Miałam wtedy 25 lat. Właśnie skończyłam studia, odbywałam staż na jednym z wydziałów uczelni i zaczynałam rozglądać za jakąś ciekawą pracą.
Bardzo często spotykałam się z moją przyjaciółką, Renatą. To właśnie ona była pod wrażeniem ogólnopolskiej akcji dbania o własne zdrowie i namówiła mnie na samobadanie piersi. Przyznam, że potraktowałam temat z przymrużeniem oka, gdyż wydawało mi się, że takie problemy nie dotyczą młodych, nie skarżących się na nic, kobiet.
Myślałam, że rak piersi dotyczy tylko dojrzałych kobiet
Renata nic nie wyczuła w okolicy swoich piersi. Natomiast ja... wydawało mi się, że jest tam jakiś guzek.
– Nie czekaj, tylko wybierz się z tym jutro do lekarza. Może to zwykły włókniak, ale lepiej sprawdzać takie rzeczy od razu – doradziła Renata.
Wybrała się tam razem ze mną. Lekarz powiedział, że to prawdopodobnie nic groźnego, ale niezbędne jest jego usunięcie. Nie omieszkał też dodać, że wszystko będzie można stwierdzić z całkowitą pewnością dopiero po operacji.
– Co na przykład? – spytałam.
– Czy na sto procent nie jest to nowotwór złośliwy.
Jakoś nie przyjmowałam tego do siebie. Nie docierało do mnie, co może mi zagrażać. Miałam wyznaczony termin operacji i stawiłam się tego dnia do kliniki. Zabieg trwał ponad 3 godziny. Kiedy wybudzono mnie z narkozy, do pokoju wszedł zmartwiony doktor. Okazało się, że to nie był zwykły mały guzek, ale jednak nowotwór.
Od tego momentu pamiętam swoje życie jak przez mgłę. Zaczęła się moja desperacka walka o zdrowie.
Czekała mnie jeszcze jedna operacja – usunięcia lewej piersi. Potem dawki chemioterapii i wreszcie rehabilitacja. Zarówno fizyczna, jak i psychiczna.
Po usunięciu lewej piersi przestałam czuć się kobietą
Początkowo nie dawałam sobie rady ze świadomością, iż w tak młodym wieku jestem pokaleczona, nie czuję się kobieco. Dużo wsparcia dała mi moja ukochana rodzina, Renata i personel szpitala. Byłam tam pod opieką wspaniałych lekarzy i pielęgniarek, którzy starali się, jak mogli, abym szybko wróciła do jako takiej normy. Postarali się o opiekę psychologa dla mnie. Z jego pomocy korzystałam potem bardzo długo.
Aby przestać myśleć o przykrych przeżyciach, postanowiłam zająć się nauką. Zdecydowałam się na studium medyczne.
Potem rozpoczęłam pracę w jednej z warszawskich przychodni. Spotkałam tam miłość mojego życia – Pawła. Był lekarzem. Od początku wiedział o mojej chorobie. Nie odrzucił mnie nigdy.
Nawet nie dał odczuć, że jestem dla niego mniej kobieca od innych. Dał mi za to poczucie szczęścia i pozwolił uwierzyć we własną atrakcyjność. Widok blizny nie był dla niego przykry. Bardzo szybko postanowiliśmy wspólnie zamieszkać, a pół roku później byliśmy już małżeństwem.
Marzyłam o dziecku choć wiedziałam, że to duże ryzyko
Właściwie już wtedy powinnam być zadowolona z życia, ale mi w nim czegoś jeszcze brakowało. A właściwie kogoś – dziecka. Wiedziałam, że zajście w ciążę po takich przejściach, jakie miałam, jest ogromnym ryzykiem. Organizm kobiety jest wtedy podwójnie obciążony, a mój miał już dostatecznie wiele przejść.
Razem z mężem wybraliśmy się najpierw na wizytę do onkologa, później do ginekologa. Dowiedzieliśmy się, że w trakcie ciąży wzrasta poziom estrogenów, które mogą przyspieszać rozwój choroby i grozić przerzutami.
Ponadto, że niedobrze jest zajść w ciążę w ciągu dwóch lat od zakończenia leczenia. Po tym czasie organizm wraca do równowagi, stabilizuje się zakłócony chemioterapią cykl miesięczny.
W sumie lekarze nie odradzali ciąży pod warunkiem, że zastosujemy się ściśle do ich zaleceń.
Pół roku później nosiłam już pod sercem malutkie dzieciątko. Dwukrotnie częściej niż inne kobiety odwiedzałam ginekologa.
U onkologa byłam natomiast trzy razy. Nie było żadnego zagrożenia ani dla mnie, ani dla dziecka.
Dziś jestem szczęśliwą mamą i wiem, jak ważna jest profilaktyka
Cztery lata po operacji urodziłam Karolka. Dziś jest trzyletnim zdrowym i wesołym chłopcem. Zastanawiam się właśnie nad powrotem do pracy.
Czuję, że nadszedł dla mnie czas, bym spełniła zawodowe ambicje. Swoimi przeżyciami mogłabym obdzielić kilka kobiet, ale żadnej nie życzę podobnego losu ani niepewności co do stanu własnego zdrowia.
Warto robić profilaktyczne badania, odwiedzać lekarzy. I nie wierzyć w bajkę, że rak piersi dotyczy tylko dojrzałych kobiet.
Czytaj więcej prawdziwych historii:
„Mąż po wypadku stał się niepełnosprawny. Był zły na cały świat. Nie interesował się dzieckiem, które miałam urodzić”
„Narzeczony zostawił moją córkę, bo zaszła w ciążę. Umawiali się, że nigdy nie będą mieć dzieci...”
„Mój ukochany mąż zginął w wypadku w pierwsze urodziny naszej córki. Los pokarał mnie, że byłam bardzo szczęśliwa”