Byłam wściekła na mamę. Oczywiście nie mogłam tego powiedzieć na głos, bo właśnie szła do szpitala, ale gniewałam się za to, że tak długo z tym zwlekała. Zawsze było coś ważniejszego: a to cukrzyca taty, a to jaskra cioci Hani, a to pomaganie mojej siostrze przy dziecku.
– Kochanie, wiem, że się martwisz, ale to prosty zabieg – mama jak zawsze dobrze wiedziała, co myślę, nawet kiedy starałam się to ukrywać. – Wszczepią mi stenty i następnego dnia będziesz mogła mnie odwiedzić i robić mi tyle wymówek, ile chcesz.
Miała rację, okropnie się tym wszystkim martwiłam. Ale chyba jeszcze bardziej przerażony był tata. Byli z mamą małżeństwem ponad 45 lat. Mama była jego pierwszą dziewczyną i – jak podkreślał wielokrotnie – miłością jego życia. Pobrali się wbrew wszystkiemu, bo jego rodzice mieli już dla niego „umówioną” narzeczoną i nie chcieli zaakceptować jego wyboru. Ojciec musiał wiele poświęcić, żeby się ożenić z mamą, bo rodzice go wydziedziczyli i wyrzucili z gospodarki. Kiedyś mama powiedziała mi, że chciała potajemnie od niego uciec.
– Uznałam, że nie powinien dla mnie wyrzekać się swojego dziedzictwa ani zrywać kontaktów z rodziną – powiedziała mi. – Napisałam list i wysłałam na adres jego domu rodzinnego, chociaż mieszkał już wtedy u jednej starszej pani w suterenie. Chciałam, żeby jego rodzice przeczytali ten list i zrozumieli, że z miłości znikam z jego życia. Prosiłam ich, żeby przyjęli go z powrotem.
– I co się stało? – spytałam zdziwiona, bo przecież się pobrali. – Zmieniłaś zdanie?
– A skąd! Wysłałam ten list, ale przechwyciła go ciocia Hania – wyjaśniła, mając na myśli starszą siostrę taty. – Najpierw go zniszczyła, a potem przyjechała do mnie i nawrzeszczała na mnie, że chcę złamać serce jej bratu. Powiedziała, że popiera nasz związek i żebyśmy się pobrali mimo wszystko, a wtedy, nawet jeśli ich rodzice nie zmienią zdania, to ona i tak kiedyś odda bratu połowę spadku.
Na szczęście kiedy tata się oświadczył i trwał przy swoim, dziadkowie zmiękli i nawet urządzili młodym wesele, a potem rozpieszczali mnie i moją siostrę.
– Ale kiedy się zaręczaliśmy, nie mieliśmy niczego… – wspominała mama. – Tata wydał swoje półroczne zarobki u ogrodnika, żeby mi kupić pierścionek. Skrzyczałam go za taką rozrzutność, ale wiesz, jaki on jest.
Był całkiem roztrzęsiony
Wiedziałam tyle, że ojciec bardzo kochał mamę i panikował jeszcze gorzej niż ja, kiedy odwoziliśmy ją do szpitala. Kiedy mama już zajęła łóżko, zostawiłam ich, żeby mogli się pożegnać. Kiedy tata wyszedł na korytarz, miał w oczach łzy i tym razem to ja musiałam go pocieszać.
– O, a co to? – spojrzałam na jego dłoń.
– Mama zdjęła obrączkę i pierścionek przed operacją – wyjaśnił.
– Może je schowam? – zaproponowałam, bo te dwie sztuki biżuterii aktualnie znajdowały się na małym palcu ojca u lewej ręki.
Odmówił, wyjaśniając, że skoro sam jej nałożył pierścionek i obrączkę na palec, to jest też za nie odpowiedzialny. Uśmiechnęłam się nieznacznie, bo wiedziałam, o co mu chodziło. Po prostu chciał mieć przy sobie coś, co należało do mamy, żeby mniej się denerwować.
Niestety, następnego dnia, kiedy przyjechałam po niego pod dom, był zupełnie roztrzęsiony.
– Zgubiłem go! Zgubiłem pierścionek mamy. – rozpaczał. – Wieczorem poszedłem na spacer, żeby uspokoić nerwy, a jak wróciłem, to już go nie miałem. Justynka, czy to zły znak?! Co ja powiem mamie?
Mój tata jest emerytowanym lekarzem i w życiu nie słyszałam, żeby był przesądny. Musiałam mu tłumaczyć, że przypadkowe zagubienie jakiegoś przedmiotu nie przynosi pecha i że mamie nic nie będzie. Widziałam jednak, że był w zupełnej rozsypce, tak bardzo się o nią bał.
Na szczęście zabieg się udał. Ulga taty była tak rozczulająca, że poczułam łzy w oczach. Musiał jednak jakoś powiedzieć mamie, że zgubił jej pierścionek, którego nie zdjęła z palca przez prawie pół wieku.
– Ojej… – zmartwiła się, słysząc to. – Nie powinnam była ci go dawać…
Widziałam, że było jej bardzo przykro. Mama nie lubi biżuterii, ma dosłownie kilka par klipsów i może ze trzy naszyjniki. A poza obrączką i pierścionkiem z diamentem od taty na dłoniach nigdy nie nosiła nic. Kiedy odwoziłam ojca z powrotem, był zgaszony i milczący.
– Daj spokój, tato – starałam się go pocieszyć. – Takie rzeczy się zdarzają.
– Ale mama była zła! – popatrzył na mnie z rozpaczą i poczuciem winy. – Widziałaś, jaką minę zrobiła, jak jej powiedziałem?
Cóż, co się stało, to się nie odstanie, uznałam. Najważniejsze, że mama czuła się dobrze i nic jej nie groziło. Mieliśmy odebrać ją ze szpitala kolejnego dnia.
– Pojedziesz sama? – zapytał tata. – Ja muszę jechać po dokumenty do ZUS-u, jutro mam ostatni dzień.
Zdziwiło mnie to, ale się zgodziłam. Wiadomo, że z ZUS-em nie ma dyskusji.
Mamie odjęło mowę...
Podczas jazdy powiedziałam mamie, że tata ogromnie się martwi utratą pierścionka.
– No mnie też jest przykro – przyznała. – Ale nie dlatego, że żal mi kawałka złota i diamentu, tylko dlatego, że dostałam ten pierścionek od twojego taty i nosiłam go przez większość życia. Wiesz, że zawsze, kiedy miałam wszystkiego dość, kiedy myślałam, że dłużej nie wytrzymam i ucieknę na koniec świata, patrzyłam na ten pierścionek i przypominałam sobie, że tata pracował na niego przez pół roku, chociaż mieszkał praktycznie w piwnicy. I że dał mi go, bo uważał, że nasz związek to coś wyjątkowego… że ja jestem wyjątkowa dla niego. Tylko o to mi chodzi. Tylko tego mi będzie brakować.
Pomyślałam wtedy, że muszę jak najszybciej wyjaśnić to tacie. Kiedy zaparkowałam pod domem rodziców, mama poszła przodem, a ja przez chwilę szarpałam się z wyciąganiem jej toreb z bagażnika. Kiedy weszłam do domu, oniemiałam…
Mama stała na środku salonu, który był udekorowany kwiatami. Trzymała ręce przy twarzy w geście zaskoczenia, a tata… klęczał przed nią na jednym kolanie i coś jej wręczał.
– Zdzisławo Mario, czy pozostaniesz moją żoną? – zapytał poważnym tonem.
– Rysiek! – aż krzyknęła z wrażenia.
A potem pozwoliła mu wsunąć sobie na palec pierścionek. Ojciec podniósł się z dywanu z niejakim wysiłkiem, dość normalnym jak na siedemdziesięciojednolatka, i pocałował mamę w usta.
Nowy pierścionek zaręczynowy mamy zupełnie nie był podobny do tamtego sprzed półwiecza. Okazało się, że tata nie pojechał do ZUS-u, tylko do jubilera, ale nie znalazł nic w stylu lat siedemdziesiątych. To jednak nie miało znaczenia. Wiedziałam, że mama ocierała łzy, kiedy patrzyła na swój nowy diament. I miałam przeczucie, że wiem, o czym wtedy myślała. Stawiam brylanty przeciwko cyrkoniom, że o tym, jak bardzo wyjątkowy jest jej związek z tatą. I może o tym, że nie ma znaczenia, co nosi na serdecznym palcu lewej ręki, ale to, co to dla niej symbolizuje.
Wieczorem opowiedziałam o tym wszystkim mojemu partnerowi. Nie mamy ślubu, chociaż jesteśmy z sobą już piętnasty rok i mamy córkę.
– Czyżbyś chciała zaręczyn? – zapytał filuternie, bo to ja zawsze broniłam się przed ślubem. – Mam biec po pierścionek?
– Może jeszcze nie dzisiaj – odpowiedziałam szybko. – Ale kto wie? Moi rodzice są po siedemdziesiątce i właśnie odnowili zaręczyny. Wszystko przed nami, kochanie!
Czytaj także:
„Rodzice mnie wydziedziczyli, ale matka dopiero na łożu śmierci zrozumiała swój błąd i błagała mnie o wybaczenie”
„Po latach brat wyznał mi pewną tajemnicę... Nagle zrozumiałam, dlaczego rodzina mnie wyklęła. To była jego wina”
„Koledzy z pracy paskudnie wyśmiewali panią Henię. Milczałem, bo się bałem, choć moja mama tak jak ona jest sprzątaczką”