„Nakryłam szefa z kochanką. Nie doniosłam, bo na moim koncie co miesiąc przybywa kilka tysięcy”

pewna siebie kobieta fot. Getty Images, Westend61
„– To wszystko może zostać między nami. Marta jest w ciąży i nie ma co denerwować jej głupotami – powiedział. – Ja sowicie wynagrodzę twoje milczenie. Dostaniesz pensję wyższą o trzy tysiące. Jeśli wszystko będzie w porządku i nie będziesz zbyt wścibska, co miesiąc na twoim koncie pojawi się także dodatkowa premia – dodał”.
/ 10.04.2024 07:15
pewna siebie kobieta fot. Getty Images, Westend61

Do firmy G. trafiłam tuż po studiach. Skończyłam kulturoznawstwo. Interesuję się teatrem, kocham malarstwo, uwielbiam śledzić nowości filmowe. Wydawało mi się, że ten kierunek otworzy przede mną nowe horyzonty. Nie chciałam słuchać rodziców, którzy powtarzali, że powinnam wybrać coś bardziej praktycznego.

Chciałam robić to, co lubiłam

– Jesteś dobra z przedmiotów ścisłych, profesorka od biologii zawsze cię chwali. Może powinnaś wybrać farmację albo fizjoterapię? Teraz kierunki medyczne są w cenie. Społeczeństwo się starzeje i za rehabilitację ludzie płacą naprawdę krocie. A ty uparłaś się na to kulturoznawstwo. Co niby zamierzasz po nim robić? – biadoliła mama.

– Przecież wiesz, że jestem redaktorką naczelną szkolnej gazetki, prowadzę kółko teatralne. Ja jestem humanistką, nie odnajdę się w szpitalnym gabinecie – tłumaczyłam jej, ale czułam się, jakby moje słowa odbijały się od niewidzialnej szyby.

Okazało się, że studia rzeczywiście były super. Spotkałam tam ludzi podobnych do mnie, którzy z równą pasją interesowali się awangardowym kinem i znali wszystkie najnowsze premiery teatralne w naszym mieście. Niestety po obronie dyplomu zaczęły się schody.

Dotychczas dorabiałam sobie w niewielkiej knajpce, a swoje aspiracje zaspokajałam podczas bezpłatnych staży i organizowania wydarzeń na uczelni. Teraz musiałam na poważnie zastanowić się nad pracą, która pozwoli mi samodzielnie utrzymać się w P. A ceny pokoi, nie mówiąc już o kawalerkach, były ogromne.

Długo nie mogłam znaleźć dobrej pracy

Po wysłaniu mnóstwa CV, obejściu wszystkich instytucji związanych z kulturą w mieście i odrzuceniu propozycji z lokalnej biblioteki w moim rodzinnym miasteczku, trafiłam wreszcie do firmy prowadzonej przez Piotra – tak mój przyszły szef kazał się do siebie zwracać.

Do rodziców nie chciałam wracać, ale nie chciałam też przez kolejne lata wynajmować pokoju w mieszkaniu studenckim i żyć od pierwszego do pierwszego. Tutaj otrzymałam propozycję pracy na stanowisku asystentki, całkiem atrakcyjną pensję i fajne bonusy. Prywatne ubezpieczenie medyczne, karnet na basen i siłownię, dopłatę do lunchu w biurowej stołówce.

– Czasami, gdy akurat kończymy projekt, trzeba zostać po godzinach lub przyjść w sobotę. Ale doceniamy ciężką pracę i za każdą dodatkową godzinę płacimy dobrą stawkę. Zaangażowani pracownicy mogą także liczyć na premie – przyszły szef tłumaczył mi podczas rozmowy kwalifikacyjnej.

Byłam na właściwym miejscu

Szybko podpisałam umowę i rozpoczęłam swoją karierę w firmie zajmującej się outsourcingiem IT. Nieco obawiałam się, czy poradzę sobie w tym środowisku, ale kadrowa rozwiała moje wątpliwości.

Piotr szukał do sekretariatu kogoś komunikatywnego i o szerokich horyzontach. Wiesz, jacy są ci wszyscy programiści – mrugnęła okiem. – Często piszą genialne programy, ale strach wypuścić ich do klienta, bo w ogóle nie umieją nawiązywać kontaktów międzyludzkich– zaczęła się śmiać i zaprosiła mnie na wspólny lunch.

Nasza firma nie była jakąś korporacją. Ot, rodzinne przedsiębiorstwo, które wstrzeliło się w potrzeby rynku, zdobyło portfel fajnych klientów i teraz dość prężnie się rozwijało, podpisując kontrakty z coraz większą liczbą liczących się na rynku marek.

Po okresie próbnym, szef zaprosił mnie na rozmowę.

– Jestem zadowolony z twojej pracy – zgodnie z polityką firmy wszyscy mówiliśmy sobie na ty. – Podpiszemy umowę na stałe i damy ci niewielką podwyżkę. Gdy dalej wszystko będzie w porządku, możesz liczyć także na drobne premie. Dokumenty do podpisania czekają w dziale kadr – dodał.

Dobrze odnalazłam się w biurze i doszłam do wniosku, że na razie nie będę szukać niczego w zawodzie. Nie oszukujmy się, kultura w Polsce jest niedofinansowana i w żadnej państwowej czy samorządowej placówce nie mogłabym liczyć na takie pieniądze jak tutaj. A to, że w mojej umowie widnieje stanowisko asystentki? A jaki to niby problem?

Poznałam sytuację rodzinną szefa

Ceniłam szefa i uważałam go za fajnego, uczciwego człowieka. Widać było, że kocha swoją pracę, zależy mu na rozwoju firmy i wyższych zarobkach, ale jednocześnie potrafi docenić zaangażowanie pracowników.

Jako asystentka szybko dowiedziałam się co nieco także o jego życiu prywatnym. Piotr miał 37 lat, żonę i ośmioletnie bliźniaczki. Marta czasami wpadała z dziewczynkami do firmy i wspólnie jechali z mężem na zakupy, do kina, lekarza czy w inne miejsca. Widać było, że Piotr kocha córeczki, ale był na tyle zajętym człowiekiem, że nie zawsze miał dla nich czas.

Pewnego razu żona mojego szefa, czekająca tuż obok mojego boksu aż ten skończy spotkanie z ważnym klientem, pożaliła się na niego.

– Ten mój Piotrek to całkowicie zatracił się w pracy. Kiedyś był inny, miał szalone pomysły. Nawet z maluchami byliśmy w stanie spakować się w piątek wieczorem i jechać w góry. Teraz dziewczynki są starsze, potrzebują taty i chętnie zorganizowałabym dla nas jakiś rodzinny wypad, ale wiecznie nie ma na to czasu – powiedziała ze smutkiem w głosie.

Natychmiast jednak się zreflektowała i zmieniła temat na bardziej neutralny. No tak, byłam przecież całkiem obcą osobą.

W sumie nie wiedziała jednak, że to ja zamawiam kwiaty czy prezenty na jej urodziny, imieniny teściowej, Dzień Dziecka czy nawet Walentynki. Piotrowi było tak wygodniej, a ja nie narzekałam na ten dodatkowy obowiązek. Zwłaszcza, że pod koniec miesiąca zawsze mogłam liczyć na premię z tego tytułu.

Ułożyłam swoje życie

W międzyczasie poznałam Maćka, z którym wspólnie wynajęliśmy mieszkanie. Czas mijał, moja sytuacja w firmie się stabilizowała, a my z moim chłopakiem poważnie zaczęliśmy myśleć o ślubie. Tuż po skromnym weselu, postanowiliśmy wziąć kredyt i kupić własne mieszkanie.

Wreszcie będziemy mieć swój dom. Nie żadne wynajmowane kawalerki za krocie, ale własne cztery ściany. Wyobraź sobie: każdy drobiazg będzie dokładnie taki, o jakim marzymy. Od kolorów ścian przez meble aż po obrazy na ścianie – ekscytowałam się zachwycona wizją naszego przyszłego gniazdka.

Przy pewnym wsparciu finansowym rodziców i teściów, udało się nam zebrać potrzebny wkład własny i bank przyznał nam kredyt. Kupiliśmy trzypokojowe mieszkanie w ładnym bloku – z myślą o późniejszym powiększeniu rodziny. Jednak remont i urządzanie lokum od zera to prawdziwa studnia bez dna. Szybko przekonaliśmy się, że musimy naprawdę się postarać, aby wystarczało nam na ratę, bieżące rachunki, nowe wyposażenie i odkładanie czegoś na przyszłość.

Przyłapałam szefa z kochanką

I właśnie wtedy doszło do tego incydentu, przez który całkowicie zaczęłam inaczej patrzeć na szefa. Pewnego dnia zapomniałam dokumentów, które chciałam jeszcze przejrzeć w domu. Wróciłam do biura przekonana, ze jest puste i zastałam Piotra z Agnieszką – blond lalunią z długimi nogami i innymi walorami.

Wszyscy w firmie podśmiewali się, że szef przyjął ją na piękne oczy albo zgoła coś innego, bo wiedzą i doświadczeniem zawodowym ta dziewczyna nie grzeszyła. Myślałam jednak, że to jedynie złośliwe komentarze roznoszone przez biurowe plotkary.

Okazało się, że Aga rzeczywiście była kochanką szefa i tylko, dlatego trafiła do naszego działu Help Desk z pensją, która znacznie przewyższała moje pobory. W pierwszej chwili miałam ochotę pobiec do jego żony i donieść jej o tym, co widziałam. Zwłaszcza, że cały czas przed oczami miałam jego małe córeczki wpatrzone w tatę z nadzieją, że dzisiaj wreszcie będzie miał dla nich czas.

Zapłacił za moje milczenie

Piotr jednak doskonale wyczuł, co chcę zrobić, bo następnego dnia jasno wyłożył mi, o co mu chodzi.

– Słuchaj Sandra, dobrze mi się z tobą pracuje i nie chcę, żeby ten wczorajszy incydent coś zmienił. Wiem, co widziałaś i nie będę cię przekonywał, że to była jednorazowa akcja czy błąd. To są wyłącznie moje prywatne sprawy, do których ty nic nie masz. Jasne, możesz pobiec teraz do mojej żony i wszystko jej powiedzieć. Ale ja wszystkiego się wyprę, a ona najpewniej ci i tak nie uwierzy – mówił, a ja szeroko otwierałam oczy.

Gdy zobaczył, że milczę, kontynuował:

– To wszystko może zostać między nami. Marta jest w ciąży i nie ma co denerwować jej głupotami – powiedział. – Ja sowicie wynagrodzę twoje milczenie. Dostaniesz pensję wyższą o trzy tysiące. Jeśli wszystko będzie w porządku i nie będziesz zbyt wścibska, co miesiąc na twoim koncie pojawi się także dodatkowa premia – dodał.

To mi się opłacało

– A co, gdy nie przyjmę tej propozycji? – wydukałam z wahaniem.

– Dobrze wiesz, co wtedy. Wtedy zrobię wszystko, żebyśmy się pożegnali, a ty będziesz musiała szukać sobie nowej pracy – jego głos był beznamiętny i w ogóle nie przypominał tego przyjaznego faceta, którego dotychczas znałam i tak ceniłam.

Szybko przeanalizowałam moją sytuację. Spłacaliśmy z mężem kredyt, potrzebowaliśmy pieniędzy na wykończenie mieszkania, mój samochód się sypał, nie mieliśmy praktycznie żadnych oszczędności. Wkrótce będziemy chcieli zostać rodzicami. Potrzebuję stałej pracy i dobrej pensji. A te dodatkowe pieniądze na pewno nam się przydadzą.

Pokiwałam głową i powiedziałam, że jutro zgłoszę się do działu kadr. Szef jedynie się uśmiechnął i wrócił do studiowania tabeli na ekranie swojego komputera.

Czytaj także: „Mąż po 50-tce zaczął szaleć. Nie mogłam patrzeć, jak podrywa kolejne panienki, żeby poczuć się męski”
„Dla męża byłam do tańca i do różańca, dopóki mnie nie zdradził. Wtedy pogoniłam go do mamusi”
„Jan traktował mnie jak kryzysową narzeczoną. Gdy pokłócił się z żoną, przybiegał do mojego łóżka, abym go pocieszała”

 

Redakcja poleca

REKLAMA