„Nowa miłość zupełnie mnie pochłonęła. Zmieniłam w sobie wszystko, żeby mu się spodobać - i to kosztem moich dzieci”

Zmieniałam w sobie wszystko, żeby mu się spodobać fot. Adobe Stock, shurkin_son
„Dla Pawła nosiłam wysokie obcasy, bo mówił, że lubi eleganckie kobiety. Zaczęłam czytać Pilcha, którym się zachwycał, a nawet polubiłam sport. Kiedy miał przyjść do mnie do domu... wzięłam urlop na całodniowe sprzątanie. Kompletnie mi odbiło!”.
/ 02.09.2021 14:06
Zmieniałam w sobie wszystko, żeby mu się spodobać fot. Adobe Stock, shurkin_son

Nigdy nie przypuszczałam, że w moim wieku, mam już trochę po czterdziestce, jeszcze zainteresuję się jakimś mężczyzną i to w takim stopniu, że świata nie będę poza nim widziała. Miałam za sobą rozwód i byłam niemal stuprocentowo pewna, że czasy, kiedy męskie plecy przesłaniały mi horyzont, minęły bezpowrotnie.

Tymczasem kiedy poznałam Pawła, stał się on dla mnie kimś tak ważnym i bliskim, że wielokrotnie potem zastanawiałam się, jak dotąd potrafiłam żyć bez niego i jeszcze uważać swoje życie za udane. A ja właśnie za takie je uważałam.

Miałam dwie nastoletnie córki, które nie sprawiały mi żadnych kłopotów wychowawczych

Dzięki dobrze płatnej pracy stać mnie było na życie na całkiem niezłym poziomie.

„Nie mam powodów, żeby narzekać” – mówiłam sobie nieraz, odganiając od siebie marzenia o płomiennych romansach.

„Prędzej czy później wszystkie kończą się podobnie: wpada się w rutynę, obiady, zakupy, pożyczki, a miłość bezpowrotnie ginie. Raz byłam mężatką, to wystarczy” – tłumaczyłam sama sobie.

Nie mogłam narzekać nawet na stosunki z byłym mężem, bo te układały się bardzo dobrze. Darek, z którym rozstałam się po kilkunastu latach małżeństwa za porozumieniem stron, płacił regularnie alimenty i co parę dni wpadał do dziewczyn albo porywał je na weekend, dając mi trochę czasu tylko dla siebie.

– Jesteś w czepku urodzona – mówiły koleżanki.

Dni upływały mi w spokojnym rytmie i byłam ze wszystkiego bardzo zadowolona do czasu, kiedy do naszego biura wszedł… Paweł.

On sprawił, że moje dotychczasowe życie wywróciło się do góry nogami

– To nasz nowy księgowy – powiedziała kadrowa, wprowadzając tego wysokiego blondyna do naszego biura.

Od jakiegoś czasu pracowałam jako sekretarka w dużej firmie zajmującej się dekoracją wnętrz. Odkąd nasza dotychczasowa księgowa przeszła na emeryturę, to na mnie spoczywał obowiązek prowadzenia ksiąg, sporządzania bilansów i wystawiania faktur. Już więc sam fakt, że nowy pracownik zdejmie ze mnie uciążliwe obowiązki, sprawił, że go z miejsca polubiłam.

Zresztą jego nie dało się nie lubić. Był nie tylko przystojny i szarmancki, ale i dowcipny, o czym przekonałam się już po paru dniach wspólnej pracy. Sporo czasu spędzaliśmy razem, bo przekazywałam mu wszystkie dokumenty i wyjaśniłam, czym się zajmujemy.

Chyba czuł, że wpadł mi w oko, bo odwzajemniał moje zainteresowanie

A to proponował, że zrobi mi kawę, a to podsuwał przyniesione z pobliskiego sklepiku czekoladki. Podobała mi się ta jego dyskretna adoracja, bo jak każda kobieta lubiłam przeglądać się w męskich oczach. Byłam, jak widać, typową przedstawicielką płci pięknej, bez mężczyzny czułam się gorsza i bezwartościowa, z czego chyba dotąd nie zdawałam sobie sprawy.

W każdym razie zainteresowanie Pawła sprawiło, że znowu chciało mi się stroić, malować, biegać do fryzjera. Czułam się, jakbym po długim śnie przebudziła się na nowo. Kiedy tak na mnie zerkał, znowu czułam się jak nastolatka. Brakowało mi chyba tego uczucia, bo tak płynnie weszłam w tę znajomość, że ktoś, kto obserwowałby mnie z boku, byłby zdumiony tą gwałtowną zmianą, jaka we mnie zaszła.

Niemal z dnia na dzień ja – osoba niezależna, pewna siebie, w jakimś sensie nawet egoistycznie nastawiona do życia, oczekująca od niego wszystkiego, co najlepsze – zaczęłam wypatrywać tych jego oznak zainteresowania i zupełnie poddałam się tej adoracji.

Wszystko inne przestało się dla mnie liczyć

– Córciu, nie poznaję cię! – mówiła ze zdziwieniem moja mama, kiedy zadzwoniłam do niej po przepis na sernik.

Doskonale wiedziała jak nie lubiłam piec. Ale ja, kiedy tylko usłyszałam, że sernik to ulubione ciasto Pawła, postanowiłam je czym prędzej upichcić i przynieść do pracy.

– Zostało mi trochę z imienin córki – kłamałam jak z nut, podsuwając mu następnego dnia kawałek cista. – Może masz ochotę na jabłecznik? – pytałam i choć poprzedniego dnia trąc jabłka, klęłam jak szewc, teraz z promiennie uśmiechem kroiłam mój wypiek.

Dla Pawła nosiłam wysokie obcasy, bo mówił, że lubi eleganckie kobiety. Zaczęłam czytać Pilcha, którym się zachwycał. A nawet – polubiłam sport!

– Dużo jeżdżę na rowerze, gram w tenisa, nurkuję – wyliczał.

A ja dziwiłam się, że do tej pory nie odnalazłam przyjemności w uprawianiu żadnej z tych dyscyplin sportu i postanowiłam to nadrobić. Wcześniej, kiedy moje dziewczyny chciały wyciągnąć mnie na rolki albo wspólny spacer, wymigiwałam się, mówiąc, że mam sporo pracy, sprzątania albo zaległego prasowania.

Wymyślałam cokolwiek, byle tylko zostać w domu. Zwyczajnie w świecie mi się nie chciało.

A teraz wystarczyło jedno słowo Pawła, żebym zapisała się do szkółki tenisowej albo wzięła pożyczkę z pracy i kupiła sobie rower górski.

– Ty i sport? – z niedowierzaniem mówiła moja przyjaciółka.

– Co w tym dziwnego? – zmroziłam ją wzrokiem i dodałam z wyższością, że i jej pewna dawka ruchu dobrze by zrobiła.

Dla Pawła byłam gotowa na wiele

Widać, w skrytości ducha marzyłam o nowym związku, miłości, która by mnie uskrzydliła. To dlatego byłam gotowa w imię tej nowej znajomości zupełnie się zmienić. Kiedy teraz patrzyłam w lustro, widziałam zupełnie inną kobietę niż ta, którą tak dobrze znałam.

Nie wiem, czy warto dla mężczyzny aż tak się poświęcać – zastanawiała się głośno moja mama, kiedy mówiłam, że biegnę na kort albo idę na rower.

Doskonale wiedziała, jak z natury jestem leniwa i jak muszę się mobilizować.

– Czego się nie robi dla miłości – odpowiadałam jej ze śmiechem i już zbiegałam po schodach.

A co się działo, gdy po raz pierwszy Paweł miał wpaść do mnie na niezobowiązującą kawę? Rany! Zaprosiłam go pod jakimś byle pretekstem, a potem wzięłam dzień urlopu, żeby w domu zrobić generalne porządki. O mało co, a gotowa byłam chwycić za pędzel i odmalować kuchnię!

– Mamo, daj spokój – mówiły moje córki, kiedy wchodziłam na drabinę, żeby omieść kąty pokoju z wiszących tam chyba od wieków pajęczyn.

Ja jednak nie dawałam odwieść się od planów porządnego wysprzątania i przemeblowania, w które wciągnęłam dziewczyny. Nie były z tego zadowolone i słyszałam, jak pod nosem narzekają. Nic sobie z tego nie robiłam, mówiąc sama do siebie, że cel uświęca środki.

Dziewczyny czuły, że w moim życiu pojawił się ktoś dla mnie ważny, bo miałam coraz mniej czasu dla nich

Niby byłam w domu, ale myślami wybiegałam z naszych czterech kątów. Byłam z nimi ciałem, ale nie duchem. To musiał być dla nich trudny moment. Kiedy teraz o tym wszystkim myślę, widzę, jaka musiałam być komiczna w tych swoich przygotowaniach. Nieomal wywróciłam dom do góry nogami, bo tak chciałam zrobić na nim dobre wrażenie. A Paweł… wpadł niczym po ogień!

– Przepraszam cię, Basiu, ale tak bardzo się spieszę – próbował się niezręcznie tłumaczyć, widząc na stole przygotowane dwie filiżanki i sernik, który zawsze tak mu smakował.

Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam! To po prostu nie mieściło mi się w głowie. Widać mama, która ostrzegała, że nie ma co zmieniać się dla mężczyzny, bo on i tak tego ani nie spostrzeże ani nie doceni, miała rację.

– Ale jestem naiwna! – łkałam przez telefon przyjaciółce.

Byłam załamana. Tak bardzo liczyłam, że ta nasza biurowa zażyłość przekształci się w coś więcej, że nie potrafiłam pogodzić się z tym, że poniosłam fiasko. Na szczęście nim na dobre się rozkleiłam, do kuchni wpadły moje córki, które widząc, na co się zanosi, postanowiły zatrzymać bieg wypadków. Doskonale wiedziały, że łzy kręcące się w oczach matki nie zapowiadają niczego dobrego.

– Idziemy na rowery! – zaordynowały. Poddałam się temu pomysłowi i powiem szczerze – nie przypuszczałam, że ta rowerowa wycieczka, połączona z małym piknikiem na leśnej polanie, sprawi mi tyle radości.

Kiedy patrzyłam na moje dziewczyny, pękałam z dumy

Wyrosły na fajne młode kobiety – ładne, dowcipne, ale też umiejące znaleźć się w różnych sytuacjach.

– Musimy częściej razem jeździć – powiedziałam, a moim dziewczynom aż oczy otworzyły się ze zdziwienia.

Córki przyklasnęły temu pomysłowi. Widać brakowało im mojej obecności i zainteresowania. Postanowiłam nadrobić stracony czas i zamiast pozwalać, by mijał na rozmyślaniach o biurowej miłości, spędzać go z własnymi dziećmi. Już następnego popołudnia ponownie wsiadłyśmy na rowery, a w drodze powrotnej wstąpiłyśmy do małej pizzerii, gdzie robili najwspanialsze frutti di mare w całych Katowicach.

Kiedy już prawie udało mi się wybić Pawła z głowy, stało się coś, czego się nie spodziewałam!

Stanął przed moim biurkiem i patrząc mi w oczy, zaprosił mnie na kawę

O mało nie spadłam z krzesła. W końcu przez tyle tygodni marzyłam o tym, żeby wykonał jakiś krok, który świadczyłby o tym, że traktuje mnie poważniej niż tylko jak koleżankę z biura, na której ćwiczy się w trudnej sztuce uwodzenia. Odwzajemniłam jego spojrzenie i powiedziałam, że z przyjemnością z nim pójdę na kawę, ale… nie dzisiaj.

– Idę z córkami do kina – oznajmiłam.

Nadal marzę o opiekuńczych męskich ramionach, ale wiem też, że czas spędzony z dziećmi jest dla mnie najważniejszy. Dobrze, że sobie to w końcu uświadomiłam. A miłość? Jestem zdania, że jeśli jest nam pisana, w końcu nas spotka. Dlatego uśmiecham się do Pawła i proponuję środowe popołudnie. Jesteśmy umówieni. Kto wie, co się zdarzy między nami? Wiem jedno: nie warto dla miłości wywracać swojego świata do góry nogami. 

Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”

Redakcja poleca

REKLAMA