Zazwyczaj o poranku udawałem się na targ, aby zrobić drobne zakupy. To miejsce jest mi bardzo bliskie, od wczesnych godzin dużo tam się dzieje. Handlarze zaczepiają przechodniów, możemy porozmawiać, nie czuję się wtedy tak bardzo odizolowany, odsunięty na bok.
Brakuje mi żony
Zwykle nie kupuję dużo, tylko trochę wiejskiego, białego sera i kiszonej kapusty. Kiedy jeszcze z nami była moja ukochana Haneczka, posiłki prezentowały się zupełnie inaczej. Każdy z nich był jak małe święto.
Pamiętam czasy, gdy brakowało nam wszystkiego, dlatego potrafię docenić hojnie zapełniony talerz. Potrawy Haneczki smakowały jak nektar bogów. Moja żona miała talent do gotowania, wkładała całe swoje serce w przygotowywanie dań. Kiedy coś jest podane z miłością, to wpływa to także na nasze zdrowie. Człowiek czuje, że ktoś o niego dba, że mu na nim zależy. Teraz to już nie to samo. Nie wiem, jaki jest cel mojego życia. Pan Bóg mnie opuścił, więc muszę radzić sobie sam.
Muszę często odpoczywać, moje kolana nie są już tak mocne i często mnie bolą. Lekarz zalecił mi używanie maści, bo tabletki miały negatywny wpływ na mój żołądek. To jednak nie przynosi ulgi. Ale nie zamierzam narzekać. Odetchnąłem przez chwilę, po czym kontynuowałem marsz. Już blisko, dam radę. Muszę zacząć myśleć o zakupie laski, ale póki co nie czuję się jeszcze na tyle staro, żeby na ulicy patrzyli na mnie jak na niepełnosprawnego.
Gdy wrócę do domu, opatrzę kolana liśćmi kapusty – to najlepszy sposób na dolegliwości stawów. Tak zawsze twierdziła Hania i zawsze miała rację. Kapusta wyciągnie wszelkie dolegliwości i znowu będę mógł swobodnie spacerować. Oczywiście, nie odmłodnieję, nie warto oczekiwać cudów. Powinniśmy cieszyć się tym, co nam Bóg obdarował.
Lubiłem wyprawy na targ
Zgiełk i ruch panujący na targowisku dobrze na mnie wpłynęły. Przechadzałem się z energią, rozglądając się za znanymi twarzami. Na wejściu spotkałam właścicielkę jednego ze stoisk.
– Panie Sylwestrze, tak szedł pan z werwą, że ledwo nadążyłam – zauważyła i przecisnęła się za stół ze swoimi towarami. – Od rana mamy ładną pogodę, chociaż zapowiadali burzę – zaczęła rozmowę z uśmiechem.
Z radością zacząłem z nią gawędzić. To właśnie z tego powodu tutaj przyszedłem. Przyjemnie jest porozmawiać z przyjaznym człowiekiem o czymś innym niż dolegliwości bólowe.
Mój syn wyśmiewa te moje nawyki, ale ja uważam, że jest w błędzie. Nie rozumie, że trzeba taktownie obchodzić się z osobami nam bliskimi, jeżeli nie chcemy ich zniechęcić. Uświadomiłem sobie, że starsi ludzie desperacko pragną zainteresowania, stąd też często zajmują czas innym. Ja nie zamierzam tak postępować, zamiast tego wolę udać się na lokalny rynek. Przechadzka dobrze mi robi, rozgrzewa stawy, pozwala obserwować innych. Dzięki temu czas spędzony w domu jest mniej monotonny, bo nie mam siły, by po raz drugi wychodzić i wspinać się po stromych schodach. Wychodzę tylko rano, kiedy mam najwięcej energii.
Kiedyś byłem aktywny
Dawniej bywały czasy, kiedy rzadko można było zobaczyć mnie w domu. Po pracy często wybierałem się na wycieczki i łowiłem ryby albo zbierałem grzyby. Byłem ciągle w ruchu. Nadal mam wędki schowane w szafie. Liczyłem, że syn zechce je wykorzystać, ale niestety. Zaledwie machnął na nie ręką i spojrzał tak, że zrobiło mi się przykro. Niezależnie od tego, co mu proponowałem, zawsze spotykałem się z odmową. Być może po mojej śmierci wnuki zdecydują się je przejąć sprzęt, a jeśli nie, wyrzucą go. Myśl o tym sprawia, że boli mnie serce, ale nic na to nie poradzę. Moje wędki przestały być przydatne, podobnie jak ja. Taki jest los.
– Czyżby pan Sylwester popadł w zadumę? – zauważyła to i delikatnie mi na to zwróciła uwagę właścicielka stoiska.
Faktycznie, za moimi plecami uformowała się kolejka trzech niecierpliwych pań. Cicho jeszcze było, ale czułem, że to tylko kwestia chwili. Cóż, potrafię być niezłym marzycielem.
– Poproszę biały ser – wykrztusiłem.
Wcale nie przyszedłem tutaj żeby kupić ser, zwłaszcza, że wczorajszy jeszcze czekał na mnie w kuchni, ale nie wpadło mi nic innego do głowy.
– 20 dekagramów, jak zwykle? – zapytała miło ekspedientka, unosząc nóż nad domowym twarogiem.
Przytaknąłem. Hania sama robiła ten pyszny ser, zsiadając mleko, podgrzewając je i przeciskając przez gęstą tkaninę...
Syn miał mnie odwiedzić
– Panie Sylwestrze! – To chyba pana telefon dzwoni? – zauważyła, wskazując na moją kieszeń.
Często zapominam o telefonie, a syn narzeka, że nie może się ze mną skontaktować, albo nie odbieram połączeń.
– Tak? – tym razem zdążyłem zareagować, zanim Tymek się rozłączył.
– Tato? Wreszcie, zacząłem się już niepokoić. Jak się czujesz?
– Całkiem sprawnie, jeszcze chwilę będę kręcił się po tej planecie i wam zawracał głowę – odrzekłem pełen energii.
Nie zamierzam udawać starca, który ledwo się trzyma.
– Odwiedzimy cię dzisiaj z Rafałem, ok?
Ach, ale to niespodzianka. Syn i wnuk. Napawało mnie to radością, zawsze byli bardzo zajęci, rzadko mieli czas na wizyty. Będę musiał zrobić większe zakupy, w tym sklepie dalej mają ciasta, kupię trochę drożdżowego z owocami, idealne do podania z herbatą.
– Tato? Usłyszałeś mnie?
– Nie jestem głuchy – odezwałem się donośnie. – Wpadnijcie, nie musisz mnie uprzedzać. Będę czekał.
– Będziemy około osiemnastej – stwierdził Tymek, następnie zakończył rozmowę.
Schowałem telefon i pewnym krokiem skierowałem się ku stoisku z pieczywem. Kiedy człowiek ma jakiś cel, to z miejsca rusza się z większą energią.
– Proszę pół tego drożdżowego... – oznajmiłem z pewnym poczuciem dumy. – Spodziewam się gości, odwiedzi mnie mój syn z wnukiem.
– To będzie dziesięć złotych– odparła sprzedawczyni, wręczając mi zapakowany w papier wypiek.
Zaskoczył mnie
Tymek i Rafał pojawili się punktualnie, przynosząc ze sobą różne zakupy. Pogawędziliśmy na różne tematy, a następnie Tymek zaczął mówić o samochodzie.
– Ojciec na pewno potrzebuje jeszcze tego starego opla? Stoi na parkingu, korozja go niszczy, żadnego z niego pożytku. Pomyślałem, że może mógłby go tata odda Rafałowi. Chłopak ma prawo jazdy, mógłby trochę pojeździć, zdobyć doświadczenie. Jeśli zniszczy ten grat, to nie będzie to wielka strata, prawda?
Rupieć? Byłem zdumiony. Mój opel przez ostatnie piętnaście lat służył mi bez zarzutu, nigdy mnie nie zawiódł. To był solidny pojazd, wszystko w nim funkcjonowało jak w precyzyjnie wyregulowanym mechanizmie zegarkowym. Zawsze o niego dbałem, regularnie serwisowałem i co tydzień myłem. Karoserię polerowałem woskiem do momentu, kiedy błyszczała. Dla każdego mężczyzny samochód to ważna sprawa, nigdy nie przyszło mi do głowy, że mogę się go kiedyś pozbyć.
– I co tata myśli? – ponaglił mnie Tymek.
– Wzrok już nie ten, a i tak nie mam dokąd jeździć – odparłem cicho. –Jednak jeszcze niedawno go używałem. Woziłem mamę na badania, odbierałem ją ze szpitala, pamiętasz? Bez samochodu byłoby ciężko, choroba pozbawiła mamę wszystkich sił.
– Rozumiem, ale to było kilka lat temu. Teraz stoi i się niszczy, prawdopodobnie trzeba wymienić akumulator. Szkoda tego auta, prawda?
Trochę mnie to zabolało
Chociaż z niechęcią, musiałem uznać, że miał rację. Nadszedł czas, żeby spojrzeć prawdzie w oczy.
– Rafał, będziesz się nim opiekował? Ten samochód ma długą historię, jest dla mnie bardzo ważny – powiedziałem do wnuka, kiedy decyzja już zapadła.
Argumenty syna w tej kwestii były całkowicie słuszne – na co mi stary samochód. Ale to mnie zabolało. Być może to zabrzmi śmiesznie, ale dla mnie pozbycie się tego opla oznaczało oddanie fragmentu mojego życia.
– Zajmę się nim, dziadku – Rafał nagle zaczął mówić poważnym tonem.
Przyglądałem mu się dokładnie. Chłopiec stawał się mężczyzną. Na głowie miał modny fryz, ale w głowie porządek. Odziedziczył to po mnie. Tymek bardziej przypominał Hanię, ale wnuk jest jak odbicie mnie samego. Niech korzysta z życia jak najbardziej.
Zdenerwował mnie
– Skoro już rozmawiamy na ten temat – syn zaczął wykonywać niespokojne ruchy – Co sądzisz o przekazaniu mieszkania dla Rafała? Oczywiście, tylko formalnie. Wszystko pozostałoby bez zmian, nadal byś tu mieszkał.
– Czemu? W końcu i tak wszystko, co mam, przejdzie na was w spadku? – zapytałem z nieukrywanym zniecierpliwieniem.
Niepokoiło mnie, że syn tak szybko chciał podzielić mój dobytek. Wciąż żyłem, byłem niezależny, nie potrzebowałem wsparcia od nikogo. Czy miałem zrezygnować ze wszystkiego i przekazać to w ręce rodziny?
– To by ułatwiło sprawy, uniknęlibyśmy procedur spadkowych...
Kwestia spadku. Odczułem gorzki smak w ustach, sięgnąłem po kubek z herbatą, ale nie udało mi się pozbyć smaku goryczy. Dlaczego Tymoteusz w ten sposób ze mną rozmawia? Czy coś mu zrobiłem?
– Wciąż jestem wśród żywych – powiedziałem, niemal dławiąc się słowami. – Mieszkanie, auto i niewielkie oszczędności – to wszystko, co mam. Nie narzucam się wam i nie jestem ciężarem.
– Nigdy niczego nie można być pewnym – stwierdził obojętnie Tymek. – Teraz ojciec jest sprawny, jednak zdrowie w podeszłym wieku bywa nieprzewidywalne. Część ludzi ma szczęście, inni nie.
– Wciąż jestem w stanie samodzielnie funkcjonować, nie potrzebuję twojego wsparcia – odparłem z irytacją.
– To tylko stwierdzenie, ojciec, się nie denerwuj. Lekarz zalecił, aby ojciec unikał stresu, bo to zwiększa ciśnienie, a to jest niebezpieczne w twoim wieku.
Nie oddam mu mieszkania
Tymoteusz nie był z natury zły, jednak totalnie brakowało mu empatii. Charakteryzował go niewielki poziom wrażliwości, a przez życie przechodził jak niepowstrzymany taran. Teraz postanowił, że jego stary ojciec nie potrzebuje już niczego. Ani pojazdu, ani domu. Co do auta, miało to pewien sens – nie będzie już z niego korzystać, a sprzedać mi szkoda. Lepiej, żeby pozostało w rodzinie. Ale domu nie oddam. Patrzyłem na niego i zacząłem się śmiać.
– Dlaczego tata tak się śmieje? – zaniepokoił się Tymek. – Powiedziałem coś zabawnego?
Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak bardzo się uśmiałem. Rafał również dał się porwać w ten wir radości i razem śmialiśmy się jak szaleni.
– Chyba zwariowaliście – skomentował Tymek, który nie był w stanie zrozumieć naszej euforii.
– Po mojej śmierci, a nie wcześniej, mieszkanie przejdzie na Rafała – powiedziałem, wycierając łzy. – Wiesz, synu, nie powinieneś odbierać mi wszystkiego, kiedy ja jeszcze żyję. Nie rozumiem, dlaczego chcesz mnie już wpędzić do grobu.
Niestety, nie zrozumiał, o co mi chodzi. Słowa bardziej dotarły do mojego wnuka. Zobaczyłem to w jego oczach. I to jest dobre, niech się nauczy empatii do drugiego człowieka.
Czytaj także: „Szwagierka przyjęła pod swój dach samotną matkę z dzieckiem. W podzięce ta obca baba zabrała jej męża”
„Teściowa ubóstwiała sprytnego szwagra, ja byłem życiową niedojdą. Czar prysł, gdy cwaniak zrobił ją na kasę” „Ojciec wyrzucił mnie i mamę z domu, gdy miałem 6 lat. Zostawił nas na pastwę losu, a teraz chce być moim kumplem”