„Nie miałem kasy, więc zostałem dawcą. Chciałem uszczęśliwić jakąś parę, a nie być ogierem rozpłodowym dla desperatki”

Oszukany mężczyzna fot. Adobe Stock, New Africa
„Coś ty najlepszego zrobił, chłopie? Jak to teraz odkręcisz? Jeśli się przebadasz, dasz jej nadzieję. A jeśli spędzisz z nią więcej czasu, ryzykujesz, że się zaangażujesz. I co? Pójdziesz z nią do łóżka? Raz, dwa, pięć, dziesięć razy, dwadzieścia… A potem co? Grzecznie dasz się spławić?”.
/ 24.11.2021 07:25
Oszukany mężczyzna fot. Adobe Stock, New Africa

Ostatni rok mnie nie oszczędzał. Najpierw straciłem pracę, bo firma, z którą byłem związany od lat, splajtowała, potem moja partnerka powiedziała mi „adieu”. Przestałem być dla niej dobrą partią, skoro kasa się skończyła. W ostatnich latach szastałem pieniędzmi na prawo i lewo, więc wystarczyło kilka miesięcy bez dochodu, by moje konto zaświeciło pustkami. Pojawił się problem ze spłatą kredytów i opłatami za wynajem luksusowego apartamentu. Wtedy wpadłem na pomysł, żeby przenieść się do Krystiana, mojego brata.

Tamtego dnia przeglądałem oferty pracy. Poranny rytuał, od kiedy znalazłem się na zawodowym bruku.

– Ktoś tu będzie drużbą! – uradowana Ola, dziewczyna Krystka, błysnęła mi przed oczami pierścionkiem.
Ona promieniała, mnie zamurowało.

Mój brat, dotąd zagorzały przeciwnik małżeństwa, jakby „obrączkowanie” bolało, wreszcie się oświadczył.

– Bracie, żenię się – Krystek wychylił się zza Oli i potwierdził nowinę.

– Gratuluję – tyle byłem w stanie wydusić.

Ścisnęło mnie w żołądku. Młodszy brat mnie wyprzedził, a to ja od dawna marzyłem o stabilizacji. Jednak gdy próbowałem przekonać Agę do ożenku, słyszałem, że na pewno zaraz po ślubie zażądam stadka potomstwa.

– Wybij to sobie z głowy. Nie nadaję się ani na żonę, ani na matkę. Nie zamierzam tracić figury, bo ty chcesz geny przekazywać.

No tak, chciałeś modelkę, to masz, myślałem w takich chwilach. Wspólne wyjazdy, kino, zakupy, restauracje, imprezy, ja też to wszystko lubiłem, ale byłem już po trzydziestce i chciałem mieć rodzinę.

– Nie cieszysz się? – Olka zmarszczyła brwi.

– Pewnie, że się cieszę. Po prostu się zamyśliłem. Więc kiedy ta wielka uroczystość?

– Za pół roku – odpowiedzieli chórem.

– Czyli muszę sobie szukać i pracy, i nowego lokum, tak?

Nie zaprzeczyli. Super, chłopie. Po prostu świetnie. Skąd wytrzasnąć forsę? Moja branża przechodziła kryzys, więc na pracę w zawodzie na razie nie było szans. Mogłem wziąć coś poniżej moich kwalifikacji, ale pensja nie równałaby się tej dawnej. Znowu zacząłem przeglądać ogłoszenia. I wtedy w dolnym rogu ekranu wyświetliła mi się reklama klinki leczenia niepłodności. No tak, niektórzy zapłacą każdą sumę, żeby mieć dziecko. Agnieszka mi kiedyś wspomniała, że w internecie nierzadko ogłaszają się pary szukające dawcy nasienia.

– Skorzystaj – rzuciła pół żartem, pół serio.

– Skoro masz parcie, żeby przekazać swoje geny. I jeszcze byś na tym zarobił.

Wówczas się obruszyłem na taką propozycję, ale teraz… A gdyby jednak skorzystać?

Pod wpływem impulsu zacząłem szukać ogłoszeń, o których mówiła Agnieszka. Fakt, było tego mnóstwo. Moją uwagę przykuło jedno z nich. Napisała je osoba o nicku Mgiełka. Chwyciłem za telefon i wystukałem numer.

– Tak? – odezwał się delikatny damski głos, idealnie pasujący do pseudonimu.

– Dzień dobry, ja w sprawie ogłoszenia. Czy to pani szuka dawcy nasienia? – zapytałem znowu bez namysłu, bo gdybym zaczął się zastanawiać, pewnie w ogóle bym nie zadzwonił.

Bezpośrednie pytanie w moich własnych uszach zabrzmiało niestosownie i niemal obraźliwie. Ale nim poczułem się jak ostatni perwers i molestant, usłyszałem krótkie:

– Tak.

Aha. I co dalej? Jakie są procedury?

Nie miałem pojęcia, ale skoro ona wystawiła ogłoszenie, chyba przemyślała sprawę.

– Zatem… co teraz? Mam przesłać pani swoje zdjęcie?

– Plus podstawowe dane. Wiek, wzrost, waga, pochodzenie, wykształcenie. Jeśli te wstępne parametry spełnią moje wymagania, czy raczej oczekiwania, odezwę się.

No tak. Wstępne parametry. Czy moje okażą się na tyle kuszące, by ta nieznajoma kobieta chciała mieć ze mną dziecko? Nie, poprawka. Ona nie chce mieć ze mną dziecka. Ona chce mojego nasienia. Za pieniądze. I to ewentualnie, o ile spełnię jej wymagania. Nigdy dotąd nie byłem oceniany w taki sposób. Chyba. Ale czy to mi uwłaczało? Niespecjalnie. Bardziej mnie uraziło, że bez kasy dla Agi przestałem być interesujący.

– Okej. Proszę mi podać adres mailowy. Spróbuję się zareklamować.

Pochlebiło mi, gdy oddzwoniła już następnego dnia. Potrzebowałem nie tylko pieniędzy, dowartościowania też. Zaproponowała spotkanie. Bezpieczne miejsce. Publiczne. Kawiarnia w centrum handlowym. Nawet jeśli miała parcie na szybką ciążę, nie wynajmie od razu pokoju w hotelu, prawda? Na pierwszej, zapoznawczej randce, czy raczej spotkaniu organizacyjnym, do niczego nie dojdzie. Pewnie najpierw będzie chciała, żebym wykonał podstawowe badania. Jeśli chodzi o mnie, też wolałbym sprawdzić, komu posłużę w tak nietypowy sposób. No i byłem autentycznie ciekaw, jak dojdzie do owego przekazania nasienia? Da mi słoik czy dokonamy tego aktu w… hm, tradycyjny sposób?

Bratu nic nie powiedziałem. Bałem się jego reakcji. Uznałby to za poroniony pomysł.

Zwierzyłem się jedynie Alkowi

– Pewnie jest brzydka jak noc – wieszczył ponuro. – Ty się lepiej zastanów, czy to zapładnianie nie jest pretekstem do zaliczenia jakiegokolwiek faceta.

– Nie strasz… Poza tym najpierw się po prostu spotkamy, pogadamy, ustalimy, co i jak.

– Tylko niczego nie pij ani nie jedz. Na chwilę stracisz czujność i czegoś ci dosypie, a potem ockniesz się już po wszystkim, wykorzystany i na dokładkę bez nerki. Więc lepiej uważaj.

Alek, jak na geja-przyjaciela przystało, zachowywał się wobec mnie jak połączenie nadopiekuńczej matki ze zrzędzącą ciotką. Dzwonił do mnie codziennie o tej samej porze i truł. Wiedziałem, że ma dobre intencje, że się o mnie martwi, ale był męczący z tym snuciem tragiczno-kryminalnych wizji. Próbował torpedować mój pomysł na szybkie zdobycie kasy, ale nie proponował niczego w zamian, pożyczką też nie mógł mnie wspomóc, bo sam był pod kreską. Także ten…

Na miejsce spotkanie dotarłem pół godziny przed czasem. Zadzwoniłem do Mgiełki.

– Już jestem – usłyszałem.

Rozejrzałam się po kawiarence i zobaczyłem pod oknem drobną, kobiecą postać. Siedziała tyłem i odkładała telefon na blat. Widziałem tylko jej długie, ciemne włosy. Jakoś od razu wiedziałem, że to ona. Spodziewałem się kogoś nieatrakcyjnego, ale kiedy się odwróciła, niemal wbiło mnie w ziemię. Była przepiękna. Serio, nigdy nie widziałem tak ładnej dziewczyny. Nawet Agnieszka się do niej nie umywała, choć niczego jej nie brakowało (a już pazerności miała w nadmiarze). Podszedłem.

– Dzień dobry. Czy ty jesteś… czy pani… jest…? – zająknąłem się.

Bo raz, nie wiedziałem, jak się do niej zwracać; z bliska dostrzegłem, że przekroczyła już trzydziestkę. A dwa, nawet jeśli była w moim wieku albo i starsza, to musiała być pomyłka. Do takiej kobiety faceci powinni się ustawiać w kolejce. Tymczasem ona chciała płacić za… hm, no właśnie.

Zacząłem lekko panikować na myśl, że nasz układ biznesowy może objąć także intymne relacje. Wcześniej wydawało mi się, że nie będę miał wielkiego problemu z uprawieniem seksu z kimś, kogo prawie nie znam i kogo „prywatnie” bym nie wybrał, ale teraz zwątpiłem. Skonfrontowany z konkretną, żywą osobą, i to jeszcze taką, którą chętnie zaprosiłbym na prawdziwą randkę, zrozumiałem, jak mocno „mi się wydawało”, i jak bardzo poroniony jest ten cały pomysł. A może to jakaś podpucha? Jakiś chory eksperyment socjologiczno-psychologiczny?

Ona z kolei w ogóle nie wyglądała na zmieszaną, co dodatkowo mnie deprymowało.

– Tak, to ja, Mgiełka. To ze mną rozmawiałeś – potwierdziła z uśmiechem, rezygnując z formalnego tonu. – Siadaj.

Gestem wskazała mi miejsce naprzeciwko. Usiadłem posłusznie i gapiłem się na nią, nie mogąc się skupić ani zdecydować, co teraz powinien zrobić. Zostać, wyjść?

Mgiełka przejęła inicjatywę

– Przygotowałam listę pytań – wyciągnęła kartkę. – Na początek na nie odpowiedz.

Jak posłuszny uczeń kiwnąłem głową, a ona przemaglowała mnie jak rasowa profesorka. Zawód, zainteresowania, co lubię, czego nie lubię, czy mam rodzeństwo, czy moi rodzice i dziadkowie żyją, czym się zajmują, czy znam swój iloraz inteligencji, przebyte choroby, uczulenia, choroby w rodzinie… Moje odpowiedzi rodziły kolejne pytania, więc trwało to i trwało. Czułem się dziwnie, trochę jak na ustnym teście, trochę jak na randce z ciekawską, by nie rzec wścibską, dziewczyną. Miałem totalny mętlik w głowie. Pewnie dlatego wyłączyły mi się wszelkie blokady i pozy i po prostu odpowiadałem, szczerze, obnażając się przed nią bardziej, niż gdybym się rozebrał.

Wreszcie powiedziała:

– Wydajesz się interesującym kandydatem. Ale zanim do czegoś dojdzie, musisz zrobić badania. Powiem ci jakie i za wszystkie zapłacę. Końcowa kwota też powinna cię zadowolić.

Napisała sumę na drugiej stronie listy pytań i przesunęła po blacie w moją stronę. Spojrzałem i przełknąłem ślinę. Wysoko wyceniła moje usługi. Bardzo wysoko. Niebawem dowiedziałem się, dlaczego.

– Podpiszemy kontrakt u notariusza. Jeśli zajdę w ciążę, zrzekniesz się wszelkich praw do dziecka. Będziesz miał też gwarancję, że nie podam cię o alimenty. Poza tym zobowiążesz się do przynajmniej sześciu sesji w ciągu pół roku.

– Sesji…?

– Tak. Każdego miesiąca w moje dni płodne.

Zamilkła, jakby dawała mi czas na przetrawienie tej informacji. Gdy do mnie dotarło, czego tak naprawdę oczekuje za te pieniądze, zrobiłem wielkie oczy. Ona nie kupowała mojego nasienia, ona wynajmowała mnie do roli ogiera rozpłodowego, który po spełnieniu swojego zadania zniknie z jej życia oraz z życia dziecka.

A co ze mną? Nawet gdyby się udało już po pierwszej „sesji”, w trakcie musielibyśmy się zbliżyć z kilka razy. Zmuszeni rzecz powtarzać, bylibyśmy w seksualnym związku przez kilka miesięcy. I co? Miałem to robić, wyłączając uczucia, jak żigolak? Aż się wzdrygnąłem. Czy ona nie widziała, że to nienormalne?

Cholera jasna, a co będzie, jak się w niej zakocham? Każe mi spadać, ledwie dostanie, czego chciała, a ja zostanę ze złamanym sercem i kacem moralnym głębokim jak Rów Mariański?

– Czemu nie zgłosisz się do banku nasienia? Czemu nie in vitro?

– Bo chcę wiedzieć coś o dawcy. Nie chcę anonimowego ojca, o którym znam tylko podstawowe dane, a nie mam pojęcia, jakim jest człowiekiem. Chcę mu spojrzeć w oczy, chcę go dotknąć, chcę go poczuć, gdy będziemy… – urwała, a ja pierwszy raz zobaczyłem, że nie jest tak niewzruszona, jaką udawała.

Mówiła o tworzeniu nowego życia w atmosferze intymności, bliskości, nie o przekazywaniu nasienia, więc… więc tym bardziej nie pojmowałem, czemu taką metodę wybrała.

– Dlaczego chcesz mieć dziecko sama? Prościej i naturalniej byłoby gdybyś nie odwracała porządku. Najpierw poznaj faceta, zakochaj się, wejdźcie w relację. Dopiero wtedy zróbcie sobie dziecko, które razem wychowacie.

Zacisnęła usta. Jej mina stała się niemal odpychająca.

– Może w idealnym świecie tak to wygląda. Ale prawdziwemu życiu daleko do doskonałości. Nigdy nie ma pewności, że związek, który dobrze się zacznie, będzie udany. A ja nie chcę zafundować mojemu dziecku paskudnego dzieciństwa z kłócącymi się rodzicami albo tatusia z piekła rodem. Wolę wykluczyć taki scenariusz.

Pokręciłem głową.

– Bez obrazy, ale to głupie. Przecież nic nie jest pewne, nie istnieje coś takiego jak gwarancja na szczęście. Poza tym są rozwody, a lepszy niedoskonały tatuś niż żaden. Oczywiście nie mówię o jakichś potworach, tyranach czy zboczeńcach, którzy…

– A ja właśnie mówię o czymś takim – przerwała mi. – Takich opcji chcę uniknąć.

Zastygłem z półotwartymi ustami, bojąc się o cokolwiek zapytać. Boże, jakie doświadczenia miała ta kobieta, jakie traumy skrywała, jakie mroczne tajemnice się za nią wlekły? Uśmiechnęła się.

– Nie rób takiej miny. Nie obrażam się. Ani ciebie nie mam za jakiegoś psychopatę – gładko zbagatelizowała faktyczny powód mojego szoku. – Właściwie twoje wątpliwości utwierdzają mnie w decyzji, że jesteś najlepszym kandydatem. Proszę, zgódź się.

Milczałem.

– No to obiecaj, że przemyślisz sprawę, a na początek zrób badania. Co ci szkodzi? Nawet jeśli do niczego nie dojdzie, ty zyskasz dokładny wywiad medyczny. Zawsze się przyda. No, nie bądź taki, nie daj się prosić – patrzyła na mnie z uśmiechem, za którym kryło się dużo więcej.

Błaganie, żarliwość, desperacja. Hipnotyzowała mnie… 

– Świetnie! No to jesteśmy umówieni. Ustalę termin wizyty w klinice i wtedy zadzwonię.

Nie dała mi szans na zmianę decyzji. Szybko się pożegnała i odeszła, a ja jeszcze jakiś czas siedziałem przy stoliku, otępiały, zdumiony. I wystraszony.

Coś ty najlepszego zrobił, chłopie? Jak to teraz odkręcisz? Jeśli się przebadasz, dasz jej nadzieję. A jeśli spędzisz z nią więcej czasu, ryzykujesz, że się zaangażujesz. I co? Pójdziesz z nią do łóżka? Raz, dwa, pięć, dziesięć razy, dwadzieścia… A potem co? Grzecznie dasz się spławić? Znikniesz z życia jej i dziecka, będziesz udawał, że nic się nie stało, że nie jesteś ciekaw, czy to chłopiec czy dziewczynka, czy jest do ciebie podobne. Będziesz sobie wmawiał, że wcale nie chcesz widzieć, jak rośnie, uczy się nowych rzeczy, że nie chcesz usłyszeć, jak mówi do ciebie „tato”. Naprawdę dasz radę? I jakie prawo, jaka umowa powstrzyma cię przed spotkaniem z dzieckiem? Czy w ogóle taki układ jest legalny? I moralny? Czy przestajesz być ojcem, bo się zrzekłeś praw rodzicielskich?

No nie! Gdyby dzieciak zachorował i byłby potrzebny przeszczep, pewnie nie miałaby skrupułów, by cię znaleźć i poprosić o krew, szpik, nerkę, kawałek wątroby. I znowu zaoferowałaby ci kasę, pod łamiącym do reszty serce warunkiem, że zaraz potem znikniesz. Zresztą mniejsza o twoje uczucia i dylematy. Co z dzieckiem? Ma prawo mieć ojca, prawo do do jego miłości, troski, do jego rodziny.

Ma prawo chociaż go znać. Niby co powstrzyma je przed szukaniem cię, gdy nieco podrośnie? Kłamstwo, że nie żyjesz? Takie kłamstwa zwykle wcześniej czy później zostają wykryte i w ten sposób staniesz się wspólnikiem oszustwa. 

Wróciłem do domu i wciąż myślałem. A im więcej myślałem, tym mniejszą miałem ochotę na ten dziwny układ. Nie musiałem zwierzać się Alkowi, by wiedzieć, jak zareaguje, gdy opowiem mu o Mgiełce. Ładna? Piękna nawet? I chce cię wynająć na, hm, sesje rozpłodowe? Uciekaj, Mati! Nie pakuj się w układy z nią, bo na bank coś tu śmierdzi. Może to ją by trzeba porządnie przebadać, i to łącznie z wizytą u psychiatry. Jaką masz pewność, że będzie dobrą matką, że nie ma jakiś odchyłów? Na co w ogóle jest jej potrzebne dziecko? Czym dla niej będzie? Maskotką, nagrodą, substytutem?

Racja. Za dużo niewiadomych. Cała ta sytuacja miała tyle dobrego, że spuściłem z tonu, jeśli chodzi o wymagania odnośnie pracy. Przestałem wybrzydzać i poszedłem na rozmowę do firmy kurierskiej. Szef zdecydował się mnie przyjąć, a spodziewana wypłata, z premiami i nadgodzinami co prawda, wcale nie była taka mała. Przepracowałbym kilka miesięcy i stanąłbym ciut pewniej na nogach. Musiałem tylko poprosić brata, żeby pozwolił mi jeszcze trochę u siebie pomieszkać. Gdy zadzwoniła Mgiełka z informacją, że umówiła nas na badania w klinice w piątek, powiedziałem jej:

– Przepraszam.

– Za co? – wyczułem w jej głosie napięcie.

– Chyba nie rezygnujesz? Chciałabym, żebyś to był ty. Jesteś najlepszym kandydatem!

– Aha, czyli byli inni.

– Oczywiście.

– Zrobiłaś casting na ojca. Ma mi pochlebiać to, że wygrałem?

– A nie? Od początku miałam przeczucie, że się nadasz, że jesteś dobrym człowiekiem.

– Czy dobry człowiek zgodziłby się na taki… deal? Różnie się w życiu układa, ale ty chcesz już na samym starcie pozbawić nasze dziecko ojca. Przemyślałem to i nie mogę się zgodzić.

– A gdybym podwoiła cenę?

– Chętnie umówię się z tobą za darmo…

– Nie ma opcji! – przerwała mi ostro. – Nie chcę faceta, męża, kogoś, kto będzie mi się plątał po domu i życiu, z kim będę musiała wszystko uzgadniać! – prawie krzyczała. – Chcę tylko dziecko. Żeby…

– Żeby co? Co ci to dziecko ma wypełnić, kogo lub co zastąpić, co zrekompensować? Nie wiem, co sprawiło, że chcesz owocu związku i miłości, bez związku i miłości, ale zanim zdecydujesz się zostać mamą, powinnaś…

– Dość. Nie prosiłam cię o rady – ucięła. – Nie znasz mnie, nie masz prawa mnie analizować ani oceniać.

– Właśnie. Nie znam cię. A mam mieć z tobą dziecko? Ty też mnie nie znasz. Milion pytań nie powie ci, jaki jestem, jak kocham, jakim byłbym ojcem, partnerem, gdybyś dała mi szansę. Może zaryzykujesz i…
Rozłączyła się. I więcej nie zadzwoniła.

Minął tydzień, dwa, miesiąc, trzy

W mojej pracy kuriera spotykam różnych ludzi. Może pewnego dnia to Mgiełka otworzy mi drzwi, kto wie.
Czy będzie już w ciąży z drugim najlepszym kandydatem z listy? Czy może powie: „Nie mogłam przestać o tobie myśleć, wyobrażać sobie, jakby to było…”. I co wtedy zrobię? Nie wiem… Bo ja o niej myślę, bo wciąż sobie wyobrażam, jakby to było… 

Czytaj także:
„Mąż od wielu lat mnie bije i zdrada. Mówi, że jestem zimna jak ryba i potrzebuje więcej niż mu daję”
„Dziewczyna syna oskarżyła mojego męża o gwałt. Nie wiedziała, że mamy kamerkę w samochodzie...”
„Zakochałam się w swoim uczniu i wbrew wszystkim wzięłam z nim ślub. Rodzice wyrzekli się mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA