Otworzyłam szufladę i włożyłam do niej zapisaną kartkę. Dołączyła do pozostałych, które przechowuję tam ukryte przed światem. Przekręciłam kluczyk. Teraz moja tajemnica jest bezpieczna. Na tych kartkach jestem cała ja.
Obnażona i bezbronna, pozbawiona skorupy, do której się schowałam przed laty. Tylko ona chroni mnie przed światem. Prezentuję wszystkim uśmiechniętą twarz, podczas gdy w moim wnętrzu zieje grozą.
Ludzie postrzegają mnie jako sympatyczną chłopczycę
Noszę wyłącznie spodnie, chociaż już wiele razy słyszałam, że powinnam włożyć spódnicę, bo przecież mam fantastyczne nogi. Ale ja tych długich nie lubię, bo są za bardzo romantyczne. A przy tych krótkich nie mogę się powstrzymać, aby ich stale nie obciągać.
Tak jak w dzieciństwie, kiedy szłam do szkoły i ciągle poprawiałam sobie spódnicę. Bałam się, że ludzie mogą zobaczyć moją bieliznę i dowiedzą się, że coś jest ze mną nie tak. Zrozumieją, że wcale nie jestem dobrą uczennicą, tylko niegrzeczną, zepsutą do szpiku kości dziewczyną. Taką, co tylko zasługuje na potępienie.
Przez całe dzieciństwo myślałam, że jestem zła i kiedyś żaden chłopiec nie będzie chciał się ze mną ożenić. Bo jestem taka „nieodpowiedzialna seksualnie”. Nie rozumiałam, co to znaczy, ale wiedziałam, że to coś bardzo nagannego, bo tak powiedział mi ojczym.
Strasznie przy tym na mnie nakrzyczał, że go sprowokowałam i że to, co się stało, jest moją winą. Przecież sama do niego przyszłam i wśliznęłam mu się pod kołdrę. Tylko że ja miałam wtedy zaledwie sześć lat!
Pamiętam dobrze tamtą noc, jakby to było wczoraj
Coś mi się śniło złego, obudziłam się przestraszona i już nie mogłam zasnąć. Potrzebowałam pocieszenia i utulenia, jak każde małe dziecko. Wstałam więc ze swojego tapczanika i podreptałam do sypialni mamy. Nie pamiętałam w środku nocy, że jej tam nie ma, bo ma dyżur.
Ojczym spał sam. Obudził się na dźwięk moich kroków i odchylił zapraszająco kołdrę, jak to robił wcześniej wiele razy, gdy była z nami mama. Ale tym razem tamto łóżko nie okazało się bezpiecznym azylem, lecz wielką czarną dziurą, w którą wpadłam na wiele lat. Pamiętam, że struchlałam, kiedy poczułam dotyk jego ręki na spodenkach od piżamki, a potem na mojej pupie.
Nie śmiałam się poruszyć, kiedy jego palec wniknął między moje zaciśnięte ze strachu uda i rozchylił je z łatwością. To dlatego potem tak szybko uwierzyłam, że faktycznie ja jestem winna temu, co się stało, bo przecież na to pozwoliłam. A może nawet tego chciałam?
Przez wiele następnych lat mój ojczym wmawiał mi, że mam nienormalne seksualne pragnienia, a on tylko je realizuje. Przedstawiał się jako ofiara moich „praktyk” i zastrzegał, że muszą one pozostać tajemnicą. Bo jeśli ktoś się o nich dowie, na przykład mama, to się na mnie zezłości, a potem przyjdą straszni ludzie i zabiorą mnie z domu tam, gdzie jest więcej takich złych dziewczynek jak ja.
Zaprowadził mnie nawet pod taki budynek, który miał kraty w oknach, a napis na murze informował, że jest to dom poprawczy.
Dziewczyny, które stały na podwórku, ani trochę mi się nie podobały
Bałam się ich, a wtedy usłyszałam od ojczyma.
– Jesteś tak samo brudna i zdemoralizowana jak one!
Wiedziałam, że ma rację. Pamiętam uczucie lęku przemieszane z podnieceniem seksualnym. Czułam je! I dlatego myślałam, że jestem winna, bo te wszystkie seksualne doznania sprawiały mi czasami przyjemność.
Nikt mi nie mógł pomóc uporać się z tymi przeżyciami. Matka nic nie wiedziała, a ojczym starał się podsycać mój wstyd i przekonanie, że coś ze mną jest nie tak. Kiedy weszłam w okres dojrzewania byłam zdruzgotana! Nienawidziłam swoich rosnących piersi, którym od razu twardniały sutki, kiedy nachodziły mnie myśli o seksie, bo wiedziałam, że teraz już nie uda mi się ukryć przed wszystkimi, jaka jestem zepsuta. Wtedy także odsunął się ode mnie jedyny człowiek, który chronił moją tajemnicę – ojczym.
Teraz wiem, że się zwyczajnie przestraszył mojej dorosłości i tego, że staję się bardziej świadoma i już może mu przestać uchodzić na sucho jego molestowanie.
Ale ja odebrałam to jak zdradę i utratę bezpieczeństwa
Jako potwierdzenie tego, że mój organizm wyrwał się spod kontroli ze swoim erotycznym rozpasaniem i ojczym już nie da rady mnie chronić, więc wszystko może się w każdej chwili wydać. Ukrywałam więc swoją kobiecość pod wielkimi swetrami. Czasami brałam je z jego szafy, pachniały jego wodą toaletową i czułam się tak, jakby to on nadal mnie osłaniał.
Mój prześladowca stał się moim wybawcą. Tak go odbierał mój skołowany mózg. Nie akceptowałam swojej kobiecości, więc ścinałam na krótko włosy, garbiłam plecy i starałam się wyglądać jak chłopak. Nic więc dziwnego, że chłopcy się mną nie interesowali, tak jak moimi koleżankami z klasy.
One chodziły na swoje pierwsze randki, a ja na przerwach siedziałam sama w kącie korytarza i czytałam książki. W domu robiłam to samo. Czułam się samotna i brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej odbierałam jednoznacznie – jako potwierdzenie tego, że jestem „inna i niewarta miłości”.
Może dlatego Bogdan tak łatwo zdobył moje uczucie
Był ode mnie starszy aż o szesnaście lat. To jedyna osoba, której pozwoliłam się do siebie zbliżyć. Delikatny, czuły, nie parł od razu do jednoznacznych seksualnych sytuacji, w których kompletnie się gubiłam i zamykałam.
Psycholog pewnie widziałby to inaczej i nazwałby klasycznym przeniesieniem. Zamieniłam po prostu jednego starszego „opiekuna” na drugiego.
Kiedy poznałam Bogdana, byłam na drugim roku studiów. Matka nie mogła uwierzyć, że związałam się z o tyle starszym ode mnie mężczyzną!
– Zobaczysz, będziesz mu jeszcze pampersy zmieniała! A o seksie zapomnij już teraz – straszyła mnie.
Skąd mogła wiedzieć, że to dla mnie nie był argument, bo akurat o seksie najchętniej w ogóle bym zapomniała… Pamiętam także, że matka w tamtym czasie lubiła podkreślać, iż oni z ojczymem ciągle czerpią radość z kochania się. Miałam wtedy ochotę krzyczeć, żeby się tak nie cieszyła, bo on woli młodsze. Znacznie młodsze! Nie zrobiłam tego...
Wyszłam za mąż za Bogdana i chyba mogę powiedzieć, że na początku naszego małżeństwa byliśmy na swój sposób szczęśliwi. Uprawialiśmy seks. Bogdan potrafił mnie naprawdę rozbudzić, ale… nie umiał zgasić poczucia winy, które zapalało się we mnie natychmiast, gdy tylko pojawiło się podniecenie.
Tak byłam przecież wytresowana przez ojczyma
Kamieniałam wtedy do tego stopnia, że nie czułam żadnej przyjemności z bycia razem. Nie umiałam także udawać orgazmów i nie chciałam tego robić. Tłumiłam w sobie wszelkie odruchy rozkoszy, aby nie wydać się mężowi wyuzdaną i zepsutą.
Jemu seks kojarzył się z dawaniem i miłością. Taką normalną, między mężczyzną a kobietą. Mnie z tym, że podczas aktu seksualnego czuję się upokarzana. Kiedy na świat przyszła nasza córeczka, Agatka, w ogóle przestałam się kochać z Bogdanem. Najpierw pod pretekstem tego, że jestem obolała po porodzie, potem z powodu dziecka, które niespokojnie sypiało w nocy, przeniosłam się do innego pokoju i tak już zostało…
Po siedmiu latach małżeństwa, kiedy nasza córeczka miała cztery latka, mój mąż poprosił mnie o rozwód. Powiedział mi szczerze, że kocha mnie i szanuje, dlatego nie jest w stanie mnie zdradzać, a jako niespełna pięćdziesięciolatek nadal ma swoje potrzeby seksualne.
– Jeśli mamy być białym małżeństwem tylko dlatego, że wychowujemy wspólnie dziecko, to przecież ja się nie odżegnuję od swoich rodzicielskich obowiązków. Ale potrzebuję czułości i zrozumienia, którego ty mi nie dajesz... – usłyszałam.
Wiedziałam, że ma rację i byłam mu w sumie wdzięczna za szczerość
Tym bardziej, że po jego odejściu odetchnęłam z ulgą. Nie musiałam już silić się na jakikolwiek kontakt fizyczny z mężczyzną. Bo moja córeczka to było zupełnie coś innego. Ją potrafiłam tulić wprost obsesyjnie, przysięgając sobie i jej, że ochronię ją przed całym światem. A przede wszystkim przed jej przyszywanym dziadkiem.
Tak, dostawałam histerii na myśl o tym, że ten człowiek mógłby skrzywdzić moje dziecko. Dlatego pilnowałam, aby Agatka nie została nigdy sam na sam z dziadkiem. Nie pozwalałam jej nocować u babci, chociaż moja matka nalegała.
Byłam nieugięta! Nie lubiłam też, kiedy ojczym dotykał moje dziecko. Gdy ją całował na dzień dobry, obrzucałam go bacznym spojrzeniem.
Osobą, która pierwsza zauważyła moją obsesję, był Bogdan
Po rozwodzie zostaliśmy przyjaciółmi. Pojawiał na rodzinnych spotkaniach, więc miał okazję obserwować, co się działo. To on dostrzegł moją niechęć do ojczyma, a nawet lęk przed nim i to, że chronię Agatkę jak kwoka pisklę.
Powiedział mi potem, że wszystko dla niego stało się jasne, gdy zauważył, że kiedy znajduję się w pokoju z mężem mojej matki, cała się usztywniam i wykonuję machinalnie jego polecenia, jakbym była bezwolną lalką.
Bogdan przemyślał sobie wszystko, poskładał elementy układanki i pewnego wieczoru przyjechał do mnie na rozmowę. Nie spodziewałam się, że będziemy mówili na ten temat, bo do głowy mi nie przyszło, że on wie. Ale mój były mąż cichym głosem dał mi do zrozumienia, że może powinnam mu pokazać te wszystkie wiersze, które skrywam w zamkniętej szufladzie.
Przestraszyłam się. Piszę je od czternastego roku życia i w nich jestem cała ja… Zagubiona, poraniona, pusta… Nigdy nie przyszło mi do głowy, abym mogła je pokazać komukolwiek. To byłoby przecież jak… gwałt!
Ale Bogdan był dobrze przygotowany do tej rozmowy, podejrzewam, że nawet wcześniej porozumiał się z jakimś psychoterapeutą.
Powoli wyjaśniał mi, że w tym, co się stało, nie ma mojej winy
A ujawnienie i nazwanie moich uczuć pomoże mi odrodzić się na nowo.
– Kochanie, przepraszam, że nie zauważyłem, co czujesz, kiedy byliśmy razem. Ale widać potrzeba było oddalenia, odpowiedniej perspektywy... – powiedział mi były mąż ze łzami w oczach.
I te łzy tak bardzo mnie poruszyły, że postanowiłam faktycznie zrobić porządek ze swoim wnętrzem. Nie od razu jednak pokazałam Bogdanowi swoje wiersze. Najpierw pozwoliłam, by zapisał mnie na terapię. Nie przyniosła błyskawicznych efektów, ale pamiętam dzień, kiedy wszystko się we mnie „odblokowało”.
Terapeutka widząc, jak się męczę z nazwaniem tego, co mi robił ojczym, poradziła, abym to narysowała. Przyniosła wielki rulon brystolu, który rozłożyła na podłodze. Potem ja się na nim położyłam, a ona odrysowała mój kształt. Patrzyłam na ten rysunek i myślałam sobie, że tak się czuję – pusta w środku.
Terapeutka poleciła mi, abym stawiała X na fragmencie swojego ciała, który został zraniony. A obok napisała, co się stało. I tak mapa mojego ciała wypełniła się uwagami „ból po pieszczocie”, „obmacywanie”…
Po jakimś czasie na arkuszu było gęsto od treści!
Patrzyłam na niego i w końcu… rozpłakałam się! Zdałam sobie bowiem sprawę, jak wiele cierpienia noszę w swoim ciele i duszy. To było bolesne doświadczenie, ale bardzo mi pomogło. Poczułam, że już potrafię mówić o tym, co mnie spotkało.
Po trzech latach terapii nadszedł moment, kiedy mogłam powiedzieć ojczymowi, jaką wielką wyrządził mi krzywdę. Zaprosiłam na tę rozmowę mamę. Ojczym stwierdził, że kłamię.
– Coś sobie wymyśliła jako dziecko – zwrócił się do matki. – Wiesz, jaką miała zawsze bujną wyobraźnię.
Matka uwierzyła jemu, ale wybaczyłam jej to, bo inaczej, rozpamiętując tamte przeżycia, nie mogłabym się wyzwolić i cieszyć teraźniejszością.
Wróciliśmy do siebie z Bogdanem
Jest cierpliwy i czeka, aż będziemy szczęśliwi razem w łóżku. Ostatnio zdecydowałam się otworzyć sekretną szufladę i pokazać mu swoje wiersze. Uznał, że są piękne i namawia mnie na ich wydanie. Kto wie, może się odważę? To byłby kolejny krok w mojej terapii. Może pomógłby innym skrzywdzonym kobietom przyznać się do tego, co im zrobiono. Bo o tym nie wolno milczeć, o tym trzeba krzyczeć!
Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”