Jeszcze na studiach, zanim się pobraliśmy, znajomi mówili o nas „stare, dobre małżeństwo”. Mieli rację. Rozumieliśmy się z Moniką bez słów, czuliśmy się doskonale w swoim towarzystwie. Ślub był naturalną konsekwencją naszej miłości. Potem oczywiście dziecko. Ani się obejrzeliśmy, a wchłonęła nas rutyna dnia codziennego. Praca, dom, syn i notoryczny brak czasu dla siebie, dla nas.
Któregoś wieczoru, gdy Franek zasnął wcześniej, a my mieliśmy jeszcze dość sił i ochoty na seks, powiedziałem:
– To dziwne. Kiedyś kryliśmy się przed rodzicami, teraz kryjemy się przed własnym dzieckiem. Życie zatoczyło krąg. Monika nie miała nastroju na egzystencjalne rozmyślania. Mruknęła coś niewyraźnie i naprowadziła moją rękę tam, gdzie chciała ją poczuć.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio się kochaliśmy
Trzy tygodnie temu? Miesiąc? Boże, miałem nadzieję, że nie zawsze już tak będzie i odnajdziemy to, co gdzieś zgubiliśmy. Bez względu na moje nadzieje i oczekiwania, życie płynęło dalej. Młody rósł, my chodziliśmy do pracy i zajmowaliśmy się domem. Czasem się kochaliśmy, ale nie było w tym dawnej namiętności. Raczej sposób na odreagowanie stresu, przebiegający według stałego schematu. Monice to chyba nie przeszkadzało, w każdym razie nic nie mówiła, ale mnie coraz bardziej czegoś brakowało.
Pewnej soboty wpadli do nas znajomi. Było miło i wesoło, trochę wypiliśmy. Nawet Kaśka, która niedawno zerwała z facetem, śmiała się i żartowała razem z nami. Najwyraźniej etap chusteczek i lodów miała już za sobą. W pewnym momencie usiadła obok mnie i zaczęła się przekomarzać. Kilka razy przelotnie położyła mi dłoń na kolanie. Niby niewinnie, niby przypadkiem, ale podziałało. Czy miała taki zamiar, czy nie, jej dotyk mnie zelektryzował.
Ciekawe, czy moja żona coś w ogóle zauważyła? Gdy znajomi już poszli, zacząłem całować Monikę. Moje usta wędrowały po jej szyi, a dłonie powoli podwijały bluzkę.
– Hm, podochociłeś się… – mruknęła.
– Tak na mnie działasz.
– Ja czy Kasia? – zapytała zaczepnie. Czyli jednak zauważyła.
– Daj spokój – odparłem, nie przerywając. Nie protestowała więcej. Niemal zdarłem z niej ubranie, sam rozebrałem się ekspresowo, po czym rzuciłem Monikę na kanapę. Nie ukrywam, była to ekscytująca odmiana od typowej łóżkowej rutyny. Szkoda tylko, że ta przyjemność trwała tak krótko.
– Mam do ciebie pytanie – odezwała się, gdy ochłonęliśmy. – I odpowiedz szczerze.
– Słucham.
– Masz czasem ochotę na inne kobiety?
Przez chwilę milczałem, bo mnie zatkało. No, ale skoro chciała szczerej odpowiedzi…
– Po kilkunastu latach każdy chyba czasem ma ochotę na jakąś odmianę. Poza tym spójrz na nasze życie erotyczne.
Spojrzała. Nie było szczególnie ogniste, ale dla niej wystarczające. Ja zawsze miałem większe potrzeby i lubiłem różne rzeczy, na które Monika rzadko wyrażała ochotę. Alkohol wzmaga szczerość.
– Myślałaś czasem o tym? – rzuciłem.
– O czym? – nie zrozumiała.
– O zmianie. O innych facetach.
– Sam powiedziałeś, że po tylu latach…
– Co byś powiedziała na… – urwałem, bo pewnych słów nie da się cofnąć, a pewnych propozycji nie można już wymazać.
– Na co? Jak zacząłeś, to dokończ – naciskała. – No, wyrzuć to z siebie.
Otwarte małżeństwo
Zaczerpnąłem powietrza.
– No dobrze, więc kusi mnie mały eksperyment. Co myślisz o otwartym małżeństwie? – wypaliłem. – No wiesz…
– Wiem! – ucięła ze złością. – Chcesz chodzić do łóżka z innymi kobietami?
Naprawdę się wściekła. Zrobiła mi karczemną awanturę, nie przebierając w słowach. W końcu się wykrzyczała i poszła spać. Ja zostałem na kanapie. Później mi powiedziała, że nie mogła zasnąć.
– Myślałam o twojej bezczelnej, absurdalnej propozycji, o dłoni Kaśki na twoim kolanie. Nie mam wątpliwości, że to właśnie Kaśka cię tak rozpaliła i tak naprawdę z nią się kochałeś, nie ze mną – oznajmiła.
– Monia… to nie tak – zaoponowałem bez większego przekonania.
– Przestań. Mówię, jak było. Poza tym… – uśmiechnęła się zawadiacko. – Hm, wiesz, mam w pracy kilku przystojnych kolegów i czasem rzeczywiście wyobrażam sobie różne rzeczy… No, ale żeby tak naprawdę, w rzeczywistości? Co innego marzenia, co innego ich realizacja w praktyce.
„Jest dobrze – pomyślałem. – Wahała się, ale w ogóle wzięła to pod uwagę”. Dałem jej kilka dni i wróciłem do szalonej koncepcji, która nie dawała mi spokoju. Po prostu nie mogłem przestać o tym myśleć.
– Zastanawiałaś się nad tym moim bezczelnym pomysłem? – któregoś dnia przy śniadaniu posłałem jej miły uśmiech, jakby chodziło o propozycję wyjazdu na wakacje, a nie o oficjalną zgodę na skoki w bok. Spojrzała na mnie zdumiona.
– Ty tak na serio? Mógłbyś to zrobić?
– Nie dowiem się, póki nie spróbuję.
– A masz wielką ochotę spróbować, tak?
– Tak, mam – wyznałem po prostu. Sądząc po jej minie, nie była zachwycona.
– Czy ja ci nie wystarczam? – padło pytanie, które musiało paść.
– Nie o to chodzi.
– Więc o co?
– O… jakąś odmianę. Dreszczyk emocji. Poza tym oboje wiemy, że nie lubisz tego co ja, a ja nie chcę cię zmuszać.
Wracałem do sprawy co kilka dni
.Nie naciskałem, ale wywierałem stałą, delikatną presję. Aż wreszcie usłyszałem:
– Jeśli się zgodzę… Wiesz, że to działa w dwie strony, prawda? – spytała.
Jeśli chciała mnie w ten sposób powstrzymać, to nie udało jej się.
– Oczywiście – odparłem spokojnie.
– Zatem spróbujmy.
Ustaliliśmy zasady. Przede wszystkim nie sprowadzamy partnerów do domu. Poza tym nie będziemy spotykać się z nikim bez wiedzy drugiej strony. Pomyśleliśmy też, że dobrze by było, aby nasze „randki” odbywały się w tym samym czasie. Znalazłem portal, na którym osoby samotne i pary szukały urozmaicenia. Tak jak my. Założyliśmy konta, osobno, ale obydwoje zaznaczyliśmy, że żyjemy w otwartym małżeństwie. Powrzucaliśmy zdjęcia z zasłoniętymi twarzami. Wybraliśmy fotki z wakacji: Monika na plaży w bikini, ja w kąpielówkach. Na wielu portalach widzieliśmy ludzi „chwalących się” na zdjęciach profilowych pełną nagością, ale nas to nie interesowało.
Monika nie musiała długo czekać. W godzinę została dosłownie zalana wiadomościami od napalonych facetów.
– Kurczę, popatrz na to! – zawołała mnie i pokazała swój profil. – Penis na penisie, a w wiadomościach jedno hasło odmieniane przez wszystkie przypadki.
– Przynajmniej masz powodzenie – wtrąciłem. – Ja się muszę chyba bardziej postarać, bo na razie mnie żadna nie chce. Zachichotała, jakbym powiedział świetny żart. A potem dostałem kuksańca.
– Nie narzekaj. Zresztą liczy się jakość, nie ilość. Co mi po bandzie narcystycznych głupków, nie mających pojęcia o potrzebach kobiety. Wystarczy jeden, a znający się na rzeczy – poruszyła kusząco brwiami.
Bałem się, że będzie skrępowana, ale o dziwo, kiedy już zaczęła ze mną tę grę, zdawała się całkiem dobrze bawić. W końcu napisał do niej ktoś, kto ją zainteresował. Nie miał wśród swoich zdjęć przyrodzenia, zaprezentował się w garniturze. Trochę starszy od Moniki, całkiem przystojny, dobrze zbudowany. No i pisał sensownie. Zaczęli korespondować. Do mnie również uśmiechnęło się szczęście. Brunetka tuż po trzydziestce odpowiedziała na moją wiadomość. Przedstawiła się jako Justyna.
Pisaliśmy do siebie codziennie. Zdradziła, że od miesiąca jest w separacji i brakuje jej męskiego dotyku.
– Chyba znalazłem – powiedziałem żonie. Przyszła do pokoju, spojrzała na monitor.
– Niezła – przyznała. – Umówiłeś się już?
– Właśnie mam zamiar.
– Dobrze. Ja też. Niech będzie sobota.
Załatwiliśmy opiekunkę dla Franka i w sobotę, życząc sobie dobrej zabawy, udaliśmy się na nasze „randki”. Umówiłem się z Justyną w kawiarni. Jechałem tam z mocno bijącym sercem i głową pełną szalonych myśli. Już na mnie czekała. Wcześniej wymieniliśmy się zdjęciami, więc poznałem ją bez trudu. Może nie była pięknością, ale miała w sobie coś intrygującego. Czarne loki opadały zalotnie na czoło, czerwone usta uśmiechały się nieśmiało i kusząco zarazem. Przywitaliśmy się, zamówiliśmy po kawie.
Byłem zdenerwowany jak nastolatek na pierwszej randce
Ona chyba też. Bawiła się spodkiem, zawijała pasmo włosów na palec i mrużyła oczy, zerkając na mnie z tym niewinno-grzesznym uśmiechem. Pojawiła się chemia. W końcu zdobyłem się na odwagę.
– Wynająłem pokój – powiedziałem.
– Więc prowadź – odparła. Zawiozłem ją do małego hoteliku na obrzeżach miasta. Ledwo zamknęły się za nami drzwi, zaczęliśmy się całować. Po ponad dekadzie małżeństwa i kilku latach narzeczeństwa całowałem inną kobietę. To przyprawiało o zawrót głowy. Wplotła palce w moje włosy, przyciągnęła do siebie jeszcze bliżej i pogłębiła pocałunek. Najwyraźniej jej też się podobało.
Moje ręce ożyły. Błądziły po plecach Justyny, jej talii, pośladkach, udach. Złapałem rąbek spódnicy i podciągnąłem, odsłaniając pończochy z koronkowym pasem. Założyła je dla mnie, bo napisałem, że to lubię. Pochyliłem się i wziąłem ją na ręce. Roześmiała się, zaskoczona i zadowolona. Położyłem ją na pościeli. Nie spuszczając z niej wzroku, zacząłem się rozbierać.
– Nie tracisz czasu – wymruczała. Usiadła i rozpięła mi rozporek. Zdjąłem jej bluzkę i uwolniłem piersi ze stanika. Pocałowałem, najpierw jedną, potem drugą.
– Zostaw, proszę… – szepnąłem, widząc, że chce zdjąć szpilki. Uniosła brew, ale została w butach. Tak, właśnie tak, chciałem ją w pończochach i szpilkach. Ot, taka męska fantazja, której Monika nie lubiła spełniać, bo twierdziła, że czuje się jak dziwka.
„Nie teraz” – upomniałem sam siebie. Przegnałem myśli o żonie i skupiłem się na Justynie. Kochaliśmy się tej nocy kilka razy. W przerwach rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Było intymnie, naturalnie i ekscytująco zarazem, cudownie. Rankiem, gdy się ubrała, chwyciła mój telefon. Wcisnęła kilka klawiszy i po chwili z jej torebki dobiegł dźwięk dzwonka.
– Masz teraz mój numer – powiedziała z uśmiechem. – A ja twój.
Wracałem do domu zmęczony, ale szczęśliwy. Byłem ciekaw, jak wyglądała randka Moniki. Czy zechce mi o niej opowiedzieć? Czy zapyta o moje wrażenia? Nie miałem pewności, ile zdradzę. To zależy. Nie chciałem się przechwalać ani jej dołować, gdyby jej przygoda okazała się mniej udana. Zobaczymy, zdecyduję, jak ją zobaczę.
Gdy wróciłem do domu, Monika już była. Siedziała w kuchni. Już po jej minie poznałem, że nie poszło zbyt dobrze.
– Nie mogłam – powiedziała. – Chciałam, ale nie potrafiłam. Gdy stanęłam przed nim, dotarło do mnie, że to nie jest gra, jakaś zabawa w internecie, że to dzieje się naprawdę. Nie mogłam. Uciekłam, gdy mnie dotknął.
Czyli była w domu całą noc, podczas gdy ja…
Całą radość z fantastycznego seksu zastąpiło dojmujące poczucie winy.
– Przepraszam – powiedziałem.
– Nie przepraszaj. W końcu się zgodziłam. Po prostu więcej tego nie róbmy, dobrze? Proszę cię. Nie róbmy tego.
Gorycz w jej głosie sprawiła, że chciało mi się wyć. Kac moralny mnie dobijał. I to podwójnie, bo wiedziałem, że jej nie posłucham. Zrobię to znowu. Za jej plecami, łamiąc jedną z zasad. Zaryzykuję, bo pokusa była za silna. Nawet zdając sobie sprawę z konsekwencji, gdyby się wydało, zaryzykuję. Już teraz planowałem powtórkę. Pewnych drzwi nie należy otwierać. Pewnych słów nie wolno wypowiadać, a pewnych propozycji lepiej nigdy nie składać. Bo kto raz przekroczy granicę, może nie być już odwrotu. Dla mnie nie było.
Zasmakowałem w tym, co się wydarzyło w hotelu pokojowym między mną, a Justyną. Zasmakowałem w schadzce bez zobowiązań, w namiętności bez zahamowań i pruderii. Uwiodła mnie czysta radość z seksu.
– Skasujmy nasze konta na tym przeklętym portalu – poprosiła Monika.
– Dobrze, kochanie.
– I nie zrobimy tego nigdy więcej.
– Oczywiście – skłamałem.
Czytaj także:
Moja synowa to znana ginekolożka, która ma problemy z własną płodnością
Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa, ale i tak nie mam spokoju
Próbowałam żyć w chorym trójkącie - ja, Adam i jego matka