„Ojciec postawił mi ultimatum: usunę dziecko, albo won z domu. To przez niego skończyłam na ulicy i zarabiałam ciałem”

Kobieta, którą ojciec wyrzucił z domu fot. Adobe Stock, kieferpix
„Nie spodziewałam się, że spotkam go w takich okolicznościach. Ten człowiek wręcz żył kłamstwem! Przed ludźmi udawał świętoszka, a kiedy nikt nie widział, wychodził z niego diabeł. Co to za katolik, który chciał zmusić córkę do usunięcia ciąży?! A przykładny mąż, który chodzi na panienki!”.
/ 28.10.2021 11:42
Kobieta, którą ojciec wyrzucił z domu fot. Adobe Stock, kieferpix

Na dziś to będzie wszystko. Dziękuję za rozmowę – kobieta wstała i uśmiechając się, podała mi dłoń. – Proszę cierpliwie czekać na telefon – dodała i mrugnęła porozumiewawczo.

„Och, czy to oznacza, że okazałam się najlepszą kandydatką do tej pracy?” Na to wyglądało! Z trudem tłumiąc emocje, pożegnałam się uprzejmie i wyszłam z jej gabinetu. Właściwie, wyfrunęłam, uskrzydlona faktem, że etat był nareszcie w zasięgu ręki! Na dworze przywitał mnie ziąb. Opatuliłam się szalikiem i pobiegłam do samochodu. W drodze do domu wstąpiłam do cukierni, do której zawsze ciągnął mnie Adaś. „Należy nam się trochę słodkości!” – uznałam, kupując kawałek ulubionego przez malca czekoladowego ciasta. W końcu było co uczcić!

Ta praca to szansa na zmianę życia

W domu przywitała mnie cisza. Pani Grażyna położyła palec na ustach, dając tym samym do zrozumienia, że dziecko śpi.

– Niech pani już idzie, ja z nim zostanę – powiedziałam.

Umówiłyśmy się na wieczór i gdy niania wyszła, zajrzałam do synka. Spał słodko. Uśmiechnęłam się i wróciłam do kuchni. Pogodny nastrój psuła mi jedynie świadomość, że muszę koniecznie zajrzeć do czarnego notesu, spoczywającego w torebce. Odwlekałam ten moment w nieskończoność – zaparzyłam kawę, nastawiłam mięso na obiad, obejrzałam „Wiadomości”, ale w końcu przełamałam się i sięgnęłam po niego.

Dziś był wtorek. Pobieżnie sprawdziłam poniedziałek. Dzień wcześniej o dziesiątej rano widziałam się z Dominikiem, potem o dwunastej z Tomaszem. Spotkanie trwało dwie godziny. Od szesnastej do dwudziestej pierwszej miałam jeszcze trzech klientów... A dziś? Na szczęście był tylko jeden – o dwudziestej w hotelu. Jakiś przyjezdny biznesmen. Zamknęłam notes.

Dyrektorka banku, z którą rozmawiałam zaledwie dwie godziny wcześniej, nawet nie przypuszczała, jak bardzo zależy mi na pracy w jej placówce. Zrobiłabym wszystko, by wyrwać się z zaklętego kręgu miłości za pieniądze, do której zmusiło mnie... Nie chciałam, by cokolwiek popsuło mi ten udany dzień. Ale wspomnienia dopadały w najmniej odpowiednich momentach. Sącząc kawę, cofnęłam się myślami do dramatycznego dnia sprzed pięciu lat.

Ojciec wyrzucił mnie, bo byłam w ciąży

– Ciąża? – ojciec zmarszczył brwi, a ja oblałam się potem.

Mamie powiedziałam już wcześniej, obie jednak bardzo bałyśmy się reakcji ojca. Tak. Ciąża. To słowo zawisło w przestrzeni między nami, bezpowrotnie zmieniając zwykły wiosenny wieczór w piekło.

– Żadnych nieślubnych bachorów nie zniosę – wycedził, patrząc na mnie zimno.

– Stefan, to nie tak... – do akcji wkroczyła mama. – Marcin chce się oświadczyć Magdzie.

Blefowała. Marcin nie oświadczył mi się, mało tego – na wieść o tym, że noszę jego dziecko, zerwał ze mną. Niewiele nas łączyło. On – prosty, miejscowy chłopak i ja – dziewczyna z ambicjami, studentka, marząca o wyrwaniu się z małego miasteczka. Test ciążowy postawił te plany pod znakiem zapytania.

– Ten gołodupiec? – oburzył się ojciec. – W życiu na to nie pozwolę. A ty, ty...

Serce zabiło mi mocniej. Ojciec, miejscowy radny, słynął z konserwatywnych poglądów. Zarządzał mną i mamą żelazną ręką, wprowadził w domu twarde zasady. Aż tu taka niespodzianka! Jedynaczka z nieślubnym dzieckiem burzyła jego wizerunek porządnego i przywiązanego do wartości człowieka.

– Masz do wyboru – jego głos ciął powietrze, jak szpada. – Albo skrobanka, albo won mi z domu! Daję ci dziesięć minut na podjęcie decyzji!

– Stefan! – mama załamała ręce. – Tak nie można...

Zawsze broniłam prawa kobiet do aborcji. Jednak słysząc słowa ojca, zmieniłam zdanie. Nie potrafiłabym zabić własnego dziecka. Nigdy! Przede wszystkim, nie chciałam tego robić! Spojrzałam na niego. „Typowy świętoszek, a w rzeczywistości obłudnik, namawiający mnie do zbrodni!” – pomyślałam. W jednej chwili ojciec stracił w moich oczach. Ujrzałam zaciętego, ograniczonego wąskimi horyzontami hipokrytę. Jego słowa sprawiły, że w ciągu kilku minut z mającej pstro w głowie studentki stałam się dojrzałą, odpowiedzialną i samodzielną kobietą!

– Nie pozbędę się dziecka – oświadczyłam twardo.

Ojciec patrzył na mnie z niedowierzaniem. Mama płakała.

– Idę się spakować – mówiąc to, wstałam od stołu.

Wtedy uderzył mnie w twarz. Potem poprawił z drugiej strony. Byłam w szoku – to się nigdy wcześniej nie zdarzało! Mama rzuciła się na pomoc i powstrzymała go. Gdyby nie ona, skatowałby mnie gołymi pięściami!

– Wynocha z domu! – darł się jak opętany. – Żebym cię tu nigdy więcej nie widział!

Otarłam krew płynącą z rozbitej wargi i pobiegłam spakować najpotrzebniejsze rzeczy. Po kwadransie, podczas którego mama usiłowała załagodzić sytuację, byłam gotowa do drogi. Wyszłam z domu, nie niepokojona przez nikogo, dotarłam z walizką na dworzec i wsiadłam w pociąg jadący do Warszawy. Pierwszą noc w stolicy spędziłam na dworcu, zbyt przerażona, a także załamana, by szukać gdziekolwiek noclegu. Nazajutrz zgłosiłam się do noclegowni.

Nie miałam gdzie mieszkać

Tak zaczęła się moja tułaczka po placówkach pomocy społecznej. Musiałam przerwać studia. Stres wywołany awanturą i pobiciem sprawił, że trafiłam do szpitala, na oddział patologii ciąży. Spędziłam tam ponad miesiąc – to było konieczne, bym mogła utrzymać i donosić ciążę.

Co zapamiętałam z tamtego okresu? Poczucie samotności, bo nikt mnie nie odwiedzał. Mama dzwoniła codziennie, lecz okłamałam ją, że pracuję i daję sobie radę. Nie chciałam jej martwić, bałam się o jej chore serce. Znajomym powiedziałam, że musiałam wyjechać. Właściwie to sama skazałam się na samotność. Byłam w szoku po tym, jak zostałam spoliczkowana i wyrzucona z rodzinnego domu. Czułam, że jestem na życiowym zakręcie i muszę radzić sobie sama.

Po wyjściu ze szpitala skierowano mnie do nowego ośrodka pomocy społecznej. Znalazłam się wśród ofiar przemocy domowej. Lekarze zabronili mi pracować. Nie mając własnych pieniędzy, żyłam więc na garnuszku ośrodka i czekałam na rozwiązanie. Adaś urodził się kilka miesięcy później, na szczęście bez komplikacji. Mama ze skromnej wypłaty wspierała mnie finansowo. Nie miała pojęcia, że przebywam w ośrodku dla bezdomnych matek. Kłamałam, że u mnie wszystko dobrze, że wkrótce zaproszę ją, by zobaczyła wnuka. Prawda była inna...

Życie zmusiło mnie do handlu ciałem

Synek rósł jak na drożdżach, lecz ja nie mogłam iść do pracy. Powód? Nie miałam go z kim zostawić. Sytuacja z miesiąca na miesiąc stawała się coraz gorsza. Psychicznie nie wytrzymywałam przebywania pod jednym dachem z okaleczonymi przez życie ofiarami przemocy domowej. Nie mogłam wysłuchiwać ich żalów, narzekań, historii, z których każda mroziła krew w żyłach. Nie chciałam już oglądać przygnębionych twarzy. Ośrodki i schroniska, które przygarnęły mnie w tym trudnym czasie, bardzo mi pomogły, ale pragnęłam normalności. Chciałam wychować syna nie wśród łez, smutku i poczucia beznadziejności, ale w normalnym otoczeniu.

Niestety, nikt nie chciał zatrudnić samotnej matki! Byłam bliska załamania. Wtedy w ręce wpadła mi gazeta pełna ogłoszeń towarzyskich. Mimowolnie zaczęłam je przeglądać. „Cóż, nie o tym marzyłam, wkraczając w dorosłość, ale życie nie pozostawiło mi wyboru” – ta gorzka refleksja tylko przyspieszyła moją decyzję. Potrzebowałam pieniędzy, by czym prędzej zmienić otoczenie, dla dobra swojego i dziecka.

Kolejne dni przypominały sen. Najpierw ogłoszenie z numerem komórki, potem pierwsze telefony od potencjalnych klientów. W pamięci zatarłam wspomnienia swojego „debiutu” w zawodzie prostytutki. Ocknęłam się dopiero w banku, zakładając konto, na które wpłaciłam pierwsze zarobione ciałem pieniądze.

Tak rozpoczął się nowy rozdział w moim życiu. Musiałam nieźle kombinować, by nie wydać się przed współmieszkankami. Udawało mi się zostawiać synka pod ich opieką na kilka godzin. Oddając się obcym mężczyznom, myślałam o dziecku – to dawało mi siłę i nadzieję. Pieniądze regularnie wpłacałam na konto. Szybko udało mi się odłożyć całkiem pokaźną sumę. Zaryzykowałam więc i wynajęłam niedrogie mieszkanie. Odchodząc z ośrodka, bałam się, czy dam sobie radę, ale charakter mojej pracy nie pozostawił mi wyboru. Teraz zostawiałam dziecko pod opieką niani, a sama szłam do klientów.

– Jesteś taka fajna, czemu to robisz? – dopytywali się.

Kilku nawet proponowało mi małżeństwo, ale nie byłam tym zainteresowana. Miałam jasno określone plany, które już realizowałam. Najpierw niezależność finansowa, potem mieszkanie, powrót na studia, obrona dyplomu i normalna praca. Życie osobiste zostawiłam na sam koniec. Póki co najważniejszym facetem był dla mnie własny synek. Obcując na co dzień z wieloma mężczyznami, wiedziałam, że musi minąć sporo czasu, nim zwiążę się z kimś na stałe.

Wielokrotnie rozmyślałam o ojcu. Zrozumiałam, że to, co robię, to taka przekora, jakbym chciała go ukarać. Skoro nie chciał córki z nieślubnym dzieckiem, bo stanowiłoby to plamę na jego honorze, to co powiedziałby na córkę prostytutkę? To dopiero byłby dla niego cios! Nie podniósłby się już po nim na pewno, nigdy!

Jak tylko dostanę pracę, skończę z tym

Mijały miesiące. Wynajęłam ochroniarza, który eskortował mnie do klientów. Wróciłam na studia. Oszczędności rosły bezpiecznie na lokatach, zasilane co kilka dni świeżymi wpłatami. W końcu obroniłam dyplom magistra. Jako świeżo upieczona absolwentka zaczęłam szukać pracy. I szybko trafiła mi się wspaniała oferta. Czułam, że życie wraca na dobre tory i że nareszcie będę mogła skończyć z oddawaniem się za pieniądze.

Chciałam zamknąć ponury rozdział życia. Marzyłam, że umówione na wieczór spotkanie z klientem będzie już ostatnie w moim życiu! Że nazajutrz odpowiedź z banku wszystko odmieni na lepsze i wreszcie skończy się moje upokorzenie. Kiedy Adaś obudził się, zjedliśmy razem obiad, a na deser poczęstowałam malucha porcją czekoladowego ciasta. Wieczorem wróciła pani Grażyna. Ja zaś ubrałam się elegancko i wyszłam „do pracy”. Miałam nadzieję, że klient zajmie mi jedynie godzinę.

Ten hotel, w którym się umówiliśmy, już znałam – była to zwykła, trzygwiazdkowa szopa wybudowana w stylu wczesnych lat 90-tych; idealne miejsce dla prowincjonalnych biznesmenów i przedstawicieli handlowych małych firm. Zastanawiałam się, jak wygląda mój klient. Oczyma wyobraźni widziałam wąsatego faceta po 50-tce, obwieszonego złotem, właściciela szklarni albo fabryczki korków do butelek.
Dotarłam pod drzwi z numerem 17. Zapukałam i nacisnęłam klamkę. Drzwi uchyliły się, weszłam do niewielkiego korytarzyka. Z salonu dobiegał dźwięk telewizora, w powietrzu unosił się swąd papierosa. Marszcząc nos zrobiłam kilka kroków i...

– Tata? – nie wierzyłam własnym oczom!

Niestety, to był mój ojciec! Boże! Z wrażenia aż zakręciło mi się w głowie! Postarzał się, posiwiał, wyraźnie schudł, ale to wciąż on. W samym szlafroku – pamiętałam ten strój doskonale, dostał go od mamy na gwiazdkę – i z butelką szampana w ręku zatrzymał się w pół kroku.

– Co ty... – wydusił z siebie. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami w milczeniu. – Co ty tu robisz? – wracała mu pewność siebie; wiedziałam, że to manipulant, kłamca.

– Skąd się tu wzięłaś?

– Przecież mnie zamawiałeś! – wydusiłam. – Jestem dziewczyną na telefon, którą zamówiłeś na dziś na dwudziestą.

– Łżesz, to jakaś pomyłka, nikogo nie zamawiałem! – głos trząsł mu się, tak jak dłonie.

Nigdy nie nazwę go swoim ojcem!

A ja stałam pośrodku pokoju i łzy płynęły mi po twarzy. Wiele myślałam o ojcu przez te ostatnie lata, tułając się po schroniskach z maleństwem u boku. Bywały nawet chwile, że winiłam samą siebie za to, że wyrzucił mnie z domu, byłam bliska, żeby wszystko mu wybaczyć. A tu, proszę! Hipokryta?

Nie, to za mało powiedziane! Ten człowiek wręcz żył kłamstwem! Przed ludźmi udawał świętoszka, a kiedy nikt nie widział, wychodził z niego prawdziwy diabeł wcielony. Co to za praktykujący katolik, który chciał zmusić córkę do usunięcia ciąży?! A przykładny mąż, który chodzi na dziwki! Był dla mnie skończony na zawsze! Nie tylko jako ojciec, ale i w ogóle jako człowiek!

– Wyrzuciłeś z domu córkę, bo nie chciała usunąć ciąży, a sam uganiasz się za dziwkami? Jesteś potworem!!! – krzyknęłam.

Milczał, zaciskając pięści.

– Bóg, w którego wierzysz na pokaz, osądzi cię! – dodałam.

Wlepiał we mnie oczy.

– Nie wiedziałem, że ty... – urwał, nie mogąc wymówić słowa, które określało moją profesję. Stało się, jak chciałam, na własne oczy przekonał się, że ma córkę prostytutkę. Jak się z tym poczuł? To dopiero upokorzenie!

– Słuchaj – odstawił butelkę na komodę i złapał mnie za rękę. – Zapomnijmy o tym. Wróć do domu, mama tęskni, możemy jeszcze wszystko na nowo ułożyć, jesteśmy rodziną...

– Mam rodzinę – wyrwałam mu się. – To mój syn. Jeśli bym miała wrócić, to na pewno nie do domu, w którym mieszkasz ty!

Mówiąc to, odwróciłam się i ruszyłam do wyjścia.

– Nie! – krzyknął, rzucając się za mną, ale ja wybiegałam.

Został w pokoju, ze swoją niezaspokojoną żądzą. Wyszłam z hotelu, odprowadzana pogardliwym spojrzeniem recepcjonisty. Ale miałam to w nosie. Informacja, że ojciec zadaje się z panienkami nie była dla mamy zaskoczeniem. Powiedziała mi, że podejrzewała go o to od dawna. Nie wnikała jednak, w jakich okolicznościach ja się o tym dowiedziałam.

Po latach udręki los zaczął być łaskawy

Po kilku dniach moje życie ponownie przewróciło się do góry nogami. Ojciec zabrał swoje rzeczy i wynajął skromne mieszkanie. Mama wniosła pozew o rozwód. Ja zaś uznałam, że lepiej będzie, jeśli Adasiem zajmie się babcia, kiedy ja będę zajęta pracą. Uczciwą. Bo dostałam ten etat w banku w Warszawie. Odzyskałam kontrolę nad sobą. Zostawiam za sobą złe wspomnienia. Znów się uśmiecham i smakuję życie, które potrafi być piękne. Wierzę, że teraz nadchodzą lepsze czasy...

Czytaj także:
„Miał być ślub i piękne życie, a jest dziecko mojego narzeczonego z obcą babą. Wydało się miesiąc przed weselem”
„Wyszłam za starego dziada dla kasy. Rodzicom mówię, że to mój teść. Jego dzieci mnie nienawidzą, ale nie wrócę do biedy”
„Po 7 latach małżeństwa i życia w luksusie odkryłam, że nie mogę już znieść tego związku”

Redakcja poleca

REKLAMA