Nie miałem innego wyjścia. Musiałem spróbować. Siedziałem przy stole w kuchni rodziców, jak wtedy, gdy byłem dzieckiem. Tylko że teraz nie prosiłem o dokładkę obiadu, a o pięćdziesiąt tysięcy złotych. Przedstawiłem im swój pomysł – szczegółowo, z pasją, pewny, że tym razem nie mogą mi odmówić.
Liczyłem na tę kasę
– To naprawdę ostatni raz – powiedziałem, patrząc ojcu prosto w oczy. – Tym razem wszystko się uda.
Ojciec milczał. Matka przesunęła nerwowo kubek z herbatą po blacie. W pokoju panowała cisza, która zaczynała mnie dusić.
– Ile? – w końcu zapytał ojciec, choć znał już odpowiedź.
– Pięćdziesiąt tysięcy.
Spojrzał na mnie tak, jakbym był dzieckiem, które właśnie ogłosiło, że chce polecieć na Księżyc.
– Nie.
Serce mi zamarło.
– Co?
Ojciec pokręcił głową.
– Nie dam ci ani grosza.
Patrzyłem na niego, nie wierząc. W głowie mi się nie mieściło, że po tylu latach nagle odwraca się ode mnie plecami.
– Tato… – zacząłem, ale on tylko podniósł rękę, uciszając mnie.
– Nie. Koniec z tym.
Nie wiedziałem, czy bardziej chce mi się śmiać, czy rzucić czymś w ścianę.
– Serio? – warknąłem. – Po tylu latach nagle decydujesz, że już nie masz syna?
Ojciec sięgnął po kubek, jakby ta rozmowa go męczyła bardziej niż mnie.
– Mam syna. Ale pora, żeby nauczył się żyć na własny rachunek.
Poczułem gorzki smak w ustach. Wiedziałem jedno – jeśli oni mi nie pomogą, jestem skończony.
Pokłóciliśmy się
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czułem taką wściekłość.
– Co to ma znaczyć?! – podniosłem głos, choć nie chciałem krzyczeć. – Odkąd pamiętam, mogłem na was liczyć!
Ojciec wciąż siedział spokojnie, jakby ta rozmowa go nie dotyczyła.
– I właśnie dlatego nigdy się nie nauczyłeś radzić sobie sam – odpowiedział.
– Nie uczysz się na błędach, Mateusz – wtrąciła cicho mama. – Może czas spróbować inaczej?
Spojrzałem na nią, jakby właśnie wbiła mi nóż w plecy.
– Mamo?! Ty też?!
Zacisnęła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale ojciec był szybszy.
– Powiedz mi – zaczął – ile razy już słyszałem, że „tym razem” się uda?
– To nie fair – syknąłem. – Wiesz dobrze, że każdy biznes wymaga ryzyka.
– Tak, ale nie cudzych pieniędzy – odparł spokojnie.
Nie mogłem tego słuchać. Wstałem tak gwałtownie, że krzesło przewróciło się z hukiem.
– Fajnie wiedzieć, na kogo można liczyć – rzuciłem przez zaciśnięte zęby.
– Na pewno nie na nasz portfel – odparł ojciec.
Nie czekałem dłużej. Wybiegłem z kuchni i trzasnąłem drzwiami, czując, że grunt osuwa mi się spod nóg.
Byłem wściekły
Łaziłem po mieście jak w transie. Gdyby ktoś mnie zapytał, dokąd idę, nie umiałbym odpowiedzieć. Po prostu szedłem przed siebie, wściekły i rozczarowany. Jak mogli mi to zrobić? Jak mogli mnie tak po prostu zostawić na lodzie?
Zawsze było tak samo – gdy miałem kłopoty, wiedziałem, że mogę do nich wrócić. Nie musiałem się martwić, czy sobie poradzę, bo rodzice byli moją siatką bezpieczeństwa. A teraz? Co się zmieniło?
Wyjąłem telefon i odruchowo przejrzałem wiadomości. Może ojciec jednak do mnie napisał? Może mama próbowała mnie przekonać, że wszystko da się jakoś odkręcić? Ale ekran był pusty. Żadnego „przemyśleliśmy to” ani „wróć, porozmawiamy”. Po prostu cisza.
Przysiadłem na ławce, czując, jak opada ze mnie cała energia.
"Całe życie robili wszystko dla mnie. A teraz, kiedy naprawdę tego potrzebuję, odwracają się plecami?"
Ojciec zawsze miał do mnie pretensje, ale mama? Przecież to ona walczyła o mnie za każdym razem. Kiedy ojciec mówił, że powinienem w końcu wziąć się w garść, ona go uspokajała. Mówiła, że jestem jeszcze młody, że próbuję, że po prostu potrzebuję więcej czasu. A teraz nagle zmieniła zdanie?
"Może ojciec jej nagadał? Może to on jej wmawia, że lepiej mnie zostawić na pastwę losu?"
Przecież nie chcieli mnie na ulicy. Nie wierzyłem w to. Może mama była po mojej stronie, ale bała się sprzeciwić ojcu? Sięgnąłem po telefon i przewinąłem listę kontaktów. Zatrzymałem się na „Mama” i zawahałem się. Dzwonić? Może spróbować? Nie, jeszcze nie. Może lepiej pogadać z nią osobiście? Wiedziałem, że nie odmówi mi rozmowy. W końcu zawsze mówiła, że cokolwiek by się działo, mogę na nią liczyć. Podniosłem się i ruszyłem w stronę domu. Musiałem z nią porozmawiać. Bo jeśli naprawdę odwróciła się ode mnie… to znaczyło, że zostałem sam.
Chciałem przekonać mamę
Wszedłem do mieszkania, zanim zdążyłem się zastanowić, co jej powiem. Matka siedziała przy stole w kuchni, jakby czekała. Na jej widok poczułem ulgę – przynajmniej jedna osoba w tym domu się nie zamknęła przede mną.
– Mamo… – zacząłem, ale w gardle miałem sucho.
Spojrzała na mnie ciepło, ale widziałem w jej oczach zmęczenie.
– Wiem, po co przyszedłeś – powiedziała cicho.
Usiadłem naprzeciwko.
– Powiedz mi, dlaczego ojciec tak nagle się na mnie wypiął? Przecież zawsze mi pomagaliście. A teraz nagle koniec?
Matka westchnęła i spojrzała na swoje dłonie.
– Synku… Tato się martwi. Mówi, że jeśli będziemy cię ratować za każdym razem, nigdy się nie nauczysz, jak stanąć na nogi.
– To teraz postanowił mnie zostawić na lodzie?! To ma być ojcowska miłość?!
– On cię kocha. Ale boi się, że utkniesz w tym błędnym kole.
– Nie rozumiesz! Tym razem naprawdę mam szansę! Jeśli nie dostanę tych pieniędzy, wszystko przepadnie!
Mama pokręciła głową.
– Może powinieneś spróbować czegoś innego? Może czas znaleźć normalną pracę?
Zacisnąłem zęby.
– Naprawdę ty to mówisz? Zawsze byłaś po mojej stronie…
Nie odpowiedziała. To zabolało bardziej niż cokolwiek innego. Bo jeśli nawet ona zaczęła we mnie wątpić… To kim mi jeszcze został?
Podsłuchałem rozmowę rodziców
Zostałem na noc u rodziców, ale nie mogłem spać. Wierciłem się, a każda myśl wracała do jednego – oni naprawdę mnie skreślili. Ojciec nie dał mi nawet szansy na wyjaśnienie, matka próbowała mnie usprawiedliwiać, ale i tak trzymała jego stronę.
Wyszedłem napić się wody, ale zatrzymałem się w progu kuchni. Rodzice siedzieli przy stole, a ich głosy były ciche, ale napięte.
– Może jednak powinniśmy mu pomóc? – mama mówiła błagalnym tonem.
– I co? Za pół roku znowu wróci? Maria, my go nie ratujemy. My go pogrążamy.
Serce mi zabiło mocniej.
– On się stara, Andrzej… – próbowała jeszcze raz.
– Naprawdę w to wierzysz? Ile razy to słyszeliśmy? – Ojciec brzmiał zmęczony. – Jeśli teraz mu damy, to tylko utwierdzimy go w przekonaniu, że zawsze będziemy. Że nie musi brać odpowiedzialności za siebie.
– A jeśli go stracimy? Jeśli się od nas odwróci?
Zrobiło mi się gorąco.
– Jeśli nasze pieniądze to jedyne, co go z nami trzyma, to już go straciliśmy.
Poczułem, jak coś mnie ściska w żołądku. Naprawdę myśleli, że liczyło się tylko to? Że nie miałem prawa prosić ich o pomoc? Ostrożnie wycofałem się do pokoju, zaciskając zęby. Skoro tak uważali, nie mieli pojęcia, kim naprawdę jestem.
Padły niemiłe słowa
Rano nie czekałem, aż ojciec skończy śniadanie. Wszedłem do kuchni i od razu przeszedłem do rzeczy.
– Skoro ja nie mogę na was liczyć, to wy na mnie też nie liczcie.
Ojciec uniósł brew, nie przerywając smarowania chleba masłem.
– Słucham?
– Tak, dobrze słyszałeś. Kiedy się zestarzejecie, nie oczekujcie ode mnie żadnej pomocy. Ani grosza, ani wsparcia. Jak wy teraz mnie zostawiacie, tak ja zostawię was.
Matka spojrzała na mnie z niedowierzaniem, a ojciec odłożył nóż na talerz.
– Mówisz poważnie? – zapytał spokojnie, ale w jego głosie czułem chłód.
– A jak myślisz? – syknąłem. – Przez całe życie uczyliście mnie, że mogę na was liczyć. Teraz, kiedy naprawdę tego potrzebuję, nagle przestaję być waszym synem?!
Ojciec zaśmiał się gorzko.
– Nie przestajesz być naszym synem. Po prostu dorosłeś.
– Dorosłem? A może po prostu staliście się skąpcami, którzy wolą odkładać na własną starość niż pomóc własnemu dziecku?!
– Mateusz! – matka zerwała się z krzesła. – Nie mów tak!
– A jak mam mówić?! – wrzasnąłem. – Przecież to jest jasne! Ja bym się dla was poświęcił! A wy? Gdybym to ja kiedyś miał wam pomóc, to sobie przypomnę tę rozmowę!
Ojciec wstał.
– Rób, co chcesz, Mateusz. Ale my nie będziemy płacić za twoje błędy.
Patrzyłem na niego, aż w końcu odwróciłem się i wybiegłem z mieszkania. Tego im nie zapomnę. Nigdy.
Obraziłem się
Minął tydzień, a ja nie odezwałem się do nich ani razu. Czekałem, aż się złamią. Aż matka zadzwoni z drżącym głosem, mówiąc, że jednak namówiła ojca, że pieniądze czekają. Że mogę wrócić. Ale telefon milczał.
Mój plan się sypał. Bez tych pięćdziesięciu tysięcy nie mogłem ruszyć dalej. Wszystko, co zbudowałem w głowie, legło w gruzach. Siedziałem w ciasnej kawalerce, w której ledwo było mnie stać na czynsz, i patrzyłem na ekran telefonu. Numer ojca. Numer matki. Mogłem nacisnąć i po prostu… zapytać, czy nadal mają mnie za syna. Ale nie zrobiłem tego. Bo w głębi duszy wiedziałem, jaka byłaby odpowiedź.
Oni nie zmienili zdania. A ja? Czy naprawdę byłem gotów spędzić resztę życia, udając, że ich nie ma? Że kiedyś, za dziesięć, dwadzieścia lat, naprawdę przejdę obok nich obojętnie? Nie znałem odpowiedzi. Ale jedno było pewne – po raz pierwszy w życiu nie miałem się do kogo zwrócić. I po raz pierwszy musiałem radzić sobie sam.
Mateusz, 28 lat
Czytaj także: „Miałam męża za świętego, aż wpadł mi w ręce jego telefon. Teraz wiem, czemu godzinami siedział w łazience”
„Sąsiad uwiódł mi żonę, a ja wylądowałem na bruku. Gdyby nie pomoc innych, po przegranym życiu płakałbym na chodniku”
„Nie zgadzałam się, żeby teściowa miała klucze do naszego mieszkania. Naiwnie liczyłam, że odpuści, ale była sprytna”