Wieczór zapadał szybko, jak to zimą. Siedziałam przy kuchennym stole, kończąc listę zakupów na następny tydzień. W tle słychać było odgłosy dzieci: Tomek ganiał się z Julką po korytarzu, krzycząc coś o bitwie na śnieżki. Z łazienki dobiegał dźwięk wiertarki – Piotr zabrał się za naprawę spłuczki.
– Mamo, a w tym roku na pewno pojedziemy w góry? – Julka, opierając się łokciami o blat, patrzyła na mnie z takim wyczekiwaniem, że aż ścisnęło mnie w żołądku.
– Jasne, kochanie – odpowiedziałam z uśmiechem, choć w głowie kłębiły się myśli o ostatnich wydatkach.
To było nasze marzenie
Ferie w górach były naszym wielkim marzeniem. Od trzech lat obiecywaliśmy sobie, że pojedziemy całą rodziną na prawdziwy zimowy wypoczynek. Nie na wieś do znajomych, gdzie śnieg ledwo przykrywał pola, ale w prawdziwe góry – z kuligami, stokami narciarskimi i tym zapachem drewna z kominka w drewnianym pensjonacie.
– W tym roku na pewno – powtarzałam jak mantrę.
Dzieci nieustannie przypominały nam o tym planie, rozrysowując w zeszytach „mapy marzeń”. Julka śniła o nauce jazdy na nartach, Tomek – o wojnach na śnieżki na stoku.
Piotr też się zapalił do tego pomysłu, nawet zaczął odkładać część swoich dodatkowych zarobków z napraw samochodów.
– Magda, zrobimy to. Te ferie będą niezapomniane – powtarzał, a ja widziałam, że chce w to wierzyć tak samo jak dzieci.
Każdego miesiąca odrywaliśmy od budżetu to, co się dało, licząc, że w końcu zrealizujemy nasze plany. Ale w życiu zawsze coś się psuje w najgorszym momencie – a to samochód, a to pralka, a to kolejna „niespodzianka” z pracy. Mimo to nie chciałam odbierać dzieciom tej nadziei.
Patrząc na ich uśmiechnięte twarze, wiedziałam, że to coś więcej niż ferie. To był nasz sposób na pokazanie, że nawet zwyczajne rodziny mogą spełniać marzenia – choćby małe. Tylko czasem zastanawiałam się, czy los na pewno ma dla nas choć trochę zimowego szczęścia.
Awaria była pechowa
Pralka znowu ciekła. Stałam nad kałużą w łazience, trzymając w rękach ręcznik. Miałam ochotę go cisnąć w kąt, ale Piotr był obok. Zawsze powtarzał, że nie ma sensu wściekać się na rzeczy martwe. Może i miał rację, ale po tym tygodniu ledwo panowałam nad sobą.
Najpierw ta pralka, która działała na słowo honoru, a teraz samochód. Piotr wrócił z pracy blady jak ściana.
– Silnik do naprawy – powiedział, nawet nie zdejmując kurtki. – Trzy tysiące minimum.
Usiadłam ciężko przy kuchennym stole, gdzie leżał nasz zeszyt z domowym budżetem. Piotr otworzył lodówkę i wyjął piwo, choć rzadko je pijał w tygodniu. Miałam ochotę powiedzieć coś o zdrowiu, ale ugryzłam się w język.
– Magda, te oszczędności na ferie… – zaczął, unikając mojego spojrzenia. – Nie damy rady bez nich.
Poczułam ścisk w żołądku. Przed oczami stanęły mi Julka i Tomek, jak z błyskiem w oczach planują kulig i bitwy na śnieżki. Mieliśmy im to zabrać?
– Jak my im to powiemy? – wyszeptałam.
– Razem. Powiemy razem.
Dzieci były rozczarowane
Siedzieliśmy przy stole, a atmosfera była tak gęsta, że aż trudno było oddychać. Piotr nerwowo obracał kubek w dłoniach, jakby chciał w nim znaleźć właściwe słowa. Dzieci patrzyły na nas wyczekująco – Tomek z błyskiem ciekawości w oczach, Julia bardziej nieufna, jakby już wyczuwała, że to nie będzie dobra rozmowa.
– Musimy wam coś powiedzieć – zaczęłam, próbując nadać głosowi spokojny ton.
– Coś fajnego? – Tomek zapytał z nadzieją, a jego słowa sprawiły, że poczułam ukłucie w sercu.
– Nie pojedziemy w tym roku w góry – wtrącił Piotr, jakby chciał załatwić to jednym zdaniem. – Musieliśmy przeznaczyć oszczędności na naprawy.
Cisza trwała dłużej, niż mogłam znieść. Julia w końcu odezwała się pierwsza, a jej głos drżał:
– Ale obiecaliście… Jak mogliście?
– Rozumiem, że jesteście zawiedzeni – zaczęłam, ale Julia przerwała mi, wstając gwałtownie od stołu:
– Nie rozumiesz nic! Zawsze coś jest ważniejsze! – rzuciła i zniknęła w swoim pokoju.
Tomek spojrzał na nas ze złością:
– To przez was. Mogliście to naprawić później! – wykrzyknął, po czym pobiegł za siostrą.
Zostałam sama przy stole, a Piotr tylko spuścił głowę.
Obrzucaliśmy się pretensjami
– Mogłeś to przewidzieć, Piotr – rzuciłam, odstawiając kubek herbaty z taką siłą, że niemal się przewrócił. – Pralka już od miesięcy ledwo działała. A samochód? Kiedy ostatni raz zrobiłeś przegląd?
– Tak, Magda, bo to wszystko moja wina – odparł z ironią, opierając się o kuchenny blat. – Myślisz, że mogłem przewidzieć, że obie rzeczy rozwalą się w tym samym tygodniu?
– Nie chodzi o to – przerwałam, starając się utrzymać głos na spokojnym poziomie, choć w środku kipiałam. – Chodzi o dzieci. Całe miesiące tym żyły, a my… po prostu im to zabraliśmy.
Piotr uniósł ręce w obronnym geście.
– Nie mów, że to tylko moja wina. Ty też ich nakręcałaś. Mapy marzeń, filmy o górach, śnieżne wojny… Mogłaś ich trochę uspokoić, ale nie – miały mieć bajkę na jawie.
Te słowa zabolały. Może i miał rację. Przez chwilę tylko patrzyliśmy na siebie w ciszy, jakby każde z nas szukało sposobu, by nie powiedzieć za dużo.
– Wiesz, co jest najgorsze? – odezwałam się w końcu. – Że nawet nie wiem, jak to naprawić.
– Nie naprawisz – westchnął, spuszczając głowę. – Możesz tylko liczyć, że kiedyś to zrozumieją.
Tylko że ja nie chciałam liczyć. Chciałam wierzyć, że jeszcze możemy coś zrobić.
Mamy mądrego syna
Tomek pojawił się w kuchni nieoczekiwanie. Jego włosy sterczały w każdą stronę, jakby dopiero wstał, ale w oczach było coś, czego nie widziałam wcześniej – nie złość, raczej zagubienie.
– Mamo, naprawdę nie mamy tych pieniędzy? – zapytał, bawiąc się skrawkiem rękawa od bluzy.
Odłożyłam ściereczkę i przykucnęłam, żeby spojrzeć mu w oczy.
– Naprawdę, kochanie. Czasem w życiu trzeba wybierać, co jest ważniejsze. Bez samochodu nie możemy jeździć do szkoły i pracy, a bez pralki trudno w ogóle funkcjonować.
Westchnął, a potem spojrzał na mnie poważnie.
– Ale mi się wydawało, że to… no wiesz, te ferie, że to było najważniejsze.
Chciałam coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Tomek wzruszył ramionami i odwrócił się na pięcie. Zanim wyszedł, rzucił przez ramię:
– Powiedz Julce. Ona jest bardziej zła niż ja.
Było mi żal córki
Wieczorem znalazłam ją na podłodze w pokoju. Siedziała z laptopem na kolanach i oglądała filmy z gór. Przez chwilę nie podnosiła wzroku, potem powiedziała cicho:
– Wiesz, że Tomek już się nie złości? A ja… ja nie wiem, czy jeszcze kiedyś wam uwierzę.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Przytuliłam ją, choć nie odwzajemniła gestu.
– Wiem, że jest ci trudno. Ale obiecuję, że znajdziemy sposób, by to nadrobić.
Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy, a potem Julia szepnęła:
– Chciałabym, żeby tak było, mamo.
To był świetny pomysł
Wieczorem siedzieliśmy z Piotrem przy kuchennym stole, każde z nas pogrążone w swoich myślach. Ciszę przerywały jedynie odgłosy dzieci z ich pokojów – Julka klikała coś na laptopie, a Tomek tupał nogami, pewnie grając w swoją ulubioną grę.
– Myślisz, że to kiedyś zrozumieją? – zapytałam, mieszając herbatę, choć dawno wystygła.
Piotr westchnął i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Dzieci zawsze widzą wszystko inaczej. Dla nich jesteśmy bohaterami albo winowajcami, nic pośrodku.
Chciałam odpowiedzieć, ale nagle drzwi od pokoju Tomka skrzypnęły i na progu pojawił się nasz syn. W rękach trzymał zeszyt.
– Mamo, tato… – zaczął niepewnie, podchodząc bliżej. – Może możemy zrobić jakieś ferie tutaj?
Zmarszczyłam brwi.
– Co masz na myśli, kochanie?
Otworzył zeszyt, w którym były jego bazgroły – rysunki fortów ze śniegu, bitwy na śnieżki i namiot rozstawiony w ogrodzie.
– Nie mamy gór, ale mamy podwórko. Może być fajnie, jeśli się postaramy.
Poczułam, jak serce mi mięknie. Chciałam coś powiedzieć, ale wtedy do kuchni weszła Julka. Zerknęła na rysunki i westchnęła.
– Możemy spróbować – jej głos był cichy, ale szczery.
Piotr spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął. To nie były ferie, o których marzyliśmy, ale może właśnie na tym polegał nasz nowy początek.
Magda, 39 lat
Czytaj także: „Do wymarzonego stanowiska w firmie doszłam przez łóżko szefa. Tak było łatwiej i przyjemniej niż na nudnych kursach”
„Chciałam, by mąż zapłacił mi za bycie domową służącą. Wyśmiał mnie, więc teraz chodzi głodny i w pomiętych ciuchach”
„Zmieniałam babci pampersy tylko po to, żeby dostać spadek. Tak zakpiła ze mnie w testamencie, że straciłam wiarę w ludzi”