„Ojciec i dziadkowie nigdy nie poruszali tematu mojej mamy. Z jej listów dowiedziałam się brutalnej prawdy”

Kobieta czytająca listy od zmarłej matki fot. Adobe Stock
Ta historia zaciążyła na całym moim życiu. I chociaż tata i dziadkowie ukrywali przede mną okrutną prawdę, to ja czułam, że w ich opowieściach o mamie coś jest nie tak. 
/ 15.04.2021 11:12
Kobieta czytająca listy od zmarłej matki fot. Adobe Stock

Żyliśmy poza wsią i trochę poza jej społecznością. Pewnie dlatego, nim poszłam do przedszkola, nie słyszałam niewygodnych pytań na temat mojej mamy. Długo więc nie musiałam konfrontować się z rzeczywistością. Ale wystarczyło zmienić otoczenie, żeby zderzyć się z tym, co nieuniknione.

E tam, ja po prostu taka jestem i już!

Kiedyś podczas zabawy w przedszkolu jedna z dziewczynek zapytała:
– A ty nie masz mamy?
– Nie – odpowiedziałam beztrosko.
– Każde dziecko ma, bo rodzi się z jej brzuszka – natychmiast zainteresowała się naszą rozmową druga.
Ja nie mam – szłam w zaparte.

Z każdą chwilą podczas tej wymiany zdań czułam się coraz dziwniej i na wszelki wypadek poszłam się bawić z kim innym. Jednak nie zapomniałam poczucia przykrości i odtąd baczniej przyglądałam się dzieciom. Nagle zaczęłam zauważać, że jestem jednym maluchem, którego przyprowadza do przedszkola i stamtąd odbiera tata. Czym zresztą wzbudzał zachwyt wszystkich pań. Pamiętam – niejedna próbowała nas zapraszać do siebie na herbatę i ciasto, niejedna mnie tuliła, próbując w ten sposób dotrzeć do niego, lecz mój ojciec pozostał niewzruszony.
– Tato, a ja nie mam mamy? – zapytałam kiedyś, gdy wracaliśmy do domu.
– Nie masz – odpowiedział i mocniej ścisnął moją maleńką dłoń.
– A dlaczego? Przecież wszystkie dzieci mają, ty też – nie odpuszczałam.
– Nie wszystkie – uciął dyskusję.

Dzieci nie są głupie. Wiedzą, kiedy nie drążyć tematu. Potem w domu zza zamkniętych drzwi słyszałam rozmowę ojca z dziadkami. Mówił coś podniesionym głosem, zaklinał ich, że trzeba coś wymyślić, bo przecież tak nie można.
– Można – stwierdziła twardo babcia.
Takiej jej nie znałam. Zawsze taka wyrozumiała, ciepła, ustępująca mi na każdym kroku, a tu nagle ostra i zdecydowana kobieta. Aż ciarki przeszły mi po plecach. I to jej „można” wypowiedziane tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Nie rozumiałam sensu słów, ale po intonacji domyśliłam się, że kwestia mamy nie jest dla nich przyjemnym tematem. Postanowiłam, więc nie sprawiać tatusiowi więcej przykrości i nie pytać o nią. Jednak nie da się długo żyć z tajemnicą w tak małej społeczności. Poszłam do szkoły i tam dowiedziałam się różnych rzeczy na temat mojej mamy. „Umarła przy porodzie”, „Uciekła z innym”, „Zniknęła”, „Miała ciebie dość, nie mogła wytrzymać twojego ryku i poszła w siną dal” – dzieciaki prześcigały się w pomysłach na jej temat.

Protestowałam. Broniłam się, że przecież według babci byłam najspokojniejszym dzieckiem pod słońcem, ale ciosy już padły. Przestałam się uczyć, nie chciałam chodzić do szkoły, odmawiałam zabaw z rówieśnikami. Całe dnie siedziałam w domu. Zapadłam na zdrowiu. Najpierw męczył mnie kaszel, potem zaczęłam się dusić.

Z powodu astmy stale musiałam być pod opieką lekarzy. Częściej bywałam w szpitalach i sanatoriach niż w mojej wsi. Nie widywałam już dzieci ze szkoły, bo przeszłam na indywidualne nauczanie. I odzyskałam spokój.

Miałam 15 lat, kiedy przeszukując strych, trafiłam na jej listy i zdjęcia. Jakie to dziwne: ledwie spojrzałam na to pudełko, a już zaczęłam się dusić. W pierwszym odruchu uciekłam przerażona, lecz wróciłam następnego dnia. Czułam, że muszę zmierzyć się z zawartością tego pudełka. Intuicja podpowiadała mi, że nie będą to przyjemne sprawy. „Gdyby to babcia znalazła, z pewnością by wyrzuciła” – myślałam, wyjmując z niego plik wyblakłych listów.

Spojrzałam na dno i… zobaczyłam siebie. A właściwie kobietę niewiele starszą ode mnie. Te same włosy, oczy, uśmiech… Byłam jej lustrzanym odbiciem. Od razu wiedziałam, że to moja mama. Zabrałam ze sobą zawartość pudełka. Opakowanie zostawiłam. Nie chciałam, żeby ktokolwiek się domyślił, że myszkowałam w tej części strychu.

No i wpadła po uszy, poza nim już świata nie widziała

Od tamtej pory, noc w noc czytałam listy mamy. Po wielokroć, bo nie było ich dużo. Najpierw pełne miłości do ojca, potem przesiąknięte coraz bardziej narastającą niechęcią do niego, do życia na wsi, wśród pól i prostych ludzi. I wreszcie o uczuciu do jakiegoś mężczyzny, który stał się jej wybawieniem. Był inny od wszystkich i od mojego ojca. Wrażliwy, spokojny, inteligentny. Nie interesowały go przyziemne sprawy – zarabianie, budowanie domu, tworzenie rodziny. Chciał żyć pełną piersią i poznawać świat. Przy nim mój poczciwy tata wypadał blado.

A więc zostawiła nas dla niego? To jest ta cała tajemnica – pomyślałam wtedy. – Dusiła się w tym życiu, nie mogła na nas patrzeć, dlatego uciekła. Gdzie jest teraz? Czy za mną nie tęskni?”. Nic oprócz śmierci bliskiej osoby nie boli bardziej niż odtrącenie przez matkę.
– Jak ona mogła mi coś takiego zrobić?! To potwór, nie matka! Wstrętny babsztyl! – wrzeszczałam sama do siebie, zagłuszając płacz głośną muzyką.

Miałam pretensje do całego świata. Do niej, do siebie, ale i do taty. Zaczęłam się buntować. Miałam dość tej rodziny i ich kłamstw. Moje słodkie dzieciństwo, obraz rozkosznego bobaska, jakim podobno byłam, szczęście, jakie im wszystkim dałam – to wszystko okazało się nieprawdą. Oni tylko udawali! A matka nigdy mnie nie kochała. „Jestem nikim” – wmawiałam sobie.

Ojciec przestał być dla mnie autorytetem. Dotąd uważałam go za silnego, prawdomównego faceta, jak bohaterowie z amerykańskich westernów; teraz zobaczyłam w nim słabeusza, który pozwolił, żeby żona przyprawiła mu rogi. A on, zamiast o nią walczyć, zajął się wychowaniem dzieciaka!
– Tylko do tego się nadajesz, do zmieniania pieluch! – pyskowałam mu.

Uciekłam, a babcia mimo cierpienia na to pozwoliła

Tak zaczęłam się staczać. Z piątkowej uczennicy stałam się ledwie trójkową. W moim życiu pojawiły się glany, czarne stroje, ostra muzyka i ordynarne słowa. Ojciec próbował do mnie dotrzeć, jednak był bez szans, bo jego słowa przestały dla mnie cokolwiek znaczyć. Zamiast rozmawiać, boksowaliśmy się ze sobą. Nie powiedziałam mu, że znam naszą przeszłość. Miałam dość. Podobnie jak matka czułam, że się duszę w tym domku z ogródkiem, w tej wsi położonej nad malowniczą rzeką pod lasem.

Wtedy do akcji wkroczyła babcia. Ona też nie pytała, czemu się tak zmieniłam. Wystarczyły jej moje słowa, że nie znoszę tego wszystkiego. Mam dość domu i liceum, że zawsze chciałam być artystką, a muszę chodzić do ogólniaka.
– Ale liceum plastyczne oznacza internat, chcesz tego? – zapytała załamana.
– Tak – powiedziałam twardo.

W głębi duszy liczyłam, że mnie zatrzyma, powie coś, co spowoduje, że na nowo będę tamtą dobrze ułożoną dziewczynką, a nie nastolatką z chaosem w głowie. Ale nie znała mojej tajemnicy, więc się zgodziła. Przybita, że odchodzę. Skończyłam liceum. Jakoś pierwszy bunt minął, ogarnęłam się w nowym miejscu i zaczęłam się nawet dobrze uczyć. Malowałam jak nikt inny. Na obrazy przenosiłam wszystkie swoje mroczne uczucia. Profesorowie to doceniali i na koniec szkoły zorganizowali mi wystawę. Bez problemu dostałam się na artystyczne studia i wyjechałam jeszcze dalej. A potem jeszcze dalej i jeszcze.

Uczyłam się, korzystałam z zagranicznych stypendiów i zwiedzałam świat. „Jak mama” – myślałam, szukając jej w każdym nowym miejscu. Marzyłam o takim niby przypadkowym spotkaniu. Gdzieś w kawiarni, galerii czy muzeum w Paryżu, Berlinie, albo Nowym Jorku…Ale nigdzie na nią nie wpadłam. Mimo to nie ustawałam w poszukiwaniach. Nie chciałam się z nikim wiązać. Faceci po prostu mnie nudzili, bo zawsze byli co najmniej o krok za mną.

W rodzinnym domu bywałam gościem. Babcia, bo dziadek zmarł wcześniej, tęskniła za mną i bardzo się postarzała, odkąd wyjechałam. Ojciec założył nową rodzinę, wydawał się być szczęśliwy, lecz stale do mnie dzwonił, prosił o spotkania, na które ja nie miałam czasu. Bo najważniejsza była ona – moja mama. Kobieta, która mnie zostawiła.

I tak minęło mi dziesięć lat życia. Poznałam chłopaka, Janka, podobnego do mojego ojca jak dwie krople wody. Spokojnego, statecznego, oddanego mi bez reszty. Wytrzymywał moje wojaże i potrzebę wolności. O dziwo, rozumiał, że nigdy nie będę typową żoną, i godził się na to. A ja im bardziej zaczynało mi na nim zależeć, tym częściej próbowałam go od siebie odepchnąć. Piłam, bawiłam się, wyjeżdżałam i wracałam bez uprzedzenia, wywracając nasze życie do góry nogami. Aż wreszcie stało się – zdradziłam go.

Tamten człowiek nic dla mnie znaczył, jednak wiedziałam, że Janek tego ciosu już nie wytrzyma. I wtedy oprzytomniałam. Wystraszyłam się, że stracę najbliższego człowieka. Jak mogłam być tak głupią egoistką i mu to zrobić! Z rozpaczy, zamiast wrócić po nocy do naszego mieszkania, wsiadłam w autobus i pojechałam prosto do mojej babci. Padłam jej do nóg i płacząc opowiedziałam, o wszystkim, co zrobiłam:
– Jestem podła, babciu! Jak matka…
– Dziecko, skąd ci to przyszło do głowy?! Skąd o niej… – babcia zbladła.
– Wiem wszystko od piętnastu lat, odkąd znalazłam jej listy i zdjęcie. Zdradziła ojca z jakimś gnojkiem, była okropna, straszna, a wyście mnie przed nią chronili. Niepotrzebnie. Jestem taka sama.
Babcia podniosła mnie z kolan i powiedziała, że oprócz urody w niczym mamy nie przypominam.
– Jesteś silna, Justynko, potrafisz postawić na swoim i wiele już osiągnęłaś jako malarka. Nie wiem, po kim masz ten talent, ale go podziwiam. Zawsze podziwiałam – dotknęła mojego policzka. – Twoja mama nie była zła, tylko się pogubiła. Tata kochał ją nad życie, wszyscy się śmiali, że przywiózł na wieś pannę z miasta, i troszkę mieli w tym racji, bo ona nigdy nie czuła się tutaj u siebie. Ale ty, kochanie… To było i jest twoje miejsce. Wiem, co mówię, przecież cię wychowałam. Nikt tak dobrze cię nie zna jak ja. Popełniliśmy błąd, nie mówiąc ci prawdy o matce. Wybacz. Nie wiedzieliśmy, jak się zachować, ale prawda o niej jest dużo tragiczniejsza niż ci się wydaje.
– Nie wyjechała? Nie uciekła z tym gościem? – przerwałam jej.
– Wyjechała, ale twój ojciec ją odszukał. Mieszkała w Warszawie, w skrajnej biedzie, bo kochanek szybko się nią znudził. Przecież żył dla świata, nie dla ludzi – babcia uśmiechnęła się gorzko.
– Tata przywiózł ją z powrotem.
Babcia głośno westchnęła: – Miałaś wtedy niespełna dwa latka. Liczył chyba na to, że Sabina się opamięta. Wybaczył jej zdradę, chociaż zrobiła z niego pośmiewisko na całą okolicę. Dla niego jednak liczyła się tylko twoja mama. I ty, kochanie.
– I co? Gdzie ona teraz jest? Znowu odeszła? – zarzuciłam babcię pytaniami.
– Tak… odeszła… – babcia wstała.

Próbując zmienić temat, swoim starym zwyczajem zaproponowała coś do jedzenia. Bo niby taka chudzinka ze mnie i z pewnością nic nie jadłam. Jednak ja znałam ją lepiej niż samą siebie. Odmówiłam, prosząc, by wreszcie niczego przede mną nie kryła. Musiałam poznać tę tajemnicę, która kładła się cieniem na moim życiu.
– Sabina była u nas przez rok. Odcięła się od świata, nie wychodziła nigdzie, w sumie wymagała takiej samej opieki jak ty. Dla dobra was obojga zacisnęłam zęby i zajmowałam się nią, ale nie umiałam jej pomóc. Nikt nie umiał – westchnęła. – Nie wiem, czy kochała mojego syna, czy tęskniła za tamtym. Nikomu nie chciała wyznać, co czuje. Tylko płakała. Ciągle płakała. Czasem próbowała coś przy tobie zrobić, wiedziałam, że cię kocha, była jednak zbyt słaba. Jakby traciła chęć do życia. Justyno, twoja mama nie rozumiała samej siebie. Dzisiaj pewnie ktoś by jej pomógł, ale wtedy, tutaj na wsi… Świeże powietrze nie leczy duszy.

Czułam, że babcia chce mi powiedzieć coś znacznie gorszego niż zdrada mamy. Widziałam, ile tą ją kosztuje. Nagle, patrząc na tę starą kobietę, która jakby kurczyła mi się w oczach, zrozumiałam.
– Mama nie żyje – powiedziałam.
– Tak – babcia odetchnęła i wyprostowała się jak struna. Na nowo była moją kochaną i wymagającą babunią. 
Nie żyje. Utopiła się w rzece, dwieście kilometrów stąd. W miejscu, w którym spędziła z tamtym facetem najpiękniejsze chwile. Wiem to z listu, który zostawiła. Byłam taka zła nią, że go spaliłam. Przepraszam, kochanie, nie mogłam inaczej. Żebyś widziała swojego ojca… Żal było patrzeć. Bałam się, że i on sobie coś zrobi. Na szczęście, miał ciebie.

Mamę pochowali w jej rodzinnym mieście. Jej rodzice nigdy się jakoś nie interesowali córką, więc dziadkom i tacie z łatwością przyszło okłamywanie mnie, a właściwie milczenie na temat tej historii. I tak wszyscy żyliśmy w atmosferze tajemnic, bo przecież ja też nigdy nie zdradziłam, że dokuczały mi dzieci.
– Gdybym wiedziała, że przeczytałaś te listy… – jęknęła babcia.
– Byłam za młoda, żeby to wszystko zrozumieć, nawet dzisiaj trudno mi to ogarnąć – przytuliłam ją do siebie.

Dziwne: słysząc zakończenie tej historii, wreszcie poczułam ulgę. Już wiedziałam, gdzie jest moja mama, i że nie muszę jej szukać. Dotarło do mnie jeszcze jedno: to nie ona, tylko tata jest całym moim życiem. On, dziadkowie i… Janek.
– Nie mów mu, dziecko, o tym, co zrobiłaś – poprosiła babcia. – Po prostu kochaj go i szanuj, ale nie mów.
Postąpiłam inaczej, niż radziła. Miałam dość tajemnic. Nie zniosłabym następnej. Nim porozmawiałam z Jankiem, odwiedziłam tatę. Nie mógł powstrzymać łez, kiedy mu powiedziałam, co wiem. Nie chciał mnie wypuścić, pokazał mi pokój w swoim nowym domu, który przygotował dla mnie. Jednak ja musiałam wracać i załatwić swoje sprawy.

Zaryzykowałam: zaufałam Jankowi i sobie

Pojechałam do Janka. Zabrałam go na cmentarz. A gdy już znaleźliśmy grób mamy, powiedziałam mu, kim jest ta kobieta i co zrobiła ze swoim i naszym życiem. Wyznałam wszystko: o moich chorobach, jej listach, moim buncie i szukaniu swojej drogi, i wreszcie nieodpowiedzialnym życiu. O tym, jak poznałam, jego – Janka, ale bałam się pokochać, i co zrobiłam, zanim zrozumiałam, że bardzo mi na nim zależy.

Bałam się, że odejdzie i nigdy więcej go nie zobaczę. Jednak byłam gotowa ponieść tę karę, bo chciałam wyjaśnić wszystko. Janek odszedł. Mimo to czekałam na niego, nie wiedząc, co dalej. Minął miesiąc, dwa, pół roku… gdy pewnego wieczora zapukał do drzwi mojego mieszkania. Rzuciłam mu się na szyję, bo zrozumiałam, że mi wybaczył. Dzisiaj jest mój dzień. Przygotowuję się do ślubu z Jankiem. Po nim nie wyjedziemy w romantyczną podróż do Francji czy nad Morze Śródziemne. Dosyć się już napatrzyłam na świat i wiem, że tego, czego potrzebuję, tam nie znajdę.

Po weselu zamieszkamy z moją babcią. Już wzięliśmy kredyt, żeby wyremontować jej dom. Mój tata też nam pomoże. Nie chce słyszeć, że w jego wieku powinien się zacząć oszczędzać. Zachowuje się jak mały chłopiec, który nagle odzyskał siły. A ja postaram się odbudować wszystko, co zniszczyła moja mama. Przez lata w ogóle o nią nie pytałam. Wystarczała mi bezwarunkowa miłość taty i ukochanych dziadków. Nieraz rozmyślałam czy za mną tęskni. Teraz już wiem, że zawsze czuwała nade mną.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Rok mieszkałam z teściami. Teściowa wtrącała się we wszystko
Znaliśmy się 2 lata, ale on nie chciał przedstawić mnie rodzinie
Być kochanką to jak żywić się resztkami i odpadkami z cudzego stołu

Redakcja poleca

REKLAMA