„Nigdy nie chwaliliśmy córki. Po co? Przecież i tak wiedziała, że super z niej dziewczyna. A potem... chciała się zabić”

załamana nastolatka która myśli o samobójstwie fot. Adobe Stock
To niemożliwe! Julka chciała się zabić? I to dla jakichś durnych lajków?! Wiedziałam, że bawi się w blogerkę modową, ale nie brałam tego do końca poważnie.
/ 14.04.2021 11:17
załamana nastolatka która myśli o samobójstwie fot. Adobe Stock

Machinalnie obieram marchewki i ziemniaki. Kroję, przyprawiam mięso. Wstawiam na gaz, mieszam. Myślami tkwię cały czas przy córce… Przypominam sobie, jak Julka zaczęła publikować w serwisie społecznościowym swoje zdjęcia w różnych stylizacjach. Wtedy wydawało mi się to niegroźne, nawet śmieszne. Broniłam jej przed mężem, tłumaczyłam mu, że tak zaczynało wiele obecnie znanych celebrytek.

Na początku Julce szło świetnie. Tworzyła swoje stylizacje

Z koleżanką, która pstrykała fotki, wybierały najlepsze ujęcia. Jula wrzucała je do sieci, robiła fajne opisy. W sieci była otwarta, zabawna, inna niż w realnym życiu, w którym raczej bywa wycofana. Dostawała tam dużo komentarzy, polubień. Wkrótce jednak córka wpadła na pomysł, że zdobędzie nowe lajki, jeśli pojawi się w droższych ubraniach. Przyszła z tym do nas. Przymilała się, prosiła. Dałam jej pieniądze wbrew opinii Rafała, który uważał, że to dopiero początek żądań.

Znowu go przekonywałam, że się myli. Jednak czas pokazał, że to ja nie miałam racji. Do kosztów finansowych nowego hobby córki doszły bowiem inne, nieprzewidziane – słabiutkie oceny i liczne nieobecności w szkole. Mój mąż jest porywczy, dlatego sama próbowałam rozmawiać z Julką. Za każdym razem słyszałam jednak, żebym zostawiła ją w spokoju, bo ma większy kłopot.

Nowe stylizacje dostały tyle samo lajków co wcześniej, czyli mało, a przecież powinno być więcej. Była tym tak przybita, że zrobiło mi się jej żal. No więc… wyciągnęłam z konta kolejne pieniądze na ubrania. Dłuższy czas był spokój.

Do dziś, kiedy Julka przeszła samą siebie. Wieczorem pojawiła się w kuchni. Była wyraźnie naburmuszona, milcząca. Zaczęła sobie robić kanapki. Postanowiłam zacząć temat:

– Kochanie, myślę, że powinnaś zrezygnować z prowadzenia tego konta. Nie stać nas na tak drogie ubrania. Albo… – nagle przyszła mi do głowy genialna myśl. – Możesz zmienić swój profil. Kupuj ubrania w lumpeksach i je przerabiaj. Pokażesz innym, jak można modnie się ubrać za grosze. Mogłabym ci pomóc, kiedyś nieźle szyłam…

Spojrzała na mnie jak na kosmitkę.

– Pogięło cię? – warknęła. – Mam nosić ubrania ze śmietników? Sama sobie takie noś! – krzyknęła, a kanapki… wyrzuciła do kosza na śmieci.

Wyszła, a ja stałam na środku kuchni i czułam się tak, jakby to właśnie mnie ktoś wpakował do tego kosza. Zajrzał Rafał, zapytał, co się stało.

– Nic, drobna sprzeczka. Wiesz, ten czas dojrzewania…
– Nie wiem, czemu ty zawsze jej tak bronisz – mąż się wkurzył. – Nie rozumiem! Gówniara już dawno powinna ponieść konsekwencje tego, jak się zachowuje! – krzyknął.

Słucham? Moja córka chce popełnić samobójstwo?!

Nie potrafiłam mu wytłumaczyć, że nie potrafiłabym jej skrzyczeć. Przecież ja czekałam na Julcię długich pięć lat. Nawet gdy lekarze nie dawali szans na naturalną ciążę, wierzyłam w cud. I ten cud się zdarzył. A ona urodziła się maleńka i bezbronna. Kiedy ujrzałam ją pierwszy raz, obiecałam sobie, że nie pozwolę nikomu jej skrzywdzić.

W niedzielę po południu zajrzałam do szkolnego dziennika elektronicznego. Czekała na mnie wiadomość od wychowawczyni Julki – pani Kłobucka zapraszała mnie na spotkanie w najbliższy poniedziałek po południu. Kiedy próbowałam dowiedzieć się czegoś na ten temat od córki, ta stwierdziła, że nie ma pojęcia, o co może chodzić nauczycielce.

– Mam pójść z tobą? – zapytał mąż.
– Nie, po co masz się urywać z pracy. Poradzę sobie – uśmiechnęłam się.

Tak naprawdę bałam się tego, że jeśli w szkole będzie coś nie tak, w domu wybuchnie straszna awantura. Uznałam, że lepiej dmuchać na zimne. W poniedziałek, zanim weszłam do szkoły, Julka przysłała mi wiadomość: „Nie słuchaj tej baby, gada głupoty”. W ten sposób zyskałam potwierdzenie, że sprawa jest poważna, od razu zrobiło mi się gorąco. W pokoju nauczycielskim czekała na mnie nie tylko pani Ala, wychowawczyni, ale i inna kobieta. Przedstawiła się i oznajmiła, że jest szkolnym psychologiem. Zaczęła jednak pani Ala.

– Cieszę się, że pani przyszła. Sprawa jest delikatna. Nie wiem, jak zacząć… dlatego powiem wprost. Wiem, że Julka prowadzi profil, na który wrzuca swoje zdjęcia…
– To chyba nic złego? Tu nie ma żadnej golizny – podniosłam głos, bo włączył mi się tryb obrony córki.
– Oczywiście, są to ładne zdjęcia. Stylizacje też są interesujące – odpowiedziała spokojnie wychowawczyni. – Jednak nie w tym problem. Julka strasznie przeżywa, że dostaje zbyt mało lajków, jak to oni mówią. Niedawno zdradziła przyjaciółce, że jeśli nie zdobędzie ich więcej, zabije się.

Myślałam, że spadnę z krzesła. Złapałam się za brzeg ławki, by naprawdę nie upaść na podłogę.

Ty na mnie nie krzycz, tylko pomyśl, jak jej pomóc!

– Potraktowałyśmy sprawę poważnie, bo wie pani, teraz młodzież, niestety, szybko się załamuje – dodała pani Ala. – Te „lajki” kształtują ich samoocenę. Jeśli dostają ich dużo, czują, że są wartościowi. W tym wieku, kiedy ma się szesnaście lat, emocje są tak rozhuśtane… Brak polubień, sprawia, że dzieciak myśli, że nie jest nic wart.
– Co nie jest prawdą – do rozmowy włączyła się psycholożka.

I potem zapytała mnie o to, jak zachowuje się Julka w domu, czy ma przyjaciół, czy z mężem mamy wspólną strategię wychowawczą. Opowiedziałam wszystko dokładnie. Na koniec psycholożka jeszcze chciała wiedzieć, czy często chwalimy córkę. Popatrzyłam na nią w osłupieniu.

– Po co? Przecież córka wie, jaka jest mądra, dobra, fajna.

Psycholożka uśmiechnęła się krzywo.

– Widzi pani, może być tak, choć nie twierdzę, że tak jest, że te „lajki” zastępuję państwa pochwały – powiedziała.
– Bzdury! – obruszyłam się. – Bardzo ją z mężem kochamy…
– To jak państwo swoje uczucia okazujecie córce? – drążyła psycholożka.
– Normalnie – zastanawiałam się gorączkowo, ale nic nie przyszło mi do głowy. – Normalnie, chronię ją, daję pieniądze. Ma nowy model telefonu, szybki komputer. Jeździ na obozy językowe, nie stosujemy przesadnej kontroli – wyliczyłam i… zaczęłam płakać, bo usłyszałam, jak to brzmi.

Nie, nie mogę płakać! – skarciłam siebie w myślach. – To słabe, litowanie się teraz nad sobą. Najważniejsza jest Julka. Trzeba ją chronić, żeby nie zrobiła czegoś głupiego.

– Co mam zrobić? – popatrzyłam na obie kobiety z nadzieją, że dostanę prosty sposób, jak pomóc córce.

Dowiedziałam się, że przede wszystkim musimy mówić z mężem jednym głosem (co oznacza, że powinnam Rafałowi do wszystkiego się przyznać). W dalszej kolejności trzeba porozmawiać z córką. Tłumaczyć, że lajki o niczym nie świadczą, to swoista choroba naszego świata, sposób na fałszywe dowartościowanie się. Oszustwo czasem, bo gwiazdy kupują swoje lajki. Prawdziwa wartość człowieka jest w jego wnętrzu, chociaż jasne, że w tym wieku, wygląd jest ważny. Ale najważniejsze, co kilka razy powtórzyła pani psycholog, to żeby Julkę chwalić – za wszystko, nawet kiedy po prostu odkurzy mieszkanie.

I żebyśmy pamiętali, że jedna pochwała, usłyszana w realu, ma wartość aż sześciu takich, które może dostać w sieci. Psycholożka na koniec dodała, że jeśli to nie pomoże, konieczna będzie wizyta u psychiatry. Wracając do domu, w głowie miałam mętlik, w sercu złość i strach. Wiedziałam, że te rozmowę z mężem powinnam załatwić od razu, i to bez względu na to, jak się potoczy.

Julka miała właśnie korepetycje z angielskiego w salonie, dlatego zabrałam psa i męża na spacer. Miałam nadzieję, że na podwórku zapanuje nad swoimi emocjami. Przez kilometr, który dzieli nasz blok od parku, układałam w głowie to, co mam powiedzieć. W końcu wzięłam głęboki oddech i zdałam mężowi relację z wizyty w szkole. Powiedziałam też o tym, co trzymałam przed nim w tajemnicy… Rafał skupiony słuchał, ale długo nie wytrzymał.

– Jak mogłaś?! – wrzasnął. – Oszukiwałaś mnie! A Julka powinna dostać prawdziwe lanie za te głupoty!
– Właśnie dlatego o wielu sprawach wolę cię nie informować – próbowałam zachować spokój. – Miej pretensje do siebie, do twojej złości. I jeśli czegoś z tym nie zrobisz, największą krzywdę wyrządzisz Julce.

Zabrałam psa i powlokłam się na drugi koniec parku. Przypomniałam sobie rady pani psycholog. Jak łatwo było jej mówić „porozmawiać” z mężem. Z niektórymi po prostu się nie da „porozmawiać”. Po co ja jej posłuchałam? Przed blokiem dogonił mnie mąż.

– Przepraszam, Sylwia… Zachowałem się jak głupek! Jestem z tobą, zawsze. I kocham was obie. Bardzo!

Wcale nie miałam ochoty tak od razu mu wybaczyć. Na trzecie piętro wspinaliśmy się w ciszy.

Przed drzwiami okazało się, że żadne z nas nie wzięło ze sobą kluczy

Ja zostawiłam swoje w torebce, Rafał w innej kurtce. Przycisnęłam dzwonek. Nic. Rafał walnął kilka razy w drzwi. Nic. Za to hałasem zainteresowała się sąsiadka z naprzeciwka. Szybko wyjaśniłam, co się stało. I napisałam do Julki esemesa. Nie odpowiedziała. Wybrałam jej numer. Też bez odzewu. Wtedy poczułam, jakby w moje serce wwiercała się wielka metalowa igła. A co, jeśli… Jeśli rzeczywiście coś sobie zrobiła?

Rafał pomyślał to co ja, bo od razu zadzwonił do straży pożarnej i na pogotowie. Straż pojawiła się po pięciu minutach. Błyskawicznie podzieliliśmy się ze strażakami naszymi podejrzeniami. Po chwili pojawiło się pogotowie, błyskały niebieskie koguty. Na podwórku zrobiło się zbiegowisko. Rafał wskazał nasz balkon, wytłumaczył, gdzie jest pokój córki. Strażak na wysięgniku wjechał na górę. Zastanawiałam się, dlaczego dzieje się to tak wolno. Wreszcie dojechał, wybił szybę w drzwiach balkonowych. Rafał trzymał mnie mocno, a ja czekałam na najgorsze. Zamknęłam oczy.

– Wszystko w porządku! – krzyknął po chwili z balkonu strażak.

Obok niego pojawiła się również Julka. Nawet z tej odległości widziałam, że jest przerażona. Patrzyła na rozbite szkło, straż, pogotowie. Na zebrany tłum. A mnie zrobiło się słabo.

– Halo! Tutaj! – krzyknął Rafał i w tej samej chwili stanął przy mnie ratownik medyczny.

Zmierzył mi ciśnienie, dał jakiś zastrzyk. Nakazał odpocząć. Gdy służby ratownicze odjechały, weszliśmy z mężem do domu. Julka swój strach zakryła pretensjami.

– Po co ten cały cyrk? Przecież tylko słuchałam głośno muzyki na słuchawkach. Nie widziałam, że telefon mi się rozładował. A ten strażak mnie przestraszył, rozumiecie?!

Nie zważając na ten wybuch złości, oboje z Rafałem przytuliliśmy ją mocno. Po chwili wszyscy troje zalewaliśmy się łzami. To były łzy ulgi.

– Córciu, ale nas wystraszyłaś – zaczęłam, ocierając twarz. – Psycholożka powiedziała, że myślałaś o samobójstwie z powodu małej liczby lajków.
– Byłam wkurzona! Uwierzyłaś w to? Przecież pisałam ci, żebyś jej nie słuchała. Strasznie chciałabym mieć więcej lajków, ale przecież nic sobie nie zrobię z tego powodu.

Nagle spoważniała.

– Baliście się o mnie? Naprawdę? Czasami myślałam, że nic was nie obchodzę, szczególnie taty. Ciągle na mnie krzyczy – znowu się rozpłakała.

Ten nasz dzień skończył się dobrze po trzeciej w nocy. Wcześniej zamówiliśmy pizzę, gadaliśmy jedno przez drugie. Mówiliśmy Julce o naszym przerażeniu, kiedy staliśmy na dole, czekając na informacje od strażaka. Ona po raz pierwszy przyznała się nam, jak źle czuje się w tej szkole, klasie. Jak bardzo jest samotna. I że przez to modowe konto chciała znaleźć przyjaciół. W końcu przyznała, że jest rzeczywiście uzależniona od lajków, od portali społecznościowych…

– Poradzimy coś na to, damy radę, córeczko – obiecał Rafał. – Tak, pomożemy ci we wszystkim , kochanie. Jesteśmy rodziną!

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Rok mieszkałam z teściami. Teściowa wtrącała się we wszystko
Znaliśmy się 2 lata, ale on nie chciał przedstawić mnie rodzinie
Być kochanką to jak żywić się resztkami i odpadkami z cudzego stołu

Redakcja poleca

REKLAMA