„Nie jestem ani ładna, ani zgrabna. Kamil jako jedyny zwrócił na mnie uwagę. Co z tego, że mnie bije?”

Kobieta w toksycznym związku fot. Adobe Stock
To uderzenie nie było nawet zbyt mocne. Poza tym przyznał, że po alkoholu świruje i chce pójść na terapię. Muszę mu pomóc, dać szansę. Może to ten jedyny, ten na całe życie?
/ 08.02.2021 16:45
Kobieta w toksycznym związku fot. Adobe Stock

Kocham Kamila, a on powtarza, że kocha mnie. To dziwne, no bo jak można kochać takie zero jak ja. A jednak… Ten jeden raz, kiedy mnie uderzył, nic nie znaczy, zresztą to było lekko i zaraz mnie przeprosił.

Odkąd pamiętam, ojciec powtarzał mi, że do niczego się nie nadaję. Najgorsze było to, że miał rację. W szkole zbierałam same dwójki i trójki, z żadnego przedmiotu nie byłam specjalnie dobra. To cud, że jakoś prześlizgiwałam się z klasy do klasy. Nie miałam też nigdy chłopaka. W czasie gdy inne dziewczyny umawiały się na randki, ja chowałam się po kątach, byle tylko nie zwrócić niczyjej uwagi.

Oczywiście uważały mnie z tego powodu za dziwoląga, ale z drugiej strony, same mówiły, że i tak nie mam szans na to, by ktokolwiek się mną zainteresował. Śmiały się ze mnie i dokuczały mi. Byłam przyzwyczajona. Ojciec też wciąż mi docinał, codziennie musiałam wysłuchiwać, jaka to jestem beznadziejna. W końcu przestałam na to zwracać uwagę, bo po co się denerwować.

Mimowolnie zapisało się, że nie zasługuję na miłość

Dlatego byłam szczerze zdumiona, kiedy poznałam Kamila. Przez kilka miesięcy nie mogłam uwierzyć, że to się naprawdę stało. I to nie na żadnym portalu dla samotnych, gdzie siedzą sami desperaci, tylko w realu, na ulicy!

– Hej, mała, masz szluga? – zapytał mnie, kiedy czekałam na autobus do pracy.

– Nie palę – bąknęłam cicho, odwracając głowę w drugą stronę.

– Nie? To żałuj! Nie ma nic lepszego niż pierwszy papieros o poranku! – westchnął, a potem… zaczął ze mną rozmawiać.

A właściwie prowadzić monolog, przerywany jego krótkimi pytaniami i moimi jeszcze krótszymi odpowiedziami. To była najdłuższa moja rozmowa z mężczyzną w życiu i byłam szczerze zafascynowana. Chyba spodobało mu się, że słucham go tak uważnie, bo kiedy wreszcie przyjechał autobus, wsiadł razem ze mną. I dalej gadał. Mówił, że wraca właśnie z imprezy, ale ponieważ ma dzisiaj wolne, to równie dobrze może mnie odwieźć pod pracę, skoro tak dobrze nam się rozmawia.

Owszem, wyczułam od niego jakiś dziwny zapach, ale ponieważ nigdy wcześniej nie miałam w ustach alkoholu, a w mojej rodzinie też niewiele się piło, to nawet nie skojarzyłam tego z opowieściami o imprezie. Kiedy wysiadałam, pocałował mnie w policzek! Przez cały dzień nie mogłam się skupić na pracy.

Chociaż wiedziałam, że to głupie, miałam nadzieję, że będzie na mnie czekał pod pracą. Tajemniczy nieznajomy z autobusu… Ale oczywiście nie było go. Pewnie odsypiał kaca. Za to pojawił się następnego dnia. I to z bukietem kwiatów! Co prawda chadzam tamtędy codziennie, więc doskonale wiem, że zerwał je z pobliskiego klombu, ale liczy się gest. Dla kogoś, kto w życiu nie dostał od faceta złamanego badyla, to było coś! Zaczęliśmy się spotykać.

Ten okres wspominam jako prawdziwie magiczny czas

Byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. Kiedy powiedziałam w domu, że mam chłopaka, mama zrobiła wielkie oczy, a ojciec tylko prychnął z niedowierzaniem.

– Uwierzę, jak zobaczę – rzucił.

I tak oto Kamil otrzymał oficjalne zaroszenie na obiad do moich rodziców. Bałam się tego spotkania, ale przebiegło nadzwyczaj dobrze. Kamil uwielbiał gadać i był dobry w opowiadaniu zabawnych historyjek, więc przy stole ani przez chwilę nie było nudno. Zwłaszcza że ojciec postawił wódkę. Sam nigdy z alkoholem nie przesadzał, ale uważał, że prawdziwy mężczyzna w gościach musi się napić.

Kamil spełnił jego oczekiwania aż do przesady. Kiedy od nas wychodził, ledwo się trzymał na nogach, ale ojciec był zadowolony.

– No, dziewczyno, tego się po tobie nie spodziewałem – powiedział mi. – Trzymaj się go, bo lepszego na pewno już sobie nie znajdziesz.

Nic dziwnego, że Kamil z moim ojcem dobrze się dogadywali. W gruncie rzeczy byli do siebie bardzo podobni. Ale to wyszło dopiero po kilku tygodniach.

Mój ukochany zrobił się niezwykle drażliwy. Wszystko, co powiedziałam, było nieodpowiednie, głupie albo po prostu go denerwowało. Czasem miałam wrażenie, że specjalnie szuka powodu, żeby się pokłócić. Tak jak wtedy, gdy zaprosiła nas na grilla Kasia, moja koleżanka z pracy. Razem z mężem mieszkali za miastem, więc poprosiłam Kamila, by zawiózł nas tam swoim autem. Trochę marudził, że nie będzie mógł się napić, ale w końcu się zgodził.

Jednak gdy tylko gospodarz otworzył butelkę wina, a jemu zaproponował sok, wyraźnie się zirytował. Przez dobrą godzinę chodził naburmuszony i warczał na wszystkich wokół, co było dla nich mocno niekomfortowe. W końcu powiedział coś niemiłego gospodyni, a ona zniesmaczona zwróciła mu uwagę, że źle się zachowuje. Wtedy rozpętało się piekło!

Zaczął na nią wrzeszczeć, że jak jej się coś nie podoba, to on tutaj wcale nie musi siedzieć, a właściwie to nawet nie ma na to ochoty, bo to ja go zaciągnęłam na tę beznadziejną imprezę. A potem sobie poszedł! Przeprosiłam wszystkich i pobiegłam za nim, w końcu to mój chłopak.

– Jedziesz ze mną, czy zostajesz? – spytał zły jak osa, prawie na mnie nie patrząc.

– Ale, kochanie, przecież dopiero co przyszliśmy… – próbowałam protestować.

– Nie interesuje mnie to. Nie będę tu gnił przez cały wieczór. Nawet browara nie mogę wypić – wzruszył ramionami.

– Wiesz przecież, że ja nie mam prawa jazdy.

– To trzeba było zamówić taksówkę – warknął, wsiadł do auta i… odjechał.

Zostawił mnie 20 km od domu, bez środka transportu 

– Nie martw się, Olu, Marek z Karoliną wracają przed północą, bo mają małe dziecko. Jestem pewna, że cię ze sobą zabiorą – powiedziała mi Kasia. – Ale wiesz co, nie obraź się… Ja bym się na twoim miejscu zastanowiła nad tym związkiem…

No tak, wiadomo, że tak powiedziała, bo co innego mogła powiedzieć? Ale ja nie mam zwyczaju skreślać ludzi na podstawie jednego błędu. A już na pewno nie tych, którzy przynoszą mi kwiaty, prawią komplementy i chcą ze mną stworzyć prawdziwy związek. Byłabym głupia, gdybym wypuściła kogoś takiego z rąk, prawda?

Nie ja, szara mysz, która i tak miała ogromne szczęście, że ktokolwiek zwrócił na nią uwagę. Zwłaszcza że Kamil następnego dnia do mnie zadzwonił i przeprosił za swoje zachowanie. Powiedział, że nie wie, co mu strzeliło do głowy, że zachował się jak idiota i więcej tak nie postąpi. Niestety, następnym razem, kiedy spotkaliśmy się z moimi znajomymi, znów zachował się nieodpowiednio. To było w restauracji, zamówiliśmy coś do jedzenia, było też piwo.

Z początku wszystko układało się dobrze, jednak kiedy rozmowa zeszła na temat piłki nożnej i okazało się, że kolega kibicuje innej drużynie niż Kamil, doszło między nimi do spięcia. Nie będę opisywać całej sytuacji ze szczegółami, bo do dziś wstyd mi na samą myśl o tym. Dość powiedzieć, że mój chłopak prawie pobił się z tym kolegą. Z powodu różnicy zdań!

– Uważaj! Ten twój kochaś to jakiś psychopata! Lepiej uciekaj, póki możesz! – rzucił mi tylko kolega, zanim wściekły wyszedł z knajpy. Nie minęło nawet pół roku, odkąd się zeszliśmy, a Kamil zdążył już zrazić do siebie wszystkich moich znajomych. Nikt nie chciał się z nim widywać, a ponieważ, jak sądzę, dziewczynie nie wypada wychodzić samej, bez swojego faceta, to i ja przestałam się z kimkolwiek spotykać.

Nie powiem, było mi przykro, ale co mogłam zrobić? Dopiero po tym, jak mnie uderzył, poznałam prawdę… Podczas jednej z naszych kłótni Kamila poniosło i dostałam w twarz. Nie mocno, w zasadzie trudno to nazwać uderzeniem. Bardziej szturchnięciem. W każdym razie było mu potem strasznie głupio, przepraszał mnie chyba z godzinę i płacząc, wyznał, że to wszystko przez jego problem z alkoholem.

– Nie chciałem ci mówić, kochanie, bo bałem się, że cię stracę – spojrzał mi głęboko w oczy. – Ale chyba za dużo piję. A kiedy piję, robię się nerwowy. Albo kiedy nie mogę wypić… wtedy też. Powiedział również, że od kilku lat bierze leki na sen. Bo te jego nerwy nie pozwalają mu zasnąć i wtedy robi się jeszcze bardziej pobudzony.

Nie wiem, jaki to ma związek z alkoholem, ale chyba taki, że jak pije, to nie może brać leków, jak nie bierze, to gorzej się czuje, ale jak bierze, to nie może się napić i czuje się jeszcze gorzej. Ot, zaklęty krąg. Tak czy inaczej na koniec swego wyznania przytulił mnie mocno i spytał, czy mu pomogę. Ach! Jakże mogłabym mu nie pomóc!

Czy nie od tego człowiek ma przy swoim boku kochającą kobietę, żeby wspierała go w trudnych chwilach? By, kiedy znajduje się na dnie, samotny i zapomniany przez wszystkich, ona wyciągnęła do niego pomocną dłoń?

Czułam wdzięczność, że zdecydował się na to wyznanie, było to według mnie oznaką wielkiego zaufania z jego strony. Z radością zgodziłam się go poprowadzić. Obiecałam załatwić terapię i chodzić na nią razem z nim. Niestety, nie wszyscy rozumieli moją decyzję.

– Alkoholik z problemami z agresją na psychotropach? – Kasia wytrzeszczyła oczy, kiedy jej o tym powiedziałam. – Olu, znacie się dopiero sześć miesięcy, po co się w to ładujesz?!

– Bo go kocham! – odparłam bez wahania. – Kochać to można swojego męża, a nie faceta, którego niedawno się poznało – pokręciła głową. – Nie wchodź w to, zmarnujesz sobie życie, mówię ci.

Oczywiście jej nie posłucham. Co ona tam wie! Całe życie miała powodzenie i każdy mężczyzna był na jej zawołanie. Nie ma pojęcia, jak to jest być samotną, jak bardzo potrzebuje miłości ktoś niechciany i pogardzany.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Odbiłam siostrze bliźniaczce chłopaka, który został moim mężem
Mama zawsze bardziej kochała młodszą siostrę, niż mnie
Były mąż mnie prześladował, bo nie mógł mnie mieć
Tydzień po narodzinach dziecka zorientowałam się, że nie kocham swojego faceta
Powiedział, że zanim pójdziemy do łóżka, musimy zrobić badania
Moja toksyczna matka wmawiała mi, że wszyscy mężczyźni to zło

Redakcja poleca

REKLAMA