansa to przeszczep. Do tego czasu muszę być dializowany. Ale to tymczasowe wyjście. Jeśli nie znajdzie się dawca… – Olek zawiesił głos. – Nie mam dużo czasu – dodał cicho. – Nie wiedziałem, jak ci o tym powiedzieć.

– Więc to nie chodzi o to, że jestem dla ciebie niewystarczająco dobra? – zachlipałam. – A ja myślałam… Byłam pewna…

– Czy ty naprawdę nie rozumiesz? – Olek patrzył tępo w podłogę. – Ja nie mogę cię tak obarczać. Pewnego dnia choroba przykuje mnie na dobre do łóżka. Będę uzależniony od rytmu dializ. Jak mógłbym w tej sytuacji myśleć o założeniu rodziny? Jak mógłbym przywiązywać cię do siebie? Zasługujesz na zdrowego mężczyznę, który da ci wszystko, czego jesteś warta.

– Ale ja nie chcę nikogo innego – szepnęłam. – Jesteś jedynym człowiekiem, z którym chcę budować przyszłość.

Udało mi się przekonać Olka do tego, żeby mi się oświadczył. Tak, musiałam go prosić, żeby to zrobił – ale nie miałam żadnych obiekcji. Nie teraz, kiedy znałam prawdę. Planujemy przyszłość.

Olek ciągle miewa gorsze dni. Mówi wtedy o tym, że nie wiadomo, ile będzie nam dane cieszyć się sobą – kolejki oczekujących na przeszczep nerki są bardzo długie. Ale ja nie pozwalam mu pogrążać się w rozpaczy. Nikt nie wie, ile potrwa jego szczęście. A my na dzień dzisiejszy jesteśmy szczęśliwi.

Nie mam już wątpliwości, że jestem wystarczająco dobra dla swojego ukochanego, a on jest najlepszym, co mógł mi zesłać los. To musi mi na dziś wystarczyć.

Czytaj także:
„Miałem ulubione dziecko, reszta mnie wkurzała. Żony też nie kochałem i nie ukrywałem tej niechęci. Liczyła się tylko córka”
„Mój znudzony mąż szukał uciech w ramionach kochanki. Łajdak szybko przybiegł błagać o wybaczenie, byłam już mądrzejsza”
„Walczyłam w szpitalu o życie, a siostra w tym czasie odbiła mi narzeczonego. Miała nadzieję, że umrę...”

Redakcja poleca

REKLAMA